100 mld funtów zainwestowali ostatniego roku w Londynie Rosjanie Rosjanie nadchodzą!" - krzyczą nagłówki w brytyjskiej prasie. Rosyjscy miliarderzy coraz częściej przeprowadzają się z rodzinnych stron do Londynu. Transakcją roku w stolicy Wielkiej Brytanii obwołano kupno za 41 mln funtów pałacu z 1854 r. przy prestiżowej ulicy Kensington. Jego właścicielem w czerwcu stał się rosyjski miliarder Leonard Bławatnik. To nie jedyny tego typu zakup. Według raportu jednej z największych w Europie agencji nieruchomości Knight Frank, co piętnasty dom sprzedany za ponad milion funtów w stolicy Wielkiej Brytanii stał się własnością Rosjanina. Osiadli w Londynie nowyje Russkije zdominowali w tym roku listę najbogatszych Brytyjczyków, którą opublikował "Sunday Times". Roman Abramowicz od razu wskoczył na pierwsze miejsce, w czołówce znaleźli się także Borys Bieriezowski, Ralif Safin i Michaił Czernoj. Ponad 300 rosyjskich firm przymierza się do wejścia na London Stock Exchange. Obecnie jest tam notowanych zaledwie pięć przedsiębiorstw z Moskwy. Londyn stał się tak popularny wśród Rosjan, że właśnie tam co roku jest organizowane Rosyjskie Forum Ekonomiczne, największe spotkanie biznesmenów znad Wołgi. - Wielkie pieniądze lubią spokój. Żadne miasto nie może zapewnić takiej dyskrecji oraz poczucia bezpieczeństwa przy prowadzeniu interesów jak Londyn - tłumaczy ten fenomen obecny na forum Aleksander Nistratow, dyrektor ds. rozwoju Pieczoranieftu, jednej z największych firm rosyjskich.
Mała Moskwa
Nikt do końca nie wie, ilu Rosjan mieszka w Londynie. Brytyjska prasa szacuje ich liczbę na 250 tys., w tym 40 tys. nielegalnych imigrantów. Michaił Sarni, członek rady parafialnej przy rosyjskiej katedrze prawosławnej w Londynie (mieszka tam od 15 lat), twierdzi, że nad Tamizą przebywa około 150 tys. Rosjan, z czego jedna trzecia to studenci. Większość napłynęła w ostatnich latach.
- Rosyjska społeczność w Londynie dzieli się podobnie jak w Moskwie. Tutaj także praktycznie nie ma klasy średniej; jest niewielka grupa bajecznie bogatych Rosjan oraz rzesze biedaków utrzymujących się ze sprzątania i pracy na budowach - wyjaśnia Sarni.
Jak podaje Knight Frank, co piąta nieruchomość sprzedana w Londynie co najmniej za 10 mln funtów trafia w ręce bogatych Rosjan. Najchętniej kupowane są posiadłości w prestiżowych dzielnicach Mayfair, Belgravia, Chelsea. W Knightbridge, w okolicach słynnego domu towarowego Harrods, powstał kompleks budynków, który ze względu na liczbę Rosjan nabywających tam apartamenty (w cenie około 2,5 mln funtów) zyskał miano "małej Moskwy". Tam też znajduje się katedra prawosławna, ale skupieni we wspólnocie religijnej Rosjanie oraz wykupujący Londyn nowyje Russkije to dwa różne światy. - Ci miliarderzy czasem zaglądali do cerkwi w Moskwie. Tutaj mają już innych bogów - konkluduje Sarni.
Tropem Piotra Wielkiego
Rosjanie zawsze lubili Wielką Brytanię. To właśnie do Londynu przyjeżdżał Piotr Wielki, aby podglądać standardy życia na Zachodzie, które później starał się zaszczepić w Rosji. - W powieściach Dostojewskiego widać duży wpływ twórczości Byrona - podkreśla w rozmowie z "Wprost" dr Pamela Davidson, ekspert w dziedzinie spraw rosyjskich z londyńskiej Szkoły Studiów nad Europą Wschodnią. Do tej pory w stolicy można zobaczyć pamiątki po nich - w centrum można trafić na Moscow Road, przy której w 1877 r. zbudowano cerkiew (teraz jest wykorzystywana przez Kościół greckokatolicki). Rosjanie napływali do Londynu czterema falami. Pierwsze pojawiły się arystokratyczne rodziny uciekające przed bolszewikami podczas rewolucji październikowej. Później dołączyli do nich Rosjanie rzuceni tam podczas II wojny światowej. Następną falę stanowili dysydenci szykanowani przez komunistyczny reżim. Ostatnia grupa to emigranci ekonomiczni, którzy uciekli przed rosyjską biedą lat 90.
Bez względu na cel przyjazdu wszyscy bez problemu aklimatyzowali się w tym mieście. - Londyn to nieustanny chaos, kocioł. Pod tym względem jest bardzo podobny do Moskwy czy Sankt Petersburga - opowiada "Wprost" Gabriel Prokofiev, wnuk słynnego kompozytora Siergieja Prokofiewa. - Gdy w 1971 r. mój ojciec przyjechał do Londynu, wiedział, że zostanie tu na stałe. Urzekła go wolność, swoboda, jakie zastał w tym mieście.
Dźwięk dienieg
Nawet jeśli da się oszacować liczbę Rosjan mieszkających w Londynie, to nikt nie potrafi określić, ilu tam jest rosyjskich miliarderów. - Moim zdaniem, jest ich około tysiąca. Choć liczba 5 tys. też by mnie nie zdziwiła - mówi "Wprost" Piotr Rieznikow, Rosjanin wykładający w Eton (jego podopiecznymi byli m.in. książę William i dzieci rosyjskich miliarderów). Głośno jest właściwie tylko o dwóch: Abramowiczu, który zdobył rozgłos, kupując klub piłkarski Chelsea i ściągając do niego kilkunastu wybitnych piłkarzy, oraz Bieriezowskim, zwołującym regularnie konferencje prasowe, na których krytykuje decyzje Kremla. O Ralifie Safinie mówi się głównie jako o ojcu Alsou, wschodzącej gwiazdy muzyki pop (przylgnęło do niej określenie "rosyjska Britney Spears"). "Sunday Times" oszacował na 10 mld funtów majątek tylko czterech Rosjan, których umieścił na liście 1000 najbogatszych Brytyjczyków. Według wiarygodnych źródeł, w ostatnim roku Rosjanie przywieźli tu 100 mld funtów.
Nic więc dziwnego, że Londyn kocha Rosjan. - Co prawda, trudno wytłumaczyć ich zachowanie, wszędzie chodzą z tłumem ochroniarzy. Przez ich działania miasto zyskuje jednak koloryt, a dzięki takim ludziom jak Abramowicz - rozgłos na całym świecie - tłumaczy Noel Flint z agencji nieruchomości Knight Frank. Jak obliczył "The Times", 1500 Rosjan, którzy przyjechali na forum ekonomiczne, zostawiło w londyńskich sklepach 15 mln funtów. "Są w stanie zapłacić za coś dwa razy więcej niż w Moskwie tylko dlatego, że kupują to w Londynie. To miasto stanowi dla nich kwintesencję szyku" - pisze "The Times".
Babuszki made in England
Londyńczycy do "dziwnego zachowania Rosjan" zdążyli się przyzwyczaić na początku lat 90. Wtedy dotarła pierwsza fala rosyjskich miliarderów, którzy zaczęli korzystać z uroków posiadania wielkich pieniędzy w wielkim mieście. Bulwarówki nie nadążały z zamieszczaniem zdjęć posiadłości, jakie kupowali w Ascott i Esher.
- Rosyjscy emigranci nie mają zwyczaju wtapiać się w lokalną społeczność. Mimo że są na obczyźnie, starannie pielęgnują styl życia z rodzinnych stron - tłumaczy Davidson. Podobnie wygląda to w Londynie. Rosjanom udało się wykroić kawałek miasta tylko dla siebie. Oprócz "małej Moskwy" w pobliżu Harrodsa w stolicy działa prawie 50 rosyjskich restauracji i sklepów.
Po plajcie telewizji ITV Digital, która płaciła za prawo do transmisji meczów angielskiej Premier League, tamtejsza ekstraklasa stanęła na krawędzi bankructwa. Uratowały ją pieniądze, jakie Abramowicz wydał na transfery, ściągając do Chelsea piłkarzy z innych angielskich klubów. Za sprawą rosyjskich milionów ceny nieruchomości w Londynie wzrosły w ciągu roku o ponad 10 proc. Podobnie stało się na tamtejszym rynku dzieł sztuki. Dzięki chętnie wydawanym pieniądzom rosyjscy bogacze zyskują sławę wśród Brytyjczyków oraz wysoką pozycję w społeczeństwie. Ale nic więcej. Jedyne popularne na Wyspach Brytyjskich rosyjskie produkty to wódka i babuszki; skonfrontowane z wyspiarskimi nawykami tracą jednak narodowy charakter. W jednym ze sklepów na Notting Hill, oferującym różne odmiany tej popularnej zabawki, eksponowane miejsca zajmują babuszki z podobiznami Beatlesów. To siła Londynu - potrafi przyciągnąć ludzi z całego świata i każdemu z nich dorobić własny wizerunek.
Nikt do końca nie wie, ilu Rosjan mieszka w Londynie. Brytyjska prasa szacuje ich liczbę na 250 tys., w tym 40 tys. nielegalnych imigrantów. Michaił Sarni, członek rady parafialnej przy rosyjskiej katedrze prawosławnej w Londynie (mieszka tam od 15 lat), twierdzi, że nad Tamizą przebywa około 150 tys. Rosjan, z czego jedna trzecia to studenci. Większość napłynęła w ostatnich latach.
- Rosyjska społeczność w Londynie dzieli się podobnie jak w Moskwie. Tutaj także praktycznie nie ma klasy średniej; jest niewielka grupa bajecznie bogatych Rosjan oraz rzesze biedaków utrzymujących się ze sprzątania i pracy na budowach - wyjaśnia Sarni.
Jak podaje Knight Frank, co piąta nieruchomość sprzedana w Londynie co najmniej za 10 mln funtów trafia w ręce bogatych Rosjan. Najchętniej kupowane są posiadłości w prestiżowych dzielnicach Mayfair, Belgravia, Chelsea. W Knightbridge, w okolicach słynnego domu towarowego Harrods, powstał kompleks budynków, który ze względu na liczbę Rosjan nabywających tam apartamenty (w cenie około 2,5 mln funtów) zyskał miano "małej Moskwy". Tam też znajduje się katedra prawosławna, ale skupieni we wspólnocie religijnej Rosjanie oraz wykupujący Londyn nowyje Russkije to dwa różne światy. - Ci miliarderzy czasem zaglądali do cerkwi w Moskwie. Tutaj mają już innych bogów - konkluduje Sarni.
Tropem Piotra Wielkiego
Rosjanie zawsze lubili Wielką Brytanię. To właśnie do Londynu przyjeżdżał Piotr Wielki, aby podglądać standardy życia na Zachodzie, które później starał się zaszczepić w Rosji. - W powieściach Dostojewskiego widać duży wpływ twórczości Byrona - podkreśla w rozmowie z "Wprost" dr Pamela Davidson, ekspert w dziedzinie spraw rosyjskich z londyńskiej Szkoły Studiów nad Europą Wschodnią. Do tej pory w stolicy można zobaczyć pamiątki po nich - w centrum można trafić na Moscow Road, przy której w 1877 r. zbudowano cerkiew (teraz jest wykorzystywana przez Kościół greckokatolicki). Rosjanie napływali do Londynu czterema falami. Pierwsze pojawiły się arystokratyczne rodziny uciekające przed bolszewikami podczas rewolucji październikowej. Później dołączyli do nich Rosjanie rzuceni tam podczas II wojny światowej. Następną falę stanowili dysydenci szykanowani przez komunistyczny reżim. Ostatnia grupa to emigranci ekonomiczni, którzy uciekli przed rosyjską biedą lat 90.
Bez względu na cel przyjazdu wszyscy bez problemu aklimatyzowali się w tym mieście. - Londyn to nieustanny chaos, kocioł. Pod tym względem jest bardzo podobny do Moskwy czy Sankt Petersburga - opowiada "Wprost" Gabriel Prokofiev, wnuk słynnego kompozytora Siergieja Prokofiewa. - Gdy w 1971 r. mój ojciec przyjechał do Londynu, wiedział, że zostanie tu na stałe. Urzekła go wolność, swoboda, jakie zastał w tym mieście.
Dźwięk dienieg
Nawet jeśli da się oszacować liczbę Rosjan mieszkających w Londynie, to nikt nie potrafi określić, ilu tam jest rosyjskich miliarderów. - Moim zdaniem, jest ich około tysiąca. Choć liczba 5 tys. też by mnie nie zdziwiła - mówi "Wprost" Piotr Rieznikow, Rosjanin wykładający w Eton (jego podopiecznymi byli m.in. książę William i dzieci rosyjskich miliarderów). Głośno jest właściwie tylko o dwóch: Abramowiczu, który zdobył rozgłos, kupując klub piłkarski Chelsea i ściągając do niego kilkunastu wybitnych piłkarzy, oraz Bieriezowskim, zwołującym regularnie konferencje prasowe, na których krytykuje decyzje Kremla. O Ralifie Safinie mówi się głównie jako o ojcu Alsou, wschodzącej gwiazdy muzyki pop (przylgnęło do niej określenie "rosyjska Britney Spears"). "Sunday Times" oszacował na 10 mld funtów majątek tylko czterech Rosjan, których umieścił na liście 1000 najbogatszych Brytyjczyków. Według wiarygodnych źródeł, w ostatnim roku Rosjanie przywieźli tu 100 mld funtów.
Nic więc dziwnego, że Londyn kocha Rosjan. - Co prawda, trudno wytłumaczyć ich zachowanie, wszędzie chodzą z tłumem ochroniarzy. Przez ich działania miasto zyskuje jednak koloryt, a dzięki takim ludziom jak Abramowicz - rozgłos na całym świecie - tłumaczy Noel Flint z agencji nieruchomości Knight Frank. Jak obliczył "The Times", 1500 Rosjan, którzy przyjechali na forum ekonomiczne, zostawiło w londyńskich sklepach 15 mln funtów. "Są w stanie zapłacić za coś dwa razy więcej niż w Moskwie tylko dlatego, że kupują to w Londynie. To miasto stanowi dla nich kwintesencję szyku" - pisze "The Times".
Babuszki made in England
Londyńczycy do "dziwnego zachowania Rosjan" zdążyli się przyzwyczaić na początku lat 90. Wtedy dotarła pierwsza fala rosyjskich miliarderów, którzy zaczęli korzystać z uroków posiadania wielkich pieniędzy w wielkim mieście. Bulwarówki nie nadążały z zamieszczaniem zdjęć posiadłości, jakie kupowali w Ascott i Esher.
- Rosyjscy emigranci nie mają zwyczaju wtapiać się w lokalną społeczność. Mimo że są na obczyźnie, starannie pielęgnują styl życia z rodzinnych stron - tłumaczy Davidson. Podobnie wygląda to w Londynie. Rosjanom udało się wykroić kawałek miasta tylko dla siebie. Oprócz "małej Moskwy" w pobliżu Harrodsa w stolicy działa prawie 50 rosyjskich restauracji i sklepów.
Po plajcie telewizji ITV Digital, która płaciła za prawo do transmisji meczów angielskiej Premier League, tamtejsza ekstraklasa stanęła na krawędzi bankructwa. Uratowały ją pieniądze, jakie Abramowicz wydał na transfery, ściągając do Chelsea piłkarzy z innych angielskich klubów. Za sprawą rosyjskich milionów ceny nieruchomości w Londynie wzrosły w ciągu roku o ponad 10 proc. Podobnie stało się na tamtejszym rynku dzieł sztuki. Dzięki chętnie wydawanym pieniądzom rosyjscy bogacze zyskują sławę wśród Brytyjczyków oraz wysoką pozycję w społeczeństwie. Ale nic więcej. Jedyne popularne na Wyspach Brytyjskich rosyjskie produkty to wódka i babuszki; skonfrontowane z wyspiarskimi nawykami tracą jednak narodowy charakter. W jednym ze sklepów na Notting Hill, oferującym różne odmiany tej popularnej zabawki, eksponowane miejsca zajmują babuszki z podobiznami Beatlesów. To siła Londynu - potrafi przyciągnąć ludzi z całego świata i każdemu z nich dorobić własny wizerunek.
Więcej możesz przeczytać w 38/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.