W Polsce bycie bogatym jest rodzajem raka czy aberracji To bzdura, że bogaci rządzą światem. Brednią jest też twierdzenie, że lepiej być bogatym i zdrowym niż biednym i chorym. Światem rządzą biedni. A biednym i chorym opłaca się być choćby dlatego, że - wbrew powszechnemu lamentowi - wszyscy, z politykami na czele, chcą się nimi opiekować. Dla nich ubiegają się o władzę, a potem ją sprawują, dla nich męczą się, redystrybuując dochody, o nich myślą, chcąc ich maksymalnie uszczęśliwić. Właściwie, gdyby nie było biednych, sprawowanie władzy, a także uprawianie polityki straciłoby sens (vide: cover story tego numeru "Bogactwo wróg Polaków"). Odwracając sytuację - bycie bogatym jest rodzajem raka czy aberracji, bo bogactwo jak rakowe komórki też się mnoży i jest obcym ciałem na biednym (czytaj: zdrowym) organizmie. Trudno się więc dziwić, że bogatych i bogactwo tak zaciekle i z mozołem się zwalcza, w końcu chemioterapia też jest przykra i ciężka, ale jak trzeba, to trzeba.
Gdyby nie ci głupi bogacze, jakże prosty byłby świat. Wszyscy byliby szczęśliwi, bo równi w biedzie. Zniknęłaby zawiść, bo czego zazdrościć bliźniemu, który nic nie ma. Nic tak nie uszlachetnia jak bieda, w dodatku świadczy ona o niebywałej wręcz uczciwości, bo przecież uczciwie, co potwierdza 80 proc. rodaków badanych przez Pentor, wzbogacić się nie da. Zastanawiałem się, dlaczego film "Edi" był tak chwalony, szczególnie w kręgach tzw. inteligencji. Okazuje się to bardzo proste: to apoteoza biedy i bogactwa duchowego (w rzeczywistości ubóstwa), jakie bieda zapewnia. Głupie bogacenie się nie zasługuje na zainteresowanie artystów, a jeśli już, to żeby je napiętnować i wykpić jako przejaw złego gustu i okropnego charakteru - jak w serialu Jerzego Gruzy "Tygrysy Europy" czy w filmie "Lepiej być piękną i bogatą" z Adrianną Biedrzyńską. Tak, ideał obywatela i człowieka to złomiarz Edi czy boży prostaczek Nikifor (vide: "Malowane nudą"), a nie jacyś Kulczykowie czy Krauzowie.
W tej apoteozie biedy niby wszystko jest logiczne, ale nie do końca. No bo załóżmy, że wszyscy są biedni i nie ma tych wrednych bogaczy, na których tle dopiero zauważalna jest szlachetność i wzniosłość biedy. Wtedy bieda przestaje być atrakcyjna, można wręcz założyć, że część biedaków straci sens życia. Nieobecność bogaczy ma też tę wadę, że biedacy, nawet zakładając ich niewielkie potrzeby, przestaną mieć co konsumować. Bo bogacze przy wszystkich swoich wadach potrafią tworzyć bogactwo. I przecież nie tylko dla siebie. Może się więc okazać, że nawet bieda ma ograniczone zasoby. Zresztą w historii ludzkość już to ćwiczyła - z wielkimi sukcesami biedy, czyli z wielkimi ofiarami, żeby wspomnieć wielki głód na Ukrainie w latach 30., to, co się działo w Kambodży za reżimu Pol Pota, a teraz dzieje się w Korei Północnej. Dowodem na to, że zajmowanie się biedą prowadzi na absolutne manowce, jest uwiąd, a wręcz bezpłodność Organizacji Narodów Zjednoczonych (vide: "Organizacja Niemocy Zjednoczonej"). Szlachetne cele okazują się czystą grą interesów, a probiedniacka ideologia pustosłowiem i hipokryzją.
Chcąc naprawić państwo i obniżyć podatki, Platforma Obywatelska właściwie zachowuje się głupio (vide: "Egzekucja na klasie próżniaczej"). Bo w ten sposób pomaga ludziom uczciwie się bogacić, czyli działa wbrew dość powszechnym pragnieniom. Ale dość żartów, nie dajmy się ogłupiać idiotom i niegodziwcom, którzy z biedy uczynili swój główny oręż. Bieda nie uszlachetnia, lecz przeciwnie - degeneruje, także swoich heroldów. Bo tak naprawdę większość obrońców biedy jest biedna, ale na umyśle.
W tej apoteozie biedy niby wszystko jest logiczne, ale nie do końca. No bo załóżmy, że wszyscy są biedni i nie ma tych wrednych bogaczy, na których tle dopiero zauważalna jest szlachetność i wzniosłość biedy. Wtedy bieda przestaje być atrakcyjna, można wręcz założyć, że część biedaków straci sens życia. Nieobecność bogaczy ma też tę wadę, że biedacy, nawet zakładając ich niewielkie potrzeby, przestaną mieć co konsumować. Bo bogacze przy wszystkich swoich wadach potrafią tworzyć bogactwo. I przecież nie tylko dla siebie. Może się więc okazać, że nawet bieda ma ograniczone zasoby. Zresztą w historii ludzkość już to ćwiczyła - z wielkimi sukcesami biedy, czyli z wielkimi ofiarami, żeby wspomnieć wielki głód na Ukrainie w latach 30., to, co się działo w Kambodży za reżimu Pol Pota, a teraz dzieje się w Korei Północnej. Dowodem na to, że zajmowanie się biedą prowadzi na absolutne manowce, jest uwiąd, a wręcz bezpłodność Organizacji Narodów Zjednoczonych (vide: "Organizacja Niemocy Zjednoczonej"). Szlachetne cele okazują się czystą grą interesów, a probiedniacka ideologia pustosłowiem i hipokryzją.
Chcąc naprawić państwo i obniżyć podatki, Platforma Obywatelska właściwie zachowuje się głupio (vide: "Egzekucja na klasie próżniaczej"). Bo w ten sposób pomaga ludziom uczciwie się bogacić, czyli działa wbrew dość powszechnym pragnieniom. Ale dość żartów, nie dajmy się ogłupiać idiotom i niegodziwcom, którzy z biedy uczynili swój główny oręż. Bieda nie uszlachetnia, lecz przeciwnie - degeneruje, także swoich heroldów. Bo tak naprawdę większość obrońców biedy jest biedna, ale na umyśle.
Więcej możesz przeczytać w 38/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.