Hybryda to osobnik powstały ze skrzyżowania dwóch odmian, ras czy gatunków. Obchodzące w ubiegłym tygodniu czterdziestopięciolecie warszawskie Hybrydy powstały ze skrzyżowania dziesiątków talentów, które przeszły do legendy polskiego życia kulturalnego ostatniego półwiecza. Hybrydy to m.in. Miron Białoszewski, Leopold Tyrmand, Jonasz Kofta, Wojciech Młynarski, Edward Stachura, Jan Pietrzak, Urszula Dudziak, Ewa Bem, Michał Urbaniak, Zbigniew Namysłowski, a także Władysław Broniewski. Legenda klubu ukształtowała się głównie w latach 60., kiedy był oknem na świat. W epoce Gomułki niewiele osób wyjeżdżało na Zachód, Hybrydy były więc jego namiastką. Kiedy w czasach Gierka Polska stała się krajem bardziej otwartym, ich magia osłabła.
Ojciec chrzestny Tyrmand
Hybrydy powstały na fali odwilży po 1956 r. - jako "centralny klub studentów Warszawy" (organizacyjnie podlegający Zrzeszeniu Studentów Polskich). Klub przyciągał studentów i twórców głodnych wszystkiego, co na Zachodzie rozwijało się od lat, a w Polsce było zakazane. Poeta Miron Białoszewski tylko w Hybrydach mógł pokazywać swój awangardowy Teatr z Tarczyńskiej. Na początku najważniejszy był jednak jazz, grany w ramach Hot Clubu Hybrydy przez Krzysztofa Komedę, Urszulę Dudziak i Michała Urbaniaka, którzy zrobili potem karierę w USA. Zbigniew Namysłowski i Jerzy Duduś Matuszkiewicz zadowolili się statusem gwiazd na skalę krajową. Ich koncerty przekształciły się w festiwale Jazz Jamboree, otwierane przez Leopolda Tyrmanda. - W Hybrydach Tyrmand zasiadał za stołem niczym ojciec chrzestny. Witał zagranicznych muzyków i gości, sprawował honory domu. Jako wieczny opozycjonista chciał w ruchu jazzowym widzieć nie tylko muzykę, ale też przejaw protestu wobec totalizmu - wspomina krytyk Jan Borkowski. Obok jazzu w klubie szybko zaczęto grać rock and rolla: to tu urządzano pierwsze potańcówki przy muzyce "rozwalającej ściany". Niewiele poźniej rozpoczęła się złota era satyry. Nie mogło być inaczej, skoro niemal w tym samym czasie spotkali się tu Jan Pietrzak, Wojciech Młynarski i Jonasz Kofta. Publicystyczne piosenki Młynarskiego, opisujące "radosną gębę stabilizacji", są do dziś najlepszym obrazem tamtej rzeczywistości. A "Pamiętajcie o ogrodach" Kofty stały się hymnem kilku generacji artystów wywodzących się z tzw. nurtu studenckiego. Najpierw przychodzili do klubu towarzysko, bo po prostu tak wypadało - na partyjkę brydża lub modnego wówczas bilarda. Potem rozkręcili się artystycznie. Wszyscy do dziś z dumą mówią o hybrydowym rodowodzie. Gdy jedni kończyli studia, zakładali rodziny i przestawali do Hybryd przychodzić, pojawiali się następni: Andrzej Dąbrowski, Grażyna Hasse, Wojciech Karolak, Krzysztof Mętrak, Barbara Sadowska.
Zawsze pod włos
Po raz pierwszy klub zamknięto w 1972 r. - z powodu odchodzenia od ideałów socjalizmu. Było to o tyle dziwne, że w tym czasie Gierek zliberalizował politykę paszportową. Gdy klub odwieszono, ruszyła w nim jedna z pierwszych w kraju dyskotek. Później, już w latach 80., grano tu reggae i punk (słynny był koncert Dezertera), a wśród didżejów pojawił się Marek Sierocki, znany obecnie z "Teleexpressu". Na wiele lat przed falą mody na folk Hybrydy zaprosiły kapelę góralską i Józka Brodę. W czasach gdy w kinach królowały filmy socjalistyczne, hybrydowcy - Roman Gutek i Sławomir Rogowski - stworzyli przegląd światowych nowości, przekształcony potem w Warszawski Festiwal Filmowy. Gdy w Hybrydach odbywało się seminarium poświęcone Günterowi Grassowi, jego "Blaszany bębenek" można było przeczytać jedynie w drugim obiegu. Pod koniec lat 80. gościem na przeglądzie swoich filmów był sam Robert De Niro. Hybrydy zmieniały siedzibę, były zamykane i otwierane, przeżywały lepsze i gorsze czasy, lecz sens ich istnienia pozostał taki sam. Chodzi o to, by się bawić twórczo i nie bać nowych pomysłów. Dlatego do klubu wciąż ustawia się długa kolejka. - Kiedyś, żeby wejść do środka, musiałam się przeciskać przez okienko w ubikacji - wspomina Ewa Bem, też startująca do kariery w Hybrydach. W ciągu roku odbywa się tu kilkaset imprez - od wieczorów literackich i projektów światło-dźwięk po dyskusje polityczne i filozoficzne. - Młodym artystom zależy na występach w Hybrydach, bo pojawienie się tu jest wciąż świetną rekomendacją - mówi Sławomir Sokołowski, obecny dyrektor klubu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.