Wiosną 2001 r., podczas prawyborów parlamentarnych w Nysie, Leszek Miller, przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, w otoczeniu liderów tej partii przemierzał w strugach deszczu rynek miasta, wyciągając dłoń do każdego przechodnia. W tym czasie politycy Platformy Obywatelskiej czekali w hotelu, aż przestanie padać. Ten przykład najlepiej pokazuje różnice w strategii Platformy Obywatelskiej i SLD. "Na początku było nas trzech. Po dwóch tygodniach są tysiące. Jestem przekonany, że za krótki czas będą nas miliony"- mówił Maciej Płażyński na początku 2001 r., gdy Platforma Obywatelska pojawiła się na politycznej scenie. Wtedy nową partię popierała jedna piąta Polaków. Niektórzy sądzili nawet, że platforma jest zdolna pokonać Sojusz Lewicy Demokratycznej. Gotowość głosowania na PO deklarowało 36 proc. osób pracujących na własny rachunek (na SLD zamierzało głosować 20 proc. osób z tej grupy), co czwarty menedżer, co trzeci obywatel po studiach i co piąty Polak w wieku 25-34 lata. Platforma miała być partią niepodzielnie rządzącą w centrum. Obecnie PO walczy o to, by nie podzielić losu Unii Wolności, której notowania oscylują wokół 2 proc. Olechowski, Płażyński i Tusk nie wierzą, że spełni się wizja Ronalda Reagana. Twierdził on: "Polityka jest jak show-biznes: ma się spektakularne otwarcie, płynie się swobodnie przez pewien czas, by zakończyć spektakularnym zamknięciem". Widmo spektakularnego zamknięcia krąży nad platformą, chociaż nie minęły jeszcze dwa lata od czasu, gdy powstała.
Cięcie po skrzydłach
Szanse platformy zmniejsza fakt, że jest już silny kandydat do zajęcia jej miejsca. To budowana przez Aleksandra Kwaśniewskiego centrowa partia prezydencka. Kwaśniewski zacznie ją tworzyć po europejskim referendum, które prawdopodobnie odbędzie się wiosną 2003 r. Prezydent liczy na 20-25 proc. poparcia. Jeśli jego plan się powiedzie, platforma zostałaby zepchnięta na prawą stronę, konkurując z silniejszymi Prawem i Sprawiedliwością oraz Ligą Polskich Rodzin. Czy PO ma szansę wytrzymać ten wyścig? - Platforma nie jest partią, której wiatr historii może nawiać elektorat. To się zdarza jedynie partiom populistycznym - mówi Mirosława Grabowska, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Platforma zaczęła tracić poparcie, bo nie ma już waloru nowości, straciła wyrazistość i odmienność.
Partia wirtualna Platforma miała być partią lekką, w amerykańskim stylu, czyli federacją niewielkich, silnych kadrowo komitetów wyborczych. Ich głównym zadaniem miało być mobilizowanie rzesz wolontariuszy i gromadzenie pieniędzy na przeprowadzenie kolejnych kampanii. PO chciała być partią bez składek, członków i funkcyjnych, za to potrafiącą zwołać pospolite ruszenie. Ta formuła w Polsce się nie sprawdza. Tu trzeba wciąż inwestować w struktury, bo inaczej istnieje się tylko wirtualnie. Nie dość, że PO nie ma sprawnych struktur, to nie ma też czytelnej ideologii. - Przekaz ideowy i programowy powinien być silny jak pięść, szczególnie wtedy, gdy struktury są słabe albo w ogóle nie istnieją. W platformie wszystko jest zamazane - uważa Mirosława Grabowska.
Nieobecni nie mają racji
Styl kolegialnego przywództwa był mocną stroną PO w momencie powstawania partii. Potem liderzy przestali mówić wspólnym głosem. Publicznie występowali coraz rzadziej, a gdy już zabierali głos, mówili we własnym imieniu. Wyborcy nie wiedzieli więc, jakie jest stanowisko platformy. Nie wiedzieli też, co PO zamierza robić, bo jej inicjatywy można policzyć na palcach jednej ręki. Nawet gdy politycy tej partii mieli dobry pomysł, nie potrafili go dobrze sprzedać. Kto dziś pamięta, że to Donald Tusk pierwszy rzucił hasło bezpośrednich wyborów na wójtów, burmistrzów i prezydentów? Kto pamięta, że tylko Tusk odważył się wykluczyć Andrzeja Leppera z obrad Sejmu? W odbiorze społecznym platforma zaistniała jedynie, protestując przeciwko abolicji i winietom. Przyklejono jej łatkę partii niezbyt pracowitej i salonowej. Na taką ocenę zapracował przede wszystkim Andrzej Olechowski, który uważał, że politykiem można bywać. Za dwuletnią przerwę w działaniach politycznych zapłacił dotkliwą klęską w wyborach na prezydenta Warszawy. W imieniu platformy najczęściej wypowiadają się nie liderzy, ale posłanki Zyta Gilowska i Elżbieta Radziszewska. Gilowska jest silną osobowością, nie brakuje jej werwy i wiedzy, ale to, co mówi, jest adresowane tylko do ludzi wykształconych. Elżbieta Radziszewska skupia się z kolei na wojowaniu z Mariuszem Łapińskim, ministrem zdrowia. - Proszę pokazać inną polską partię, która byłaby równie skuteczna jak my - zablokowaliśmy abolicję i winiety, doprowadziliśmy do bezpośredniego wyboru prezydentów, burmistrzów i wójtów, a dysponujemy jedynie 12 procentami głosów - odrzuca zarzuty o lenistwo działaczy PO Donald Tusk. Klęska Andrzeja Olechowskiego, a także mała aktywność Pawła Piskorskiego, szefa warszawskiej PO, sprawiły, że w Warszawie partia ma słabą pozycję. - Miażdżąca wygrana Lecha Kaczyńskiego nad Andrzejem Olechowskim w Warszawie nie jest żadną regułą. Mogę wskazywać przygniatające wygrane naszych kandydatów i to dużo bardziej błyskotliwe - w Trójmieście, Poznaniu, Wrocławiu, Koszalinie, na Śląsku - protestuje Donald Tusk. Liderzy platformy są przekonani, że w wyborach samorządowych osiągnęli dobry wynik, więc w działaniu partii nie ma powodów do zmian. - Mamy 40 burmistrzów i prezydentów wyłonionych w bezpośrednich wyborach. Udało nam się wygrać nawet w miastach, gdzie bezrobocie sięga 35 procent. Jak w tej sytuacji mówić o klęsce?- przekonuje Grzegorz Schetyna, poseł PO. Liderzy platformy pocieszają się, że mają w swych szeregach osobowości umiejące wygrać w dużych miastach. Tyle że większość z tych osób prawdopodobnie wygrałaby także bez poparcia PO. Unia Wolności też była partią osobowości, ugrupowaniem odnoszącym sukcesy w wielkich miastach. Nie przełożyło się to jednak na wybory parlamentarne. Jeśli PO nie przejdzie do ofensywy, jeśli nie uwolni - jak to zapowiadała - energii Polaków, platforma prezydencka będzie miała wielką przestrzeń do działania.
Liberalna międzynarodówka Liberalne partie centrowe mają w Europie stabilne, choć niewielkie poparcie. Tylko w Słowenii od dziesięciu lat rządzi Partia Liberalna. Niemiecka FDP uzyskiwała w wyborach nie więcej niż 5-7 proc. głosów. W Wielkiej Brytanii liberalni demokraci w 2000 r. zdobyli 17 proc. głosów. W ostatnich wyborach na Łotwie wygrała liberalna partia Nowa Era, zyskując ponad 23 proc. głosów. W parlamencie europejskim Europejska Liberalno-Demokratyczna Partia Reform jest trzecia pod względem liczby mandatów. W Polsce elektorat liberalny stanowi około 10-15 proc. wyborców, ale dzieli swoje głosy między SLD, PO, UW, PiS. |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.