Największy czynny wulkan w Europie nie nazywa się Etna, lecz Parmalat
Krach Parmalatu zarządzanego przez Calisto Tanziego prasa nazwała "europejskim Enronem". Błędnie. Amerykański gigant energetyczny padł pod ciężarem 1,2 mld USD długów - kolos z Parmy ma "dziurę" finansową w wysokości 13 mld euro, może 16 mld euro. To znacznie więcej, niż Unia Europejska będzie corocznie wypłacać Polsce, gdy już staniemy się częścią wspólnoty.
Parmalat, wytwarzający około 0,8 proc. włoskiego PKB, robił machlojki finansowe co najmniej od 15 lat. Machlojki, które nawet powściągliwa amerykańska Komisja Papierów Wartościowych (SEC), kontrolująca operacje giełdowe, nazwała "bezczelnymi". Jak można ukraść taką górę pieniędzy i - przede wszystkim - jak można to ukryć przed akcjonariuszami, giełdą z jej systemami kontrolnymi, spółkami audytowymi, bankami i bankiem centralnym? Okazuje się, że przynajmniej we Włoszech można. Wystarczy mieć możnych protektorów politycznych, takich jak Romano Prodi czy pierwszy postkomunistyczny premier Massimo D'Alema.
Gnijące Drzewo Oliwne
Calisto Tanzi jest chadekiem. Nie sympatykiem partii, lecz jej członkiem, z legitymacją. Nie "zwykłym" chadekiem, lecz lewicowym, człowiekiem Ciriaco De Mity, byłego premiera i najpotężniejszego polityka Włoch lat 80. De Mita był jednym z pomysłodawców "afery czystych rąk": jednocześnie chciał się pozbyć znienawidzonych socjalistów oraz prawicowych "bojarów" z własnej partii i otworzyć drogę do "historycznego sojuszu" chadeckiej lewicy z postkomunistami. Padł ofiarą własnej strategii, chociaż nigdy nie trafił do aresztu, jak wielu jego towarzyszy partyjnych. Jego strategia funkcjonuje do dziś: koalicja uczulonych społecznie katolików z rozczarowanymi marksistami rządziła pod wodzą Romano Prodiego Włochami w latach 1996-2001 i liczy na powrót do władzy w roku 2005.
Calisto Tanzi z całym swoim imperium przeszedł z De Mitą i "chadecką lewicą" do koalicji Drzewo Oliwne. Severino Citaristi, ostatni skarbnik chadeków, twierdził, że Tanzi finansował De Mitę, ale były premier temu zaprzecza. Jak w wypadku innych przedsiębiorców związanych z lewicą, prokuratury nie zaciekawiło, kto mówił prawdę. Z pewnością prywatne samoloty Tanziego służyły liderom Drzewa Oliwnego, z pewnością koalicja odwdzięczała się na przykład zezwoleniami na podwyższanie kapitału czy państwowym kredytem na budowę fabryki Dietalat w Nusco, rodzinnym miasteczku De Mity.
Prodi & Co.
Kiedy padał organ (post)komunistów "L'Unitá", premier D'Alema wpisał Tanziego na listę przedsiębiorców, do których należy się zwrócić po ratunek. Również Prodi mógł liczyć na Tanziego: nie przypadkiem szef Parmalatu znalazł się w radzie nadzorczej osławionej spółki konsultingowej Nomisma, która pod przewodnictwem Prodiego brała miliony euro od państwa za nikomu niepotrzebne analizy. Do historii przeszło opracowanie dla włoskich kolei, w którym Prodi & Co. dowodzili, że w "szybkiej kolei najważniejsza jest szybkość".
Związki z Prodim sięgają głębiej. Zdaniem części prasy, za nazwą firmy turystycznej Tanziego ITC&p. kryje się Intesa Tanzi - Cragnotti & partners, czyli Porozumienie Tanziego z firmą Cragnotti & partners. Sergio Cragnotti był niedawno protagonistą kolosalnego krachu finansowego firmy Cirio (30 tys. inwestorów straciło około 1,1 mld euro). Tak jak w Parmalacie w Cirio jednym z największych wierzycieli była związana z lewicą Banca di Roma i jej partnerzy zgrupowani w konsorcjum Capitalia. Nic dziwnego: Tanziego łączą z Cesare Geronzim, prezesem Banca di Roma, więzy przyjaźni tak silnej, że Nicola Catelli, jeden najbliższych współpracowników szefa Parmalatu, trafił na szczyty tego wielkiego banku, a sam Tanzi nadal formalnie jest członkiem jego rady nadzorczej.
Co ważniejsze, firma ITC&p. miała udziały w konsorcjum FISVI, które na korzystnych warunkach kupiło państwowy koncern żywnościowy Cirio-Bortolli-De Rica od IRI. Prezesem IRI był... Romano Prodi. Międzynarodowa prasa finansowa pisała wówczas, że to bodaj jedyny wypadek, by sprzedający (Prodi) pożyczał kupującemu (FISVI) pieniądze na zakup koncernu, za który żywą gotówką były gotowe zapłacić największe żywnościowe firmy świata. Nie wiadomo, ile prawdy jest w spekulacjach, że Prodi chciał zrobić przysługę grupie przedsiębiorców związanych z De Mitą kosztem podatnika: śledztwu w tej sprawie ukręcono łeb.
Gra na anty-Berlusconiego
W szczytowym okresie swej kariery De Mita widział w Tanzim anty-Berlusconiego. Jeśli nie liczyć I programu telewizji publicznej, chadecja, a zwłaszcza jej lewe skrzydło, nie miała włas-nej stacji. Berlusconi związany wówczas z liderem socjalistów Craxim nie dotrzymał danej De Micie obietnicy odstąpienia Tanziemu jednej z sieci. Tanzi próbował założyć Odeon TV, który nie osiągnął jednak nawet procentu oglądalności. Pojąwszy, że nie da rady, Tanzi zaczął używać Odeonu jako jednej ze skarbonek bez dna, przez które przechodziły wyprowadzane z Parmalatu pieniądze.
Gdzie trafiały? To będą musieli ustalić sędziowie śledczy. Ze wstępnych informacji wynika, że głównie na Kajmany, do amerykańskiego stanu Delaware i - być może - do Hondurasu. Na wyspach karaibskich, jednym z rajów fiskalnych świata, Tanzi już 15 lat temu założył spółkę Bonlat, której jedynym zadaniem było przeprowadzanie "lipnych" operacji finansowych. Każdego rewizora rachunkowego powinna zaciekawić ta najgorsza spółka świata, która traciła kokosy praktycznie na każdej operacji. Ale Kajmany nie są rajem dla rewizorów, lecz dla kombinatorów, i dlatego Tanziemu tak długo udawało się ukrywać w Bonlacie coraz pokaźniejsze długi Parmalatu. Ostatnio nie wystarczył nawet Bonlat: by ukryć straty (w 2002 r. wynosiły 8,2 mld euro; w 2003 r. mogły się podwoić), Tanzi założył fundusz Epicurum, który przeprowadził serię tyleż śmiałych, co nieudanych "transakcji" finansowych.
Kiedy nie udało się już ukryć istnienia i działalności Bonlatu i Epicurum, księgowi Parmalatu uspokoili rynki finansowe, pokazując list kredytowy Banku of America opiewający na 3,9 mld USD: te pieniądze miały pokryć wszystkie bieżące zobowiązania finansowe. Tyle że 19 grudnia Bank of America stwierdził, że list kredytowy jest nieporadnym fałszerstwem (wyprodukowano go na domowym skanerze), a Parmalat nie ma w jego sejfie żadnych pieniędzy. Z minuty na minutę skrywana latami afera wyszła na jaw. Akcje Parmalatu w ciągu kilku godzin straciły wszelką wartość.
Wewnętrzny raj fiskalny USA
W "wewnętrznym raju fiskalnym USA" - stanie Delaware - Tanzi dbał o interesy własne i rodziny. To dla córki kupował największe agencje podróży Włoch, a gdy okazało się, że przynoszą straty, do Delaware woził pieniądze Parmalatu, by za pośrednictwem spółki Web-holdings ratować je od bankructwa. Tak wydał co najmniej pół miliarda euro. Do zagarnięcia tych pieniędzy Tanzi się już przyznał, choć dodał, że "wziął dla siebie co najwyżej trochę drobnych: 50, 100, maksimum 500 euro". Jakoś nie przekonało to śledczych, którzy mówią, że to "człowiek pozbawiony wszelkich skrupułów". Jak to pogodzić - pytają dawni przyjaciele - z tym, że był żarliwym katolikiem (wziął udział w mszy w więzieniu nazajutrz po aresztowaniu), szczycił się przyjaźniami w Watykanie, m.in. z byłym sekretarzem stanu, kardynałem Agostino Casarolim?
Władze śledcze mają nadzieję na odzyskanie przynajmniej części majątku zagarniętego z ósmego pod względem wielkości przedsiębiorstwa Włoch (7,5 mld euro rocznych obrotów), wchodzącego do niedawna w skład MIB 30, czyli listy 30 przedsiębiorstw o największej kapitalizacji na mediolańskiej giełdzie. Liczą, że około 500 mln euro znajduje się w Ekwadorze, ostatnim kraju, gdzie Tanzi był przed aresztowaniem. Ekwador nie bije włas-nej monety - posługuje się dolarem, więc nie ma problemów z kursami i wymianą waluty. Poza tym Parmalat ma w Hondurasie trzy własne przedsiębiorstwa, które teraz zostaną poddane - wypada mieć nadzieję - skrupulatnej kontroli.
Włosi puszczeni z torbami
Zważywszy na zasięg tych skandali, nie dziwi, że "Financial Times" i "Wall Street Journal Europe" piszą o aferze Parmalatu jako symbolu gospodarki Włoch. Winę zrzucają na rząd Berlusconiego, sugerując, że ratujący premiera od więzienia dekret o depenalizacji fałszerstw księgowych stworzył atmosferę sprzyjającą oszustwom. Piszą, że kraj, którego zadłużenie przekracza wartość PKB, nie jest godny zaufania, zwłaszcza jeśli od lat nie przeprowadza reformy systemu ubezpieczeń społecznych. Zaufaniu nie sprzyja też to, iż w raporcie Transparency International Włochy są po Grecji najbardziej skorumpowanym krajem w Europie.
Włoscy komentatorzy dodają, że za aferą Parmalatu kryje się kolosalna walka o władzę. Chodzi o kontrolę nad centralną Banca d'Italia, której przez lata przewodził dzisiejszy prezydent Włoch Carlo Azeglio Ciampi, z pewnością bliższy chadeckiej lewicy - a co za tym idzie, koalicji Drzewo Oliwne - niż Domu Wolności Berlusconiego. Również Antonio Fazi, następca Ciampiego, jest uważany za człowieka lewicy. Prasa sugeruje, że zarówno przy aferze Cirio, jak i Parmalatu Banca d'Italia celowo nie wypełniła obowiązków kontrolnych, by nie zaszkodzić przedsiębiorcom związanym z lewicą. Teraz bankiem narodowym chce zawładnąć potężny minister ekonomii Berlusconiego - Giulio Tremonti. Batalia polityczna przeniosła się na teren gospodarczy. Konsekwencje tego mogą być bardzo bolesne dla całej włoskiej gospodarki.
Tymczasem wpływ skandalu Parmalatu na finanse przeciętnego ciułacza jest katastrofalny. Zwłaszcza że reguły gry finansowej we Włoszech należą do najbardziej barbarzyńskich w Europie. Maklerzy nie mają obowiązku zawiadamiać klientów o pakietach kupowanych dla nich akcji. Znane na świecie banki włoskie, które otrzymały zlecenie na inwestowanie w obligacje o najniższym stopniu ryzyka, bez zawiadomienia wciskają klientom junk bonds, czyli obligacje pozbawione wartości. W ten sposób afera Cirio na początku 2003 r. zrujnowała 30 tys. drobnych inwestorów, a teraz czeka to 100-150 tys. kolejnych, często nieświadomych posiadaczy obligacji Parmalatu.
Jacek Pałasiński
Cmentarz imperiów |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 2/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.