Polscy krytycy nie rozumieją, jakiej muzyki potrzebuje publiczność
Ponad 350 tysięcy sprzedanych egzemplarzy ostatniego albumu i jedyna diamentowa płyta roku 2002 mówią o popularności Ich Troje wystarczająco. Ale krytycy reagują na poczynania Michała Wiśniewskiego agresywnie. To oni wiedzą, czego publiczność powinna słuchać. Jeśli słuchacze wybierają Ich Troje, są po prostu głupi i reprezentują wsiowy gust. Gdy telewidzowie zdecydowali, że Ich Troje będzie reprezentować Polskę na konkursie Eurowizji, podniesiono lament. Robert Leszczyński ("Gazeta Wyborcza") napisał, że piosenki grupy to muzyczne harlequiny. Cóż złego jest w tym, że ludzie czytają harlequiny? Czy byłoby lepiej, gdyby nic nie czytali? Prawdziwym przebojem jest przecież to, co słuchacze za taki uważają.
Krytycy wieszczą, że występ Ich Troje w Rydze niechybnie zakończy się kompromita-
cją, a po raz pierwszy stała się rzecz normalna. Decyzję o tym, która piosenka będzie nas reprezentować, podjęła publiczność. Ona też zadecyduje podczas samego konkursu. Dotychczas polskiego kandydata ustalało grono tzw. profesjonalistów i te nominacje trafiały kulą w płot. Były za ambitne (Anna Maria Jopek), albo po prostu żadne (Piasek). Dwa razy zostaliśmy wykluczeni z kolejnej edycji imprezy.
Kicz, czyli sztuka estrady
Na konkurs zespół Ich Troje przygotował idealny hit. Melodię da się zanucić od razu, tytułowe przesłanie ("Bez granic") jest bardzo na czasie i czytelne dla każdego, bo piosenka jest śpiewana w trzech językach - po polsku, niemiecku i rosyjsku. Wszystko wskazuje więc na to, że się wreszcie spodobamy, a pikanterii sprawie dodaje fakt, że być może Ich Troje będzie podczas konkursu reprezentować też Niemcy.
Muzyka pop to od dawna świetnie wykalkulowany produkt. Światowe powodzenie piosenek Céline Dion (laureatki festiwalu Eurowizji) czy duetu Tatu jest na to niezbitym dowodem. Kiczowatość to też nie zarzut. Elvis Presley w wyszywanym cekinami uniformie, śpiewający "Płacząc w kaplicy", i Violetta Villas w "Do Ciebie, Mamo" to pierwsze z brzegu przykłady monstrualnego kiczu. Ale kicz jest nieodłączną częścią sztuki estrady. Podobnie jak proste, komunikatywne teksty.
Muzyczny hamburger
Nasi krytycy mylą kryteria, jakby nie wiedzieli, że każdy gatunek muzyki ma swoje miejsce. Swoją publiczność mają Krystian Zimerman i Pat Metheny i wcale nie wchodzą w drogę tysiącom ludzi lubiącym Ich Troje czy Budkę Suflera. Obrażanie się na tzw. kulturę masową jest po prostu idiotyzmem, podobnie jak aroganckie dzielenie odbiorców na lepszych i gorszych. W Ameryce jakoś to wszystko pogodzono: laureatami Oscarów są filmy, na które walą tłumy, a nagrody Grammy przyznaje się w tylu kategoriach, że wszyscy są zadowoleni. Filmy nagradzane w Europie muszą być zawsze ambitne, czyli dla garstki wybranych. Gdyby od naszych krytyków zależało, kogo wysłać na festiwal Eurowizji, zaproponowaliby pewnie Ewę Demarczyk, nie bacząc, że istniejący od 48 lat konkurs jest świętem chwyt-liwych refrenów i wielkim show. A chrypka Michała Wiśniewskiego przypomina choćby Drupiego, uwielbianego niegdyś nie tylko w Polsce, ale i we Włoszech - ojczyźnie belcanta.
Zgoda, piosenki Ich Troje to muzyczny hamburger, ale dlaczego nie mielibyśmy takiego hamburgera sprzedawać? Zwłaszcza tam, gdzie jest on bardzo na miejscu.
Krytycy wieszczą, że występ Ich Troje w Rydze niechybnie zakończy się kompromita-
cją, a po raz pierwszy stała się rzecz normalna. Decyzję o tym, która piosenka będzie nas reprezentować, podjęła publiczność. Ona też zadecyduje podczas samego konkursu. Dotychczas polskiego kandydata ustalało grono tzw. profesjonalistów i te nominacje trafiały kulą w płot. Były za ambitne (Anna Maria Jopek), albo po prostu żadne (Piasek). Dwa razy zostaliśmy wykluczeni z kolejnej edycji imprezy.
Kicz, czyli sztuka estrady
Na konkurs zespół Ich Troje przygotował idealny hit. Melodię da się zanucić od razu, tytułowe przesłanie ("Bez granic") jest bardzo na czasie i czytelne dla każdego, bo piosenka jest śpiewana w trzech językach - po polsku, niemiecku i rosyjsku. Wszystko wskazuje więc na to, że się wreszcie spodobamy, a pikanterii sprawie dodaje fakt, że być może Ich Troje będzie podczas konkursu reprezentować też Niemcy.
Muzyka pop to od dawna świetnie wykalkulowany produkt. Światowe powodzenie piosenek Céline Dion (laureatki festiwalu Eurowizji) czy duetu Tatu jest na to niezbitym dowodem. Kiczowatość to też nie zarzut. Elvis Presley w wyszywanym cekinami uniformie, śpiewający "Płacząc w kaplicy", i Violetta Villas w "Do Ciebie, Mamo" to pierwsze z brzegu przykłady monstrualnego kiczu. Ale kicz jest nieodłączną częścią sztuki estrady. Podobnie jak proste, komunikatywne teksty.
Muzyczny hamburger
Nasi krytycy mylą kryteria, jakby nie wiedzieli, że każdy gatunek muzyki ma swoje miejsce. Swoją publiczność mają Krystian Zimerman i Pat Metheny i wcale nie wchodzą w drogę tysiącom ludzi lubiącym Ich Troje czy Budkę Suflera. Obrażanie się na tzw. kulturę masową jest po prostu idiotyzmem, podobnie jak aroganckie dzielenie odbiorców na lepszych i gorszych. W Ameryce jakoś to wszystko pogodzono: laureatami Oscarów są filmy, na które walą tłumy, a nagrody Grammy przyznaje się w tylu kategoriach, że wszyscy są zadowoleni. Filmy nagradzane w Europie muszą być zawsze ambitne, czyli dla garstki wybranych. Gdyby od naszych krytyków zależało, kogo wysłać na festiwal Eurowizji, zaproponowaliby pewnie Ewę Demarczyk, nie bacząc, że istniejący od 48 lat konkurs jest świętem chwyt-liwych refrenów i wielkim show. A chrypka Michała Wiśniewskiego przypomina choćby Drupiego, uwielbianego niegdyś nie tylko w Polsce, ale i we Włoszech - ojczyźnie belcanta.
Zgoda, piosenki Ich Troje to muzyczny hamburger, ale dlaczego nie mielibyśmy takiego hamburgera sprzedawać? Zwłaszcza tam, gdzie jest on bardzo na miejscu.
Więcej możesz przeczytać w 6/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.