Meksykanie i Brazylijczycy są bardziej cenieni w fabryce snów niż Polacy
Jak trafić do Hollywood? Bardzo prosto. Trzeba zrobić film tak dobry technicznie i tak sprawnie opowiedziany, jakby pochodził z fabryki snów. Ale twórca musi jeszcze mieć w sobie to coś, czego akurat nie ma nikt w Hollywood - taki przepis na karierę przedstawił Francis Ford Coppola. To coś mieli przed laty na przykład Roman Polański z Polski, Milos Forman z Czech czy Andriej Konczałowski z Rosji. Potem byli Szwedzi, Finowie, Niemcy, Holendrzy, a ostatnio Meksykanie, Argentyńczycy i Brazylijczycy. Wszyscy oni chcą robić filmy tam, gdzie tak naprawdę liczy się kino. Polacy nie mają takich ambicji - zadowalają się produkcją na własny rynek.
Brazylijski desant
Jak młodzi mogą być gangsterzy? Dwunastoletni, dziesięcioletni? Brazylijski film "Miasto Boga", który właśnie wchodzi na polskie ekrany, dowodzi, że mogą być nawet o połowę młodsi. I przedszkolaki poradzą sobie, jeśli tylko dasz im broń do rączki i "dobre" wzorce. Obraz przedmieść Rio de Janeiro, gdzie wraz z upływem dekad i dorastaniem głównych bohaterów filmu życie stawało się coraz brutalniejsze, zachwycił widzów na całym świecie. "Miasto Boga" zgarnęło już ponad dwadzieścia nagród na festiwalach (w tym Złotą Żabę na łódzkim Camerimage) i jest faworytem do Złotego Globu i Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. Widzowie w USA, którzy zwykle nie przepadają za czytaniem w kinie napisów, oglądali "Miasto" tak chętnie, że tylko w amerykańskich kinach film zarobił więcej, niż kosztowała jego produkcja. Do tego w rankingu najlepszych filmów na www.imdb.com (uznanej filmowej stronie internetowej) brazylijski film zbliża się do pierwszej pięćdziesiątki, wyprzedzając już "Mechaniczną pomarańczę" Stanleya Kubri-cka, "Obcego" Ridleya Scotta czy "Rashomona" Kurosawy.
Światowe, a zwłaszcza amerykańskie zachwyty oznaczają dla twórców "Miasta Boga" to, że mogą spokojnie pakować walizki i przenosić się do Hollywood. Tam już na nich czekają. Amerykańskie kino z otwartymi ramionami wita bowiem ludzi sukcesu, szczególnie takich, o których mówił Francis Ford Coppola. Znany z "Miasta Boga" duet Bráulio Mantovani (scenarzysta) i Fernando Meirelles (reżyser) przygotowuje już w Hollywood ekranizację słynnej powieści Johna le Carre'a "Wierny ogrodnik", z Ralphem Fiennesem w roli głównej. Nagrodzony na Camerimage operator Cesar Charlone nakręcił dla amerykańskiej telewizji film "S.F.C." - pod okiem reżysera Spike'a Lee. Nawet montażysta Daniel Rezende pracuje za amerykańskie pieniądze nad ekranową wersją pamiętnika Che Guevary.
W ostatnich latach Hollywood chętnie przygarnia twórców z Południa. Najbliżej mają ci z Meksyku. Stąd po sukcesie "Amores perros" ściągnięto Alejandro Gonzáleza Inárritu, który w 2003 r. nakręcił dramat "21 gramów" - z Seanem Pennem i Naomi Watts (w polskich kinach pod koniec lutego). Innemu meksykańskiemu reżyserowi Alfonso Cuarónowi ("I twoją matkę też") powierzono jeden z najważniejszych projektów tego roku - trzecią część przygód Harry'ego Pottera - "Harry Potter i więzień Azkabanu". Z Brazylii pochodzi też Walter Salles, twórca m.in. "Dworca nadziei" oraz "W cieniu słońca". W tym miesiącu reżyser ma zacząć zdjęcia do swojego pierwszego anglojęzycznego filmu - horroru "Dark Water", z Jennifer Connelly w głównej roli.
Polski sukces urojony
Hollywoodzcy wyszukiwacze talentów namówili na przeprowadzkę do fabryki snów Szweda Lassego Hallströma, który u siebie kręcił "Dzieci z Bullerbyn", a w USA wyreżyserował "Co gryzie Gilberta Grape'a?" i "Wbrew regułom". To oni ściągnęli z Niemiec Wolfganga Petersena, który ponad 20 lat temu urzekł świat swym dramatem wojennym "Okręt". Dziś to właśnie on, w filmie "Troja", pierwszy idzie w ślady Petera Jacksona i jego "Władcy pierścieni", kręcąc z rozmachem historię wojny o piękną Helenę.
Jak my, Polacy, wypadamy na tym tle? Nasi kompozytorzy i operatorzy są nawet chętnie zapraszani do pracy za ocea-nem. Są oni jednak w hollywoodzkim przemyśle traktowani raczej jako rzemieślnicy niż artyści. Mamy tylko jedną gwiazdę reżyserską - opromienionego zeszłorocznym Oscarem Romana Polańskiego. I na tym koniec. Szczycimy się wielkimi sukcesami filmowymi, które tak naprawdę są rodzajem zbiorowego urojenia. Bo liczy się obecność w Hollywood. Wiedzą o tym dobrze Meksykanie czy Brazylijczycy. My nie będziemy się ścigać, bo to przecież obmierzła komercja.
Brazylijski desant
Jak młodzi mogą być gangsterzy? Dwunastoletni, dziesięcioletni? Brazylijski film "Miasto Boga", który właśnie wchodzi na polskie ekrany, dowodzi, że mogą być nawet o połowę młodsi. I przedszkolaki poradzą sobie, jeśli tylko dasz im broń do rączki i "dobre" wzorce. Obraz przedmieść Rio de Janeiro, gdzie wraz z upływem dekad i dorastaniem głównych bohaterów filmu życie stawało się coraz brutalniejsze, zachwycił widzów na całym świecie. "Miasto Boga" zgarnęło już ponad dwadzieścia nagród na festiwalach (w tym Złotą Żabę na łódzkim Camerimage) i jest faworytem do Złotego Globu i Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny. Widzowie w USA, którzy zwykle nie przepadają za czytaniem w kinie napisów, oglądali "Miasto" tak chętnie, że tylko w amerykańskich kinach film zarobił więcej, niż kosztowała jego produkcja. Do tego w rankingu najlepszych filmów na www.imdb.com (uznanej filmowej stronie internetowej) brazylijski film zbliża się do pierwszej pięćdziesiątki, wyprzedzając już "Mechaniczną pomarańczę" Stanleya Kubri-cka, "Obcego" Ridleya Scotta czy "Rashomona" Kurosawy.
Światowe, a zwłaszcza amerykańskie zachwyty oznaczają dla twórców "Miasta Boga" to, że mogą spokojnie pakować walizki i przenosić się do Hollywood. Tam już na nich czekają. Amerykańskie kino z otwartymi ramionami wita bowiem ludzi sukcesu, szczególnie takich, o których mówił Francis Ford Coppola. Znany z "Miasta Boga" duet Bráulio Mantovani (scenarzysta) i Fernando Meirelles (reżyser) przygotowuje już w Hollywood ekranizację słynnej powieści Johna le Carre'a "Wierny ogrodnik", z Ralphem Fiennesem w roli głównej. Nagrodzony na Camerimage operator Cesar Charlone nakręcił dla amerykańskiej telewizji film "S.F.C." - pod okiem reżysera Spike'a Lee. Nawet montażysta Daniel Rezende pracuje za amerykańskie pieniądze nad ekranową wersją pamiętnika Che Guevary.
W ostatnich latach Hollywood chętnie przygarnia twórców z Południa. Najbliżej mają ci z Meksyku. Stąd po sukcesie "Amores perros" ściągnięto Alejandro Gonzáleza Inárritu, który w 2003 r. nakręcił dramat "21 gramów" - z Seanem Pennem i Naomi Watts (w polskich kinach pod koniec lutego). Innemu meksykańskiemu reżyserowi Alfonso Cuarónowi ("I twoją matkę też") powierzono jeden z najważniejszych projektów tego roku - trzecią część przygód Harry'ego Pottera - "Harry Potter i więzień Azkabanu". Z Brazylii pochodzi też Walter Salles, twórca m.in. "Dworca nadziei" oraz "W cieniu słońca". W tym miesiącu reżyser ma zacząć zdjęcia do swojego pierwszego anglojęzycznego filmu - horroru "Dark Water", z Jennifer Connelly w głównej roli.
Polski sukces urojony
Hollywoodzcy wyszukiwacze talentów namówili na przeprowadzkę do fabryki snów Szweda Lassego Hallströma, który u siebie kręcił "Dzieci z Bullerbyn", a w USA wyreżyserował "Co gryzie Gilberta Grape'a?" i "Wbrew regułom". To oni ściągnęli z Niemiec Wolfganga Petersena, który ponad 20 lat temu urzekł świat swym dramatem wojennym "Okręt". Dziś to właśnie on, w filmie "Troja", pierwszy idzie w ślady Petera Jacksona i jego "Władcy pierścieni", kręcąc z rozmachem historię wojny o piękną Helenę.
Jak my, Polacy, wypadamy na tym tle? Nasi kompozytorzy i operatorzy są nawet chętnie zapraszani do pracy za ocea-nem. Są oni jednak w hollywoodzkim przemyśle traktowani raczej jako rzemieślnicy niż artyści. Mamy tylko jedną gwiazdę reżyserską - opromienionego zeszłorocznym Oscarem Romana Polańskiego. I na tym koniec. Szczycimy się wielkimi sukcesami filmowymi, które tak naprawdę są rodzajem zbiorowego urojenia. Bo liczy się obecność w Hollywood. Wiedzą o tym dobrze Meksykanie czy Brazylijczycy. My nie będziemy się ścigać, bo to przecież obmierzła komercja.
Więcej możesz przeczytać w 2/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.