Angielski historyk Niall Ferguson w wydanej niedawno książce o imperium brytyjskim zarzucił Ameryce, że "cierpi na zespół braku koncentracji" i "niezdolność do trwałego zaangażowania w regionach świata, w których podejmuje się interwencje czy misje pokojowe". Jest w tym trochę prawdy, choć może nie do końca oznacza to, że brakuje owej "koncentracji", a raczej zachodzi konieczność skupienia się jednocześnie na wielu celach, na przykład równoczesnych operacjach pokojowych, jak dziś w Iraku, Afganistanie i na Haiti.
James F. Dobbins
Dyrektor Centrum ds. Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Polityki Obronnej w prestiżowym instytucie Rand Corporation. Był ambasadorem USA przy UE oraz zastępcą sekretarza stanu ds. Europy. W administracji prezydenta Clintona był też wysłannikiem specjalnym do Somalii, Bośni i Kosowa oraz na Haiti, a ostatnio - specjalnym wysłannikiem prezydenta Busha do Afganistanu
W latach wyborów prezydenckich uwaga opinii publicznej zazwyczaj odwracała się od kwestii międzynarodowych, ale świadomość Amerykanów została przeorana przez wydarzenia 11 września, możemy więc mieć pewność, że w tym roku kwestia Iraku pozostanie w centrum uwagi. Istnieje też międzypartyjny konsensus dotyczący zaangażowania USA w Iraku. Republikanie i demokraci są całkowicie zgodni, że musimy wypełnić nasze zobowiązania. Żadna ze stron nie kwestionuje konieczności zapewnienia Irakowi bezpieczeństwa w obliczu zagrożeń związanych z terroryzmem, niepokojami wewnętrznymi czy też hipotetycznym niebezpieczeństwem z zewnątrz. Możemy wręcz oczekiwać, że wśród przedwyborczych deklaracji politycznych znajdą się liczne zapewnienia, również senatora Johna Kerry'ego, że USA nie zlekceważą Iraku.
Należy pamiętać, że Kongres przeznaczył na odbudowę Iraku ponad 18 mld USD - trzykrotnie więcej niż wydajemy we wszystkich innych krajach. Pieniądze te nie zostaną wydane w jednym roku fiskalnym. Mamy długotrwałe zobowiązanie, również natury finansowej.
Pozostaje jednak pytanie, czy mogą się pojawić inne zagrożenia i problemy polityczne, które przynajmniej chwilowo staną się ważniejsze od zaangażowania w Iraku. Zawsze jest możliwe, że jakieś wydarzenie odciągnie naszą uwagę. Już w tej chwili konieczność natychmiastowej interwencji na Haiti stała się kolejnym priorytetem w polityce zagranicznej USA. Jeszcze kilka tygodni temu nie mógłbym się spodziewać militarnej ekspedycji na Haiti, a któż trzy lata temu mógł przewidzieć wojnę w Afganistanie. Lekcja, jaką powinniśmy wyciągnąć z ostatnich trzech lat historii, jest taka, że nie wiemy, kto będzie naszym następnym przeciwnikiem ani gdzie będzie się toczyć nasza następna wojna. Korea Północna i Iran stanowią przewidywalne zagrożenie, z którym musimy się liczyć, podczas gdy interwencja na Haiti była nie do przewidzenia. Należy więc jeszcze raz podkreślić: nie wiemy, kto będzie naszym wrogiem.
Długoterminowe zaangażowanie USA w Iraku, choć wydaje się konieczne, nie jest całkowicie pewne. Obawiam się również, że jeśli nie zdołamy tam zapewnić stabilizacji i bezpieczeństwa w najbliższym roku, uwaga opinii publicznej zacznie się stopniowo odwracać od kwestii irackiej. Stabilność Iraku jest jednak sprawą zasadniczą dla zapewnienia spokoju na tzw. szerszym Bliskim Wschodzie. Jeśli coś odwróci uwagę Ameryki i sprawi, że nie zrealizujemy planu odbudowy tego kraju, nie zapewnimy tam bezpieczeństwa, to implikacje dla regionu będą bardzo poważne. Sytuacja na Bliskim Wschodzie mogłaby się wtedy okazać groźniejsza niż przed interwencją USA w Iraku. Tak naprawdę nie mamy wyboru: staliśmy się żandarmem światowego pokoju.
Notowała Marta Fita-Czuchnowska
Waszyngton
Dyrektor Centrum ds. Bezpieczeństwa Międzynarodowego i Polityki Obronnej w prestiżowym instytucie Rand Corporation. Był ambasadorem USA przy UE oraz zastępcą sekretarza stanu ds. Europy. W administracji prezydenta Clintona był też wysłannikiem specjalnym do Somalii, Bośni i Kosowa oraz na Haiti, a ostatnio - specjalnym wysłannikiem prezydenta Busha do Afganistanu
W latach wyborów prezydenckich uwaga opinii publicznej zazwyczaj odwracała się od kwestii międzynarodowych, ale świadomość Amerykanów została przeorana przez wydarzenia 11 września, możemy więc mieć pewność, że w tym roku kwestia Iraku pozostanie w centrum uwagi. Istnieje też międzypartyjny konsensus dotyczący zaangażowania USA w Iraku. Republikanie i demokraci są całkowicie zgodni, że musimy wypełnić nasze zobowiązania. Żadna ze stron nie kwestionuje konieczności zapewnienia Irakowi bezpieczeństwa w obliczu zagrożeń związanych z terroryzmem, niepokojami wewnętrznymi czy też hipotetycznym niebezpieczeństwem z zewnątrz. Możemy wręcz oczekiwać, że wśród przedwyborczych deklaracji politycznych znajdą się liczne zapewnienia, również senatora Johna Kerry'ego, że USA nie zlekceważą Iraku.
Należy pamiętać, że Kongres przeznaczył na odbudowę Iraku ponad 18 mld USD - trzykrotnie więcej niż wydajemy we wszystkich innych krajach. Pieniądze te nie zostaną wydane w jednym roku fiskalnym. Mamy długotrwałe zobowiązanie, również natury finansowej.
Pozostaje jednak pytanie, czy mogą się pojawić inne zagrożenia i problemy polityczne, które przynajmniej chwilowo staną się ważniejsze od zaangażowania w Iraku. Zawsze jest możliwe, że jakieś wydarzenie odciągnie naszą uwagę. Już w tej chwili konieczność natychmiastowej interwencji na Haiti stała się kolejnym priorytetem w polityce zagranicznej USA. Jeszcze kilka tygodni temu nie mógłbym się spodziewać militarnej ekspedycji na Haiti, a któż trzy lata temu mógł przewidzieć wojnę w Afganistanie. Lekcja, jaką powinniśmy wyciągnąć z ostatnich trzech lat historii, jest taka, że nie wiemy, kto będzie naszym następnym przeciwnikiem ani gdzie będzie się toczyć nasza następna wojna. Korea Północna i Iran stanowią przewidywalne zagrożenie, z którym musimy się liczyć, podczas gdy interwencja na Haiti była nie do przewidzenia. Należy więc jeszcze raz podkreślić: nie wiemy, kto będzie naszym wrogiem.
Długoterminowe zaangażowanie USA w Iraku, choć wydaje się konieczne, nie jest całkowicie pewne. Obawiam się również, że jeśli nie zdołamy tam zapewnić stabilizacji i bezpieczeństwa w najbliższym roku, uwaga opinii publicznej zacznie się stopniowo odwracać od kwestii irackiej. Stabilność Iraku jest jednak sprawą zasadniczą dla zapewnienia spokoju na tzw. szerszym Bliskim Wschodzie. Jeśli coś odwróci uwagę Ameryki i sprawi, że nie zrealizujemy planu odbudowy tego kraju, nie zapewnimy tam bezpieczeństwa, to implikacje dla regionu będą bardzo poważne. Sytuacja na Bliskim Wschodzie mogłaby się wtedy okazać groźniejsza niż przed interwencją USA w Iraku. Tak naprawdę nie mamy wyboru: staliśmy się żandarmem światowego pokoju.
Notowała Marta Fita-Czuchnowska
Waszyngton
Więcej możesz przeczytać w 12/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.