Kiedy ojciec Rydzyk powiada, że Polską nie rządzą Polacy, to naturalnie odpowiedź, której nikt nie powie głośno, brzmi: „Polską rządzą Żydzi”.
Czegóż tu się czepiać? Przecież podobno niemal wszyscy czasem pomyślą ze szczyptą ironii, że wszystkiemu są winni Żydzi. Nie mówimy tego, potępiamy takie myślenie, bo nauczyliśmy się, do jakich prowadzi konsekwencji i jak jest bezgranicznie obrzydliwe. Czy jednak naprawdę? Czy dowody antysemityzmu, jakie przytaczają historycy, należą do przeszłości? Nie wierzę, bo wciąż słyszę wokół siebie takie prawie niewinne pytania: „czy on, no wiesz…?", albo: „jaki ma dziwny nos i ciemne oczy… czy?”. Tego w Polsce, jak w żadnym innym społeczeństwie zachodnim, całkiem uniknąć się nie da, chociaż polityczna poprawność i autentyczne przeżycia poważnie zmniejszyły przyzwolenie na otwarty antysemityzm. Otwarty – tak, ale podskórny – nie. Wiemy jednak na ten temat wiele i możemy się starać walczyć z obyczajowym i kulturowym antysemityzmem. Zupełnie inaczej sprawy się mają z antysemityzmem politycznym.
Kiedy ojciec Rydzyk powiada, że Polską nie rządzą Polacy, a jego zwolennicy w PiS (Adam Hofman) rechoczą, to naturalnie odpowiedź, której nikt nie powie głośno, brzmi: „Polską rządzą Żydzi". Byłoby to kompletnie idiotyczne, gdyby nie historia i konsekwencje antysemityzmu politycznego, a dokładnie: antysemityzmu politycznego używanego do walki wyborczej w systemie demokratycznym.
Historia antysemityzmu politycznego w demokracji jest niedługa, bo historia demokracji jest krótka i burzliwa. Jednak w Polsce jesteśmy pod tym względem w czołówce, bo doskonale zrozumiał skuteczność tego narzędzia już Roman Dmowski (skądinąd wybitny polityk), w czasie wyborów do pierwszej Dumy po 1905 r. Posłużył się antysemityzmem do walki o głosy i wygrał. Identyczna historia nieco wcześniej przydarzyła się w Austrii, kiedy Franciszek Józef zezwolił na demokratyczne wybory burmistrza Wiednia. Wiedeńczycy trzykrotnie wybrali Karla Luegera (który był potem dobrym burmistrzem) i cesarz trzykrotnie odmawiał zaakceptowania go, gdyż nienawidził antysemitów, a Lueger wygrywał głównie dzięki propagandzie antysemickiej. W końcu po czwartym wygranym głosowaniu nawet Franciszek Józef ustąpił.
Od tamtych czasów mamy setki przykładów stosowania politycznego antysemityzmu w demokracji, chociaż na ogół mniej drastycznych, ale nie mniej niebezpiecznych. Bo skoro sięga się po takie metody propagandy wyborczej, to mniema się, że są skuteczne, i niestety mniema się często słusznie. Pamiętam kampanię prezydencką Wałęsa – Mazowiecki, kiedy to posługiwano się argumentem, że Mazowiecki, no wie pan… Pamiętam też kampanię mojej żony na radną u nas na wsi, kiedy użyto identycznego argumentu. Antysemici byli pewni skuteczności swojego działania.
Nie chodzi mi o poglądy nikczemnych ludzi, lecz o to, że we współczesnym świecie takie wypowiedzi zaczynają mieć własne życie. Ponieważ media bez zrozumienia i potępienia, a czasem z dowcipem tyle o tym mówią, ludzie łatwo pomyślą: „Polską wprawdzie nie rządzą Żydzi, ale do pewnego stopnia… w pewnym sensie…". Demokracja to dla takich ludzi burdel, w którym wszystko wolno mówić. A my chcemy, żeby demokracja była szlachetnym powołaniem jednostki.
Naturalnie, w demokracji w trakcie walki wyborczej partie i politycy często odwołują się do niskich instynktów, a trafić do tego, co w człowieku złe – łatwo. Potępiamy tak postępujących polityków, właśnie dlatego PiS jest dla mnie obrzydliwe. Jednak między odwoływaniem się do ludzkiej niskości a antysemityzmem politycznym jest przepaść. Przepaść ta polega na tym, że jest różnica między głupimi a mądrymi, ale nie ma różnicy między rasami, a w każdym razie różnica taka w demokracji nie istnieje. Ten zatem, kto mówi, że Polską nie rządzą Polacy, podkopuje nie tylko moralność publiczną, ale i samą demokrację.
Nie rozumiem tylko, dlaczego nie spotyka się z powszechnym potępieniem ludzi prawych i prawych mass mediów. Otóż jedni uważają to za margines, inni za znane już nam dobrze zachowania ojca Rydzyka, trzeci za jeszcze jedną informację specjalnie się niewyróżniającą w morzu plugastwa. Mylicie się! Antysemityzm polityczny wyróżnia się w oceanie złych demokratycznych obyczajów. Demokracja z założenia nie powstała dla ludzi doskonałych, dla aniołów – powstała po to, żebyśmy sami sobą rządzili i przy tej okazji traktowali się z minimalnym wzajemnym respektem. Demokracja bez przestrzegania reguł szacunku i praw człowieka nie ma sensu.
Wbrew wielu prorokom demokratycznego kryzysu masy, które naturalnie nie są światłe i mądre, bo być nie mogą, nie stanowią największego zagrożenia dla demokracji. To nie tyrania większości nam grozi, ale podłość mniejszości. Antysemityzm polityczny trzeba potępiać jasno i bez wahania dlatego właśnie, że jest narzędziem używanym przez mniejszość, ale przez mniejszość, której nieraz większość się posłuchała i może jeszcze się posłuchać.
Kiedy ojciec Rydzyk powiada, że Polską nie rządzą Polacy, a jego zwolennicy w PiS (Adam Hofman) rechoczą, to naturalnie odpowiedź, której nikt nie powie głośno, brzmi: „Polską rządzą Żydzi". Byłoby to kompletnie idiotyczne, gdyby nie historia i konsekwencje antysemityzmu politycznego, a dokładnie: antysemityzmu politycznego używanego do walki wyborczej w systemie demokratycznym.
Historia antysemityzmu politycznego w demokracji jest niedługa, bo historia demokracji jest krótka i burzliwa. Jednak w Polsce jesteśmy pod tym względem w czołówce, bo doskonale zrozumiał skuteczność tego narzędzia już Roman Dmowski (skądinąd wybitny polityk), w czasie wyborów do pierwszej Dumy po 1905 r. Posłużył się antysemityzmem do walki o głosy i wygrał. Identyczna historia nieco wcześniej przydarzyła się w Austrii, kiedy Franciszek Józef zezwolił na demokratyczne wybory burmistrza Wiednia. Wiedeńczycy trzykrotnie wybrali Karla Luegera (który był potem dobrym burmistrzem) i cesarz trzykrotnie odmawiał zaakceptowania go, gdyż nienawidził antysemitów, a Lueger wygrywał głównie dzięki propagandzie antysemickiej. W końcu po czwartym wygranym głosowaniu nawet Franciszek Józef ustąpił.
Od tamtych czasów mamy setki przykładów stosowania politycznego antysemityzmu w demokracji, chociaż na ogół mniej drastycznych, ale nie mniej niebezpiecznych. Bo skoro sięga się po takie metody propagandy wyborczej, to mniema się, że są skuteczne, i niestety mniema się często słusznie. Pamiętam kampanię prezydencką Wałęsa – Mazowiecki, kiedy to posługiwano się argumentem, że Mazowiecki, no wie pan… Pamiętam też kampanię mojej żony na radną u nas na wsi, kiedy użyto identycznego argumentu. Antysemici byli pewni skuteczności swojego działania.
Nie chodzi mi o poglądy nikczemnych ludzi, lecz o to, że we współczesnym świecie takie wypowiedzi zaczynają mieć własne życie. Ponieważ media bez zrozumienia i potępienia, a czasem z dowcipem tyle o tym mówią, ludzie łatwo pomyślą: „Polską wprawdzie nie rządzą Żydzi, ale do pewnego stopnia… w pewnym sensie…". Demokracja to dla takich ludzi burdel, w którym wszystko wolno mówić. A my chcemy, żeby demokracja była szlachetnym powołaniem jednostki.
Naturalnie, w demokracji w trakcie walki wyborczej partie i politycy często odwołują się do niskich instynktów, a trafić do tego, co w człowieku złe – łatwo. Potępiamy tak postępujących polityków, właśnie dlatego PiS jest dla mnie obrzydliwe. Jednak między odwoływaniem się do ludzkiej niskości a antysemityzmem politycznym jest przepaść. Przepaść ta polega na tym, że jest różnica między głupimi a mądrymi, ale nie ma różnicy między rasami, a w każdym razie różnica taka w demokracji nie istnieje. Ten zatem, kto mówi, że Polską nie rządzą Polacy, podkopuje nie tylko moralność publiczną, ale i samą demokrację.
Nie rozumiem tylko, dlaczego nie spotyka się z powszechnym potępieniem ludzi prawych i prawych mass mediów. Otóż jedni uważają to za margines, inni za znane już nam dobrze zachowania ojca Rydzyka, trzeci za jeszcze jedną informację specjalnie się niewyróżniającą w morzu plugastwa. Mylicie się! Antysemityzm polityczny wyróżnia się w oceanie złych demokratycznych obyczajów. Demokracja z założenia nie powstała dla ludzi doskonałych, dla aniołów – powstała po to, żebyśmy sami sobą rządzili i przy tej okazji traktowali się z minimalnym wzajemnym respektem. Demokracja bez przestrzegania reguł szacunku i praw człowieka nie ma sensu.
Wbrew wielu prorokom demokratycznego kryzysu masy, które naturalnie nie są światłe i mądre, bo być nie mogą, nie stanowią największego zagrożenia dla demokracji. To nie tyrania większości nam grozi, ale podłość mniejszości. Antysemityzm polityczny trzeba potępiać jasno i bez wahania dlatego właśnie, że jest narzędziem używanym przez mniejszość, ale przez mniejszość, której nieraz większość się posłuchała i może jeszcze się posłuchać.
Więcej możesz przeczytać w 27/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.