Słynny manuskrypt Voynicha okazał się dziełem genialnego naciągacza Rękopis Voynicha, uznawany za jedną z największych zagadek średniowiecza, zapisany literami nieznanego alfabetu i przechowywany jak skarb w Yale University, to jedynie zręcznie spreparowana mistyfikacja, nie zaś kod kryjący tajemnicze przesłanie. - Choć nad jego znaczeniem uczeni głowili się ponad 500 lat, stworzenie go wymagało zaledwie trzech miesięcy - powiedział w rozmowie z "Wprost" Gordon Rugg z Keele University w Wielkiej Brytanii, autor najbardziej przekonującego z dotychczasowych wyjaśnień pochodzenia rękopisu.
Dzieło sekty Katarów?
W 1912 r. nowojorski bibliofil Wilfrid M. Voynich, podróżując po Europie, nabył w jezuickim kolegium Villa Mondragone we włoskiej miejscowości Frascati 234-stronicową księgę, prawdopodobnie średniowieczną, napisaną w nieznanym języku i ozdobioną niezliczonymi ilustracjami roślin, ciał kobiecych oraz ciał niebieskich. Praca największych kryptologów jego epoki nad tajemniczym dziełem nie dała żadnych rezultatów.
W 1919 r. William Newbold z University of Pennsylvania ogłosił, że manuskrypt to nic innego jak robocze notatki Rogera Bacona. W latach 40. XX wieku Joseph M. Freely i Lionell C. Strong przypisali poszczególnym znakom alfabetu Voynicha litery łacińskie, jednak nie uzyskali tekstu o konkretnym znaczeniu. Pod koniec II wojny światowej tekstem zainteresowali się amerykańscy kryptografowie, którym wcześniej udało się złamać kod używany przez japońską marynarkę wojenną. Także bez rezultatów. Pod koniec lat 80. pojawiła się hipoteza, że rękopis znaleziony przez Voynicha to zakodowany tekst ukraiński bez samogłosek. Podejrzewano też, że jest on dziełem heretyckiej sekty katarów i powstał w średniowiecznej Francji.
- W tekście występują subtelne regularności struktury i rozkładu słów, dlatego nikt poważnie wówczas nie rozważał możliwości, że dzieło jest zwykłą mistyfikacją - twierdzi Rugg. Pierwszą osobą, która dała się nabrać, był Rudolf II Habsburg, król Węgier i Czech, od 1576 cesarz rzymski narodu niemieckiego. Kupił manuskrypt w Pradze za 600 złotych dukatów (równowartość około 30 tys. dzisiejszych dolarów).
Matryca Cardana
- Wiele charakterystycznych cech kodu Voynicha można odtworzyć za pomocą prostego narzędzia szyfrującego, znanego już w XV wieku: tzw. matrycy Cardana - mówi Rugg. Tekst wygenerowany za jej pomocą wygląda zupełnie jak kod Voynicha i nie zawiera żadnej treści. Matryca to sztywny karton z trzema losowo rozmieszczonymi okienkami. W miarę przesuwania kartonu po tekście w okienkach pojawiają się nowe sylaby. Spisywanie ich jedna po drugiej daje zaszyfrowany tekst. - W dotychczasowych pracach nad manuskryptem tak prosta metoda szyfrowania, jaką jest matryca Cardana, pozostała nie zauważona - przekonuje Rugg. Kto jednak mógł być tajemniczym autorem, który sprytnie wykorzystał wiedzę kryptograficzną swoich czasów do zrobienia dobrego interesu na cesarskim dworze?
Edward Kelly, poszukiwacz przygód i oszust, to - zdaniem Rugga - pierwszy podejrzany. Był na dworze Rudolfa II, gdy ten nabył tajemniczy manuskrypt. Wraz z Johnem Dee, nadwornym magiem królowej Elżbiety I, Kelly przez długi czas fascynował się biblijną postacią Enocha, który miał rzekomo za sprawą aniołów uzyskać ogromną wiedzę od Boga. Aby dotrzeć do kręgów anielskich, Kelly stworzył język enochiański, składający się z 21 znaków, którym posługiwał się podczas swoistych seansów spirytystycznych, organizowanych na dworach europejskich, głównie w Krakowie i Pradze. Kelly wielokrotnie był skazywany za oszustwa. Kiedy skazano go na śmierć, zniknął bez wieści. Język, który stworzył, by rozmawiać z aniołami, pozwolił jednak rozwikłać zagadkę.
- Najbardziej niezwykłe cechy manuskryptu Voynicha to wręcz lustrzane odbicie najbardziej charakterystycznych cech języka enochiańskiego. Język manuskryptu jest dokładnie tym, czego można by się spodziewać po twórcy języka enochiańskiego, gdyby chciał zweryfikować niedociągnięcia swojego pierwotnego tworu i stworzyć jeszcze lepszą iluzję naturalnego języka - przekonuje Rugg.
Granice rozsądku
Wiek XVI to okres intensywnego rozwoju praktyk magicznych, dlatego oszustwo łatwiej było ubrać w szaty wiedzy tajemnej. Jak jednak wytłumaczyć łatwowierność współczesnych naukowców?
Przez długi czas uczeni z Yale University sądzili, że mapa spoczywająca w bibliotece uniwersyteckiej to pierwszy obrys brzegów Nowego Świata, wykonany przez wikingów. Dopiero niedawno analiza przeprowadzona przez naukowców z University College London wykazała, że w skład atramentu, którym narysowano mapę, wchodziła anataza - nie spotykana w naturze forma dwutlenku tytanu, zsyntetyzowana około 1923 r. Mapa musi być więc falsyfikatem sporządzonym na starym pergaminie.
Oszustowi swoje powstanie zawdzięcza też tzw. człowiek z Piltdown, szkielet znaleziony w Wielkiej Brytanii, który przez ponad 40 lat uznawano za tzw. brakujące ogniwo - wspólnego przodka małp i ludzi. Tymczasem jego odkrywca Charles Dawson po prostu połączył ludzką czaszkę ze szczęką orangutana. Podobnie "subtelnym" podejściem wykazał się Gerd Heidemann, któremu za pośrednictwem niemieckiego "Sterna" udało się przekonać nawet wybitnych historyków, że Adolf Hitler - zazwyczaj niechętny sporządzaniu notatek - napisał aż 62 tomy obszernych pamiętników. Za rzekome memuary fźhrera gazeta zapłaciła 6 mln dolarów. Przed rokiem oszust sfałszował aramejskie napisy na kamiennym sarkofagu i wyprowadził w pole francuskich archeologów, przekonanych, że mają do czynienia z grobowcem Jakuba, brata Jezusa.
Ostatecznej łatwowierności środowisk naukowych dowiódł fizyk Alan Sokal, który w prestiżowym periodyku nauk humanistycznych "Social Text" opublikował artykuł "Przekroczyć granice: ku hermeneutyce transformatywnej grawitacji kwantowej". W tekście tym na chybił trafił połączył modne idee i paranaukowe sformułowania, często wykorzystywane przez znanych przedstawicieli postmodernizmu. Twierdził m.in., że brak eleganckich rozwiązań w mechanice cieczy to wynik seksizmu, który nakazuje fizykom mężczyznom interesować się wyłącznie mechaniką ciała sztywnego. Wydawcy i niektórzy naukowcy zrozumieli, że padli ofiarą żartu dopiero wówczas, gdy Sokal publicznie to ogłosił. Skoro jednak uczeni tak łatwo dają się wywieść w pole, trudno się dziwić, że manuskrypt Voynicha przez setki lat mamił ich swoją rzekomą głębią.
W 1912 r. nowojorski bibliofil Wilfrid M. Voynich, podróżując po Europie, nabył w jezuickim kolegium Villa Mondragone we włoskiej miejscowości Frascati 234-stronicową księgę, prawdopodobnie średniowieczną, napisaną w nieznanym języku i ozdobioną niezliczonymi ilustracjami roślin, ciał kobiecych oraz ciał niebieskich. Praca największych kryptologów jego epoki nad tajemniczym dziełem nie dała żadnych rezultatów.
W 1919 r. William Newbold z University of Pennsylvania ogłosił, że manuskrypt to nic innego jak robocze notatki Rogera Bacona. W latach 40. XX wieku Joseph M. Freely i Lionell C. Strong przypisali poszczególnym znakom alfabetu Voynicha litery łacińskie, jednak nie uzyskali tekstu o konkretnym znaczeniu. Pod koniec II wojny światowej tekstem zainteresowali się amerykańscy kryptografowie, którym wcześniej udało się złamać kod używany przez japońską marynarkę wojenną. Także bez rezultatów. Pod koniec lat 80. pojawiła się hipoteza, że rękopis znaleziony przez Voynicha to zakodowany tekst ukraiński bez samogłosek. Podejrzewano też, że jest on dziełem heretyckiej sekty katarów i powstał w średniowiecznej Francji.
- W tekście występują subtelne regularności struktury i rozkładu słów, dlatego nikt poważnie wówczas nie rozważał możliwości, że dzieło jest zwykłą mistyfikacją - twierdzi Rugg. Pierwszą osobą, która dała się nabrać, był Rudolf II Habsburg, król Węgier i Czech, od 1576 cesarz rzymski narodu niemieckiego. Kupił manuskrypt w Pradze za 600 złotych dukatów (równowartość około 30 tys. dzisiejszych dolarów).
Matryca Cardana
- Wiele charakterystycznych cech kodu Voynicha można odtworzyć za pomocą prostego narzędzia szyfrującego, znanego już w XV wieku: tzw. matrycy Cardana - mówi Rugg. Tekst wygenerowany za jej pomocą wygląda zupełnie jak kod Voynicha i nie zawiera żadnej treści. Matryca to sztywny karton z trzema losowo rozmieszczonymi okienkami. W miarę przesuwania kartonu po tekście w okienkach pojawiają się nowe sylaby. Spisywanie ich jedna po drugiej daje zaszyfrowany tekst. - W dotychczasowych pracach nad manuskryptem tak prosta metoda szyfrowania, jaką jest matryca Cardana, pozostała nie zauważona - przekonuje Rugg. Kto jednak mógł być tajemniczym autorem, który sprytnie wykorzystał wiedzę kryptograficzną swoich czasów do zrobienia dobrego interesu na cesarskim dworze?
Edward Kelly, poszukiwacz przygód i oszust, to - zdaniem Rugga - pierwszy podejrzany. Był na dworze Rudolfa II, gdy ten nabył tajemniczy manuskrypt. Wraz z Johnem Dee, nadwornym magiem królowej Elżbiety I, Kelly przez długi czas fascynował się biblijną postacią Enocha, który miał rzekomo za sprawą aniołów uzyskać ogromną wiedzę od Boga. Aby dotrzeć do kręgów anielskich, Kelly stworzył język enochiański, składający się z 21 znaków, którym posługiwał się podczas swoistych seansów spirytystycznych, organizowanych na dworach europejskich, głównie w Krakowie i Pradze. Kelly wielokrotnie był skazywany za oszustwa. Kiedy skazano go na śmierć, zniknął bez wieści. Język, który stworzył, by rozmawiać z aniołami, pozwolił jednak rozwikłać zagadkę.
- Najbardziej niezwykłe cechy manuskryptu Voynicha to wręcz lustrzane odbicie najbardziej charakterystycznych cech języka enochiańskiego. Język manuskryptu jest dokładnie tym, czego można by się spodziewać po twórcy języka enochiańskiego, gdyby chciał zweryfikować niedociągnięcia swojego pierwotnego tworu i stworzyć jeszcze lepszą iluzję naturalnego języka - przekonuje Rugg.
Granice rozsądku
Wiek XVI to okres intensywnego rozwoju praktyk magicznych, dlatego oszustwo łatwiej było ubrać w szaty wiedzy tajemnej. Jak jednak wytłumaczyć łatwowierność współczesnych naukowców?
Przez długi czas uczeni z Yale University sądzili, że mapa spoczywająca w bibliotece uniwersyteckiej to pierwszy obrys brzegów Nowego Świata, wykonany przez wikingów. Dopiero niedawno analiza przeprowadzona przez naukowców z University College London wykazała, że w skład atramentu, którym narysowano mapę, wchodziła anataza - nie spotykana w naturze forma dwutlenku tytanu, zsyntetyzowana około 1923 r. Mapa musi być więc falsyfikatem sporządzonym na starym pergaminie.
Oszustowi swoje powstanie zawdzięcza też tzw. człowiek z Piltdown, szkielet znaleziony w Wielkiej Brytanii, który przez ponad 40 lat uznawano za tzw. brakujące ogniwo - wspólnego przodka małp i ludzi. Tymczasem jego odkrywca Charles Dawson po prostu połączył ludzką czaszkę ze szczęką orangutana. Podobnie "subtelnym" podejściem wykazał się Gerd Heidemann, któremu za pośrednictwem niemieckiego "Sterna" udało się przekonać nawet wybitnych historyków, że Adolf Hitler - zazwyczaj niechętny sporządzaniu notatek - napisał aż 62 tomy obszernych pamiętników. Za rzekome memuary fźhrera gazeta zapłaciła 6 mln dolarów. Przed rokiem oszust sfałszował aramejskie napisy na kamiennym sarkofagu i wyprowadził w pole francuskich archeologów, przekonanych, że mają do czynienia z grobowcem Jakuba, brata Jezusa.
Ostatecznej łatwowierności środowisk naukowych dowiódł fizyk Alan Sokal, który w prestiżowym periodyku nauk humanistycznych "Social Text" opublikował artykuł "Przekroczyć granice: ku hermeneutyce transformatywnej grawitacji kwantowej". W tekście tym na chybił trafił połączył modne idee i paranaukowe sformułowania, często wykorzystywane przez znanych przedstawicieli postmodernizmu. Twierdził m.in., że brak eleganckich rozwiązań w mechanice cieczy to wynik seksizmu, który nakazuje fizykom mężczyznom interesować się wyłącznie mechaniką ciała sztywnego. Wydawcy i niektórzy naukowcy zrozumieli, że padli ofiarą żartu dopiero wówczas, gdy Sokal publicznie to ogłosił. Skoro jednak uczeni tak łatwo dają się wywieść w pole, trudno się dziwić, że manuskrypt Voynicha przez setki lat mamił ich swoją rzekomą głębią.
Więcej możesz przeczytać w 38/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.