Putinowska koalicja jest "wydmuszką", zza której wygląda twarz kolejnego samodzierżcy Aresztowanie rosyjskiego miliardera Chodorkowskiego, tak jak wcześniejsze aresztowania innych biznesmenów, wstrząsnęło moskiewską giełdą. Zachwiało też zaufaniem zachodniego biznesu do Rosji. Znów się okazało, że wszelkie rygory ładu prawnego biorą w łeb, gdy przed nadchodzącymi wyborami trzeba zastraszyć tych, którzy mogą pomóc finansowo innym partiom niż putinowska "partia władzy" bądź sami mają jakieś ambicje polityczne. Dla mnie to, co się dzieje w Rosji, nie jest niespodzianką. Na moich wykładach pokazuję czasem dwie folie. Na jednej widnieje podział państw Europy Środkowej i Wschodniej na kraje, którym udała się transformacja, i te, którym się nie udała. Nikt nigdy nie zakwestionował tego podziału. Na drugiej natomiast pokazuję XVI-wieczną granicę zachodniego i wschodniego chrześcijaństwa. Tutaj też nikt nie spiera się z faktami. A potem kładę jedną folię na drugą - okazuje się, że granica między transformacyjnym sukcesem i brakiem sukcesu oraz granica zachodniego i wschodniego chrześcijaństwa to ta sama granica.
Święta trójca
Postkomunistyczną transformację należy oceniać na trzech poziomach. Najniższy to poziom regulacji szczegółowych - jakiegoś obszaru działalności, typu działalności czy wyjątków od ogólnych reguł. Drugi, wyższy poziom to regulacje ogólne, które czasami nazywam świętą trójcą transformacji, tzn. stabilizacja, liberalizacja i prywatyzacja. Organizacje międzynarodowe i poszczególni eksperci źródeł sukcesów i niepowodzeń dopatrują się zazwyczaj w skutecznym wprowadzaniu powyższych dwóch rodzajów reguł. O sukcesie lub porażce decydują też cywilizacyjne fundamenty, na których buduje się ów system reguł ogólnych i szczegółowych.
Dobrze jest mieć dobrą ustawę o przedsiębiorczości gospodarczej. Jeszcze ważniejsze jest, by mieć zdrowe fundamenty cywilizacji opartej na wolnościach ekonomicznych, cywilizacyjnych i politycznych. Przedsiębiorca musi mieć pewność stabilizacji ustrojowej, tego, że w razie zmiany ustrojowej nie zostanie jako "krwiożerczy kapitalista" czy "oligarcha" zamknięty w areszcie.
Tak samo nieźle jest mieć dobrze sformułowaną ustawę o ochronie własności prywatnej. Pozwala ona na bezpieczniejszą realizację skomplikowanych transakcji własnościowych. Jeszcze ważniejszy jest jednak cywilizacyjny fundament ładu i porządku, który powoduje, że przedsiębiorca jest pewny bezpieczeństwa osobistego i bezpieczeństwa swojej własności; pewny tego, że na przykład nikt nie podrzuci mu bomby do restauracji, jeśli odmówi oprychom zapłacenia haraczu.
Wreszcie, jest wielce pożyteczne, gdy firmy nabierają do siebie zaufania, co pozwala - bez zbędnych kosztów sprawdzania partnera i skomplikowanych kontraktów - zawierać porozumienia. Ale oprócz zaufania rozwijającego się podczas wzajemnych kontaktów biznesowych ważne jest też wspólne zaufanie wszystkich przedsiębiorców, że obowiązujące reguły gry nie zostaną zmienione następnego dnia. Innymi słowy, potrzebne jest minimum zaufania do tych, którzy tworzą i interpretują reguły gry ekonomicznej - do polityków i biurokratów.
Probierz inwestycyjny
Nie jest przypadkiem, że trzy kraje - Polska, Czechy i Węgry - przyciągnęły dwie trzecie wszystkich zagranicznych inwestycji bezpośrednich, a Rosja - mimo swoich bogactw naturalnych i liczby ludności - tylko niewielką ich część. Ta część byłaby zresztą jeszcze mniejsza, gdyby nie inwestycje w gałęzie surowcowe. Te bowiem możliwe są tylko tam, gdzie surowce występują.
Dlaczego Rosja zostaje w tyle? Są przecież owe surowce, jest tania siła robocza (płace są trzy, cztery razy niższe niż w Polsce). Sięgnijmy na początek do wspomnianych folii, dzięki którym można wskazać różnicę w sukcesach transformacji krajów wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa. W świecie zachodnim już od czasów rzymskich (przyjęcia chrześcijaństwa przez cesarstwo w IV w.) istniał rozdział władzy świeckiej i duchownej. To oddanie Bogu tego, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie, stwarzało pole dla indywidualnych decyzji. Jak napisał David Landes w "Bogactwie i nędzy narodów", różnice zdań "mogą być szkodliwe dla pewników i konformizmu, ale są na pewno dobre dla ducha dociekań i indywidualnej inicjatywy".
W Bizancjum, a potem w Rosji patriarsze nie przyszłoby jednak do głowy krytykować bazyleusa czy cara. Patriarcha był w najlepszym razie... zastępcą władcy do spraw ideologicznych. Istniała ścisła i niepodważalna hierarchia władzy i jej absolutna bezkarność (jeden z carów zapytany przez posła angielskiego, kim są ci pięknie ubrani dworzanie, odpowiedział: "moi niewolnicy"). Jakich gwarancji mogli się domagać ci, którzy tworzyli bogactwo, w warunkach nieistnienia praw chroniących bojarów przed carską samowolą? Przy nieograniczonej arbitralności władzy ani indywidualizm intelektualny (a więc i innowacyjność), ani indywidualizm przedsiębiorcy (a więc zaangażowanie w produkcję dóbr i usług) nie mogły się rozwinąć na taką skalę jak na zachodzie Europy.
Obszary wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa były zróżnicowane także pod innymi względami. Zachód charakteryzował się decentralizacją polityczną. Każdy lokalny władca musiał dbać o swoich kupców, rzemieślników czy finansistów, gdyż w przeciwnym razie ci przenosili się do sąsiedniego księstwa, w którym podatki były niższe, swoboda robienia interesów większa, a zakres autonomii miejskiej względem księcia lepiej zagwarantowany. Nieprzypadkowo w miastach hanzeatyckich mawiano Stadtluft macht frei. Tymczasem w Bizancjum czy Rosji carów wszystko zależało od władcy i jego skorumpowanych urzędników. Nie było żadnych wynegocjowanych wolności, nawet gospodarczych.
Na 1500 lat despotyzmu we wschodnim chrześcijaństwie nałożyło się jeszcze kilkadziesiąt lat komunistycznego okrucieństwa i zakłamania. Tyle że akurat ta historia jest wspólna i dla należącej do obszaru zachodniego chrześcijaństwa Europy Środkowej, i dla należącej do obszaru wschodniego chrześcijaństwa Europy Wschodniej. Skoro tę najnowszą historię mamy wspólną, to różnica między sukcesem a niepowodzeniem bierze się z różnicy tego, co poszczególne kraje wyniosły ze swej przedkomunistycznej historii.
Rosja? Za pięćdziesiąt lat? Za sto?
I tu wracamy do cywilizacyjnych fundamentów transformacji. Zacznijmy od pewności stabilizacji ustrojowej. W Rosji spór o podstawy ustrojowe do tej pory się nie zakończył. Tam partia komunistyczna nadal głosi prymat własności kolektywnej i zapowiada - po objęciu władzy - nacjonalizację całych sektorów gospodarki. Nie może to nie ograniczać perspektywy, jaką zakreślają sobie rosyjscy przedsiębiorcy. A putinowska KGB-owsko-wojskowa koalicja jest "wydmuszką", zza której wygląda twarz kolejnego samodzierżcy. Zniechęca to zagraniczne korporacje do przejmowania rosyjskich sprywatyzowanych firm, które w rezultacie są źle zarządzane, bo znajdują się najczęściej w rękach byłych nomenklaturowych dyrektorów z czasów centralnego planowania.
Nie analizowałem szczegółowo rosyjskich przepisów regulujących prawa własności. Podejrzewam jednak, że jeśli chodzi o literę prawa, różnice nie są drastyczne w porównaniu z krajami Europy Środkowej. Jeśli już są dramatyczne, to w kwestii fundamentów ładu i porządku. Przy wszystkich deformacjach życia publicznego w Polsce czy gdzie indziej w naszym subregionie bezpieczeństwo osobiste i własności jest jednak nieporównanie wyższe niż w Rosji, gdzie rozliczne działania urzędniczego ganglandu i lokalnych mafii zwielokrotniają ryzyko prowadzenia działalności. W tych warunkach wiara w to, że przedsiębiorcy mogą się spokojnie położyć do łóżka, bez obawy, że po obudzeniu zastaną zmienione reguły gry ekonomicznej, ma zasadnicze znaczenie dla sposobu prowadzenia interesów. W opisanych rosyjskich warunkach działalność jest nastawiona na szybki zysk. I trudno się dziwić.
Jeżeli już komuś się dziwić, to tym, którzy uważali, że pod rządami kagiebisty i jego kolegów z branży zostaną ustabilizowane chociażby ekonomiczne reguły gry. Proces uczenia się jest zwykle długi. Stulecia despotyzmu i pogardy władcy dla praw innych bynajmniej go nie ułatwiają. Gdy więc ktoś pyta, kiedy w Rosji będzie choćby tak jak Polsce, Czechach czy na Węgrzech, odpowiadam: "Nie wiem. Może za pięćdziesiąt lat, a może za sto". I dlatego właśnie potrzebujemy NATO i Unii Europejskiej - by odgrodzić się od odmiennego wschodniego świata.
Postkomunistyczną transformację należy oceniać na trzech poziomach. Najniższy to poziom regulacji szczegółowych - jakiegoś obszaru działalności, typu działalności czy wyjątków od ogólnych reguł. Drugi, wyższy poziom to regulacje ogólne, które czasami nazywam świętą trójcą transformacji, tzn. stabilizacja, liberalizacja i prywatyzacja. Organizacje międzynarodowe i poszczególni eksperci źródeł sukcesów i niepowodzeń dopatrują się zazwyczaj w skutecznym wprowadzaniu powyższych dwóch rodzajów reguł. O sukcesie lub porażce decydują też cywilizacyjne fundamenty, na których buduje się ów system reguł ogólnych i szczegółowych.
Dobrze jest mieć dobrą ustawę o przedsiębiorczości gospodarczej. Jeszcze ważniejsze jest, by mieć zdrowe fundamenty cywilizacji opartej na wolnościach ekonomicznych, cywilizacyjnych i politycznych. Przedsiębiorca musi mieć pewność stabilizacji ustrojowej, tego, że w razie zmiany ustrojowej nie zostanie jako "krwiożerczy kapitalista" czy "oligarcha" zamknięty w areszcie.
Tak samo nieźle jest mieć dobrze sformułowaną ustawę o ochronie własności prywatnej. Pozwala ona na bezpieczniejszą realizację skomplikowanych transakcji własnościowych. Jeszcze ważniejszy jest jednak cywilizacyjny fundament ładu i porządku, który powoduje, że przedsiębiorca jest pewny bezpieczeństwa osobistego i bezpieczeństwa swojej własności; pewny tego, że na przykład nikt nie podrzuci mu bomby do restauracji, jeśli odmówi oprychom zapłacenia haraczu.
Wreszcie, jest wielce pożyteczne, gdy firmy nabierają do siebie zaufania, co pozwala - bez zbędnych kosztów sprawdzania partnera i skomplikowanych kontraktów - zawierać porozumienia. Ale oprócz zaufania rozwijającego się podczas wzajemnych kontaktów biznesowych ważne jest też wspólne zaufanie wszystkich przedsiębiorców, że obowiązujące reguły gry nie zostaną zmienione następnego dnia. Innymi słowy, potrzebne jest minimum zaufania do tych, którzy tworzą i interpretują reguły gry ekonomicznej - do polityków i biurokratów.
Probierz inwestycyjny
Nie jest przypadkiem, że trzy kraje - Polska, Czechy i Węgry - przyciągnęły dwie trzecie wszystkich zagranicznych inwestycji bezpośrednich, a Rosja - mimo swoich bogactw naturalnych i liczby ludności - tylko niewielką ich część. Ta część byłaby zresztą jeszcze mniejsza, gdyby nie inwestycje w gałęzie surowcowe. Te bowiem możliwe są tylko tam, gdzie surowce występują.
Dlaczego Rosja zostaje w tyle? Są przecież owe surowce, jest tania siła robocza (płace są trzy, cztery razy niższe niż w Polsce). Sięgnijmy na początek do wspomnianych folii, dzięki którym można wskazać różnicę w sukcesach transformacji krajów wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa. W świecie zachodnim już od czasów rzymskich (przyjęcia chrześcijaństwa przez cesarstwo w IV w.) istniał rozdział władzy świeckiej i duchownej. To oddanie Bogu tego, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie, stwarzało pole dla indywidualnych decyzji. Jak napisał David Landes w "Bogactwie i nędzy narodów", różnice zdań "mogą być szkodliwe dla pewników i konformizmu, ale są na pewno dobre dla ducha dociekań i indywidualnej inicjatywy".
W Bizancjum, a potem w Rosji patriarsze nie przyszłoby jednak do głowy krytykować bazyleusa czy cara. Patriarcha był w najlepszym razie... zastępcą władcy do spraw ideologicznych. Istniała ścisła i niepodważalna hierarchia władzy i jej absolutna bezkarność (jeden z carów zapytany przez posła angielskiego, kim są ci pięknie ubrani dworzanie, odpowiedział: "moi niewolnicy"). Jakich gwarancji mogli się domagać ci, którzy tworzyli bogactwo, w warunkach nieistnienia praw chroniących bojarów przed carską samowolą? Przy nieograniczonej arbitralności władzy ani indywidualizm intelektualny (a więc i innowacyjność), ani indywidualizm przedsiębiorcy (a więc zaangażowanie w produkcję dóbr i usług) nie mogły się rozwinąć na taką skalę jak na zachodzie Europy.
Obszary wschodniego i zachodniego chrześcijaństwa były zróżnicowane także pod innymi względami. Zachód charakteryzował się decentralizacją polityczną. Każdy lokalny władca musiał dbać o swoich kupców, rzemieślników czy finansistów, gdyż w przeciwnym razie ci przenosili się do sąsiedniego księstwa, w którym podatki były niższe, swoboda robienia interesów większa, a zakres autonomii miejskiej względem księcia lepiej zagwarantowany. Nieprzypadkowo w miastach hanzeatyckich mawiano Stadtluft macht frei. Tymczasem w Bizancjum czy Rosji carów wszystko zależało od władcy i jego skorumpowanych urzędników. Nie było żadnych wynegocjowanych wolności, nawet gospodarczych.
Na 1500 lat despotyzmu we wschodnim chrześcijaństwie nałożyło się jeszcze kilkadziesiąt lat komunistycznego okrucieństwa i zakłamania. Tyle że akurat ta historia jest wspólna i dla należącej do obszaru zachodniego chrześcijaństwa Europy Środkowej, i dla należącej do obszaru wschodniego chrześcijaństwa Europy Wschodniej. Skoro tę najnowszą historię mamy wspólną, to różnica między sukcesem a niepowodzeniem bierze się z różnicy tego, co poszczególne kraje wyniosły ze swej przedkomunistycznej historii.
Rosja? Za pięćdziesiąt lat? Za sto?
I tu wracamy do cywilizacyjnych fundamentów transformacji. Zacznijmy od pewności stabilizacji ustrojowej. W Rosji spór o podstawy ustrojowe do tej pory się nie zakończył. Tam partia komunistyczna nadal głosi prymat własności kolektywnej i zapowiada - po objęciu władzy - nacjonalizację całych sektorów gospodarki. Nie może to nie ograniczać perspektywy, jaką zakreślają sobie rosyjscy przedsiębiorcy. A putinowska KGB-owsko-wojskowa koalicja jest "wydmuszką", zza której wygląda twarz kolejnego samodzierżcy. Zniechęca to zagraniczne korporacje do przejmowania rosyjskich sprywatyzowanych firm, które w rezultacie są źle zarządzane, bo znajdują się najczęściej w rękach byłych nomenklaturowych dyrektorów z czasów centralnego planowania.
Nie analizowałem szczegółowo rosyjskich przepisów regulujących prawa własności. Podejrzewam jednak, że jeśli chodzi o literę prawa, różnice nie są drastyczne w porównaniu z krajami Europy Środkowej. Jeśli już są dramatyczne, to w kwestii fundamentów ładu i porządku. Przy wszystkich deformacjach życia publicznego w Polsce czy gdzie indziej w naszym subregionie bezpieczeństwo osobiste i własności jest jednak nieporównanie wyższe niż w Rosji, gdzie rozliczne działania urzędniczego ganglandu i lokalnych mafii zwielokrotniają ryzyko prowadzenia działalności. W tych warunkach wiara w to, że przedsiębiorcy mogą się spokojnie położyć do łóżka, bez obawy, że po obudzeniu zastaną zmienione reguły gry ekonomicznej, ma zasadnicze znaczenie dla sposobu prowadzenia interesów. W opisanych rosyjskich warunkach działalność jest nastawiona na szybki zysk. I trudno się dziwić.
Jeżeli już komuś się dziwić, to tym, którzy uważali, że pod rządami kagiebisty i jego kolegów z branży zostaną ustabilizowane chociażby ekonomiczne reguły gry. Proces uczenia się jest zwykle długi. Stulecia despotyzmu i pogardy władcy dla praw innych bynajmniej go nie ułatwiają. Gdy więc ktoś pyta, kiedy w Rosji będzie choćby tak jak Polsce, Czechach czy na Węgrzech, odpowiadam: "Nie wiem. Może za pięćdziesiąt lat, a może za sto". I dlatego właśnie potrzebujemy NATO i Unii Europejskiej - by odgrodzić się od odmiennego wschodniego świata.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.