Powiedział, że idzie tylko na spacer z psem, a kilkadziesiąt minut później leżał na chodniku z roztrzaskaną głową. Przechodnie poinformowali policję w Busku- -Zdroju o 62-letnim szefie sejmowej komisji służb specjalnych leżącym bezwładnie na ulicy. Chwilę później karetka odwiozła Konstantego Miodowicza do szpitala w Kielcach, gdzie z rozległym wylewem trafił od razu na stół operacyjny. Gdy po kilku dniach odzyskał przytomność i zaczął odpowiadać na proste pytania, kieleccy neurochirurdzy ogłosili wielki sukces i przełom. Twierdzili, że z pacjentem będzie już tylko lepiej. – Tylko że wdała się sepsa i zamiast poprawy nastąpiło pogorszenie – mówi jego przyjaciel. Życie uratowali mu warszawscy lekarze, bo kielczanie rozkładali już bezradnie ręce. Szef sejmowej komisji służb specjalnych od prawie dwóch miesięcy leży nieprzytomny w szpitalu MSW przy Wołoskiej. Oficjalnie jego partyjni koledzy zapewniają, że czekają na jego powrót i że jeszcze będzie o nim głośno. A potem spuszczają wzrok i szeptem dodają, że lekarze zastanawiają się na razie, czy można go już odłączyć od respiratora podtrzymującego życie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.