Kiedy w latach 80. w Wielkiej Brytanii premier Margaret Thatcher wypłacała ostatnie odprawy górnikom likwidowanych kopalń, w PRL fetowano kolejny rekord - wydobycie ponad 200 mln ton węgla rocznie! Po dwudziestu kilku latach reformatorom górnictwa nad Wisłą wciąż towarzyszy złudna wiara w rentowność tej branży. Ministerstwo Gospodarki mami, że już w 2006 r. kopalnie będą dochodowe. Skoro nic nie dało wpompowanie w górnictwo w ciągu ostatnich czterech lat (w postaci dotacji i umorzenia długów) 10 mld USD, ile jeszcze musielibyśmy wydać? Tylko dwie z siedmiu spółek węglowych płacą pieniądze należne budżetowi, a wszystkie dopłacają do każdej wydobytej tony. - Nie mamy wyboru: albo zamkniemy nierentowne kopalnie i ograniczymy wydobycie, albo sztucznie przedłużana agonia branży jeszcze przez wiele lat będzie obciążała podatników - uważa prof. Roman Ney, dyrektor Instytutu Gospodarki Surowcami Mineralnymi i Energią PAN w Krakowie.
Rewolucja sponsorowana
W latach 1998-2001 na Śląsku zaszły ogromne zmiany - zlikwidowano 22 kopalnie, zmniejszono wydobycie węgla o ponad 30 mln ton, a z pracy zwolniono prawie 100 tys. górników. Pod nacisskiem silnego związkowego lobby rząd Jerzego Buzka zafundował nam ustawę o restrukturyzacji górnictwa, dzięki której kopalniom umorzono do tej pory 9,7 mld zł długów wobec skarbu państwa. Ponad 4,5 mld zł poszło na górniczy pakiet socjalny, z którego wypłaca się po 50 tys. zł odprawy każdemu odchodzącemu pracownikowi albo finansuje mu się pięcioletni płatny urlop, w czasie którego otrzymuje 75 proc. dotychczasowego wynagrodzenia. Koszty wynagrodzeń dla osób wciąż pracujących w śląskich kopalniach sięgają 70 proc. wydatków spółek węglowych. "No i panie, kto za to płaci? Pan płaci... pani płaci... my płacimy... Społeczeństwo!" - dialog głównych bohaterów "Rejsu" Marka Piwowskiego pasuje tu jak ulał. Permanentna rewolucja w kopalniach kosztowała już podatników prawie 40 mld zł!
Czarne złoto, czyli przekleństwo - Jesteśmy pod ścianą, górnictwu grozi niekontrolowana upadłość - stwierdził minister gospodarki Jacek Piechota i na początek odwołał szefów pięciu spółek węglowych. Rząd przyjął piąty już program restrukturyzacji górnictwa na najbliższe trzy lata, który zakłada zmniejszenie zatrudnienia o 35 tys. osób, likwidację siedmiu kopalni i utworzenie Kompanii Węglowej. Dzięki temu w 2006 r. zyski ze sprzedaży węgla mają wzrosnąć do 1,15 mld zł (z 300 mln zł tym roku). Czy to możliwe? Długi wciąż "reformowanej" branży urosły do 21 mld zł, a wydajność pracy jest katastrofalna. W kupionych przez niemiecki koncern Ruhrkole kopalniach w USA, Wenezueli i Australii 6 tys. osób wydobywa 60 mln ton węgla rocznie. U nas przy wydobyciu 100 mln ton węgla zatrudnionych jest... 143 tys. osób. 20 proc. ze 100 mln ton węgla wydobywanych rocznie w Polsce idzie na eksport. Jego wzrostem spółki węglowe są szczególnie zainteresowane. - Węgiel sprzedajemy za granicę po to, by uzasadnić wątpliwą potrzebę egzystencji wielu kopalni - przyznaje prof. Ney. Wydobycie tony węgla kosztuje 140 zł, lecz zagraniczni odbiorcy płacą za niego tylko 110 zł. Różnicę pokrywają podatnicy, płacąc swoisty haracz za utrzymywanie przez kopalnie nadmiernych mocy produkcyjnych.
Import kontrolowany
- W Polsce udział węgla w produkcji energii elektrycznej jest jednym z najwyższych na świecie - mówi Karol Pawłowski, prezes elektrowni Dolna Odra. Popyt na ten surowiec z roku na rok jednak maleje. By wytworzyć niezbędną energię elektryczną, wystarczy 40 mln ton węgla rocznie. Na dodatek elektrowniom z północy kraju bardziej opłaca się sprowadzać węgiel zza oceanu niż... dowozić koleją ze śląskich kopalni. Jedną trzecią ceny węgla stanowi bowiem koszt transportu. - Gdybym mógł, kupowałbym węgiel amerykański, australijski lub z RPA - przyznaje Pawłowski. - Jeśli stwierdzimy, że zbyt dużo węgla wjeżdża do kraju, rząd będzie blokował działalność importerów - ostrzega Marek Kossowski, wiceminister gospodarki. - Jak tylko będę mógł kupić tańszy od węgla gaz, wymienię bloki energetyczne na parowo-gazowe - ripostuje prezes Dolnej Odry. W Niemczech 1000 m3 gazu kosztuje mniej niż 100 dolarów. W Polsce jest on drogi (130 USD za 1000 m3, czyli 100-106 zł za 1 MWh), lecz przystępując do UE, będziemy musieli zredukować emisję CO2, więc zmiana źródeł wytwarzania energii jest nieuchronna. Na ropie i gazie oparła energetykę już większość rozwiniętych państw.
Kto odłączy respirator?
- Górnictwo jest jak wąż połykający własny ogon - twierdzi prof. Ney. Według prognoz, węgla w Polsce wystarczy jeszcze na 60 lat, ale jego pokłady są coraz trudniej dostępne, zatem koszty wydobycia rosną. Na południu kraju kopie się już głębiej niż tysiąc metrów pod ziemią. W tym roku sprzedaż węgla będzie mniejsza o 3 mln ton w porównaniu z ubiegłym rokiem. - Jeśli spółkom węglowym nie uda się obniżyć zadłużenia, a eksport nie przekroczy 20 mln ton, przychody będą mniejsze co najmniej o 10 proc. - prognozuje wiceminister Kossowski. Mimo to wierzy on w cud uzdrowienia branży, a nawet w jej rentowność. Przekonuje, że wystarczy zamknąć w ciągu 5-8 lat siedem najbardziej deficytowych kopalni i ograniczyć wydobycie do 80 mln ton rocznie. To samo jednak od dziesięciu lat powtarza każde kierownictwo resortu gospodarki, a "czarna dziura" nadal zasysa miliardy z budżetu. Związkowcy śrubami i styliskami bronią nikomu niepotrzebnych miejsc pracy, ale racjonalne zamiany i obniżanie kosztów nie jest na rękę również śląskim tzw. baronom węglowym, czyli zarządom spółek. Większe straty to przecież większe dotacje! Dlatego im szybciej podążymy śladem Wielkiej Brytanii, tym lepiej. Tylko kto odłączy respirator?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.