762 metry do 4 miliardów dolarów Gdy 27 grudnia 1693 r. w pierwszy rejs wyruszał okręt HMS "Sussex" z 80 działami na pokładzie, żaden z 560 członków załogi - z wyjątkiem admirała sir Francisa Wheelera - nie domyślał się, jaki jest docelowy port żaglowca będącego największą dumą Royal Navy. Nikt z wyjątkiem admirała nie wiedział też, że ładownie okrętu kryją 6 ton złota i 3 mln funtów szterlingów, które miały być podarunkiem dla księcia sabaudzkiego Wiktora Amadeusza II. Dar miał go skłonić do sprzymierzenia się z Anglią przeciw Francji Ludwika XIV. Po kilku tygodniach rejsu HMS "Sussex" zatonął na Morzu Śródziemnym, powalony podmuchem silnego wiatru znad północnej Afryki. Dziś, po 310 latach od tamtego wydarzenia, Greg Stemm, amerykański poszukiwacz skarbów, jest przekonany, że ustalił, gdzie leży wrak okrętu, i wkrótce zamierza sięgnąć po największy skarb, jaki kiedykolwiek spoczął na morskim dnie.
Trzy tysiące wraków
Greg Stemm i jego współpracownicy z firmy Odyssey Marine Exploration przed kilkoma dniami ogłosili, że udało im się wydobyć 1600 srebrnych i złotych monet z pokładu SS "Republic", który tuż po zakończeniu wojny secesyjnej wyruszył z Nowego Jorku do Nowego Orleanu. 160 km od brzegów stanu Georgia zatopił go huragan, a wrak spoczął na głębokości 500 m. Badacze szacują, że wartość skarbu znajdującego się na pokładzie SS "Republic" sięga 150 mln USD. - Nawet srebrne monety są w zadziwiająco dobrym stanie. Okazuje się, że zimne morskie głębiny chronią metale, które w normalnych warunkach szybko korodują - powiedział "Wprost" Greg Stemm. Poza kosztownościami badacze wydobyli z wraku setki słojów i amfor. - Znaleźliśmy tam wszystko: szampana i lekarstwa, jedwabie i kałamarze pełne atramentu, co pokazuje, jak Północ wyobrażała sobie powojenne potrzeby Południa - mówi Stemm.
SS "Republic" to jeden z 3000 wraków znajdujących się w bazie danych Odyssey Marine Exploration, firmy z siedzibą w Tampa na Florydzie, specjalizującej się w poszukiwaniu i wydobywaniu skarbów z morskich głębin. Firma prowadzi kilkanaście takich przedsięwzięć. Firma poszukuje m.in. statku "Concepcion" z ładunkiem złota wartym 100 mln USD oraz parowca "Seattle", który zatonął tuż po wojnie secesyjnej (na jego pokładzie znajduje się złoto warte około 13 mln dolarów). Pracownicy Odyssey prowadzą też prace archeologiczne na pokładzie fenickiej łodzi z III-IV wieku p.n.e., nazwanej przez nich "Melkarth" (znalezionej w 1998 r.).
Cztery miliardy dolarów
Najważniejsze zadanie firmy Odyssey to spenetrowanie leżącego u wrót Cieśniny Gibraltarskiej wraku HMS "Sussex".
Jego zatonięcie pod koniec XVII wieku pogrzebało nadzieje Anglików na zawarcie porozumienia z księciem sabaudzkim Wiktorem Amadeuszem II, który sprzymierzył się z Ludwikiem XIV. Konflikt między Anglią a Francją trwał jeszcze siedem lat. Jak potoczyłyby się losy tej wojny, gdyby "Sussex" nie poszedł na dno? To problem dla historyków, dla Stemma najważniejsze jest wydobycie skarbu, którego wartość szacuje się na 4 mld dolarów, od trzech stuleci uwięzionego na głębokości 762 m pod powierzchnią wody. Zanim jednak Stemm podjął jakiekolwiek działania, przeprowadził negocjacje z rządem brytyjskim, aby zapewnić sobie prawa do części skarbu.
Amerykanin chce w ten sposób uniknąć kłopotów, jakie spotkały Tommy'ego Thompsona, innego poszukiwacza skarbów. W 1996 r. dotarł on na pokład wyładowanego złotem okrętu SS "Central America", który w czasach gorączki złota zatonął u wybrzeży Kalifornii. Thompson wydobył skarb, inwestując uprzednio kilka milionów dolarów w aparaturę umożliwiającą prace na dużych głębokościach, a później spędził kilkanaście lat w sądach, dochodząc swoich praw do znaleziska. Procesy pochłonęły kolejnych kilka milionów dolarów.
Stemm już od lata 2001 r. dysponuje podwodnymi zdjęciami HMS "Sussex" wykonanymi dzięki użyciu sonaru i podwodnych robotów. Sporządzono umowę, zgodnie z którą Stemm będzie mógł zatrzymać 80 proc. z pierwszych 45 mln dolarów uzyskanych ze sprzedaży złota i połowę z kolejnych 455 mln dolarów. Jeśli wartość skarbu przekroczy tę sumę, Amerykanin będzie mógł liczyć na 40 proc. wartości pozostałej części skarbu. Rząd brytyjski zastrzegł sobie prawo pierwokupu kosztowności znalezionych na pokładzie HMS "Sussex". Stemm i Odyssey Marine Exploration zyskają około 2 mld dolarów, jeśli wartość skarbu, jak się oczekuje, wyniesie 4 mld dolarów.
Dno jak na dłoni
W poszukiwaniu miejsca spoczynku wraków Stemm najpierw czyta stare gazety i dzienniki pokładowe. Gdy miejsce, gdzie statek poszedł na dno, jest choćby w przybliżeniu określone, sporządza mapę dna. Zasadniczą część prac badawczych wykonują wtedy maszyny. W tym celu za łodzią na długim holu wleczony jest sonar, umieszczony w kapsule o neutralnej wyporności. Dzięki temu urządzenie, kosztujące 250 tys. dolarów, może się poruszać na dowolnej głębokości. Odczyt z takich sonarów jest wyjątkowo precyzyjny. W zeszłym roku New York Office of Historic Preservation zleciło wykonanie badań ultradźwiękowych dna rzeki Hudson. Zdjęcia były tak wyraźne, że władze miejskie zakazały ich publikacji w obawie przed kradzieżami. Można było na nich znaleźć każdą barkę czy statek, które zatonęły w nurcie rzeki w ostatnich stuleciach!
Odyssey dysponuje trzema sonarami firmy EdgeTech. Każdy z nich jest w stanie monitorować dno w pasie o szerokości tysiąca metrów (sonary używane do poszukiwania złóż ropy naftowej mogą objąć pas o szerokości 1600 metrów). W rejonie, gdzie prawdopodobnie spoczął wrak HMS "Sussex", wyodrębniono 418 miejsc, gdzie może się on znajdować. Wszystkie dokładnie zbadano przy użyciu zdalnie sterowanych pojazdów podwodnych, tzw. ROV (remotly operated vehicle). Łączność z tymi aparatami jest utrzymywana za pośrednictwem światłowodów (jeszcze 10 lat temu były to kable miedziane ograniczające możliwość bezpośredniej transmisji danych).
Złoto zamiast kabli
Najnowsze roboty podwodne mogą się zanurzyć na głębokość kilku tysięcy metrów. Na przykład Jason II, kosztujący ponad 2,5 mln dolarów, który w 2002 r. został wprowadzony na rynek przez Woods Hole Oceanographic Institution (ośrodek, w którym pracuje Robert Ballard, odkrywca wraku "Titanica"), może się zanurzyć do głębokości 6700 m, co daje mu dostęp do 98 proc. powierzchni dna oceanów! Podobne aparaty podwodne budują inżynierowie z firmy Oceaneering z Huston. Ich zadaniem ma być nie tylko robienie zdjęć obiektów położonych na dużych głębokościach, ale też próba wyciągnięcia na powierzchnię fragmentów helikoptera wojskowego, który runął do oceanu i osiadł na dnie na głębokości 5100 m.
Firma Odyssey do wydobycia skarbu z pokładu HMS "Sussex" wykorzysta zmodyfikowany robot używany do układania kabli na dnie morskim i wykonywania napraw związanych z usuwaniem wycieków z podmorskich rurociągów. - Nazywa się Zeus, waży 7 ton, ma 205 koni mechanicznych i może zejść na głębokość 2500 m. Jest wyposażony w system umożliwiający odpylanie osadów bez ryzyka uszkodzenia znalezisk - opowiada Stemm.
Skarb kawałek po kawałku będzie transportowany na powierzchnię i umieszczany w ładowniach pełnego aparatury pomiarowej statku badawczego Odyssey. Droga skarbu na powierzchnię zostanie zarejestrowana na filmie przygotowywanym przez National Geographic. Stemm początkowo planował wysłanie podwodnych robotów do wraku HMS "Sussex" pod koniec tego roku, teraz zapowiada, że będzie to możliwe wiosną 2004 r. Czy na pokaźnym już koncie bankowym Odyssey Marine Exploration zaczną się wtedy pojawiać kolejne miliony, a może nawet miliardy dolarów?
Greg Stemm i jego współpracownicy z firmy Odyssey Marine Exploration przed kilkoma dniami ogłosili, że udało im się wydobyć 1600 srebrnych i złotych monet z pokładu SS "Republic", który tuż po zakończeniu wojny secesyjnej wyruszył z Nowego Jorku do Nowego Orleanu. 160 km od brzegów stanu Georgia zatopił go huragan, a wrak spoczął na głębokości 500 m. Badacze szacują, że wartość skarbu znajdującego się na pokładzie SS "Republic" sięga 150 mln USD. - Nawet srebrne monety są w zadziwiająco dobrym stanie. Okazuje się, że zimne morskie głębiny chronią metale, które w normalnych warunkach szybko korodują - powiedział "Wprost" Greg Stemm. Poza kosztownościami badacze wydobyli z wraku setki słojów i amfor. - Znaleźliśmy tam wszystko: szampana i lekarstwa, jedwabie i kałamarze pełne atramentu, co pokazuje, jak Północ wyobrażała sobie powojenne potrzeby Południa - mówi Stemm.
SS "Republic" to jeden z 3000 wraków znajdujących się w bazie danych Odyssey Marine Exploration, firmy z siedzibą w Tampa na Florydzie, specjalizującej się w poszukiwaniu i wydobywaniu skarbów z morskich głębin. Firma prowadzi kilkanaście takich przedsięwzięć. Firma poszukuje m.in. statku "Concepcion" z ładunkiem złota wartym 100 mln USD oraz parowca "Seattle", który zatonął tuż po wojnie secesyjnej (na jego pokładzie znajduje się złoto warte około 13 mln dolarów). Pracownicy Odyssey prowadzą też prace archeologiczne na pokładzie fenickiej łodzi z III-IV wieku p.n.e., nazwanej przez nich "Melkarth" (znalezionej w 1998 r.).
Cztery miliardy dolarów
Najważniejsze zadanie firmy Odyssey to spenetrowanie leżącego u wrót Cieśniny Gibraltarskiej wraku HMS "Sussex".
Jego zatonięcie pod koniec XVII wieku pogrzebało nadzieje Anglików na zawarcie porozumienia z księciem sabaudzkim Wiktorem Amadeuszem II, który sprzymierzył się z Ludwikiem XIV. Konflikt między Anglią a Francją trwał jeszcze siedem lat. Jak potoczyłyby się losy tej wojny, gdyby "Sussex" nie poszedł na dno? To problem dla historyków, dla Stemma najważniejsze jest wydobycie skarbu, którego wartość szacuje się na 4 mld dolarów, od trzech stuleci uwięzionego na głębokości 762 m pod powierzchnią wody. Zanim jednak Stemm podjął jakiekolwiek działania, przeprowadził negocjacje z rządem brytyjskim, aby zapewnić sobie prawa do części skarbu.
Amerykanin chce w ten sposób uniknąć kłopotów, jakie spotkały Tommy'ego Thompsona, innego poszukiwacza skarbów. W 1996 r. dotarł on na pokład wyładowanego złotem okrętu SS "Central America", który w czasach gorączki złota zatonął u wybrzeży Kalifornii. Thompson wydobył skarb, inwestując uprzednio kilka milionów dolarów w aparaturę umożliwiającą prace na dużych głębokościach, a później spędził kilkanaście lat w sądach, dochodząc swoich praw do znaleziska. Procesy pochłonęły kolejnych kilka milionów dolarów.
Stemm już od lata 2001 r. dysponuje podwodnymi zdjęciami HMS "Sussex" wykonanymi dzięki użyciu sonaru i podwodnych robotów. Sporządzono umowę, zgodnie z którą Stemm będzie mógł zatrzymać 80 proc. z pierwszych 45 mln dolarów uzyskanych ze sprzedaży złota i połowę z kolejnych 455 mln dolarów. Jeśli wartość skarbu przekroczy tę sumę, Amerykanin będzie mógł liczyć na 40 proc. wartości pozostałej części skarbu. Rząd brytyjski zastrzegł sobie prawo pierwokupu kosztowności znalezionych na pokładzie HMS "Sussex". Stemm i Odyssey Marine Exploration zyskają około 2 mld dolarów, jeśli wartość skarbu, jak się oczekuje, wyniesie 4 mld dolarów.
Dno jak na dłoni
W poszukiwaniu miejsca spoczynku wraków Stemm najpierw czyta stare gazety i dzienniki pokładowe. Gdy miejsce, gdzie statek poszedł na dno, jest choćby w przybliżeniu określone, sporządza mapę dna. Zasadniczą część prac badawczych wykonują wtedy maszyny. W tym celu za łodzią na długim holu wleczony jest sonar, umieszczony w kapsule o neutralnej wyporności. Dzięki temu urządzenie, kosztujące 250 tys. dolarów, może się poruszać na dowolnej głębokości. Odczyt z takich sonarów jest wyjątkowo precyzyjny. W zeszłym roku New York Office of Historic Preservation zleciło wykonanie badań ultradźwiękowych dna rzeki Hudson. Zdjęcia były tak wyraźne, że władze miejskie zakazały ich publikacji w obawie przed kradzieżami. Można było na nich znaleźć każdą barkę czy statek, które zatonęły w nurcie rzeki w ostatnich stuleciach!
Odyssey dysponuje trzema sonarami firmy EdgeTech. Każdy z nich jest w stanie monitorować dno w pasie o szerokości tysiąca metrów (sonary używane do poszukiwania złóż ropy naftowej mogą objąć pas o szerokości 1600 metrów). W rejonie, gdzie prawdopodobnie spoczął wrak HMS "Sussex", wyodrębniono 418 miejsc, gdzie może się on znajdować. Wszystkie dokładnie zbadano przy użyciu zdalnie sterowanych pojazdów podwodnych, tzw. ROV (remotly operated vehicle). Łączność z tymi aparatami jest utrzymywana za pośrednictwem światłowodów (jeszcze 10 lat temu były to kable miedziane ograniczające możliwość bezpośredniej transmisji danych).
Złoto zamiast kabli
Najnowsze roboty podwodne mogą się zanurzyć na głębokość kilku tysięcy metrów. Na przykład Jason II, kosztujący ponad 2,5 mln dolarów, który w 2002 r. został wprowadzony na rynek przez Woods Hole Oceanographic Institution (ośrodek, w którym pracuje Robert Ballard, odkrywca wraku "Titanica"), może się zanurzyć do głębokości 6700 m, co daje mu dostęp do 98 proc. powierzchni dna oceanów! Podobne aparaty podwodne budują inżynierowie z firmy Oceaneering z Huston. Ich zadaniem ma być nie tylko robienie zdjęć obiektów położonych na dużych głębokościach, ale też próba wyciągnięcia na powierzchnię fragmentów helikoptera wojskowego, który runął do oceanu i osiadł na dnie na głębokości 5100 m.
Firma Odyssey do wydobycia skarbu z pokładu HMS "Sussex" wykorzysta zmodyfikowany robot używany do układania kabli na dnie morskim i wykonywania napraw związanych z usuwaniem wycieków z podmorskich rurociągów. - Nazywa się Zeus, waży 7 ton, ma 205 koni mechanicznych i może zejść na głębokość 2500 m. Jest wyposażony w system umożliwiający odpylanie osadów bez ryzyka uszkodzenia znalezisk - opowiada Stemm.
Skarb kawałek po kawałku będzie transportowany na powierzchnię i umieszczany w ładowniach pełnego aparatury pomiarowej statku badawczego Odyssey. Droga skarbu na powierzchnię zostanie zarejestrowana na filmie przygotowywanym przez National Geographic. Stemm początkowo planował wysłanie podwodnych robotów do wraku HMS "Sussex" pod koniec tego roku, teraz zapowiada, że będzie to możliwe wiosną 2004 r. Czy na pokaźnym już koncie bankowym Odyssey Marine Exploration zaczną się wtedy pojawiać kolejne miliony, a może nawet miliardy dolarów?
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.