Chcę być mistrzem świata - mówi Bartłomiej Macieja
Który dwudziestopięciolatek uwielbia polskie pieśni wojskowe i patriotyczne? Przynajmniej w tym jestem oryginalny - mówi Bartłomiej Macieja, mistrz Europy w szachach. Macieja przegrał wprawdzie pojedynek z Anatolijem Karpowem (6:2), ale to, że były wielokrotny mistrz świata wybrał go za przeciwnika, oznacza, że Polak należny do światowej elity. Oprócz pieśni wojskowych Macieja uwielbia fizykę, tenis stołowy i koszykówkę, Internet, a także język hiszpański. Jednym z jego najbliższych przyjaciół jest Wenezuelczyk - prawdopodobnie dlatego, że prawie we wszystkim (poza miłością do szachów) się różnią. Mistrz Europy jest uosobieniem spokoju, Wenezuelczyk to prawdziwy szaleniec. To on przekonał Macieję do latynoskiej muzyki. On także zmienił jego podejście do życia - na bardziej spontaniczne. - Dzięki niemu nabrałem więcej luzu - mówi Macieja. Ten luz jest mu potrzebny, bo od wielu lat walczy nie tylko z przeciwnikami przy szachownicy, ale przede wszystkim z cukrzycą. Podczas turniejów często musiał brać zastrzyki.
Winnetou na korcie
Bartek Macieja twierdzi, że jego szachowa pasja narodziła się w parku na warszawskim Mokotowie. Gdy miał sześć lat, spacerował tam z rodzicami i zobaczył ludzi grających w szachy. Na kilka minut zatrzymał się i przyglądał rozgrywce. A potem tak długo męczył rodziców, aż kupili mu szachy. Jan Macieja, ojciec mistrza, znany ekonomista, twierdzi, że było zupełnie inaczej: sześcioletni Bartek dobrze grał w warcaby, szybko rozwiązywał zadania logiczne, więc ojciec kupił mu szachy. Rodzice zapisali go do osiedlowego klubu szachowego na Mokotowie. Tam sześciolatka dostrzegł Tadeusz Justyna, sędzia szachowy. Zwrócił na niego uwagę nie dlatego, że Bartek grał wówczas dobrze, lecz z tego powodu, że nie załamywał się po porażkach.
Z dzieciństwa najbardziej pamięta drewniaka, nazywanego w domu ciapem. Tym "ciapem" straszył go ojciec, gdy przeszkadzał w oglądaniu telewizyjnych wiadomości. Gdy miał może dziesięć lat, zaczął czytać powieści Karola Maya. Teraz twierdzi, że świat szlachetnych, ciemiężonych Indian nie tylko go wzruszał, ale i kształtował jego osobowość. - W żadnej dziedzinie nie ma lekkiego i łatwego sukcesu - żeby coś osiągnąć, trzeba wręcz katorżniczej pracy. Ale człowiekowi nauczonemu takiej pracy łatwiej jest się potem sprawdzać w innych dziedzinach - mówi Bartłomiej Macieja. I rzeczywiście, Macieja był jednym z najlepszych studentów fizyki na UW (studia już skończył, ale jeszcze nie obronił pracy magisterskiej). Nauczył się angielskiego i rosyjskiego (ojczystego języka jego trenerów), a teraz uczy się hiszpańskiego. Wspólnie z Tomaszem Lissowskim napisał książkę o szachach - "Zagadka Kieseritzky'ego". Często gra w koszykówkę, tenisa stołowego i ziemnego. - Szachy wymagają żelaznej kondycji - partia trwa około czterech godzin, a do niedawna nawet siedem godzin. Przed turniejami trenuję po 10 godzin dziennie. Przed turniejem w Batumi, gdzie zdobyłem mistrzostwo Europy, spałem po cztery godziny na dobę, bo jeszcze zdawałem egzaminy na wydziale fizyki. Muszę uprawiać sport, żeby to wytrzymać fizycznie, żeby ani na chwilę nie stracić koncentracji. Po latach robię to także dla przyjemności.
Przesądny jak fizyk
Przez ostatnie sześć lat z Macieją pracował rosyjski arcymistrz Witalij Cieszkowski, który szkolił kiedyś arcymistrza Władimira Kramnika. Od stycznia 2002 r. ćwiczy także z Judit Polgar, najlepszą szachistką świata (obecnie grywa ona wyłącznie z mężczyznami). - Kiedy przyjeżdżam do niej do Budapesztu, trenujemy po dwanaście godzin dziennie. Spędzam z nią więcej czasu niż jej mąż - opowiada Macieja.
Jeśli Macieja nie zostanie zawodowym szachistą, chce pracować w Zakładzie Wysokich Ciśnień PAN, gdzie prowadzone są badania nad niebieskim laserem. - Mogę oczywiście grać w szachy, bo na moim poziomie z gry można wyżyć, a jednocześnie będę współpracował z PAN. Ale mogę się też zatrudnić w jakimś towarzystwie ubezpieczeniowym lub banku. Te firmy bardzo cenią fizyków. W dodatku umiem przewidywać działania przeciwnika na kilka ruchów do przodu. To powinno się przydać w walce na wolnym rynku - mówi Bartek Macieja. Chłodny umysł fizyka i szachisty to jedno, drugie to przesądy. Kiedyś ogolił tylko pół twarzy, bo ktoś mu przeszkodził, i taki nie dogolony poszedł na mecz. I wygrał. Od tego czasu bardzo często siada do gry nie ogolony.
Bartłomiej Macieja nie pije alkoholu (sporadycznie kieliszek wina lub szampana), nie bywa na imprezach towarzyskich, bo szkoda mu czasu. - Bardzo chcę wygrywać. I marzę o tytule mistrza świata. Wierzę, że kiedyś mi się uda - mówi Macieja. - On jeszcze zrobi karierę - stwierdził Anatolij Karpow po meczu z Macieją.
Klasa Światowa |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.