Dwudziestu trzech posłów PSL postanowiło uratować budżet RP, zapewniając mu dodatkowe dochody. "Z czego?" - zapyta czytelnik. - "Z podatków?". Ależ skąd! Z oszczędności. Posłowie owi wpadli na pomysł, by w firmach prywatnych obniżyć wynagrodzenia - na początek prezesom i najlepiej zarabiającym pracownikom. Granica owych "zbyt wysokich wynagrodzeń" - jak ustalono - to dwunastokrotność przeciętnego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw, czyli obecnie 26,4 tys. zł. Jeżeli jakaś firma chciałaby płacić więcej, kwoty przekraczającej ową granicę nie mogłaby zaliczyć w koszty, czyli przedsiębiorstwo musiałoby zapłacić od niej podatek dochodowy (CIT).
Nie kijem, to janosikową ciupagą
Firmy zapłaciłyby więcej albo dlatego, że wynagrodzenia zostałyby obłożone dodatkowym podatkiem, albo dlatego, że obniżyłyby płace, zmniejszyły koszty, miały większy zysk i od większego zysku zapłaciły większy podatek. Jak mawiał kum do sołtysa: "Są dwie alternatywy, albo wy, sołtysie, z moją pójdziecie do lasu, a ja z waszą zostanę w chałupie, albo wy z moją zostaniecie w chałupie, a ja z waszą pójdę do lasu". Posłowie, którzy z takim zapałem postanowili ratować budżet, kilku kwestii jednak nie dostrzegli.
4 x nie
Trzeba wiedzieć posłom chłopskiej partii, że lista płac przypomina drabinę i usunięcie z niej najwyższego szczebla sprawiłoby, że niżej sytuowani także dostaliby mniej. Budżet wprawdzie dzięki temu zarobiłby jeszcze więcej, ale szeregowy pracownik mógłby z tej obniżki nie być zadowolony. Poza tym posłowie zapewne nie zauważyli, że ich propozycja gwałci ważną zasadę fiskalną - zasadę pojedynczego opodatkowania. Oznacza bowiem dwukrotne opodatkowanie tych samych dochodów - pierwszy raz poprzez CIT ściągany od firmy, drugi - poprzez PIT od konkretnej osoby. Posłowie zapewne nie znają też pozytywnej zależności między wynagrodzeniem a wydajnością pracy i zależności między wydajnością a wysokością opodatkowania. Wreszcie, trzeba powiedzieć krótko: wara posłom - choćby z PSL - od prywatnych pieniędzy prywatnych przedsiębiorstw.
Odsiecz marszałka
Na razie inicjatywa legislacyjna dwudziestu trzech posłów spaliła na panewce. A to dzięki marszałkowi Markowi Borowskiemu, który perswadując projektodawcom, iż ustawa przez nich forsowana - jako okołobudżetowa - musiałaby być uchwalona do 30 listopada (a na to, jego zdaniem, szansy nie było), nie dopuścił jej pod obrady parlamentu. Dzięki temu zaoszczędził nam kolejnego festiwalu demagogii i "pochylania się z troską nad ciężką dolą biednego chłopa wyzyskiwanego przez burżuja". Inkryminowany projekt nie został jednak wycofany i pod obrady pewnie kiedyś trafi.
Podatek od nowoczesności
PSL wpadło na kolejny pomysł, by uniemożliwić zaliczanie do kosztów działalności firm opłat licencyjnych. Miałoby to równie korzystny wpływ na budżet, bo kupując licencję, trzeba by od niej zapłacić podatek. O ile za dodatkowym opodatkowaniem wysokich zarobków przemawiać może obłędna, ale jednak socjalistyczno-janosikowa logika, o tyle pomysł opodatkowania innowacji jest już czystym absurdem. Skazywałby on bowiem gospodarkę polską, w przeddzień podjęcia bezpardonowej, konkurencyjnej walki z Europą, na korzystanie z technologii opartych na sierpie i cepie.
Najlepiej zarabiający polscy menedżerowie w 2001r.* Bogusław Kott Józef Wancer Marian Czakański Wojciech Kostrzewa Marcin Piróg * - szacowana wartość zarobków miesięcznych brutto (razem z premiami, w tys. zł) |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.