W Iraku powstał nowy gatunek reportażu wojennego - internetowe relacje żołnierzy
Mówią, że zabiliśmy Saddama. Trochę szkoda. Wolałbym, żebyśmy go złapali i oddali pod osąd przeciętnych ludzi. Długo pewnie by nie pożył i to byłby dobry materiał instruktażowy dla tyranów w innych krajach arabskich" - napisał w swoim blogu, czyli internetowym pamiętniku, amerykański żołnierz, który służy na okręcie wojennym stacjonującym w Zatoce Perskiej. "W pałacu Saddama zaskoczyły mnie rozwieszone wszędzie różowe kotary" - napisał inny amerykański żołnierz. "Prezerwatywy są super. Chronią broń przed piaskiem. Nie wolno używać tylko tych nawilżanych, bo się kleją" - donosił niejaki Will. Setki podobnych relacji można znaleźć pod internetowym adresem www.blogsofwar.com. To nowa forma wojennego reportażu. Praktycznie każdy z 300 tys. żołnierzy antysaddamowskiej koalicji ma dostęp do Internetu i może umieszczać w sieci swoje wrażenia czy opinie.
Nieporadne, lecz autentyczne
Dzięki nowoczesnej technologii dziennikarze amatorzy w mundurach często są szybsi niż zawodowcy. Niektóre blogi, na przykład dziennik publikowany przez sierżanta Strykera, to właściwie internetowe gazety - z kolegium redakcyjnym, linkami do artykułów w innych mediach, zdjęciami i opiniami. A na przykład blog LT-Smasha to rodzaj prywatnego pamiętnika połączonego z forum dyskusyjnym. Na najlepsze strony wchodzi dziennie 15-20 tys. internautów. - Po pierwszych dniach wojny okazało się, że oficjalne media ludziom nie wystarczają. Zaczęli więc wchodzić na strony bloggerów, a wręcz zachęcać ich do relacjonowania wojny. Zwykłego człowieka nie interesują strategie i relacje sztabowców, lecz szczegóły. W tym blogi okazały się niezastąpione: są nieporadne, ale autentyczne - komentuje Laura Behrens, analityk medialny z firmy Gartner G2.
Prawda blogów
Choć w sieci krążą podejrzenia, że niektóre blogi są pisane przez pracowników wywiadu, zdecydowana większość relacji jest autentyczna. Według sondażu przeprowadzonego wśród amerykańskich internautów, 73 proc. z nich wierzy w prawdziwość blogów. Dowódcy nawet nie próbują ich cenzurować, bo mogłoby to obrócić przeciwko nim amerykańską opinię publiczną. - Blogi są cenne, bo stanowią dowód na uczciwość kad-ry dowódczej. Zezwalając na publikowanie blogów, generałowie pokazują, że nie boją się prawdy - mówi Grzegorz Kostrzewa-Zorbas z Instytutu Studiów Politycznych PAN.
Blogi piszą też Irakijczycy. W pierwszych dniach wojny furorę robił w sieci niejaki Salam Pax, mieszkaniec Bagdadu, przedstawiający się jako przeciwnik Saddama Husajna. "Liczymy godziny od momentu, w którym telewizja informuje, że B-52 wystartowały. Dotarcie do Iraku zajmuje im 6 godzin. Potem spadają pierwsze bomby. Wyszedłem kupić chleb. Ulice wyludnione. Tylko piekarnie jeszcze pracują. Piekarz powiedział mi, że policja zabroniła mu zamykać firmę" - pisał Salam. Quasi-blogi, nazywane płatnymi portalami informacyjnymi, tworzą też duże koncerny medialne i firmy internetowe. Taki blog założony przez RealNetworks ma już 900 tys. klientów, a 17 marca wystartował quasi-blog Yahoo! Skorzystało z niego już ponad 500 tys. osób (miesięczna opłata nie przekracza 10 dolarów).
Bloggerzy wojenni
Żołnierze walczący w Iraku relacjonują przebieg wojny także przez SMS-y. Korzystają oni (także polscy żołnierze) z satelitarnych telefonów komórkowych (w Iraku nie działają sieci komórkowe) pod warunkiem, że wyłączą je na rozkaz dowódcy przed konkretną operacją. Wojna w Iraku dowiodła, że nikt nie ma obecnie szans na kontrolowanie informacji. Eksperci medialni przewidują, że po tej wojnie pojawią się dziennikarze nie związani z żadną z redakcji, którzy na własne ryzyko będą wyjeżdżać w miejsca konfliktów i relacjonować je za wynagrodzeniem.
Więcej możesz przeczytać w 16/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.