Ameryka - w odróżnieniu od Europy - nie ma sojusznika, który rozpina nad nią parasol ochronny
Z mierzch zła" ("An End to Evil") to najnowszy podręcznik do walki z terroryzmem. Obraz świata, jaki wyłania się z książki Davida Fruma i Richarda Perle'a - dwóch waszyngtońskich analityków zaliczanych do grona neokonserwatywnych jastrzębi - jest niezwykle ponury. Międzynarodowe szajki terrorystyczne i wspierające je reżimy dążą do unicestwienia zachodniej cywilizacji. Celem numer jeden na liście terrorystów są Stany Zjednoczone. "Uprawiają oni terroryzm, by przekonać swoich potencjalnych zwolenników, że ich sprawa nie jest beznadziejna, że dżihad może zniszczyć amerykańską potęgę" - piszą Frum i Perle. Aby wygrać z terrorystami, USA muszą wzmocnić swe globalne zaangażowanie. O powrocie do amerykańskiego izolacjonizmu nie może być mowy.
Lista sojuszników i wrogów
Skuteczna walka ze złem wymaga - zdaniem Fruma i Perle'a - większej konsekwencji w amerykańskiej polityce zagranicznej. Jeżeli Arabia Saudyjska bez przerwy wspiera fundamentalistów islamskich, to czas najwyższy przestać traktować ją przyjaźnie. Jeżeli dawni iraccy działacze partii Baas, terroryści z Hezbollahu i inne grupy islamskich radykałów znajdują schronienie w Syrii, to należy zerwać współpracę z jej wywiadem. Jeżeli Rosja pomaga realizować irański program nuklearny, to nie wolno jej uznawać za zaprzyjaźnione mocarstwo. A jeżeli Francja prowadzi antyamerykańską kampanię i "proponuje łapówki" afrykańskim satrapom, by sprzeciwiali się polityce USA, to nie można się łudzić, że jest sojusznikiem.
Spory z Francją i Niemcami przy okazji wojny w Iraku prowadzą autorów do wniosku, iż w interesie USA nie leży dalsze popieranie integracji europejskiej. "Tak, to nagła zmiana w stosunku do przeszłości" - przyznają autorzy. Dlaczego USA miałyby wspierać budowę antyamerykańskiej Europy? Biorąc pod uwagę niemałe wpływy Perle'a i Fruma w waszyngtońskim establishmencie, widać, jak ogromną szkodę sprawie europejskiej wyrządził francusko-niemiecki tandem. Ameryka oczywiście nie będzie walczyć z brukselską biurokracją. Może jednak próbować spowolnić proces integracji. Jak? Autorzy "Zmierzchu zła" proponują przeciąganie na amerykańską stronę Wielkiej Brytanii. Chcieliby, aby doszło do zintegrowania amerykańskich i brytyjskich przemysłów zbrojeniowych, co "dobitnie potwierdziłoby korzyści płynące z bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi". Gdyby to się udało, budowanie europejskich struktur obronnych w opozycji do USA nie byłoby już takie łatwe.
Bardzo Bliski Wschód
W "Zmierzchu zła" sporą rolę odgrywa Bliski Wschód. Tym, którzy krytycznie oceniają amerykańskie działania w Iraku, autorzy przypominają powojenne doświadczenie Niemiec. Przytaczają słowa szwedzkiego dyplomaty, który odwiedził Niemcy półtora roku po zakończeniu wojny: "Nie ma prądu. Ludzie są niezadowoleni, pozbawieni złudzeń i nadziei. Są wściekli na aliantów, zwłaszcza na Anglików, sądząc, że sabotują oni odbudowę. Wielu uważa, że jest gorzej niż za czasów starej dyktatury. Zagraniczni korespondenci przeprowadzają uliczne wywiady z sierotami, które ubiegają się o amerykańskie wizy. Przede wszystkim powszechne jest przeświadczenie, że próba zwalczania militaryzmu za pomocą wojska to hipokryzja". A jednak ta próba się powiodła.
W Europie i na amerykańskiej lewicy często można usłyszeć głosy, że kluczem do pokoju na Bliskim Wschodzie jest powstanie państwa palestyńskiego. Perle i Frum nie zgadzają się z tą tezą. Palestyna nie zastąpi Izraela. Może powstać tylko obok niego. Izrael nadal będzie silny i bogaty, podczas gdy Palestyna - słaba i biedna. "Niewielka powierzchnia i ograniczona suwerenność Palestyny będą stanowiły bolesny i stały pomnik najnowszej klęski świata arabskiego" - piszą autorzy "Zmierzchu zła".
W dziedzinie bezpieczeństwa wewnętrznego USA autorzy proponują wprowadzenie dowodów osobistych wydawanych po pobraniu odcisków palców, próbek DNA lub zrobieniu zdjęć źrenic (co de facto oznaczałoby takie samo traktowanie Amerykanów jak większości obcokrajowców przekraczających granice USA). Frum i Perle nie sugerują ograniczenia swobód obywatelskich w europejskim stylu; o wprowadzeniu powszechnego obowiązku meldunkowego nie ma w ich książce ani słowa.
Analiza i recepty Perle'a i Fruma są racjonalne, a zarazem mało rewolucyjne. Opisują oni, jak przed terroryzmem musi się chronić państwo, którego nie stać na chowanie głowy w piasek. Ameryka bowiem - w przeciwieństwie do Europy - nie ma co liczyć na to, że ktoś silniejszy rozwinie nad nią parasol ochronny.
Transatlantycki parasol
Zwolennicy utrzymania więzów transatlantyckich mogą po lekturze "Zmierzchu zła" poczuć niedosyt. Do współpracy z Europą autorzy nie przywiązują specjalnej wagi. A szkoda. Demokratyzacja Bliskiego Wschodu bez pomocy sojuszników z Unii Europejskiej i NATO może się okazać zadaniem przerastającym możliwości nawet takiego supermocarstwa jak Stany Zjednoczone.
W Niemczech amerykańska okupacja trwała prawie przez pół wieku. A tam grunt był dosyć podatny na demokrację. Przed dojściem Hitlera do władzy funkcjonowały partie. Po wojnie niektóre z nich, jak SPD, mogły kontynuować działalność. Inne - jak Zentrum - przekształciły się w nowe stronnictwa (w tym wypadku w CDU). O podobne tradycje trudno na Bliskim Wschodzie.
W tym kontekście pożyteczne byłoby korzystanie z doświadczeń Europy Środkowej i Wschodniej. Tu też po dziesiątkach lat dyktatury wszystko trzeba było budować od podstaw. W Polsce, Czechach i na Węgrzech demokratyzacja się udała, ale na Białorusi rychło przemieniła się w tyranię. W dzieło demokratyzacji Bliskiego Wschodu należy włączyć praktyków z "nowej Europy".
Nie można też rezygnować z pomocy "starej Europy". Przed wojną w Iraku Francja i Niemcy popełniły błędy, ale w obliczu tak wielkiego zagrożenia, jakim jest islamski terroryzm, Amerykanie winni się zastanowić, czy nie lepiej zacisnąć zęby i podjąć z nimi współpracę. Waszyngtońskie elity muszą sobie uświadomić, że od upadku komunizmu Europejczycy nie czują się zagrożeni. Terroryzm, którego ofiarą 11 września 2001 r. padła Ameryka, jest dla większości z nich niebezpieczeństwem hipotetycznym. Dopiero teraz - między innymi po zamachu w Madrycie - zaczyna się to zmieniać.
W zachodnich metropoliach powstały muzułmańskie getta, w których spokojnie działają islamscy fundamentaliści. To w Europie planowane były ataki z 11 września. To brytyjskich, francuskich i amerykańskich bojowników Al-Kaidy złapali żołnierze U.S. Army w Afganistanie. Hiszam Kabbani, przywódca amerykańskich muzułmanów sufickich, na którego powołują się autorzy "Zmierzchu zła", twierdzi, że w USA aż 80 proc. meczetów jest prowadzonych przez ekstremistów. We Francji te proporcje mogą być jeszcze gorsze. Francuzi zorientowali się, że czyhające na nich zagrożenie jest znacznie bliżej, niż myśleli. Postanowili działać. Ustawa o zakazie noszenia muzułmańskich chust w szkołach zyskała we francuskim parlamencie podobne poparcie jak uchwała Kongresu USA upoważniająca prezydenta do rozpoczęcia wojny w Iraku.
Walka z globalnym terroryzmem może być dłuższa i trudniejsza niż z sowieckim komunizmem. Dlatego Stany Zjednoczone winny dbać o swoich sojuszników. Amerykę i Europę łączy dużo więcej, niż dzieli. Byłoby dobrze, gdyby w kolejnym wydaniu "Zmierzchu zła" autorzy umieścili na ten temat dodatkowy - dziesiąty - rozdział. Bez niego ten jakże potrzebny podręcznik do walki z terroryzmem wydaje się niepełny.
Lista sojuszników i wrogów
Skuteczna walka ze złem wymaga - zdaniem Fruma i Perle'a - większej konsekwencji w amerykańskiej polityce zagranicznej. Jeżeli Arabia Saudyjska bez przerwy wspiera fundamentalistów islamskich, to czas najwyższy przestać traktować ją przyjaźnie. Jeżeli dawni iraccy działacze partii Baas, terroryści z Hezbollahu i inne grupy islamskich radykałów znajdują schronienie w Syrii, to należy zerwać współpracę z jej wywiadem. Jeżeli Rosja pomaga realizować irański program nuklearny, to nie wolno jej uznawać za zaprzyjaźnione mocarstwo. A jeżeli Francja prowadzi antyamerykańską kampanię i "proponuje łapówki" afrykańskim satrapom, by sprzeciwiali się polityce USA, to nie można się łudzić, że jest sojusznikiem.
Spory z Francją i Niemcami przy okazji wojny w Iraku prowadzą autorów do wniosku, iż w interesie USA nie leży dalsze popieranie integracji europejskiej. "Tak, to nagła zmiana w stosunku do przeszłości" - przyznają autorzy. Dlaczego USA miałyby wspierać budowę antyamerykańskiej Europy? Biorąc pod uwagę niemałe wpływy Perle'a i Fruma w waszyngtońskim establishmencie, widać, jak ogromną szkodę sprawie europejskiej wyrządził francusko-niemiecki tandem. Ameryka oczywiście nie będzie walczyć z brukselską biurokracją. Może jednak próbować spowolnić proces integracji. Jak? Autorzy "Zmierzchu zła" proponują przeciąganie na amerykańską stronę Wielkiej Brytanii. Chcieliby, aby doszło do zintegrowania amerykańskich i brytyjskich przemysłów zbrojeniowych, co "dobitnie potwierdziłoby korzyści płynące z bliskiej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi". Gdyby to się udało, budowanie europejskich struktur obronnych w opozycji do USA nie byłoby już takie łatwe.
Bardzo Bliski Wschód
W "Zmierzchu zła" sporą rolę odgrywa Bliski Wschód. Tym, którzy krytycznie oceniają amerykańskie działania w Iraku, autorzy przypominają powojenne doświadczenie Niemiec. Przytaczają słowa szwedzkiego dyplomaty, który odwiedził Niemcy półtora roku po zakończeniu wojny: "Nie ma prądu. Ludzie są niezadowoleni, pozbawieni złudzeń i nadziei. Są wściekli na aliantów, zwłaszcza na Anglików, sądząc, że sabotują oni odbudowę. Wielu uważa, że jest gorzej niż za czasów starej dyktatury. Zagraniczni korespondenci przeprowadzają uliczne wywiady z sierotami, które ubiegają się o amerykańskie wizy. Przede wszystkim powszechne jest przeświadczenie, że próba zwalczania militaryzmu za pomocą wojska to hipokryzja". A jednak ta próba się powiodła.
W Europie i na amerykańskiej lewicy często można usłyszeć głosy, że kluczem do pokoju na Bliskim Wschodzie jest powstanie państwa palestyńskiego. Perle i Frum nie zgadzają się z tą tezą. Palestyna nie zastąpi Izraela. Może powstać tylko obok niego. Izrael nadal będzie silny i bogaty, podczas gdy Palestyna - słaba i biedna. "Niewielka powierzchnia i ograniczona suwerenność Palestyny będą stanowiły bolesny i stały pomnik najnowszej klęski świata arabskiego" - piszą autorzy "Zmierzchu zła".
W dziedzinie bezpieczeństwa wewnętrznego USA autorzy proponują wprowadzenie dowodów osobistych wydawanych po pobraniu odcisków palców, próbek DNA lub zrobieniu zdjęć źrenic (co de facto oznaczałoby takie samo traktowanie Amerykanów jak większości obcokrajowców przekraczających granice USA). Frum i Perle nie sugerują ograniczenia swobód obywatelskich w europejskim stylu; o wprowadzeniu powszechnego obowiązku meldunkowego nie ma w ich książce ani słowa.
Analiza i recepty Perle'a i Fruma są racjonalne, a zarazem mało rewolucyjne. Opisują oni, jak przed terroryzmem musi się chronić państwo, którego nie stać na chowanie głowy w piasek. Ameryka bowiem - w przeciwieństwie do Europy - nie ma co liczyć na to, że ktoś silniejszy rozwinie nad nią parasol ochronny.
Transatlantycki parasol
Zwolennicy utrzymania więzów transatlantyckich mogą po lekturze "Zmierzchu zła" poczuć niedosyt. Do współpracy z Europą autorzy nie przywiązują specjalnej wagi. A szkoda. Demokratyzacja Bliskiego Wschodu bez pomocy sojuszników z Unii Europejskiej i NATO może się okazać zadaniem przerastającym możliwości nawet takiego supermocarstwa jak Stany Zjednoczone.
W Niemczech amerykańska okupacja trwała prawie przez pół wieku. A tam grunt był dosyć podatny na demokrację. Przed dojściem Hitlera do władzy funkcjonowały partie. Po wojnie niektóre z nich, jak SPD, mogły kontynuować działalność. Inne - jak Zentrum - przekształciły się w nowe stronnictwa (w tym wypadku w CDU). O podobne tradycje trudno na Bliskim Wschodzie.
W tym kontekście pożyteczne byłoby korzystanie z doświadczeń Europy Środkowej i Wschodniej. Tu też po dziesiątkach lat dyktatury wszystko trzeba było budować od podstaw. W Polsce, Czechach i na Węgrzech demokratyzacja się udała, ale na Białorusi rychło przemieniła się w tyranię. W dzieło demokratyzacji Bliskiego Wschodu należy włączyć praktyków z "nowej Europy".
Nie można też rezygnować z pomocy "starej Europy". Przed wojną w Iraku Francja i Niemcy popełniły błędy, ale w obliczu tak wielkiego zagrożenia, jakim jest islamski terroryzm, Amerykanie winni się zastanowić, czy nie lepiej zacisnąć zęby i podjąć z nimi współpracę. Waszyngtońskie elity muszą sobie uświadomić, że od upadku komunizmu Europejczycy nie czują się zagrożeni. Terroryzm, którego ofiarą 11 września 2001 r. padła Ameryka, jest dla większości z nich niebezpieczeństwem hipotetycznym. Dopiero teraz - między innymi po zamachu w Madrycie - zaczyna się to zmieniać.
W zachodnich metropoliach powstały muzułmańskie getta, w których spokojnie działają islamscy fundamentaliści. To w Europie planowane były ataki z 11 września. To brytyjskich, francuskich i amerykańskich bojowników Al-Kaidy złapali żołnierze U.S. Army w Afganistanie. Hiszam Kabbani, przywódca amerykańskich muzułmanów sufickich, na którego powołują się autorzy "Zmierzchu zła", twierdzi, że w USA aż 80 proc. meczetów jest prowadzonych przez ekstremistów. We Francji te proporcje mogą być jeszcze gorsze. Francuzi zorientowali się, że czyhające na nich zagrożenie jest znacznie bliżej, niż myśleli. Postanowili działać. Ustawa o zakazie noszenia muzułmańskich chust w szkołach zyskała we francuskim parlamencie podobne poparcie jak uchwała Kongresu USA upoważniająca prezydenta do rozpoczęcia wojny w Iraku.
Walka z globalnym terroryzmem może być dłuższa i trudniejsza niż z sowieckim komunizmem. Dlatego Stany Zjednoczone winny dbać o swoich sojuszników. Amerykę i Europę łączy dużo więcej, niż dzieli. Byłoby dobrze, gdyby w kolejnym wydaniu "Zmierzchu zła" autorzy umieścili na ten temat dodatkowy - dziesiąty - rozdział. Bez niego ten jakże potrzebny podręcznik do walki z terroryzmem wydaje się niepełny.
W mocno scentralizowanych i zbiurokratyzowanych krajach Europy często się zdarza, że stosunkowo niewielkiej liczbie osób udaje się przeforsować plan lub koncepcję, której sprzeciwia się większość ludzi. Ciężko Europejczykom zrozumieć, że Stany Zjednoczone nie działają w ten sposób; w rzeczywistości amerykańską politykę tworzą reprezentacyjne instytucje nie mogące się zbytnio oderwać od opinii ogółu David Frum, Richard Perle "Zmierzch zła" |
Więcej możesz przeczytać w 12/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.