Przegrał półtora miliarda dolarów, trafił do więzienia, wrócił na salony i znów gra!
Przegrał półtora miliarda dolarów, trafił do więzienia, wrócił na salony i znów gra
Jest mi niezwykle przykro z powodu kłopotu, jaki wam zostawiam. (...) Przepraszam, Nick" - faks o takiej treści dotarł 24 lutego 1995 r. do biura brytyjskiego banku Barings w Singapurze. Z hotelu Regent w malezyjskiej stolicy Kuala Lumpur wysłał go Nicholas William Leeson, 28-letni wówczas trader Baringsa (osoba obracająca papierami wartościowymi za pieniądze banku). Kolegów z singapurskiej filii przepraszał za narażenie banku na straty, które - jak się później okazało - sięgnęły 850 mln funtów, czyli około 1,5 mld USD! Trzy dni później stało się oczywiste, że najbardziej szacowny brytyjski bank inwestycyjny, prowadzący m.in. rachunki rodziny królewskiej, zbankrutował po 233 latach działalności. Poszedł pod młotek za jednego funta. Pracę straciło 1200 osób.
Leesona, który autobiograficzną książkę zatytułował "Łajdak na giełdzie" (w oryginale "Rogue Trader"), skazano na 6,5 roku więzienia. By spłacić adwokatów i pokryć koszty sądowe, musiał zastawić dom i sprzedać niemal wszystko, co posiadał. Brytyjskie sądy na poczet pozostałych długów zamroziły m.in. 800 tys. USD, które zarobił na honorariach autorskich z książki, i 160 tys. USD, jakie "Daily Mirror" zapłacił za prawa do jego historii. Leeson musi się tłumaczyć przed sędzią z każdego większego wydatku i wyjaśniać, skąd wziął pieniądze. Nie próżnuje jednak. Zarabia, opowiadając o tym, że nie ma procedur nadzoru i audytu zdolnych całkowicie wyeliminować możliwość ogromnych nadużyć w instytucjach finansowych. Prowadzi wykłady dla bankowców, występuje z odczytami na uczelniach ekonomicznych (teksty można zamówić na płycie CD za - bagatela - 3,5 tys. USD). Jest dyżurnym "mówcą do wynajęcia". Internetowy serwis firmy Speakers UK zachęca do skorzystania z usług Nicka: wystarczy, że zapłacisz określoną sumę, a podczas firmowego balu czy rodzinnego obiadu opowie on barwnie, "jak zrujnował bankowe imperium, które kredytowało jeszcze wojny napoleońskie", jak siedział w więzieniu w Singapurze albo walczył z rakiem (pytać pod numerem tel. 0044 08454583707). Jak donosi BBC, Leeson współtworzy też ostatnio hazardowy portal Celebpoker.com. Dzięki niemu internauci będą mogli w sieci zagrać ze znanymi osobami, w tym z "człowiekiem, który przegrał 850 mln funtów", w... pokera o pieniądze.
Pechowa ósemka
Leeson, syn tynkarza z angielskiego Watford, już w wieku 18 lat podjął pracę w królewskim banku Cottus & Co., choć szkołę ukończył z wynikami raczej miernymi (oblał egzaminy końcowe z matematyki!). Szybko się jednak uczył i w 1989 r. trafił do Barings Securities. Był urzędnikiem rozliczającym transakcje instrumentami pochodnymi - kontraktami terminowymi (futures) oraz opcjami - stanowiącymi rodzaj giełdowych zakładów o wartość indeksu albo poszczególnych akcji. Chciał być jednak maklerem i zamiast prowadzić rachunki, zaczął inwestować pieniądze banku na giełdach. W nagrodę za sukcesy odniesione w indonezyjskim oddziale Baringsa w Dżakarcie został wkrótce menedżerem biura w szybko rozwijającym się Singapurze. Tu, wykorzystując ryzykowne instrumenty giełdowe, zrobił furorę. W 1993 r. wraz z żoną Lisą zarobił dla Baringsa 10 mln funtów - 10 proc. rocznego zysku banku! Sukcesy Leesona sprawiły, że bank faktycznie dał mu wolną rękę. Prowadził transakcje na singapurskim parkiecie Sinex oraz japońskiej giełdzie w Osace, obstawiając przyszłą wartość najważniejszego w Azji indeksu tokijskiego Nikkei 225.
Początek końca nastąpił 17 lipca 1992 r. Według Leesona, jedna z nowych pracownic przez omyłkową transakcję spowodowała wówczas stratę w wysokości 20 tys. funtów. Takie błędy księgowano na "rachunku błędów", ale Leeson tego nie zrobił. Stratę ukrył na stworzonym wcześniej rachunku, o którym nadzór Baringsa zapomniał. Nadał mu numer 88888 - ósemka to szczęśliwa liczba dla Chińczyków, tym razem okazała się jednak nader pechowa. Zbyt ambitny, by się przyznać do porażek, Leeson stopniowo coraz więcej nieudanych transakcji księgował na rachunku 88888. Było to możliwe, gdyż nie tylko pracował na parkiecie, ale też sam prowadził biuro oddziału, kontrolując księgi (te funkcje powinny być rozdzielone). Do grudnia 1994 r. na rachunku widniało już 512 mln USD strat. Trader wciąż liczył, że dzięki nowym transakcjom odrobi je, więc grał coraz ryzykowniej o coraz większe stawki. Na początku 1995 r. kupił ponad 20 tys. kontraktów terminowych, zakładając, że Nikkei nie spadnie poniżej 19 tys. punktów. Założenie wydawało się racjonalne, bo japońska gospodarka wychodziła z recesji, ale 17 stycznia w Kobe doszło do tragicznego trzęsienia ziemi, po którym indeks giełdy w Tokio spadł o 7 proc. i nie odbił się przez następne tygodnie. W końcu lutego na rachunku 88888 strata przekroczyła 1,1 mld USD. W czwartek 23 lutego 1995 r. Leeson wyszedł z biura Baringsa w Singapurze i już do niego nie wrócił. Zaniepokojeni jego nieobecnością szefowie z centrali w Londynie dwa dni później odkryli tajne konto i poznali rozmiary katastrofy. Wybuchła bomba. Straty Baringsa urosły jeszcze do 1,5 mld USD, po czym bank ogłosił upadłość. Tradera zatrzymano 2 marca na lotnisku we Frankfurcie. Singapur zażądał ekstradycji.
Trzęsienie rynków
Z pewnością Leeson nie jest największym przegranym naszych czasów. Dość wspomnieć, że majątek japońskiego krezusa Masayoshi Sona w ciągu ledwie trzech lat (od 2000 r.) stopniał z 76 mld USD do 1,1 mld USD. Fenomen "gówniarza", który zrujnował kilkusetletnią instytucję finansową de facto w kilka tygodni, zadziwił jednak świat. Gdy po zwolnieniu z singapurskiego więzienia Leeson wylądował na londyńskim Heathrow, tłumy witały go niczym gwiazdę muzyki pop albo Hollywood. Był uosobieniem epoki yuppie, kiedy młodzi, przebojowi ludzie w świecie biznesu dokonywali rzeczy, których nie potrafili zrozumieć ich przełożeni. Mało kto wierzył szefom Baringsa, którzy zaklinali się, że nic nie wiedzieli o rachunku 88888 ani o ryzykownych operacjach Leesona. Niewykluczone, że przyjmowali pokrętne wyjaśnienia tradera, bojąc się przyznać, że nie wiedzą, o czym mówi. Wystarczyło, że zarabiał krocie.
Do czasu nakręcenia się spirali "błędów" Leeson był przecież gwiazdą banku. Miał pensję w wysokości 50 tys. funtów rocznie, dostawał jeszcze 150 tys. funtów premii, miał luksusowe auta, jeździli z żoną, gdziekolwiek zapragnęli, byli królami nocnego życia Singapuru. Gdyby nie trzęsienie ziemi, mógł nie stracić, lecz nawet zarobić miliardy dolarów. Skończyło się jednak trzęsieniem światowych giełd i brytyjskiego systemu bankowego. Dzięki współpracy z singapurską prokuraturą Leesonowi postawiono zarzuty popełnienia tylko dwóch przestępstw z jedenastu, o jakie go oskarżano. Został skazany na 6,5 roku pozbawienia wolności w więzieniu Changi. Celę dzielił z dwoma kryminalistami, spał na słomianym sienniku, udało mu się tylko wywalczyć prawo do zachodnioeuropejskich posiłków. Sam Nick uważa, że spotkała go kara niewspółmierna do winy, gdyż nigdy nie ukradł pieniędzy Baringsa, a "jedynie" ukrywał straty. Klienci teoretycznie nie ponieśli strat, bowiem bank wraz z długami przejęła holenderska grupa ING. Leeson słabo skrywa rozczarowanie tym, iż nigdy nie pociągnięto do odpowiedzialności jego szefów z Londynu. Raport Bank of England obarczył go całą winą za aferę, ale Nick przypomina, że podobny raport władz Singapuru i giełdy Simex zarzucił kierownictwu Baringsa co najmniej ignorancję, jeśli nie świadome tolerowanie ryzyka, jakim było bezkrytyczne autoryzowanie gigantycznych transakcji.
Życie jest nowelą
Film o Leesonie po prostu musiał powstać (w "Maklerze bez skrupułów", który wszedł na ekrany w 1999 r., tytułową postać zagrał Ewan McGregor). Rzadko życie podsuwa reżyserom gotowy, idealny scenariusz. W największej aferze finansowej lat 90. nie zabrakło wątku romantycznego i osobistych dramatów. Lisa, by regularnie widywać męża w singapurskim więzieniu, zatrudniła się jako stewardesa. "Nie było męża bardziej dumnego ze swej żony" - pisał Nick w książce. Opisując szczegóły sprawy, zdradził jednak, że utrzymywał dość zażyłe kontakty z azjatyckimi gejszami, czego żona już nie zniosła. Rozwiedli się, a po pewnym czasie Lisa wyszła za mąż za... tradera z londyńskiego City.
W więzieniu u Leesona wykryto raka jelita. Przeszedł na miejscu operację usunięcia guza i chemioterapię. Jest zdrowy. Dziś w niczym nie przypomina aroganckiego młodego tradera, który zarabiał i tracił miliony, opijając to morzem alkoholu. Ożenił się z Irlandką Leoną Tormay, zaczął biegać, skończył studia psychologiczne w Middlesex University. Wspomaga instytucje charytatywne i wciąż zarabia pieniądze na opowiadaniu swej historii. Żyłki do hazardu jednak się nie wyzbył. David Donovan, szef portalu Celebpoker.com, uspokaja, że Nick będzie mógł licytować w karcianym hazardzie tylko do 500 USD. Ale czy ktoś go sprawdzi?
Jest mi niezwykle przykro z powodu kłopotu, jaki wam zostawiam. (...) Przepraszam, Nick" - faks o takiej treści dotarł 24 lutego 1995 r. do biura brytyjskiego banku Barings w Singapurze. Z hotelu Regent w malezyjskiej stolicy Kuala Lumpur wysłał go Nicholas William Leeson, 28-letni wówczas trader Baringsa (osoba obracająca papierami wartościowymi za pieniądze banku). Kolegów z singapurskiej filii przepraszał za narażenie banku na straty, które - jak się później okazało - sięgnęły 850 mln funtów, czyli około 1,5 mld USD! Trzy dni później stało się oczywiste, że najbardziej szacowny brytyjski bank inwestycyjny, prowadzący m.in. rachunki rodziny królewskiej, zbankrutował po 233 latach działalności. Poszedł pod młotek za jednego funta. Pracę straciło 1200 osób.
Leesona, który autobiograficzną książkę zatytułował "Łajdak na giełdzie" (w oryginale "Rogue Trader"), skazano na 6,5 roku więzienia. By spłacić adwokatów i pokryć koszty sądowe, musiał zastawić dom i sprzedać niemal wszystko, co posiadał. Brytyjskie sądy na poczet pozostałych długów zamroziły m.in. 800 tys. USD, które zarobił na honorariach autorskich z książki, i 160 tys. USD, jakie "Daily Mirror" zapłacił za prawa do jego historii. Leeson musi się tłumaczyć przed sędzią z każdego większego wydatku i wyjaśniać, skąd wziął pieniądze. Nie próżnuje jednak. Zarabia, opowiadając o tym, że nie ma procedur nadzoru i audytu zdolnych całkowicie wyeliminować możliwość ogromnych nadużyć w instytucjach finansowych. Prowadzi wykłady dla bankowców, występuje z odczytami na uczelniach ekonomicznych (teksty można zamówić na płycie CD za - bagatela - 3,5 tys. USD). Jest dyżurnym "mówcą do wynajęcia". Internetowy serwis firmy Speakers UK zachęca do skorzystania z usług Nicka: wystarczy, że zapłacisz określoną sumę, a podczas firmowego balu czy rodzinnego obiadu opowie on barwnie, "jak zrujnował bankowe imperium, które kredytowało jeszcze wojny napoleońskie", jak siedział w więzieniu w Singapurze albo walczył z rakiem (pytać pod numerem tel. 0044 08454583707). Jak donosi BBC, Leeson współtworzy też ostatnio hazardowy portal Celebpoker.com. Dzięki niemu internauci będą mogli w sieci zagrać ze znanymi osobami, w tym z "człowiekiem, który przegrał 850 mln funtów", w... pokera o pieniądze.
Pechowa ósemka
Leeson, syn tynkarza z angielskiego Watford, już w wieku 18 lat podjął pracę w królewskim banku Cottus & Co., choć szkołę ukończył z wynikami raczej miernymi (oblał egzaminy końcowe z matematyki!). Szybko się jednak uczył i w 1989 r. trafił do Barings Securities. Był urzędnikiem rozliczającym transakcje instrumentami pochodnymi - kontraktami terminowymi (futures) oraz opcjami - stanowiącymi rodzaj giełdowych zakładów o wartość indeksu albo poszczególnych akcji. Chciał być jednak maklerem i zamiast prowadzić rachunki, zaczął inwestować pieniądze banku na giełdach. W nagrodę za sukcesy odniesione w indonezyjskim oddziale Baringsa w Dżakarcie został wkrótce menedżerem biura w szybko rozwijającym się Singapurze. Tu, wykorzystując ryzykowne instrumenty giełdowe, zrobił furorę. W 1993 r. wraz z żoną Lisą zarobił dla Baringsa 10 mln funtów - 10 proc. rocznego zysku banku! Sukcesy Leesona sprawiły, że bank faktycznie dał mu wolną rękę. Prowadził transakcje na singapurskim parkiecie Sinex oraz japońskiej giełdzie w Osace, obstawiając przyszłą wartość najważniejszego w Azji indeksu tokijskiego Nikkei 225.
Początek końca nastąpił 17 lipca 1992 r. Według Leesona, jedna z nowych pracownic przez omyłkową transakcję spowodowała wówczas stratę w wysokości 20 tys. funtów. Takie błędy księgowano na "rachunku błędów", ale Leeson tego nie zrobił. Stratę ukrył na stworzonym wcześniej rachunku, o którym nadzór Baringsa zapomniał. Nadał mu numer 88888 - ósemka to szczęśliwa liczba dla Chińczyków, tym razem okazała się jednak nader pechowa. Zbyt ambitny, by się przyznać do porażek, Leeson stopniowo coraz więcej nieudanych transakcji księgował na rachunku 88888. Było to możliwe, gdyż nie tylko pracował na parkiecie, ale też sam prowadził biuro oddziału, kontrolując księgi (te funkcje powinny być rozdzielone). Do grudnia 1994 r. na rachunku widniało już 512 mln USD strat. Trader wciąż liczył, że dzięki nowym transakcjom odrobi je, więc grał coraz ryzykowniej o coraz większe stawki. Na początku 1995 r. kupił ponad 20 tys. kontraktów terminowych, zakładając, że Nikkei nie spadnie poniżej 19 tys. punktów. Założenie wydawało się racjonalne, bo japońska gospodarka wychodziła z recesji, ale 17 stycznia w Kobe doszło do tragicznego trzęsienia ziemi, po którym indeks giełdy w Tokio spadł o 7 proc. i nie odbił się przez następne tygodnie. W końcu lutego na rachunku 88888 strata przekroczyła 1,1 mld USD. W czwartek 23 lutego 1995 r. Leeson wyszedł z biura Baringsa w Singapurze i już do niego nie wrócił. Zaniepokojeni jego nieobecnością szefowie z centrali w Londynie dwa dni później odkryli tajne konto i poznali rozmiary katastrofy. Wybuchła bomba. Straty Baringsa urosły jeszcze do 1,5 mld USD, po czym bank ogłosił upadłość. Tradera zatrzymano 2 marca na lotnisku we Frankfurcie. Singapur zażądał ekstradycji.
Trzęsienie rynków
Z pewnością Leeson nie jest największym przegranym naszych czasów. Dość wspomnieć, że majątek japońskiego krezusa Masayoshi Sona w ciągu ledwie trzech lat (od 2000 r.) stopniał z 76 mld USD do 1,1 mld USD. Fenomen "gówniarza", który zrujnował kilkusetletnią instytucję finansową de facto w kilka tygodni, zadziwił jednak świat. Gdy po zwolnieniu z singapurskiego więzienia Leeson wylądował na londyńskim Heathrow, tłumy witały go niczym gwiazdę muzyki pop albo Hollywood. Był uosobieniem epoki yuppie, kiedy młodzi, przebojowi ludzie w świecie biznesu dokonywali rzeczy, których nie potrafili zrozumieć ich przełożeni. Mało kto wierzył szefom Baringsa, którzy zaklinali się, że nic nie wiedzieli o rachunku 88888 ani o ryzykownych operacjach Leesona. Niewykluczone, że przyjmowali pokrętne wyjaśnienia tradera, bojąc się przyznać, że nie wiedzą, o czym mówi. Wystarczyło, że zarabiał krocie.
Do czasu nakręcenia się spirali "błędów" Leeson był przecież gwiazdą banku. Miał pensję w wysokości 50 tys. funtów rocznie, dostawał jeszcze 150 tys. funtów premii, miał luksusowe auta, jeździli z żoną, gdziekolwiek zapragnęli, byli królami nocnego życia Singapuru. Gdyby nie trzęsienie ziemi, mógł nie stracić, lecz nawet zarobić miliardy dolarów. Skończyło się jednak trzęsieniem światowych giełd i brytyjskiego systemu bankowego. Dzięki współpracy z singapurską prokuraturą Leesonowi postawiono zarzuty popełnienia tylko dwóch przestępstw z jedenastu, o jakie go oskarżano. Został skazany na 6,5 roku pozbawienia wolności w więzieniu Changi. Celę dzielił z dwoma kryminalistami, spał na słomianym sienniku, udało mu się tylko wywalczyć prawo do zachodnioeuropejskich posiłków. Sam Nick uważa, że spotkała go kara niewspółmierna do winy, gdyż nigdy nie ukradł pieniędzy Baringsa, a "jedynie" ukrywał straty. Klienci teoretycznie nie ponieśli strat, bowiem bank wraz z długami przejęła holenderska grupa ING. Leeson słabo skrywa rozczarowanie tym, iż nigdy nie pociągnięto do odpowiedzialności jego szefów z Londynu. Raport Bank of England obarczył go całą winą za aferę, ale Nick przypomina, że podobny raport władz Singapuru i giełdy Simex zarzucił kierownictwu Baringsa co najmniej ignorancję, jeśli nie świadome tolerowanie ryzyka, jakim było bezkrytyczne autoryzowanie gigantycznych transakcji.
Życie jest nowelą
Film o Leesonie po prostu musiał powstać (w "Maklerze bez skrupułów", który wszedł na ekrany w 1999 r., tytułową postać zagrał Ewan McGregor). Rzadko życie podsuwa reżyserom gotowy, idealny scenariusz. W największej aferze finansowej lat 90. nie zabrakło wątku romantycznego i osobistych dramatów. Lisa, by regularnie widywać męża w singapurskim więzieniu, zatrudniła się jako stewardesa. "Nie było męża bardziej dumnego ze swej żony" - pisał Nick w książce. Opisując szczegóły sprawy, zdradził jednak, że utrzymywał dość zażyłe kontakty z azjatyckimi gejszami, czego żona już nie zniosła. Rozwiedli się, a po pewnym czasie Lisa wyszła za mąż za... tradera z londyńskiego City.
W więzieniu u Leesona wykryto raka jelita. Przeszedł na miejscu operację usunięcia guza i chemioterapię. Jest zdrowy. Dziś w niczym nie przypomina aroganckiego młodego tradera, który zarabiał i tracił miliony, opijając to morzem alkoholu. Ożenił się z Irlandką Leoną Tormay, zaczął biegać, skończył studia psychologiczne w Middlesex University. Wspomaga instytucje charytatywne i wciąż zarabia pieniądze na opowiadaniu swej historii. Żyłki do hazardu jednak się nie wyzbył. David Donovan, szef portalu Celebpoker.com, uspokaja, że Nick będzie mógł licytować w karcianym hazardzie tylko do 500 USD. Ale czy ktoś go sprawdzi?
Poczet hazardzistów |
---|
Yasuo Hamanaka, makler japońskiego koncernu miedziowego Sumitomo, w 1985 r. naraził firmę na stratę 30 mln USD. Próbując ją odrobić, prowadził nielegalne operacje finansowe, które przyniosły kolejne straty. Ich wartość w 1996 r. sięgnęła 2,6 mld USD. John Rusnak, trader amerykańskiego banku Allfirst, filii irlandzkiego Allied Irish Banks, w 2002 r. zdefraudował 750 mln USD. Dokonywał nie autoryzowanych transakcji na rynku walutowym, które miały służyć ukryciu strat ponoszonych na innych jego operacjach. Yang Jui-jen, prezes jednego z tajwańskich banków, grając bez powodzenia na giełdzie, w 2000 r. stracił 400 mln USD należących do banku. Po aresztowaniu przekupywał więziennych strażników i codziennie zlecał dalsze zakupy akcji. Daniel Gordon, szef departamentu papierów firm energetycznych w banku inwestycyjnym Merrill Lynch, w 2000 r. poprzez spółkę z Karaibów wyprowadził z banku na prywatne konta 43 mln USD. Peter Young, prezes funduszu MGAM European Growth Trust, stracił niemal 200 mln USD, inwestując w akcje spółek internetowych tuż przed wielką bessą. Wielokrotnie złamał brytyjskie prawo, przekraczając dopuszczalne limity inwestowania pieniędzy klientów w firmy nie notowane na giełdzie. Pracownik Deutsche Banku (jego personaliów nie ujawniono) w 1995 roku stracił na transakcjach papierami dłużnymi około 25 mln USD. Złamał bankowe regulaminy, przekraczając ustalone limity dopuszczalnej wysokości różnych rodzajów inwestycji. |
Mogłem zrobić wszystko Rozmowa z Nickiem Leesonem |
---|
Łukasz Jędrzejak: Jak się dziś czuje ktoś, kto unicestwił Baringsa, jeden z największych banków świata? Nick Leeson: Opinia publiczna obarczyła mnie całą winą za upadek banku. Niesłusznie. Najłatwiej jest zwalić wszystko na jednego człowieka. To wygląda niesłychanie kolorowo, jak w hollywodzkim filmie sensacyjnym. Dopiero w śledztwie i procesie sądowym można właściwie rozłożyć ciężar winy, także na instytucje finansowe. I tak się stało, ale mało kto to dostrzegł. Winny pozostał Leeson. - Czy dziś, mimo wprowadzenia ścisłych reguł nadzoru w bankach, broker mógłby otworzyć tajny rachunek na wzór słynnego 88888? - Procedury kontroli są z reguły proste i skuteczne. Tyle że nie są właściwie stosowane albo wcale się ich nie stosuje. Na skutek ludzkiego błędu lub celowego, sprytnego działania każdy system może zawieść. Afery finansowe są przecież codziennością, by wspomnieć sprawę banku Allfirst w USA czy skandal sprzed kilku tygodni we włoskim koncernie Parmalat, gdzie odkryto m.in. nie istniejący rachunek bankowy. - Na stworzonym przez siebie rachunku ukrywał pan straty banku poniesione na nietrafionych megatransakcjach. Nie korciło pana, by wykorzystać je także do innych celów? - Nie, choć taka możliwość istniała. Praktycznie mogłem zrobić wszystko. Wyprowadzanie pieniędzy z banku wymagałoby tylko zastosowania bardziej skomplikowanego mechanizmu i obejścia większej liczby zabezpieczeń. Faktycznie, w Baringsie mogłem wypłacić dosłownie każdą sumę, komukolwiek chciałem. Ale tego nie robiłem. To, co uczyniłem, nie było "szatańską, skomplikowaną defraudacją", jak to często przedstawiano. - Czy po upadku Baringsa zdarza się jeszcze, by banki pozostawiały odpowiedzialność za setki milionów dolarów w rękach pojedynczych osób, niekoniecznie szefów gigantycznych instytucji finansowych? - Jestem pewien, że tak. W bankach kreuje się często bogów - najlepszych, najzdolniejszych, wszechmocnych. Dlatego lepszy nadzór nad ich pracą jest niezbędny. W Baringsie nigdy na serio nie sprawdzano moich transakcji ani zysków, o których pisałem w raportach. I nie sprawdza się tego w wielu bankach świata, nawet tych najbardziej znanych. Rozmawiał Łukasz Jędrzejak Londyn |
Więcej możesz przeczytać w 2/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.