Ludzie są bardzo wyczuleni na przywileje władzy, zwłaszcza jeśli od nich samych wymaga się wyrzeczeń
Święta Bożego Narodzenia przyniosły, jak zwykle, wyciszenie sporów politycznych. Nie trzeba jednak być prorokiem, by przewidzieć, że kiedy tylko posłowie ponownie zbiorą się w Sejmie, stare i nowe bitwy rozgorzeją ze wzmożoną siłą. Niechybnie też powróci sprawa pozbawienia parlamentarzystów i całej tzw. erki trzynastej pensji. Ludzie są bardzo wyczuleni na przywileje władzy, zwłaszcza jeśli od nich samych wymaga się wyrzeczeń. A o konieczności zaciskania pasa w nowym, 2004 r. będzie się mówiło bardzo dużo.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami, styczeń ma przynieść zamknięcie dyskusji i podjęcie decyzji w sprawie naprawy finansów publicznych. Jakkolwiek tę operację by sobie wyobrażać, sprowadzi się ona do posunięć oszczędnościowych, uszczuplających wiele wydatków, także socjalnych, finansowanych z budżetu państwa. Wiele środowisk będzie niezadowolonych, a władzy pozostanie tylko jedno tłumaczenie przywołujące rozpaczliwy stan finansów publicznych. Nie da się bardziej uwiarygodnić owej argumentacji jak zaciśnięciem pasa na brzuchu władzy. Nic też nie zostanie bardziej zauważone niż zlikwidowanie wspomnianych trzynastek, bo w nich ludzie przywykli już widzieć symbol egoizmu rządzących. W znacznej mierze przyczyniła się do tego żenująca, przedświąteczna debata w Sejmie, w której wielu posłów, i tak sowicie wynagradzanych, broniło swoich dodatkowych dochodów z żarliwością godną lepszej sprawy.
Jeśli owa dodatkowa pensja nie ma się stać "feralną trzynastką" władzy, oznaczającą jej wielką kompromitację, posłowie powinni jak najszybciej z tych dochodów zrezygnować i rozpocząć oszczędzanie od samych siebie. Nie znajdzie się lepszego sposobu, by przekonać obywateli o konieczności wyrzeczeń dyktowanych przez rozpaczliwy stan finansów państwa.
Tak właśnie postępował przed 80 laty Władysław Grabski, wdrażając drakoński program reform fiskalnych i walutowych. Lawinowo narastający deficyt budżetowy zlikwidował on nie tylko przez zawsze w takich wypadkach stosowaną redukcję wydatków państwowych. Nie mniejsze znaczenie miało zrewaloryzowanie uszczuplonych przez inflację podatków i nałożenie nadzwyczajnej daniny majątkowej. Koszty tej operacji poniosły w pierwszej kolejności warstwy posiadające, oszczędzane przez poprzednie ekipy. Grabski, choć sam był utożsamiany z ziemiaństwem, dobrze wiedział, że ludzi niezamożnych nie stać na dalsze wyrzeczenia, bo i tak już ledwie wiążą koniec z końcem. Szukał więc pieniędzy u tych, którzy je posiadali, nie oszczędzając rządzących i - kiedy trzeba - bezlitośnie wymuszając niezbędne rozwiązania.
Warto wrócić do tamtych doświadczeń także dzisiaj, kiedy zastanawiamy się nad powodzeniem reform proponowanych przez wicepremiera Jerzego Hausnera. Ofiarności trzeba się domagać w pierwszej kolejności od ludzi posiadających najwięcej, a nie od tych, którzy i tak nie bardzo wiedzą, za co przeżyć do końca miesiąca. W takiej sytuacji zrezygnowanie z trzynastek staje się nie tylko gestem dobrej woli, ale wręcz nakazem chwili, oby jak najszybciej wcielonym w życie.
Więcej możesz przeczytać w 2/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.