Zabić Zdzisława Maklakiewicza będzie ciężko! Głównie z tego powodu, że ten od ładnych paru lat nie żyje. A mimo to uważam, że dla dobra polskiej kultury powinno się czym prędzej zabić Maklakiewicza. I to najlepiej w duecie z Janem Himilsbachem. Ten drugi też nie żyje, co wcale nie ułatwia, a wręcz przeciwnie - utrudnia ukatrupienie. Maklakiewicz był wybitnym aktorem, grającym głównie meneli i prostaków. Himilsbach był kamieniarzem, czyli specjalistą od nagrobków, a w wolnych chwilach także literatem i aktorem filmowym, grającym alkoholików i chamów. Obaj stworzyli malowni- czy duet wszech czasów. Zarówno w życiu, jak i w filmie stali się poetycką ikoną dwóch kumpli wędrowników, którzy razem miewają przygody, razem naduży-wają i razem filozofują. W PRL byli czytelną parą outsiderów, którym świat ze swoimi wariactwami dynda i powiewa. Ich dialogi w "Rejsie" Marka Piwowskiego każdy fan kina zna na pamięć. Słowem Maklakiewicz, zwany przez (rosnącą z roku na rok) rzeszę kumpli Maklakiem, oraz Himilsbach, zwany Jankiem, stali się postaciami legendarnymi. Legendy bywają tyleż wspaniałe, co zabójcze, tyleż ciekawe, co przytłaczające. Legenda Maklakiewicza i Himilsbacha jest dla polskiej komedii przytłaczająca. Biedny Piwowski, reżyser na nieszczęście kultowego "Rejsu", już wie, że do końca życia nie uda mu się zrobić nic, co mogłoby się choćby w połowie równać ze słynnym filmem. To jest dla twórcy sytuacja nie do pozazdroszczenia. To jest sytuacja na maksa przerąbana. Piwowski się męczy, dusi i od dziesięciu lat zapowiada, że zrobi "Rejs 2", ale wiadomo, że nie zrobi. Piwowski wie, że wszyscy chętnie zobaczyliby "Rejs 2", ale wie też, że wszyscy równie chętnie zabiliby go za "zniszczenie legendy", "rozmienianie się na drobne" czy "żałosną próbę podczepienia się pod dzieło sprzed lat". Piwowski może sobie coś tam dłubać w teatrze telewizji czy nawet z rzadka kręcić na boku jakieś marne komedie. Ale dla wszystkich jest jas-ne, że kultowość "Rejsu" i potęga legendy Maklaka i Himilsbacha załatwiła go już do końca życia na amen. To nieludzkie. To przykre. Ale tak jest! Piwowski to nie jedyna ofiara Maklakiewicza i Himilsbacha. W całej Polsce (szczególnie w knajpach, do których przychodzą dziwacy i artyści) aż roi się od ofiar legendy inżyniera Mamonia. Całkiem niedawno trafiłem w warszawskim Spatifie na sędziwego profesora politechniki, który od lat chleje wódę przy stoliku, przy którym kiedyś upił się Maklak z Himilsbachem. Profesor żyje wspomnieniem, jak to dwadzieścia lat temu Maklakiewicz otarł się o niego w knajpie, idąc z talerzem pełnym bigosu. Sam kiedyś z ciekawością słuchałem, a później powtarzałem (już jako znawca tematu) anegdoty krążące o wyczynach pijackich Maklaka i Janka. Dowcipy opowiadane sto razy przestają być śmieszne, a stają się okropne. Dla wielu ludzi Maklakiewicz i Himilsbach stają się garbem, obciążeniem, od którego nie potrafią się uwolnić. Ciągłe przerzucanie się znanymi cytatami z "Rejsu" jeszcze nie tak dawno było dowodem przynależności do kręgu wtajemniczonych. Teraz staje się śladem ociężałości umysłowej. Wielu, podpierając się powiedzonkami inżyniera Mamonia, pragnie zatuszować swoją bezradność w dzie- dzinie powiedzenia czegoś śmiesznego. Granie zabawnego konferansjera na scenie czy wcielanie się w rolę duszy towarzystwa za pomocą protezy, jaką jest żałosne nadużywanie menelskiej legendy i powiedzonek aktorów "Rejsu", to dowód na werbalną impotencję. Także twórcom ciężko się wyzwolić spod uroku dwóch genialnych pijaczków. Próbowano ich naśladować, próbowano kreować nowych, wszystko z marnym skutkiem. Widać, nie tylko w gospodarce, ale także w dziedzinie pijackich legend panuje kompletny zastój. Maklakiewicz z Himilsbachem pewnie byliby zdziwieni, jak wiele osób do dziś uznaje się za ich kumpli i poklepuje po plecach. Reasumując - zabicie Maklakiewicza i Himilsbacha przyniosłoby wiele pożytku polskiej kulturze i ożywiłoby życie towarzyskie w knajpach. Z garbem legendy ciężko jest zrobić coś nowego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.