Machulski rozśmiesza widzów zamęczanych przez jego kolegów reżyserów Jak na garbatego, robimy proste filmy! - mówi "Wprost" Juliusz Machulski. Jego zdaniem, w Polsce to, co powinno być poboczną produkcją, stało się głównym nurtem. - Ja nie kręcę i nigdy nie będę kręcił filmów obyczajowych, dziejących się między pralką a kuchnią w jednym mieszkaniu - dodaje. I choć jego nowy film "Vinci", opowiadający o kradzieży arcydzieła Leonarda "Dama z gronostajem" nie jest - nawet w Polsce - przełomem w gatunku komedii kryminalnej, to tylko Machulski potrafi jeszcze robić filmy dla widza: bez artystowskich pretensji, świetne warsztatowo. I choćby za to należą mu się gratulacje.
Superprodukcja za 3,5 mln złotych
Cumę, głównego bohatera nowej komedii Machulskiego, z więzienia wyciąga wpływowa osoba, która chce mieć bezcenny, doskonale strzeżony obraz. Były więzień kompletuje załogę, przede wszystkim stawiając na Szerszenia, nawróconego złodzieja, który - niczym Duńczyk z "Vabanku" - chce zostać porządnym obywatelem.
"Chcę wrócić do początków swojej drogi filmowej - do skrzącego się od gagów kryminału. Zaskoczę was i do kin ściągnę pół miliona widzów. To będzie "Vabank" przeniesiony w XXI wiek" - mówił Machulski przed premierą "Vinci". I nie przesadzał. Z pozoru biedny (budżet filmu wynosił 3,5 mln zł) "Vinci" został zrobiony niczym superprodukcja. Walory obrazu podnoszą dobre kreacje młodych aktorów, m.in. Borysa Szyca i Kamilli Baar. I choć nowe dzieło autora "Seksmisji" jest powieleniem konwencji zastosowanej w debiutanckim "Vabanku", to obraz świeży, wartki i śmieszny. Juliusz Machulski zamiast hamletyzować czy narzekać na brak pieniędzy na polskie kino, po raz kolejny robi film, który bez trudu na siebie zarobi.
Czołgi w głowach
"To co mam powiedzieć Spiętemu?" - pyta niejaki Szpula, a kasiarz Kwinto odpowiada: "Żeby się rozpiął". Takich dialogów w polskim kinie przed "Vabankiem" było jak na lekarstwo. I brakowało ich do pojawienia się Władysława Pasikowskiego. Twórca "Psów" był jednak tylko naśladowcą Juliusza Machulskiego, który w wieku 26 lat w polskiej rzeczywistości zaczął robić filmy z hollywoodzkim biglem i przebojem wdarł się do czołówki rodzimej kinematografii. Był rok 1981: Agnieszka Holland opowiadała o ciężkim losie "Kobiety samotnej", a Wojciech Marczewski pokazywał "Dreszcze" wstrząsające nastoletnim chłopcem wychowywanym pod koniec stalinowskiej epoki. To właśnie w takim, ideologicznie naznaczonym towarzystwie na ekranach polskich kin pojawił się "Vabank". Kryminalna komedia retro o zwolnionym z więzienia kasiarzu, który postanawia się zemścić na dawnym koledze, teraz nieuczciwym bankierze, bazowała na oryginalnym pomyśle i jednocześnie czerpała garściami z hitów światowego kina, choćby z "Żądła". W tamtych ponurych czasach Machulski jako jedyny robił filmy, które śmieszyły i pozwalały zapomnieć o szarej rzeczywistości.
"Vinci" wchodzi wprawdzie na ekrany w czasie, gdy czołgi na ulice nie wyjeżdżają, ale nasi reżyserzy wciąż mają je w swoich głowach. Dlatego tworzą dziełka pokazujące szarość i beznadzieję - jak choćby "Cześć, Tereska" Glińskiego. Wśród takich filmów "Vinci" to prawdziwa perełka, okazja, by wreszcie przestać się dołować.
Ciemność, widzę ciemność!
W domu dwojga aktorów - Heleny i Jana Machulskich - trudno było nie interesować się filmem. Juliusz jako aktor debiutował w wieku lat dziewiętnastu. Studiowałfilologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy zadecydował, że film jest jego przyszłością, ostro zabrał się do pracy. Nauki pobierał nie tylko od "zaniepokojonych moralnie" rodzimych speców, ale także od profesjonalistów zza oceanu (jako stypendysta Fundacji Fulbrighta pojechał do Cal-Arts w Kalifornii). Efektem były egzotyczne jak na polski rynek produkcje kręcone przez Machulskiego do scenariuszy Machulskiego.
Błyskotliwe, profesjonalnie poprowadzone intrygi kryminalne w filmach "Vabank" i "Vabank II, czyli riposta" podbiły serca spragnionej rozrywki publiczności. A "Seksmisja", opowiadająca o perypetiach dwóch odhibernowanych mężczyzn w podziemnym mieście kobiet, udowodniła, że nawet w polskich warunkach można zrobić wizjonerski, skrzący się dowcipem film science fiction, który spodoba się także za granicą. Machulski z kunsztem godnym amerykańskich reżyserów żonglował konwencjami i cytatami. Nade wszystko przeszedł jednak do historii kina jako twórca niezapomnianych dialogów. Pozwana przez reżysera - za wykorzystanie w reklamie zwrotu "Ciemność, widzę ciemność!" - stacja radiowa RMF FM tłumaczyła, iż to nie cytat, lecz jedynie "ogólnie przyjęty związek frazeologiczny".
Machulski była kobietą!
Od szesnastu lat Machulski z powodzeniem prowadzi studio filmowe Zebra, pod którego szyldem tylko w tym roku wyprodukowano już serial i dwa filmy. A po żadnej jego komedii nie widać tak popularnej ostatnio w polskim kinie biedy. Bo Juliusz Machulski to nie tylko dobry scenarzysta i reżyser, ale także jedyny chyba w polskim przemyśle filmowym profesjonalny menedżer, którego bohaterki "Seksmisji" ustawiłyby dziś w jednym rzędzie z mistrzami Kopernikiem i Einsteinem, wykrzykując z pasją: "Machulski była kobietą!".
Tajemnica jego sukcesu polega na tym, że z pokorą odnosi się do swojego zawodu i do widzów. - Mógłbym nakręcić każdy film, ale najlepiej umiem robić komedie. Dlaczego więc miałbym od nich uciekać? Nie chcę znaleźć się w sytuacji Andersena, który cenił tylko dramaty, a sławę przyniosły mu bajki, którymi pogardzał - mówi Machulski.
Cumę, głównego bohatera nowej komedii Machulskiego, z więzienia wyciąga wpływowa osoba, która chce mieć bezcenny, doskonale strzeżony obraz. Były więzień kompletuje załogę, przede wszystkim stawiając na Szerszenia, nawróconego złodzieja, który - niczym Duńczyk z "Vabanku" - chce zostać porządnym obywatelem.
"Chcę wrócić do początków swojej drogi filmowej - do skrzącego się od gagów kryminału. Zaskoczę was i do kin ściągnę pół miliona widzów. To będzie "Vabank" przeniesiony w XXI wiek" - mówił Machulski przed premierą "Vinci". I nie przesadzał. Z pozoru biedny (budżet filmu wynosił 3,5 mln zł) "Vinci" został zrobiony niczym superprodukcja. Walory obrazu podnoszą dobre kreacje młodych aktorów, m.in. Borysa Szyca i Kamilli Baar. I choć nowe dzieło autora "Seksmisji" jest powieleniem konwencji zastosowanej w debiutanckim "Vabanku", to obraz świeży, wartki i śmieszny. Juliusz Machulski zamiast hamletyzować czy narzekać na brak pieniędzy na polskie kino, po raz kolejny robi film, który bez trudu na siebie zarobi.
Czołgi w głowach
"To co mam powiedzieć Spiętemu?" - pyta niejaki Szpula, a kasiarz Kwinto odpowiada: "Żeby się rozpiął". Takich dialogów w polskim kinie przed "Vabankiem" było jak na lekarstwo. I brakowało ich do pojawienia się Władysława Pasikowskiego. Twórca "Psów" był jednak tylko naśladowcą Juliusza Machulskiego, który w wieku 26 lat w polskiej rzeczywistości zaczął robić filmy z hollywoodzkim biglem i przebojem wdarł się do czołówki rodzimej kinematografii. Był rok 1981: Agnieszka Holland opowiadała o ciężkim losie "Kobiety samotnej", a Wojciech Marczewski pokazywał "Dreszcze" wstrząsające nastoletnim chłopcem wychowywanym pod koniec stalinowskiej epoki. To właśnie w takim, ideologicznie naznaczonym towarzystwie na ekranach polskich kin pojawił się "Vabank". Kryminalna komedia retro o zwolnionym z więzienia kasiarzu, który postanawia się zemścić na dawnym koledze, teraz nieuczciwym bankierze, bazowała na oryginalnym pomyśle i jednocześnie czerpała garściami z hitów światowego kina, choćby z "Żądła". W tamtych ponurych czasach Machulski jako jedyny robił filmy, które śmieszyły i pozwalały zapomnieć o szarej rzeczywistości.
"Vinci" wchodzi wprawdzie na ekrany w czasie, gdy czołgi na ulice nie wyjeżdżają, ale nasi reżyserzy wciąż mają je w swoich głowach. Dlatego tworzą dziełka pokazujące szarość i beznadzieję - jak choćby "Cześć, Tereska" Glińskiego. Wśród takich filmów "Vinci" to prawdziwa perełka, okazja, by wreszcie przestać się dołować.
Ciemność, widzę ciemność!
W domu dwojga aktorów - Heleny i Jana Machulskich - trudno było nie interesować się filmem. Juliusz jako aktor debiutował w wieku lat dziewiętnastu. Studiowałfilologię polską na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy zadecydował, że film jest jego przyszłością, ostro zabrał się do pracy. Nauki pobierał nie tylko od "zaniepokojonych moralnie" rodzimych speców, ale także od profesjonalistów zza oceanu (jako stypendysta Fundacji Fulbrighta pojechał do Cal-Arts w Kalifornii). Efektem były egzotyczne jak na polski rynek produkcje kręcone przez Machulskiego do scenariuszy Machulskiego.
Błyskotliwe, profesjonalnie poprowadzone intrygi kryminalne w filmach "Vabank" i "Vabank II, czyli riposta" podbiły serca spragnionej rozrywki publiczności. A "Seksmisja", opowiadająca o perypetiach dwóch odhibernowanych mężczyzn w podziemnym mieście kobiet, udowodniła, że nawet w polskich warunkach można zrobić wizjonerski, skrzący się dowcipem film science fiction, który spodoba się także za granicą. Machulski z kunsztem godnym amerykańskich reżyserów żonglował konwencjami i cytatami. Nade wszystko przeszedł jednak do historii kina jako twórca niezapomnianych dialogów. Pozwana przez reżysera - za wykorzystanie w reklamie zwrotu "Ciemność, widzę ciemność!" - stacja radiowa RMF FM tłumaczyła, iż to nie cytat, lecz jedynie "ogólnie przyjęty związek frazeologiczny".
Machulski była kobietą!
Od szesnastu lat Machulski z powodzeniem prowadzi studio filmowe Zebra, pod którego szyldem tylko w tym roku wyprodukowano już serial i dwa filmy. A po żadnej jego komedii nie widać tak popularnej ostatnio w polskim kinie biedy. Bo Juliusz Machulski to nie tylko dobry scenarzysta i reżyser, ale także jedyny chyba w polskim przemyśle filmowym profesjonalny menedżer, którego bohaterki "Seksmisji" ustawiłyby dziś w jednym rzędzie z mistrzami Kopernikiem i Einsteinem, wykrzykując z pasją: "Machulski była kobietą!".
Tajemnica jego sukcesu polega na tym, że z pokorą odnosi się do swojego zawodu i do widzów. - Mógłbym nakręcić każdy film, ale najlepiej umiem robić komedie. Dlaczego więc miałbym od nich uciekać? Nie chcę znaleźć się w sytuacji Andersena, który cenił tylko dramaty, a sławę przyniosły mu bajki, którymi pogardzał - mówi Machulski.
Więcej możesz przeczytać w 38/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.