POCZTÓWKA Z CHRYSTUSEM STOJĄCYM W POLU
Niedaleko od nas stoi słynny Chrystus, co miał tego z Rio przelicytować. Znamy go z telewizji, bo mniej lub bardziej ironicznie pokazywały go wszystkie stacje telewizyjne. Ale ujęcia wycelowane w pomnik zwykle pomijały to, co wokół. A to właśnie „wokół" dopełnia się dramat. Chrystus – mocno przypominający piastowskiego księcia – stoi na kupie gruzu, która ponoć może się osunąć.
Wokół klepisko i rachityczne drzewka, które tworzyć miały alejki. Ale drzewka się nie przyjęły i straszą kikutami. Tuż za pomnikiem dźwig czy może podnośnik? – czeka na jakiś „wszelki wypadek". Całość dopełnia barak – sklepik, w którym można kupić kubek, koszulkę z Benedyktem albo miniaturę „naszego papieża”.
Wszystko wokół zrobione jest szybko i byle jak. To właśnie przekonanie, że wielkie rzeczy można zrobić „na skróty", „tak samo, tylko taniej”, tworzy to miejsce. Krytykować go jednak nie wolno, bo to zamach na to, co nasze i święte. Wiarą można się zasłonić w dowolnej sprawie, a już za tak dużym Chrystusem można się schować bez problemu.
POCZTÓWKA Z JEZIOREM I CZERWONYM SAMOCHODEM
Mieszkamy na kempingu wśród sosen i dębów – podobno takie połączenie jest nietypowe. Kemping różni się od tych z dzieciństwa tym, że każdy domek ma swoją łazienkę, swój kominek i kolorowy telewizor. Czyli postęp. Ale mimo wszystko to po prostu kemping, choć zagraniczna nazwa zdradza aspiracje właściciela. Jest jeszcze pusto, tuż przed sezonem, więc unosi się lekkie napięcie, „czy przyjadą". W końcu pojawia się pierwszy gość – rejestracja lokalna, ale samochód zupełnie nie. Bo pan zajeżdża w tę dobrze znaną scenografię samochodem marki Ferrari. Za nim jedzie drugi, już nie tak prestiżowy dostawczak, z którego po chwili wynoszone są różne dodatkowe sprzęty. Domek się doposaża i staje się wersją „full wypas”, a w połączeniu z zaparkowanym na trawniku czerwonym ferrari jest właściwie czymś więcej – full opcją! My też na tej przemianie korzystamy, bo nie ruszając się z miejsca – gapimy się, siedząc przy swoim grillu – trafiamy nagle do Monte Carlo, tyle że wśród sosen i dębów. Ale to połączenie przestaje być już najbardziej nietypowym na naszym kempingu.
POCZTÓWKA Z PIRAMIDĄ Niedaleko od nas stoi też autentyczna, polska piramida. Może i trochę mniejsza od tych z Egiptu i z nieco innego materiału. Ale za to z wejściem na fotokomórkę i restauracją w środku. Tego już Egipcjanie nie mają! Nie sprawdzałem jednak menu. Po prostu nie znoszę podrobów, a widząc zabójczą konsekwencję autorów obiektu, nie mogłem wykluczyć, że będzie ono miało coś wspólnego z mumiami i skomplikowanym procesem balsamowania.
POCZTÓWKA Z AUTOSTOPOWICZAMI Wzięliśmy na stopa ojca i syna. Rozmowa zaczęła się niefortunnie od pytania o Pierwszą Komunię – garnitur chłopca kojarzył się z nią nieodparcie. Wyjaśnili nam, że są ewangelikami, więc Pierwsza Komunia nie bardzo. Szybko się dowiedzieliśmy, że jadą – jak co tydzień – do swojego zboru. Spytałem, jak przyjmowani są u siebie na wsi i jak ma się u nich Kościół katolicki. Pan mówił, że ludzie się dziwią, że im się chce taki kawał jeździć, bo przecież „w kościele i tak zawsze mówią to samo". A jego z kolei dziwiło, dlaczego do swojego kościoła nie chcą chodzić, choć mają do niego dwa kroki.
W drodze opowiadał nam też o tym, jak to jest być samotnym ojcem i jednocześnie głową wielodzietnej rodziny, a wszystko z uśmiechem i bez patosu. Więc na koniec podróży mogłem złożyć mu tylko wyrazy szacunku i podziękować za dawkę dobrej energii.
POZDROWIENIA Z WAKACJI RODZINA MARKOWSKICH!
Niedaleko od nas stoi słynny Chrystus, co miał tego z Rio przelicytować. Znamy go z telewizji, bo mniej lub bardziej ironicznie pokazywały go wszystkie stacje telewizyjne. Ale ujęcia wycelowane w pomnik zwykle pomijały to, co wokół. A to właśnie „wokół" dopełnia się dramat. Chrystus – mocno przypominający piastowskiego księcia – stoi na kupie gruzu, która ponoć może się osunąć.
Wokół klepisko i rachityczne drzewka, które tworzyć miały alejki. Ale drzewka się nie przyjęły i straszą kikutami. Tuż za pomnikiem dźwig czy może podnośnik? – czeka na jakiś „wszelki wypadek". Całość dopełnia barak – sklepik, w którym można kupić kubek, koszulkę z Benedyktem albo miniaturę „naszego papieża”.
Wszystko wokół zrobione jest szybko i byle jak. To właśnie przekonanie, że wielkie rzeczy można zrobić „na skróty", „tak samo, tylko taniej”, tworzy to miejsce. Krytykować go jednak nie wolno, bo to zamach na to, co nasze i święte. Wiarą można się zasłonić w dowolnej sprawie, a już za tak dużym Chrystusem można się schować bez problemu.
POCZTÓWKA Z JEZIOREM I CZERWONYM SAMOCHODEM
Mieszkamy na kempingu wśród sosen i dębów – podobno takie połączenie jest nietypowe. Kemping różni się od tych z dzieciństwa tym, że każdy domek ma swoją łazienkę, swój kominek i kolorowy telewizor. Czyli postęp. Ale mimo wszystko to po prostu kemping, choć zagraniczna nazwa zdradza aspiracje właściciela. Jest jeszcze pusto, tuż przed sezonem, więc unosi się lekkie napięcie, „czy przyjadą". W końcu pojawia się pierwszy gość – rejestracja lokalna, ale samochód zupełnie nie. Bo pan zajeżdża w tę dobrze znaną scenografię samochodem marki Ferrari. Za nim jedzie drugi, już nie tak prestiżowy dostawczak, z którego po chwili wynoszone są różne dodatkowe sprzęty. Domek się doposaża i staje się wersją „full wypas”, a w połączeniu z zaparkowanym na trawniku czerwonym ferrari jest właściwie czymś więcej – full opcją! My też na tej przemianie korzystamy, bo nie ruszając się z miejsca – gapimy się, siedząc przy swoim grillu – trafiamy nagle do Monte Carlo, tyle że wśród sosen i dębów. Ale to połączenie przestaje być już najbardziej nietypowym na naszym kempingu.
POCZTÓWKA Z PIRAMIDĄ Niedaleko od nas stoi też autentyczna, polska piramida. Może i trochę mniejsza od tych z Egiptu i z nieco innego materiału. Ale za to z wejściem na fotokomórkę i restauracją w środku. Tego już Egipcjanie nie mają! Nie sprawdzałem jednak menu. Po prostu nie znoszę podrobów, a widząc zabójczą konsekwencję autorów obiektu, nie mogłem wykluczyć, że będzie ono miało coś wspólnego z mumiami i skomplikowanym procesem balsamowania.
POCZTÓWKA Z AUTOSTOPOWICZAMI Wzięliśmy na stopa ojca i syna. Rozmowa zaczęła się niefortunnie od pytania o Pierwszą Komunię – garnitur chłopca kojarzył się z nią nieodparcie. Wyjaśnili nam, że są ewangelikami, więc Pierwsza Komunia nie bardzo. Szybko się dowiedzieliśmy, że jadą – jak co tydzień – do swojego zboru. Spytałem, jak przyjmowani są u siebie na wsi i jak ma się u nich Kościół katolicki. Pan mówił, że ludzie się dziwią, że im się chce taki kawał jeździć, bo przecież „w kościele i tak zawsze mówią to samo". A jego z kolei dziwiło, dlaczego do swojego kościoła nie chcą chodzić, choć mają do niego dwa kroki.
W drodze opowiadał nam też o tym, jak to jest być samotnym ojcem i jednocześnie głową wielodzietnej rodziny, a wszystko z uśmiechem i bez patosu. Więc na koniec podróży mogłem złożyć mu tylko wyrazy szacunku i podziękować za dawkę dobrej energii.
POZDROWIENIA Z WAKACJI RODZINA MARKOWSKICH!
Więcej możesz przeczytać w 27/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.