Najdroższy minister finansów
Jacy prawnicy to opiniowali? Jeśli okaże się, że to dywersja, polecą głowy - miał straszyć swoich współpracowników Kołodko po klęsce w trybunale. Najbardziej oberwało się Irenie Ożóg, wiceministrowi finansów, odpowiedzialnej za przygotowanie ustawy o abolicji i deklaracjach majątkowych. Na dywanik miała też trafić Halina Wasilewska-Trenkner, odpowiedzialna za przygotowanie budżetu. - Przecież oni przygotowali tę ustawę w konspiracji, a potem nie pozwolili zmienić nawet przecinka. Teraz mają za swoje - mówi wysoki urzędnik Ministerstwa Finansów. Oni to tzw. desant Kołodki, czyli Marek Ociepka, Ryszard Michalski i Jan Czekaj. - Albo minister ma nadczynność tarczycy, albo jakąś inną dolegliwość. W ciągu trzyminutowej rozmowy - na więcej zwykle nie ma czasu - potrafi zmienić nastrój od euforii do skrajnej agresji, a potem zupełnego odrętwienia - opowiada nasz informator z ministerstwa. W Sejmie nikt nie przyznaje się do współautorstwa ustawy abolicyjnej, jakby kontakt z nią był zaraźliwy. Odcięli się już od niej Mieczysław Czerniawski, szef Komisji Finansów Publicznych, oraz Ryszard Kalisz, przewodniczący Komisji Ustawodawczej. Żaden ze znanych prawników w klubie SLD nie chciał mieć z ustawą nic wspólnego. W Sejmie nie ma śladu po ekspertyzach prawniczych. - Nie było żadnych szczegółowych analiz, bo nie było na to czasu - zapewnia mecenas Teresa Olszewska, wicedyrektor sejmowego Biura Legislacyjnego. Sposób przygotowania ustawy o abolicji i deklaracjach majątkowych to typowy sposób działania Kołodki. Geniusz Tatr, jak go złośliwe nazywają pracownicy Ministerstwa Finansów, cierpi na "biegunkę pomysłów". Ale rzadko są to pomysły realne. Popisy Kołodki można zbyć, uważając je za błazeństwa. Gorzej, że jego koncepcje są kosztowne dla podatników. Urzędując zaledwie cztery miesiące, Kołodko ma szanse stać się najdroższym ministrem finansów w historii III RP.
Kreatywny księgowy
"My, fachowcy, wiemy, co zrobić" - oświadczył skromnie posłom Kołodko tuż po powołaniu na stanowisko wicepremiera i ministra finansów (26 lipca 2002 r.). Swoje fachowe działania rozpoczął od zerwania tzw. kotwicy Belki, która gwarantowała utrzymywanie deficytu budżetowego w ryzach. Zrobił to jednak sprytnie - zadeklarował zmniejszenie deficytu z zakładanych 40 mld zł do 38,7 mld zł. Ekonomistów zdziwiła łatwość, z jaką zmniejszenie deficytu zostało połączone z powiększeniem wydatków - o miliard złotych. Wyjaśnienie tego cudu jest proste: Kołodko posłużył się metodami kreatywnej księgowości. Znalazł dodatkowe 2,3 mld zł i o tyle zwiększył planowane dochody. Znalazł je na biurku w gmachu przy Świętokrzyskiej, biorąc z sufitu trzyipółprocentowe tempo wzrostu PKB w 2003 r. i zakładając wyższą inflację. Nic prostszego, tyle że to nierealne.
Minister propagandy
To dla pana, panie Kowalski, tak się poświęcam. Dla pana używam całej swojej inteligencji i pracuję 16 godzin na dobę. Po to, by miał pan pracę. To dla pana próbuję odebrać złodziejom zagrabione majątki. Tak Grzegorz Kołodko przemawia w publicznym radiu i telewizji. Nie patrzy na rozmówcę, lecz wprost w obiektyw kamery. Obywatel nie powinien odczuć, że państwa na coś nie stać. Podwyżki dla emerytów - proszę bardzo. Dla nauczycieli - nie ma problemu. Ta propaganda sukcesu ma swoją cenę. Chcąc się wszystkim przypodobać, Kołodko powiększa dziurę budżetową, czyli przejada środki, które mogłyby ożywić gospodarkę. Kowalski, do którego przemawia minister finansów, realnie otrzymuje jedno - zamrożenie progów podatkowych, czyli faktycznie zwiększenie podatków. Mistrzem propagandy Kołodko został już w latach 1993-1997 r., kiedy po raz pierwszy był wicepremierem i ministrem finansów. Opublikował wtedy swoją sławną "Strategię dla Polski", którą wręczył m.in. Michaelowi Jacksonowi.
Najgorszy minister finansów III RP
Gdy w 1997 r. Kołodko opuścił gmach przy Świętokrzyskiej, wszyscy odetchnęli. Jako minister pokłócił się z wicepremierem Romanem Jagielińskim, z Włodzimierzem Cimoszewiczem (jeszcze wtedy ministrem sprawiedliwości), szefem MSZ Dariuszem Rosatim. Jego charakter to jednak drobiazg w porównaniu ze szkodami, które wówczas poczynił. To on podpisał ustawę, wedle której można było odpisywać darowizny i renty. Hojnie udzielał także ulg podatkowych i przyznawał kontyngenty na bezcłowy import. Koszt - ponad 4,5 mld zł mniej w budżecie. Wieszcząc cudowne działanie swojej strategii, tolerował wysoki deficyt budżetowy. W efekcie nasz bilans płatniczy osiągnął ujemne saldo w wysokości ponad 7 proc. PKB. Groziło to krachem finansowym większym, niż przydarzył się Czechom i Węgrom.
Prestidigitator
Umorzenie nieściągalnych należności wobec państwa, umożliwienie wliczenia w koszty części złych kredytów oraz uruchomienie tzw. kredytu podatkowego dla nowych firm - to zestaw finansowych sztuczek Kołodki. Gdy te pomysły powstawały, nie było wiadomo, jakie dochody planuje minister finansów z opłaty restrukturyzacyjnej oraz jak owa restrukturyzacja będzie prowadzona. Nie było też wiadomo, że umarzanie należności podatkowych kiepskich firm oznaczać będzie wzrost opodatkowania firm dobrych. Początkowo Kołodko sugerował, że opłata restrukturyzacyjna może przynieść miliard złotych, co i tak wydawało się kwotą zawyżoną. Kiedy zaczęto szczegółowo rozpisywać budżet i okazało się, że wydatki, dochody i deficyt nie bardzo się bilansują, przychody restrukturyzacyjne urosły do 1,3 mld zł. Faktycznie uda się uzyskać nie więcej niż 600 mln zł. Ale to dopiero początek problemu. Większy będzie wtedy, kiedy firmy tę opłatę zaczną wnosić. Wówczas znowu się okaże, że realizacja daleko odbiega od pięknych zapowiedzi. Ale u Kołodki to już standard.
Poborca podatkowy
Czy można podnieść podatek o trzy punkty procentowe i przekonać przedsiębiorców, iż obniżyło się go o jeden punkt? Można, ale pod warunkiem, że zrobi to Grzegorz Kołodko. Od 1 stycznia 2003 r. firmy powinny płacić podatek (CIT) w wysokości 24 proc. Geniusz Tatr wpadł jednak na pomysł, aby stawkę tę podnieść do 27 proc. Przedsiębiorcy, którzy nie dali się nabrać na tę sztuczkę, zapytali: "Jakim cudem możliwy będzie trzykrotnie szybszy niż w 2002 r. wzrost PKB, skoro zwiększa się podatki?". Irena Ożóg, najbliższy współpracownik wicepremiera, odpowiedziała w Sejmie: "Dane Ministerstwa Finansów potwierdzają, że nie ma żadnej korelacji między stawką podatku CIT a dynamiką inwestycji i poziomem bezrobocia". Jeśli tak jest, to logiczne byłoby podniesienie podatku CIT - najlepiej do 100 proc. dochodów. Absurd? Nie dla Kołodki.
Kołodko musi odejść!
Czy finanse państwa można powierzyć człowiekowi odpowiedzialnemu za źle przygotowany i coraz mniej realny budżet? Czy kreatywny księgowy może stworzyć realistyczny budżet na 2004 r., kiedy trzeba będzie znaleźć 10 mld zł na sfinansowanie unijnej składki i kilka miliardów na rosnące spłaty długu zagranicznego? Czy za gospodarkę Polski może odpowiadać osoba, która angażuje przez kilka miesięcy parlament do prac nad legislacyjnymi knotami? Czy można powierzyć los prawie 40-milionowego narodu osobie, która blokuje normalną komunikację między władzą a społeczeństwem, oferując w zamian kabaretowe występy z dzieleniem chleba, machaniem kijem i marchewką oraz nadsłuchiwaniem, czy nożyce brzęczą? Na lipcowym spotkaniu z działaczami SLD premier Leszek Miller powiedział: "Jeśli któryś minister popełni błędy, to nie będę zwlekał z wyciągnięciem konsekwencji". Ile jeszcze kosztownych błędów musi popełnić Kołodko, by premier zdecydował się usunąć go z rządu? Na razie na dymisję się nie zanosi. Tym bardziej, że prof. Grzegorz W. Kołodko otrzymał właśnie nagrodę od Krystyny Łybackiej, ministra edukacji narodowej i sportu, za książkę "Globalizacja a perspektywy rozwoju krajów posocjalistycznych".
Świat się nie kończy Jan Krzysztof Bielecki dyrektor EBOiR Gdyby stało się to w Wielkiej Brytanii, byłby to przede wszystkim problem dla premiera, który powinien się zastanowić, czy porażka ministra finansów osłabiła jego rząd. I co w związku z tym począć. Uważam jednak, że wicepremier Kołodko nie musi się podawać do dymisji po wyroku trybunału. Powinien natomiast opracować sensowną strategię dla finansów publicznych na 2004 r. i lata następne, kiedy będziemy wchodzili do unii, zamiast skupiać się na budżecie przyszłorocznym. Na 2003 r. świat się nie kończy. |
Śmierć showmana Donald Tusk poseł PO, wicemarszałek Sejmu Jeśli minister finansów sam nie poda się do dymisji, złożymy w Sejmie wniosek o jego odwołanie. Miażdżący werdykt trybunału obnażył jego brak kompetencji. Okazało się, jak wielki jest rozdźwięk między propagandą i talentami showmana ministra Kołodki a faktami. Gdyby chociaż efektowny pomysł abolicji był zasłoną dymną dla niepopularnych, lecz potrzebnych reform. Ale pod zasłoną nie ma nic, a ona sama była przygotowana fatalnie. Pozostała tylko kompromitacja. |
Dać mu szansę Witold Orłowski doradca prezydenta RP Marketing jest ważny, ale tylko jeśli pomaga sprzedać produkt, a z abolicją i deklaracjami majątkowymi Grzegorzowi Kołodce się nie udało. Całe zamieszanie nie było potrzebne, skoro okazało się, że chodzi o kwoty, które z łatwością udało się uzyskać dla budżetu przez prostą korektę wpłaty z zysku NBP. Decyzja trybunału to jednak nie powód do dymisji ministra. Jego kompetencje i intuicję naprawdę poznamy dopiero po budżecie na 2004 r., który w całości będzie jego projektem.
|
Dymisja to ratunek przed najgorszym Roman Giertych poseł LPR Wyrok Trybunału Konstytucyjnego potwierdził wszystkie wcześniejsze obawy. Zdziwił mnie tylko brak wśród sędziów votum separatum. To najlepiej świadczy o tym, jakim bublem prawnym była ustawa abolicyjna. Minister finansów skompromitował się, promując ten pomysł, więc nasz klub poprze wniosek o jego odwołanie. Jeśli Kołodko pozostanie w resorcie finansów, w 2003 r. spodziewam się po nim wszystkiego najgorszego. |
Kto po Kołodce? |
---|
Marek Belka Dariusz Rosati Jerzy Hausner Marek Wagner Witold Orłowski Andrzej Sopoćko |
Chciał dobrze Jerzy Kropiwnicki prezydent Łodzi, były szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych Cieszę się, że minister i cały rząd zostali pouczeni przez trybunał, co to jest państwo prawa. Nie jest to jednak wystarczający powód do zdymisjonowania ministra Kołodki. Proponując abolicję, kierował się słuszną troską o budżet. Tylko wykonanie było złe. Kołodko to jeden z lepszych w Polsce ekonomistów, choć wzbudza niepotrzebne sensacje. Póki nie został ministrem finansów, zgadzałem się z wieloma jego koncepcjami ożywienia polskiej gospodarki, później zaczął się z nich wycofywać, kluczyć, zaangażował się w efektowne, lecz nie najważniejsze projekty.
|
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.