Wybory za miesiąc, ale już wiadomo, kto jest największym przegranym. Kobiety. Ustawa zapewniająca im miejsca na listach wyborczych stała się listkiem figowym męskiego świata polityki.
W teorii wszystko gra. Partie zarejestrowały listy i każda ma więcej kobiet niż ustawowo wymagane 35 proc. Można rzec – feministyczny sukces.
Ale gdy przyjrzeć się listom dokładnie, to widać, że karty rozdawali starzy polityczni gracze i nie dość, że są znaczone, to jeszcze wszystkie asy dziwnym trafem znów znalazły się w ich rękach.
– Gdy walczyłyśmy o parytety, szefowie wszystkich partii zapewniali, że wystarczy kwota 35 proc., że nie musimy iść dalej, bo o resztę zadbają same partie. Teraz nadszedł czas powiedzenia: sprawdzamy – mówi prof. Małgorzata Fuszara, socjolog, jedna z współtwórczyń Kongresu Kobiet.
Więcej możesz przeczytać w 36/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.