Z całą pewnością więc ujawnianie danych personalnych, z wyraźną intencją zemsty, jest metodą nieetyczną. Ale czyż reżim Łukaszenki jest etyczny? Czy z barbarzyńcą można w ogóle walczyć za pomocą etycznych metod? Odpowiedź nie jest ani łatwa, ani jednoznaczna. Absolutysta moralny powie, że ponieważ pewne wartości i normy mają charakter obiektywny, niezależny od sytuacji i ocen – tedy nigdy nie można ich naruszać. Relatywista powie „to zależy". Zależy od kontekstu, sytuacji, warunków historycznych, wiedzy tego, kto ocenia; nie ma bowiem norm, których należy przestrzegać w każdej sytuacji i niezależnie od kontekstu.
Jestem relatywistką: oceniając, waham się i przyglądam się kontekstowi. Zastanawiam się, jak tę sytuację oceniłby Kant, a jak utylitarysta, co do powiedzenia miałby katolik, a co zwolennik etyki cnoty. Jest bowiem wiele systemów i stanowisk etycznych, wiele racji, które trzeba rozważyć. Jakie konsekwencje pociągnie za sobą dane zachowanie i jak ono wpłynie na różnych ludzi. Co je usprawiedliwia? Czy jest rzeczywiście konieczne i czy nie mam innych metod?
Tymczasem „bycie relatywistą" to, w oczach opinii publicznej, rzecz straszna. Samo słowo „relatywizm” zrobiło w ciągu ostatnich dwudziestu lat ogromną negatywną karierę. Z całkiem niewinnego stało się odpowiednikiem wszelkich potępień. Już Jan Paweł II przestrzegał przed potwornościami „relatywizmu”, mieszając go z błotem, czyli liberalizmem. Relatywizm brzmi dziś równie strasznie jak nihilizm, feminizm czy – nie daj Boże – pornografia. Bycie relatywistą to jak bycie kryminalistą, ateistą czy kobietą samotną (obiekt również nieakceptowany społecznie).
Właściwie dlaczego? Relatywizm to stanowisko, które uznaje różne punkty widzenia, różne systemy wartości i różne sposoby interpretacji faktów. Każdy naukowiec, badacz kultury czy socjolog jest relatywistą w sensie poznawczym. Gdyby przyjął wyłącznie jeden punkt widzenia lub tylko jeden uznał za słuszny, jego badania pozbawione byłyby wartości. Można nawet powiedzieć, że pewna forma relatywizmu stanowi wymóg etyczny każdych badań naukowych. Relatywizm jest zbawienny w dziedzinie estetyki. Jakiż straszny byłby świat, gdyby panował na nim jeden kanon piękna! Oczywiście, co innego, jeśli chodzi o standardy etyczne! Chcielibyśmy, by wszędzie respektowane były te same, ale przecież nawet te najbardziej podstawowe, jak szacunek dla życia, własności, prawdy, normy uczciwości, obietnicy, nigdzie nie mają charakteru absolutnego. Zawsze można je zawiesić. Aniekiedy nawet trzeba, by ochronić dobra, w danym momencie ważniejsze.
Leszek Kołakowski w jednym ze swoich esejów pisał, że świat jest pełen dziur; zatykając jedną, pozostawiamy inne, zatykając inną, wiemy, że ciągle zostało coś jeszcze do zatkania. Przekonanie absolutysty, że „niech się stanie sprawiedliwość, choćby zginąć miał świat", nie zawsze bywa słuszne i sprawiedliwe. Przekonanie relatywisty, że wszelkie normy są względne, nie prowadzi do unicestwienia sprawiedliwości czy moralności. A świat – jak do tej pory – miał się zawsze lepiej pod rządami relatywistów niż absolutystów. I to jest być może jedna z nielicznych prawd, które relatywista uznaje za nienaruszone.
A wracając do metod działania białoruskiej opozycji: nie potępiam, choć wiem, że naruszają ważne standardy moralne i cywilizacyjne.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.