Zanim zaczniemy przyswajać sobie zasady ekonomicznej jazdy samochodem, warto zrobić coś o wiele prostszego. Zajrzyjmy do bagażnika i wyrzućmy z niego niepotrzebne rzeczy. Często się zdarza, że kierowcy nieświadomie wożą w aucie balast ważący nawet kilkadziesiąt kilogramów. Oczywiście nie należy przesadzać – koło zapasowe, zestaw narzędzi i trójkąt ostrzegawczy zostawiamy. Skontrolować trzeba także kabinę – tam też można znaleźć sporo niepotrzebnych rzeczy, które nie dość, że są ciężkie, to w dodatku w razie wypadku mogą być bardzo niebezpieczne.
Sprawdź ciśnienie, zdemontuj bagażnik
Druga, równie ważna i prosta rzecz – sprawdźmy ciśnienie w oponach. Nieprawidłowe (za małe) nie tylko wpływa na zwiększenie oporów toczenia i w efekcie zwiększa zużycie paliwa, ale i powoduje skrócenie żywotności opon. Opony niszczą się także przy zbyt dużym ciśnieniu, choć trzeba przyznać, że wtedy zużycie paliwa się zmniejsza. Spada jednak komfort jazdy, więc najbezpieczniej będzie się trzymać zaleceń producenta.
Nie trzeba chyba przypominać o konieczności demontażu bagażników dachowych, jeśli z nich nie korzystamy. Nawet bagażnik rowerowy, składający się z dwóch belek przymocowanych do relingów, powoduje wyraźny wzrost zużycia paliwa. Tym większy, im szybciej jedziemy. Można przyjąć, że zużycie paliwa rośnie wówczas o 5 proc. Szokujący jest wzrost apetytu silnika na paliwo wówczas, gdy wieziemy rowery na tylnej klapie samochodu, znacznie wystające poza obrys auta, także w górę. Niemiecki automobilklub ADAC zmierzył, że może on sięgnąć 40 proc. przy prędkości 100 km/godz. Jeśli jedziemy szybciej – spalanie wzrośnie nawet o 60 proc. (przy prędkości 130 km/godz.). Nieco lepiej sytuacja wygląda, jeśli zamontujemy rowery na bagażniku mocowanym na haku holowniczym. Wzrost zużycia paliwa jest mniejszy niż w opisanym wcześniej wypadku, ale problemem może być za to oświetlenie zasłonięte przez rowery. Rozwiązaniem jest użycie specjalnej listwy z dodatkowymi lampami. Ale co wówczas z tablicą rejestracyjną? Niestety, przepisy nie dopuszczają wyrobienia trzeciej, pozostaje więc przełożenie tablicy z klapy bagażnika lub tzw. odwzorowanie. Żadne z wyjść nie jest idealne i nie odpowiadamy za to, co się stanie w wypadku kontroli policji. Zwłaszcza gdy się trafi na służbistę.
Jeśli bagażnik samochodu okaże się za mały, by pomieścić wszystkie torby, niezłym wyjściem jest tzw. boks dachowy. Należy tylko pamiętać, by do niego pakować jedynie lekkie pakunki. Nie tylko ze względu na ograniczoną nośność dachu (najczęściej ok. 50 kg), lecz także po to, by bez potrzeby nie przesuwać zbyt wysoko środka ciężkości samochodu. Taki balast może mocno zmienić zachowanie auta na zakrętach. Tu dochodzimy do ważnej kwestii – prawidłowego załadowania bagaży. Najcięższe walizki powinno się położyć na podłodze bagażnika, możliwie blisko tylnej kanapy.
Kosztowny chłód
Kolejna sprawa – klimatyzacja. Oczywiście jej używanie wpływa na zużycie paliwa, ale chyba lepiej dodać do rachunku 0,5 czy nawet litr paliwa na 100 km, niż czuć się w aucie niczym w saunie. W takich warunkach refleks kierowcy znacznie się pogarsza, a przecież od niego zależy bezpieczeństwo podróżnych. Jeśli w aucie nie ma klimatyzacji, warto otworzyć okna. Pamiętajmy jednak, by po przekroczeniu prędkości 30-40 km/godz. je zamknąć lub zostawić tylko niewielkie szpary. W innym przypadku opór powietrza, a także zużycie paliwa znacznie wzrosną.
Ruszaj dynamicznie, hamuj silnikiem
Pora na najtrudniejsze – przyswojenie zasad ekonomicznej jazdy. Przede wszystkim trzeba ruszać natychmiast po uruchomieniu silnika, także w zimie. W czasie jazdy znacznie szybciej się on nagrzewa do optymalnej temperatury, a zimny silnik ma bardzo duże „pragnienie”. Wbrew temu, co może się nam wydawać, najbardziej ekonomiczne jest dynamiczne ruszanie z miejsca, z pedałem gazu wciśniętym mniej więcej w trzech czwartych. Owszem, samochód wtedy ma olbrzymi apetyt na paliwo, ale w związku z tym, że przyspieszanie trwa krótko, zużycie paliwa będzie niższe niż przy powolnym rozpędzaniu się. Gdy już osiągniemy założoną prędkość, należy w miarę możliwości jechać z gazem w jednym, stałym położeniu. To zalecenia do jazdy w mieście, gdy wyjeżdżamy w trasę, nie ma potrzeby jak najszybciej rozpędzać się do 100 czy 120 km/ godz. Powyżej 60 km/godz. należy przyspieszać płynnie, dozując nacisk na pedał gazu. Na podjazdach najbardziej ekonomicznie będzie nieco zwolnić, oczywiście obserwując sytuację w lusterku, by nie powodować zatoru na drodze. Zjeżdżając ze wzniesienia, najlepiej utrzymywać stałą prędkość, hamując w razie potrzeby silnikiem (zdejmując nogę z gazu).
Warto obserwować sytuację na drodze daleko przed sobą, a gdy zobaczymy korek czy czerwone światło – powoli zmniejszyć szybkość, słabiej naciskając na pedał gazu czy wręcz zdejmując z niego nogę. Gdy to się okaże niewystarczające, można spróbować redukować biegi i wykorzystywać silnik do hamowania. Nie należy się toczyć na luzie, bo nie dość, że silnik zużywa wtedy paliwo (a podczas hamowania silnikiem w większości samochodów spalanie wynosi zero), to pozbawiamy się możliwości błyskawicznego zareagowania na zmianę sytuacji na drodze. Zmieniając biegi, należy to robić szybko – w samochodach z silnikami benzynowymi – wówczas gdy obroty siegają 2500 obr./ min, a w dieslach jeszcze szybciej – gdy wskazówka obrotomierza dojdzie do 2000. Jeśli samochód jadący na piątym biegu z prędkością 50 km/godz. zużywa ok. 5 l/100 km, to na trzecim biegu będzie to przynajmniej 1 l/100 km więcej. Dlatego możliwie szybko trzeba włączać najwyższy bieg.
Zysk wart wysiłku
Przestrzegając zasad ekonomicznej jazdy, można obniżyć zużycie paliwa od 10 do nawet 25 proc. Nawet gdyby przyjąć pesymistycznie (15 proc.) przy średnim rocznym przebiegu 15 tys. km, daje to oszczędność blisko 900 zł (do obliczeń przyjęliśmy zużycie paliwa 7 l/100 km i cenę 5,50 zł za litr). Przy większym i bardziej paliwożernym samochodzie zysk będzie jeszcze bardziej imponujący. A pół żartem, pół serio – całkiem spore oszczędności daje rezygnacja z jazdy autostradami. Owszem, są one bezpieczne i wygodne, ale przejazd samochodem osobowym odcinkiem A2 z Warszawy do granicy z Niemcami kosztuje w jedną stronę niemal 70 zł, a A1 z Torunia do obwodnicy Trójmiasta – 29,90 zł. Dla porównania – w Szwajcarii za roczną winietę trzeba zapłacić 40 franków, czyli ok. 140 zł. Oznacza to, że cały rok można korzystać z rozbudowanej sieci autostrad w cenie jednego przejazdu tam i z powrotem z Warszawy do Świecka. Coś tu chyba jest nie tak. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.