Polska z pewnością jest na liście celów Al-Kaidy
Walter Laqueur
Jeden z najwybitniejszych amerykańskich politologów, redaktor naczelny "Journal of Contemporary History", wykładał m.in. na Harvard University, University of Chicago, Georgetown University
Przepowiadanie przyszłych zagrożeń związanych z terroryzmem jest niemal niemożliwe. Aktorów dramatu jest niewielu, ich postępowanie nieobliczalne, a zachowanie małych grup społecznych równie nieprzewidywalne jak ruch cząsteczek w świecie fizycznym. Z dzisiejszej perspektywy można wskazać obiektywne przyczyny tego, że irlandzcy patrioci zaangażowali się w terroryzm w końcu XIX i początku XX wieku, lub wykazać, dlaczego w Rosji zdarzały się okresowe wybuchy przemocy w dziesięcioleciach poprzedzających rewolucję 1917 r. Były też jednak inne kraje w Europie i poza nią, gdzie można było oczekiwać aktów terroryzmu, a mimo to do nich nie doszło.
Propaganda masowego rażenia
Dlaczego anarchizm pojawił się w jednych krajach, a w innych nie? Dlaczego grupy terrorystyczne były aktywne w pewnych okresach, a w innych pozostawały w uśpieniu? Skuteczność sił bezpieczeństwa i policji w poszczególnych krajach bez wątpienia odgrywała ważną rolę, nie na tyle jednak dużą, by stanowić wystarczające wytłumaczenie tego zjawiska.
Ostatnie 150 lat historii terroryzmu dowodzi, że polityczne skutki aktów terroru były znikome wobec rozgłosu, jaki te wydarzenia powodowały. Terroryści starali się przez akty gwałtu zwrócić uwagę opinii publicznej na pewne problemy - społeczną i narodową niesprawiedliwość. Najczęściej jednak ich działalność powodowała powstawanie sił, którym w końcu zawsze udawało się pokonać terrorystów. Im bardziej terroryzm destabilizował społeczeństwo, tym skuteczniej mobilizował siły państwa do kontrataku. Rosja w latach 1905-1906 i Ameryka Łacińska w latach 70. są tego oczywistymi przykładami.
Metody walki z terroryzmem, które sprawdzały się w przeszłości, nie muszą jednak być skuteczne dziś lub w przyszłości. Im mniejsza grupa terrorystyczna, tym trudniej ją wyśledzić i do niej przeniknąć, tym bardziej osobliwa może być też jej motywacja i ideologia. Celem małych organizacji terrorystycznych nie jest organizowanie masowych akcji propagandowych czy politycznych lub przejmowanie władzy; jest nim niszczenie, w nadziei, że z ruin poprzedniego porządku wyłoni się lepszy świat lub przynajmniej świat bliższy ich ideologii. Co gorsza, wielkie społeczności miejskie stały się bardziej podatne na ataki. Koncentracja ludności i zależność mieszkańców miast od udogodnień technologicznych sprawiają, że miasta są wymarzonym celem terrorystów. Nie tylko broń stała się bardziej śmiercionośna. Cele stały się też łatwiejsze do zniszczenia.
Perspektywy wykorzystania terroryzmu jako substytutu wojny są również coraz bardziej realne. Staromodna, konwencjonalna wojna jest bardziej ryzykowna i droga; powodowanie strat przeciwnika przez ataki terrorystyczne stało się dla niektórych państw kuszącą alternatywą. Takie praktyki oparte są na założeniach, że trudno udowodnić, iż państwo po cichu popiera terroryzm. Założenia te są prawie zawsze mylne, ale pokusa bywa silna. Może to prowadzić do regularnej wojny z wykorzystaniem broni masowego rażenia, czyli takiego rozwoju wypadków, jakiego terrorystyczne państwa chciały uniknąć.
Dominujące ideologie terroryzmu wypływają z religii, nacjonalizmu lub z połączenia tych dwu elementów. Terroryści wykorzystują ulepszone wersje broni konwencjonalnej, silniejsze środki wybuchowe, rakiety itp. Ataki samobójcze sprawiły, że taktyka walki stała się zarówno bardziej śmiercionośna, jak i mniej wybiórcza w doborze ofiar. Terroryści jednocześnie szukają dostępu do broni niekonwencjonalnej, której ofiarą padłoby nie kilka tysięcy, lecz kilkaset tysięcy osób. I chociaż istnieją powody, by sądzić, że walczący islam i podobne doktryny długo jeszcze będą stanowiły poważne zagrożenie, na politycznym horyzoncie pojawiają się inne potencjalne motywacje dla następnych generacji terrorystów. W miarę narastania konfliktów prowokowanych przez terrorystów zwiększa się zagrożenie wybuchem konwencjonalnej wojny.
Polska - cel drugoplanowy?
Polska może się stać celem terrorystów. Stwierdzając to, należy jednak przyjąć, że ze względów historycznych, politycznych i kulturowych pewne kraje są bardziej prawdopodobnym celem ataku terrorystów niż inne. W Polsce - mimo jej burzliwej historii, wojen, powstań i spisków patriotycznych - nigdy nie przyjął się terroryzm jako metoda walki. Nawet w okresie rozbiorów Polacy nie uciekali się do aktów terroryzmu. Jedynym spektakularnym przykładem zamachu na głowę państwa w historii Polski było zabójstwo prezydenta Gabriela Narutowicza w 1922 r. Terroryzm wydaje się kulturowo obcy Polakom. W kraju nie ma też znaczących mniejszości religijnych czy etnicznych skłonnych walczyć o jakąś polityczną sprawę, wykorzystując przemoc. To, że Polska wsparła wojnę w Iraku, również nie powinno budzić niepokoju.
Polska z pewnością jednak znajduje się na liście celów międzynarodowego terroryzmu, bowiem nie sposób wykluczyć, że Al-Kaida zaatakuje jakiś "miękki" cel w odległym kraju. Głównymi celami islamskich terrorystów na długo jednak pozostaną: Ameryka, Izrael, Rosja i Bliski Wschód. Zarówno ze względów kulturowych, jak i politycznych Polska nie należy więc do krajów szczególnie zagrożonych terroryzmem.
W przyszłości trzeba będzie jednak podjąć większe środki ostrożności, bo zagrożeniem nie jest wyłącznie terroryzm islamskich fundamentalistów. Ataku mogą dokonać organizacje skrajnie lewicowe lub skrajnie prawicowe, zwykli szaleńcy lub po prostu grupa ludzi, którzy żywią urazę wobec jakiejś opcji politycznej albo społeczeństwa w ogóle.
Wskazuję poniżej na niektóre zagrożenia, których powinniśmy być świadomi. Nie sposób powiedzieć, jak długo jeszcze terroryści nie będą mieli dostępu do broni masowego rażenia. Może będą to lata, a może dekady. Niektóre zagrożenia mogą się okazać bezpodstawnymi obawami, inne mogą się zmaterializować wcześniej, niż przypuszczamy.
Mitologia świętej wojny
Trudno przewidzieć w najbliższej przyszłości zakończenie aktywności grup islamskich ekstremistów, którzy wierzą, że jedynym sposobem na zrealizowanie ich misji jest walka zbrojna - terroryzm lub wojna partyzancka. W ich rozumieniu dżihad jest indywidualnym i zbiorowym obowiązkiem prawdziwych wyznawców islamu, w tym samym stopniu co modlitwa i pielgrzymka do Mekki. Powtarza się bez końca, że większość muzułmanów pragnie żyć w pokoju, ale jest to tak samo prawdziwe, jak nieistotne dla oceny zagrożenia. Zwolennicy dżihadu jako wojny z Zachodem stanowią wąski margines społeczeństwa w większości krajów muzułmańskich. Mogą jednak liczyć na znaczące poparcie sympatyków ekstremizmu, pozwalające im na długotrwałą kampanię przeciwko wrogom wiary, zwłaszcza że nie widać rozwiązania konfliktu między Izraelem a Palestyną.
Przez ponad dekadę niektórzy zachodni obserwatorzy zapowiadali schyłek politycznego islamu. Mimo nadziei wiernych islam nie zapewni rozwiązania politycznych, społecznych i ekonomicznych problemów świata muzułmańskiego. Tak jak nie dostarczyły ich socjalizm, nacjonalizm czy inne "zachodnie" ideologie, które próbowano wprowadzić, a gdy zawiodły - odrzucono je. W Afganistanie, Sudanie i Algierii islam doszedł do władzy bądź odgrywał znaczącą rolę jako siła polityczna i doprowadził do katastrofy. Ma on jednak przewagę nad innymi ideologiami, bo jest historycznie zakorzeniony i stanowi kulturową tradycję muzułmańskiego świata.
Ideologia radykalnego, walczącego islamu pozostaje atrakcyjna dla muzułmańskiej diaspory w Europie i innych częściach świata. Asymilacja większości muzułmańskich emigrantów się nie powiodła. Nawet jeżeli rządy i narody europejskie będą się usilnie angażowały w dialog ekumeniczny i podejmowały kolejne kroki, by pomóc emigrantom odnaleźć miejsce w społeczeństwie i stać się jego częścią, prawdopodobnie sytuacja bardzo się nie poprawi. Wielu emigrantów nie chce się wtopić w społeczeństwo, którego podstawowych wartości nie podziela, którego kultura jest im obca, a styl życia nie do przyjęcia.
Nie zasymilowane - i być może nie mogące się zasymilować - wspólnoty stanowią podatny grunt dla retoryki "misjonarzy" radykalnego islamu, z łatwością znajdujących, zwłaszcza wśród ludzi młodych, nowych zwolenników dżihadu. Ponieważ kolejne pokolenia emigrantów z krajów muzułmańskich wysuwają większe roszczenia, nasilają się nastroje antyemigranckie, pogłębiające animozje. Oczywiście, społeczności muzułmańskie, a przynajmniej ich większość, zżyją się w przyszłości z nowym otoczeniem. Mieszane małżeństwa i inne więzi sprawią, że te grupy staną się bardziej zaabsorbowane własnymi, lokalnymi sprawami niż międzynarodową ekspansją islamu. Proces ten będzie jednak trwał przez dziesięciolecia lub przez kilka pokoleń i w najbliższej przyszłości nie będzie miał politycznego znaczenia.
Powody frustracji i agresji fundamentalistów islamskich nie znikną w najbliższym czasie. A jeżeli utrzymuje się społeczna frustracja, widmo politycznej agresji staje się coraz bardziej realne.
Wojenny teatr islamu
Stany Zjednoczone, Europa Zachodnia, Rosja i - oczywiście - Izrael pozostaną przez najbliższe lata głównymi celami terrorystów. W centrum ich uwagi znajdują się też inne kraje - przede wszystkim Bliskiego Wschodu, środkowej Azji i Afryki, w której ekspansja islamu w ostatnich latach była znacząca. W rezultacie islam stał się w krajach afrykańskich istotną siłą polityczną. Nigeria, zamieszkana przez setki plemion i grup etnicznych, była od dłuższego czasu teatrem walk i konfliktów terytorialnych lub etnicznych. W ostatnich latach najczęstszym powodem starć pozostawały jednak względy religijne. Muzułmanie z północy walczą o wprowadzenie szarijatu (prawa koranicznego) w całym kraju, co już się stało w jedenastu prowincjach.
Bezpośrednie przyczyny wielkich zamieszek bywają często przypadkowe. W Kano, stolicy północnej Nigerii, raczej spokojna antyamerykańska demonstracja w październiku 2001 r. przerodziła się w wystąpienia antychrześcijańskie na wielką skalę. Wprawdzie nędza oraz zawiść poszczególnych wspólnot odgrywają pewną rolę w tych konfliktach, ale zasadniczym powodem narastania przemocy jest wprowadzenie szarijatu. Około 6 tys. Nigeryjczyków zginęło w walkach między muzułmanami a ich przeciwnikami w ostatnich dwóch latach. Zgodnie z nakazami szarijatu za kradzież grozi amputacja rąk, a cudzołóstwo kobiet karane jest ukamienowaniem. Ekspansja islamu w Nigerii musiała nieuchronnie doprowadzić do masowych konfrontacji. Konstytucja nigeryjska pozostaje świecka, ale radykałowie islamscy zamierzają to zmienić i wzywają do walki nie tylko z niewiernymi - mając na myśli chrześcijan i pogan - ale również z regularną armią. W tych warunkach agresja przybierze raczej formę starć międzyplemiennych niż terroru czy partyzantki, ale terroryzmu nie sposób wykluczyć.
Możemy założyć, że do podobnych wydarzeń dojdzie w wielu państwach bliskowschodnich, gdzie islamska opozycja dąży do obalenia establishmentu. Może tak być w Egipcie, Arabii Saudyjskiej czy Iranie, gdzie wieloletnie rządy fundamentalistów islamskich doprowadziły do powstania żądnej odwetu opozycji. Ideologia dżihadu rozprzestrzeni się prawdopodobnie w Azji Południowo-Wschodniej, a zwłaszcza w Indonezji - ze względu na ogromne napięcia polityczne. W miarę jak władza centralna w tym kraju słabnie, rośnie prawdopodobieństwo, że konflikt i chaos się rozszerzą. Po zakończeniu wojny w Afganistanie Indonezja stała się ważną bazą dla wielu radykalnych grup islamskich, znanych jako Sieć Nauki. Ich celem jest ustanowienie państwa islamskiego obejmującego nie tylko Indonezję, ale również Malezję i Filipiny.
Bez wątpienia oprócz zagrożeń widać pozytywne trendy: w Erytrei, Sierra Leone, Kongu i Angoli najkrwawsze wojny plemienne i domowe skończyły się lub wytraciły krwawy impet. Obecność setek tysięcy uchodźców w krajach sąsiednich - na przykład w obozach w Gwinei - stwarza jednak potencjalne zagrożenie wybuchu kolejnych konfliktów. Nie można też wykluczyć, że nasilą się napięcia w Afryce Południowej.
Lista obecnych i możliwych konfliktów jest niewyczerpana. Mogą one przybierać różne formy - wojen domowych, partyzantki i powstań. Terroryzm, o czym już wiemy, również odegra istotną rolę. Na tle wielkich konfliktów zbrojnych staje się on zazwyczaj mniej widoczny. Ale - jak pokazuje historia - terroryzm może się stać zapalnikiem, który roznieca większe konflikty.
Terroryzm totalny
Jedną z podstawowych różnic między dzisiejszym terroryzmem a tym sprzed stu lat jest wybór celów i ofiar (o ile XIX-wieczni rosyjscy rewolucjoniści czy patrioci irlandzcy, uciekając się do aktów terroru, starannie unikali narażania osób postronnych, o tyle współczesne ataki obliczone są na zabicie jak największej liczby niewinnych osób). We współczesnym terroryzmie istnieje element szaleństwa - to inna znacząca różnica. Ta opinia nieuchronnie wywoła polemikę. Dowody na to są jednak przytłaczające. Wprawdzie nie każdy paranoik jest terrorystą, ale każdy terrorysta przeżywa paranoiczne lęki - przynajmniej do pewnego stopnia. Rokowania w leczeniu indywidualnych przypadków paranoi są niepewne, ponieważ ludzie dotknięci tą chorobą opierają się terapii. Prognozy w leczeniu paranoi zbiorowej nie wydają się lepsze.
Wizja świata radykalnej lewicy jest podobna do wizji hitlerowskiej, terrorystycznej formacji SA; inni są jedynie spiskowcy: kapitalizm, imperializm, megakorporacje. Hamas odwołuje się do "Protokołów mędrców Syjonu"; inne radykalne ugrupowania islamskie wierzą, że świat zjednoczył się w konspiracji przeciwko islamowi i jego wyznawcom. W większości krajów muzułmańskich - poza Turcją - przeważająca część populacji uwierzyła, że atak na World Trade Center 11 września 2001 r. był przygotowany przez izraelski Mossad (ale odrzucono opinię, że Osama bin Laden był agentem Mossadu). Liczba teorii spiskowych jest nieskończona i wiele milionów ludzi na świecie wierzy w najbardziej fantastyczne konspiracje i wymysły rozpowszechniane przez ludzi obłąkanych i zwykłych szalbierzy. O ile terroryzm XIX-wieczny był jedynie rodzajem "propagandy przez czyny", o tyle terroryzm XXI wieku może się stać źródłem katastrof.
Nawet gdyby wszystkie światowe konflikty zostały rozwiązane, gdyby zniknęły wszystkie napięcia wynikające z przyczyn politycznych, społecznych i ekonomicznych, nie oznaczałoby to końca terroryzmu. Paranoicy, fanatycy, zwolennicy ekstremalnych doktryn politycznych czy religijnych zawsze znajdą obiekt nienawiści. Być może nie jest to cecha właściwa "kondycji ludzkiej", lecz z całą pewnością jest to cecha pewnych osobników i grup społecznych. Nasilenie aktywności terrorystów i polityczne implikacje ich czynów będą się zmieniać. Na świecie istnieją jednak nieprzebrane zasoby agresji i dlatego terroryzm będzie istniał tak długo, jak możemy to sobie wyobrazić.
Walter Laqueur: Prezentowany we "Wprost" tekst stanowi wybór z mojej najnowszej książki "No End to War". Moją intencją było przedstawienie cech współczesnego terroryzmu. Zająłem się też przyszłością i geopolityką terroryzmu - przyszłymi polami walki. Chciałem też zwrócić uwagę na jeszcze jedno zagrożenie, jakie niesie terroryzm: możliwość wywołania wojny na pełną skalę. Historia zna takie wypadki. Wydając ćwierć wieku temu dwutomową historię terroryzmu, sądziłem, że jest to zjawisko tyleż interesujące, co pozbawione większych politycznych implikacji. Nie wykluczałem jednak, że ze względu na rosnący fanatyzm religijny, zapamiętanie niektórych ruchów nacjonalistycznych i coraz łatwiejszy dostęp do broni masowego rażenia, terroryzm może odegrać znacznie ważniejszą rolę. Historia nie jest już wystarczającym kluczem do zrozumienia współczesnego terroryzmu. Terroryzm zmienił się w naszej "postheroicznej" epoce, a możliwość wykorzystania przez jego bojowników broni niekonwencjonalnej jest najważniejszą zmianą, której musimy być świadomi. |
Więcej możesz przeczytać w 2/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.