Do niedawna publiczna pochwała USA w Europie traktowana była niczym podanie big maca na uroczystym bankiecie.
Al Kaida i Husajn doprowadzili do zjednoczenia Zachodu
Dzięki trwałej współpracy pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi udało się nam zapewnić pokój i wolność na naszym kontynencie". Wszyscy wiedzą, że tak jest, ale do niedawna publiczne wygłoszenie takiego poglądu było traktowane na wielu europejskich salonach niczym podanie big maca na uroczystym bankiecie. Tego się nie robiło. Kochano Arafata i piętnowano Izrael, powtarzano: nie chcemy umierać za Bagdad, nie będziemy chodzić na pasku Wuja Sama. List siedmiu premierów państw europejskich i jednego prezydenta, którego fragment zacytowałem wyżej, kończy z idiotyczną hipokryzją.
Koniec starej Europy
Tekst ogłoszony jednocześnie w kilkunastu europejskich gazetach brzmi tak podniośle, że niemal banalnie. Gdyby nie nazwiska podpisanych pod nim osób, nikt by zapewne nie zwrócił na niego uwagi. Tymczasem tak naprawdę jest to manifest końca starej Europy.
List powinien mieć swojego adresata. Chociaż nikt tego nie powiedział wprost, jest on wyraźnie wskazany - to rządy Francji i Niemiec. Wcześniejsze francusko-niemieckie propozycje zmian w strukturze UE miały w zamyśle kanclerza Gerharda Schrödera i prezydenta Jacques'a Chiraca doprowadzić do rekonstrukcji starego motoru europejskiej integracji, czyli współpracy Paryża i Berlina. Obaj nie ukrywali jednak, że jego paliwem staje się antyamerykanizm. Kanclerz, który nie może się pochwalić sukcesami gospodarczymi, uznał renacjonalizację niemieckiej polityki za najlepszy sposób na utrzymanie popularności. Tradycyjnie niechętni Waszyngtonowi Francuzi dostrzegli szansę na trwałe wpisanie rywalizacji z Ameryką w politykę rozszerzającej się unii. Przy okazji szefowie Niemiec i Francji postanowili twardo przejąć przewodzenie Europie. Stało się inaczej - pozostali najważniejsi przywódcy europejscy wyraźnie i jednoznacznie odcięli się od niemiecko-francuskich kalkulacji.
Podwójna gra? Dziękujemy!
Berlin i Paryż liczyły też na to, że Amerykanie zaczną zabiegać o ich poparcie, oferując kolejne koncesje polityczne. I że przy okazji uda się osłabić wrażenie, że to Ameryka przewodzi w świecie Zachodu. Tymczasem ekipa Busha wykazała determinację i zdecydowanie. Prowadząca podwójną grę Francja, która krytykowała USA, a jednocześnie zabiegała o udział swoich wojsk w akcji antyirackiej, usłyszała, że nie zostanie zaproszona do koalicji. Niemcy coraz wyraźniej tracą rolę uprzywilejowanego partnera Waszyngtonu. Znany z ostrego języka sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld powiedział wprost o "starej Europie", przeciwstawiając ją nowej, która będzie współpracowała ze Stanami Zjednoczonymi.
Inicjatorem napisania listu był premier Hiszpanii. Podpisali się pod nim szefowie dużych państw rozszerzającej się unii: Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii i Polski, a także Duńczycy i Portugalczycy. Ważne są również podpisy premiera Węgier i prezydenta Czech. Przy okazji - wygląda na to, że Vaclav Havel tuż przed odejściem na polityczną emeryturę dokonał aktu politycznego, którego obawiał się rząd w Pradze. Późniejsze tłumaczenia premiera Spidli dowodzą głębokiego wewnętrznego podziału politycznego w Republice Czeskiej.
Nowi liderzy
Dokument ósemki oznacza koniec mitu nigdy nie narodzonej wspólnej polityki zagranicznej UE. Niedawno Javier Solana ubolewał, że europejscy członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ są podzieleni w sprawie Iraku. Teraz, po raz pierwszy w dziejach unii, powstała tak wyraźna frakcja proamerykańska. Wyłoniła też swych przywódców: Wielką Brytanię i Hiszpanię. Wynika to nie tylko z tradycyjnych interesów tych państw, ale i z politycznej przenikliwości ich premierów. José Maria Aznar umiejętnie przejmuje opuszczone po odejściu Helmuta Kohla stanowisko przywódcy europejskiej centroprawicy. Tony Blair chce się zaś stać liderem Europy socjaldemokratycznej. Obaj wyróżniają się charyzmą i nie widzą powodu, by się potulnie godzić na francusko-niemiecki dyktat.
Więź transatlantycka
List premierów nie mógłby zapewne powstać bez rozszerzenia NATO i UE. Okazuje się, że obawy Francji, iż Polska stanie się twardym sojusznikiem Ameryki w Europie, były uzasadnione. Co gorsza (dla francusko-niemieckich planów), ośmieliło to innych zwolenników współpracy atlantyckiej. Francja i Niemcy mogą liczyć na wsparcie Austrii, Belgii i Grecji. To za mało, by narzucić reszcie Europy swą wolę, ale wystarczająco dużo, by Europę podzielić. Charakterystyczne, że poza tradycyjnie proniemieckimi i wahającymi się Czechami ta grupa nie może liczyć na żadne z nowych państw członkowskich.
Ósemka sygnatariuszy listu powiedziała jasno: król jest nagi, nie ma mitycznej zjednoczonej Europy. Co więcej, mówienie o jedności Europy wydaje się przeżytkiem. Możemy budować tylko wspólnotę cywilizacyjną Zachodu, czyli Europy i Ameryki Półno-cnej. Powinniśmy odkurzyć pomysł TAFTA (Transatlantyckiej Strefy Wolnego Handlu) premier Margaret Thatcher i prezydenta Ronalda Reagana. Być może największą klęską terrorystów z al Kaidy i Saddama Husajna okaże się to, że zamiast do podzielenia Zachodu doprowadzą do jego zjednoczenia.
Dzięki trwałej współpracy pomiędzy Europą a Stanami Zjednoczonymi udało się nam zapewnić pokój i wolność na naszym kontynencie". Wszyscy wiedzą, że tak jest, ale do niedawna publiczne wygłoszenie takiego poglądu było traktowane na wielu europejskich salonach niczym podanie big maca na uroczystym bankiecie. Tego się nie robiło. Kochano Arafata i piętnowano Izrael, powtarzano: nie chcemy umierać za Bagdad, nie będziemy chodzić na pasku Wuja Sama. List siedmiu premierów państw europejskich i jednego prezydenta, którego fragment zacytowałem wyżej, kończy z idiotyczną hipokryzją.
Koniec starej Europy
Tekst ogłoszony jednocześnie w kilkunastu europejskich gazetach brzmi tak podniośle, że niemal banalnie. Gdyby nie nazwiska podpisanych pod nim osób, nikt by zapewne nie zwrócił na niego uwagi. Tymczasem tak naprawdę jest to manifest końca starej Europy.
List powinien mieć swojego adresata. Chociaż nikt tego nie powiedział wprost, jest on wyraźnie wskazany - to rządy Francji i Niemiec. Wcześniejsze francusko-niemieckie propozycje zmian w strukturze UE miały w zamyśle kanclerza Gerharda Schrödera i prezydenta Jacques'a Chiraca doprowadzić do rekonstrukcji starego motoru europejskiej integracji, czyli współpracy Paryża i Berlina. Obaj nie ukrywali jednak, że jego paliwem staje się antyamerykanizm. Kanclerz, który nie może się pochwalić sukcesami gospodarczymi, uznał renacjonalizację niemieckiej polityki za najlepszy sposób na utrzymanie popularności. Tradycyjnie niechętni Waszyngtonowi Francuzi dostrzegli szansę na trwałe wpisanie rywalizacji z Ameryką w politykę rozszerzającej się unii. Przy okazji szefowie Niemiec i Francji postanowili twardo przejąć przewodzenie Europie. Stało się inaczej - pozostali najważniejsi przywódcy europejscy wyraźnie i jednoznacznie odcięli się od niemiecko-francuskich kalkulacji.
Podwójna gra? Dziękujemy!
Berlin i Paryż liczyły też na to, że Amerykanie zaczną zabiegać o ich poparcie, oferując kolejne koncesje polityczne. I że przy okazji uda się osłabić wrażenie, że to Ameryka przewodzi w świecie Zachodu. Tymczasem ekipa Busha wykazała determinację i zdecydowanie. Prowadząca podwójną grę Francja, która krytykowała USA, a jednocześnie zabiegała o udział swoich wojsk w akcji antyirackiej, usłyszała, że nie zostanie zaproszona do koalicji. Niemcy coraz wyraźniej tracą rolę uprzywilejowanego partnera Waszyngtonu. Znany z ostrego języka sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld powiedział wprost o "starej Europie", przeciwstawiając ją nowej, która będzie współpracowała ze Stanami Zjednoczonymi.
Inicjatorem napisania listu był premier Hiszpanii. Podpisali się pod nim szefowie dużych państw rozszerzającej się unii: Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii i Polski, a także Duńczycy i Portugalczycy. Ważne są również podpisy premiera Węgier i prezydenta Czech. Przy okazji - wygląda na to, że Vaclav Havel tuż przed odejściem na polityczną emeryturę dokonał aktu politycznego, którego obawiał się rząd w Pradze. Późniejsze tłumaczenia premiera Spidli dowodzą głębokiego wewnętrznego podziału politycznego w Republice Czeskiej.
Nowi liderzy
Dokument ósemki oznacza koniec mitu nigdy nie narodzonej wspólnej polityki zagranicznej UE. Niedawno Javier Solana ubolewał, że europejscy członkowie Rady Bezpieczeństwa ONZ są podzieleni w sprawie Iraku. Teraz, po raz pierwszy w dziejach unii, powstała tak wyraźna frakcja proamerykańska. Wyłoniła też swych przywódców: Wielką Brytanię i Hiszpanię. Wynika to nie tylko z tradycyjnych interesów tych państw, ale i z politycznej przenikliwości ich premierów. José Maria Aznar umiejętnie przejmuje opuszczone po odejściu Helmuta Kohla stanowisko przywódcy europejskiej centroprawicy. Tony Blair chce się zaś stać liderem Europy socjaldemokratycznej. Obaj wyróżniają się charyzmą i nie widzą powodu, by się potulnie godzić na francusko-niemiecki dyktat.
Więź transatlantycka
List premierów nie mógłby zapewne powstać bez rozszerzenia NATO i UE. Okazuje się, że obawy Francji, iż Polska stanie się twardym sojusznikiem Ameryki w Europie, były uzasadnione. Co gorsza (dla francusko-niemieckich planów), ośmieliło to innych zwolenników współpracy atlantyckiej. Francja i Niemcy mogą liczyć na wsparcie Austrii, Belgii i Grecji. To za mało, by narzucić reszcie Europy swą wolę, ale wystarczająco dużo, by Europę podzielić. Charakterystyczne, że poza tradycyjnie proniemieckimi i wahającymi się Czechami ta grupa nie może liczyć na żadne z nowych państw członkowskich.
Ósemka sygnatariuszy listu powiedziała jasno: król jest nagi, nie ma mitycznej zjednoczonej Europy. Co więcej, mówienie o jedności Europy wydaje się przeżytkiem. Możemy budować tylko wspólnotę cywilizacyjną Zachodu, czyli Europy i Ameryki Półno-cnej. Powinniśmy odkurzyć pomysł TAFTA (Transatlantyckiej Strefy Wolnego Handlu) premier Margaret Thatcher i prezydenta Ronalda Reagana. Być może największą klęską terrorystów z al Kaidy i Saddama Husajna okaże się to, że zamiast do podzielenia Zachodu doprowadzą do jego zjednoczenia.
Mieszane reakcje |
---|
Praga - Podpis Vaclava Havla pod tym dokumentem to jego prywatna inicjatywa. Oficjalne stanowisko Czech w sprawie kryzysu irackiego ustalił parlament - powiedział premier Czech Vladimír Spidla, który przyznał, że proponowano mu podpisanie dokumentu, ale odmówił. - Inicjatywa prezydenta nie ma poparcia ani w resorcie spraw zagranicznych, ani w całym rządzie. Nie służy ona jednoczeniu Europy - rozdziela ją na starą i nową. Jej celem jest wywarcie nacisku na europejskich partnerów, by poparli atak na Irak - powiedział "Wprost" Vladimír Lastu°vka, przewodniczący komisji spraw zagranicznych izby poselskiej czeskiego parlamentu. Ryga - Nikt się nie zwrócił do naszego premiera z propozycją podpisania jakiegokolwiek listu. Łotwa popiera politykę USA wobec Iraku, nawet jeżeli w celu usunięcia Husajna trzeba będzie zrezygnować z oczekiwania na odpowiednią rezolucję ONZ - powiedziała "Wprost" Solveiga Silkalna, rzecznik prasowy premiera Łotwy. Moskwa - Myślę, że głównym celem sygnatariuszy listu było przesłanie skierowane zarówno do Europejczyków, jak i do Amerykanów. Chodziło o pokazanie, że Francja i Niemcy nie monopolizują opinii publicznej w Europie, że nie trzymają w garści całego kontynentu. Problem Iraku jest w tym wypadku symboliczny, umożliwił tylko ujawnienie różnicy poglądów w Europie, różnicy między Francją i Niemcami a resztą krajów. Prawdziwa wymowa listu premierów jest taka, że ani Francja, ani Niemcy nie powinny myśleć, iż zbudują unię wokół siebie. Jest to znak dla USA, że poza Paryżem i Berlinem w Europie są inne stolice, z którymi będzie się rozmawiać - powiedział "Wprost" Dmitrij Trenin, wicedyrektor Carnegie Center w Moskwie. Rzym - Mam nadzieję, że nie będzie rozłamów, że znajdziemy wspólne zdanie. Wyobrażam sobie jednak - podobnie jak większość z was - że wszystko musi przejść przez Radę Bezpieczeństwa ONZ - powiedział Silvio Berlusconi, premier Włoch. - Ten list to był ogromny błąd. Jego jedynym efektem będzie podzielenie Europy w kwestii tak ważnej jak Irak - komentował Massimo D'Alema, były premier Włoch, prezes Partii Lewicowych Demokratów. |
Więcej możesz przeczytać w 6/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.