Pierwsze objawy to wysypki, krosty, czyraki i zwiotczenie mięśni. Potem pojawia się ból kończyn dolnych, ich częściowy niedowład, a także zaburzenia pracy serca. Po kilkunastu dniach dochodzi do marskości lub wręcz martwicy wątroby, porażenia nerwów, uszkodzenia nerek i śledziony. Pojawiają się też zmiany psychiczne. Chloroza grozi mieszkańcom Stawna (województwo zachodniopomorskie). Na terenie gospodarstwa rolnego jest tu składowanych 65 ton odpadów lakierniczych z likwidowanej fabryki farb i lakierów w Dreźnie (zawierają m.in. rozpuszczalniki i wielochlorowane dwufenyle). Sprowadzono je jako składniki do produkcji farb. W rzeczywistości to prawdziwa bomba chemiczna.
10 tysięcy bomb ekologicznych
Gospodarstwo w Stawnie to tylko jedno z 10 tys. istniejących w Polsce nielegalnych składowisk odpadów (zaledwie tysiąc działa legalnie). Większość trujących odpadów (5-6 tys. ton rocznie) pochodzi z zagranicy. Celnicy zwykle przeglądają tylko dokumenty, a w nich trujące odpady figurują jako półprodukty. W ostatnich trzech latach zawrócono jedynie 16 transportów z odpadami tworzyw sztucznych, 10 z przeterminowanymi farbami i lakierami, 6 z materiałami i środkami chemicznymi oraz 3 z resztkami skór. Kilka tysięcy tirów, które kontrolowano (przeglądając tylko dokumenty), przewiozło szkodliwe substancje. Do tego dochodzą tysiące ton odpadów wytwarzanych przez firmy działające w Polsce. Większość nie jest nawet zakopywana w ziemi. Beczki i pojemniki stoją na działkach (także w centrach dużych miast - na przykład w Łodzi), podwórkach czy łąkach. Kontrola NIK wykazała, że 80 proc. gmin nie dysponuje żadnymi informacjami o ilości i rodzaju toksycznych środków na wysypiskach ani o tym, jak długo są tam składowane.
Śmiertelne ryzyko
Za zgodę na składowanie szkodliwych odpadów na działce lub w gospodarstwie rolnym importerzy płacą 500-2000 zł. O szkodliwości składowanych odpadów właściciele działek dowiadują się zwykle wtedy, gdy beczki i pojemniki zaczynają przeciekać. Do Sądu Okręgowego w Świdnicy trafiła sprawa Stanisława D., który od 1993 r. skupował od śląskich hut materiały pogalwaniczne (zawierające metale ciężkie), a następnie porzucał je w okolicy. Odkryto trzy takie nielegalne składowiska. Jedno mieściło się w centrum piętnastotysięcznych Ząbkowic Śląskich, na terenie starej cegielni. Druga bomba ekologiczna znajdowała się we wsi Kłoczyna, w popegeerowskich silosach na kiszonkę. Trzecią znaleziono w Borowie, gdzie Stanisław D. zbudował plac manewrowy wylany betonem, pod który jako podkładu użył toksycznych odpadów. - Znaleziono tam niemal całą tablicę Mendelejewa - mówi prokurator Małgorzata Stanny z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Biegli powołani przez świdnicki sąd uznali, że odpady bezpośrednio zagrażały ludziom, bo z wodami podskórnymi dostawały się do Nysy Szalonej, a stąd z nurtem rzeki płynęły do zbiornika wody pitnej dla Legnicy. W Aleksandrowie (województwo śląskie) w magazynach firmy Izomer zgromadzono kilkaset przerdzewiałych beczek zawierających 450 ton odpadów, w tym 170 ton niebezpiecznych resztek farb, lakierów, olejów i rozpuszczalników. Z kolei w porcie Szczecin-Świnoujście już od 12 lat zalega ponad 7 tys. ton szkodliwych odpadów z elektrycznych pieców stalowniczych. W Pokrzydowie (koło Brodnicy) ekipa Instytutu Ochrony Roślin znalazła kilkanaście ton toksycznych substancji. Butelki z przeterminowanymi środkami ochrony roślin i inne chemikalia zostały zakopane kilkaset metrów od brzegu Drwęcy, rzeki zaopatrującej w wodę Toruń.
Mogilniki, czyli legalne trucie
Legalnie odpady można składować w tzw. mogilnikach, czyli podziemnych, żelbetonowych zbiornikach (w Polsce mamy 350 mogilników). Nikt ich jednak nie pilnuje, a w wielu wypadkach nie są nawet zamknięte. Każdy może więc wrzucić do nich toksyczne odpady. Taki zbiornik znaleźli w Cierpiszewie pracownicy bydgoskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Kontrola mogilnika w Matyskach (województwo warmińsko-mazurskie) wykazała znaczne zanieczyszczenie gruntu związkami chemicznymi pochodzącymi z opakowań po środkach ochrony roślin. W Krzywonosiu (okolice Mławy) mogilnik otaczają łąki, na których pasą się krowy. Niedaleko biegnie droga, którą rolnicy wożą mleko do mleczarni. Wokół nie ma nawet płotu. We wspomnianym już Pokrzydowie znaleziono nielegalny mogilnik, który funkcjonował tam prawie dziesięć lat. Przed jego likwidacją ktoś wrzucił do środka pojemniki z karboliną, niebezpiecznym środkiem owadobójczym.
Kary umowne
Prawo dotyczące wytwarzania i składowania niebezpiecznych substancji łamią w Polsce nie tylko firmy i osoby przywożące do Polski szkodliwe odpady, ale także największe przedsiębiorstwa. Kontrola NIK wykazała, że płocki Orlen przekazywał odbiorcom część niebezpiecznych odpadów bez ewidencjonowania, ile ich wytworzono w danym roku. Bez zezwolenia niebezpieczne odpady składowały m.in. Zakłady Azotowe w Tarnowie-Mościskach, Zakłady Chemiczne Organika-Azot w Jaworznie i Zakłady Chemiczne Organika-Zachem w Bydgoszczy. Inspektorzy z WIOŚ w Katowicach ukarali Zakłady Metalurgiczne Silesia grzywną za przechowywanie niebezpiecznych materiałów na nielegalnie utworzonej i nie zabezpieczonej hałdzie. Karę miały zapłacić Chłodnie Kominowe w Gliwicach. Firma wywoziła odpady azbestowe na pocegielniane wyrobisko. Grzywnę jednak ostatecznie umorzono. Taka pobłażliwość nie jest w naszym kraju wyjątkiem, lecz regułą. Podczas negocjacji z Unią Europejską Polska zrezygnowała z ubiegania się o dwuletni okres przejściowy na przygotowanie planów zagospodarowania niebezpiecznych odpadów (zgodnie z unijnymi standardami). Powołano się na istniejący już program krajowy. Bruksela jest przekonana, że Polska ma sieć zakładów unieszkodliwiających niebezpieczne odpady, co nie jest prawdą. Istnienie krajowego programu oznacza zgodę na nie kontrolowany import odpadów. Efektem tego będą kolejne tysiące nielegalnych składowisk.
Piramida urzędów
Wielkość składowanych w Polsce szkodliwych odpadów jest wprost proporcjonalna do liczby instytucji, które się tym problemem zajmują. Obok Ministerstwa Środowiska mamy Główny Inspektorat Ochrony Środowiska (z oddziałami), wojewódzkie fundusze ochrony środowiska, Instytut Ochrony Środowiska, Instytut Ochrony Roślin, Instytut Gospodarki Odpadami, wydziały ochrony środowiska w urzędach wojewódzkich i powiatowych. Kompetencje w tej dziedzinie mają też urzędy gmin, policja, straż graniczna i urzędy celne. Instytucji jest dużo, ale nic nie robią, by powstrzymać import niebezpiecznych substancji i zlikwidować nielegalne składowiska. - Nikt do końca nie wie, czym te instytucje różnią się między sobą. Dlaczego zamiast kilkunastu nie działają jedna bądź dwie? A może właśnie dlatego są nieskuteczne, że jest ich za dużo - zauważa Wiesław Kaczmarek, minister skarbu.
Czym to grozi? dioksyny |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.