Zyski polskich banków są najwyższe od ośmiu lat! Kiedy na początku lat 90. Jan Krzysztof Bielecki przeprowadził się do Londynu, za jedno z najważniejszych ułatwień życia na Zachodzie uznał nowoczesne, przyjazne klientowi banki. - To był szok, gdy przypominałem sobie godziny, które musiałem spędzać w kolejkach przed okienkami kasowymi oddziału banku Pekao SA przy ulicy Czackiego w Warszawie - wspomina były premier, wówczas dyrektor w EBOiR, obecnie prezes Pekao SA. Dziś ten oddział zmienił się na tyle, że przebywa w nim tak samo chętnie jak w londyńskich bankach.
Tak samo jak bank przy Czackiego zmienił się cały polski system bankowy. Odczuwają to klienci, ale też - przede wszystkim - właściciele banków. "Chętnie kupilibyśmy od Commerzbanku grupę BRE Banku. Polski rynek jest dla nas tak atrakcyjny, że bez wahania połknęlibyśmy mniejszych konkurentów" - powiedział Agencji Reutera Stefan Ermisch, członek zarządu austriackiej grupy BA-CA, głównego właściciela BPH PBK. Szczere wyznanie Ermischa doprowadziło do pasji Niemców z Commerzbanku. "BRE nie jest na sprzedaż. To nasz przyczółek do ekspansji w Europie Środkowej" - odpowiedział zdecydowanie zarząd Commerzbanku.
Głośne pohukiwania i prężenie muskułów są rzadko spotykane w ceniącym dyskrecję świecie finansów. Trudno się jednak dziwić. Polski rynek zaczyna wreszcie przynosić spodziewane od lat profity. Nasze banki osiągnęły w 2004 r. najwyższe od ośmiu lat zyski (w porównaniu z 2003 r. łączny zysk wzrósł ponaddwukrotnie). W tym czasie liczba tzw. złych kredytów (czyli nie spłacanych) spadła o jedną czwartą. Aż cztery banki (Pekao SA, PKO BP, BPH i Raiffeisen Bank) z grupy największych, które ocenialiśmy w tegorocznym rankingu, osiągnęły najwyższe zyski w historii. Obniżenie podatku (z 27 proc. do 19 proc.), a także zmniejszenie obowiązkowych rezerw, które banki muszą odprowadzać do NBP, uczyniły polski rynek bardzo atrakcyjnym dla zagranicznych grup bankowych. Ma on, co zauważyli wszyscy zagraniczni inwestorzy, największy potencjał wzrostu w regionie.
Rynek bez dna
Przygotowania do walki o polski rynek, podejmowane w siedzibach UniCredito Italiano, HypoVereinsbanku czy Commerzbanku, wynikają z prostych kalkulacji. Zaledwie 45 proc. dorosłych Polaków ma konta osobiste w bankach (w Europie Zachodniej - 90 proc.). Na dodatek Polacy jako społeczeństwo na dorobku będą się zadłużać. Z roku na rok pożyczamy coraz więcej: wartość kredytów wzrosła z 82,9 mld zł pod koniec 2003 r. do 93,4 mld zł pod koniec września 2004 r. Kolejnym obszarem, gdzie można dużo zarobić, jest u nas rynek nieruchomości. W Polsce brakuje ponad 1,5 mln mieszkań. Dlatego zyskują banki, które agresywnie działają na rynku kredytów mieszkaniowych, takie jak PKO BP, BPH PBK i Pekao SA. Dwa pierwsze preferują kredyty udzielane w walutach obcych, Pekao SA postawił zaś na pożyczki w złotych. - Zdejmujemy w ten sposób z siebie, a przede wszystkim z klientów, ryzyko niekorzystnych zmian kursowych. Tzw. kredyty dewizowe są już ewenementem na rozwiniętych rynkach - tłumaczy Jan Krzysztof Bielecki.
W staraniach o kredyty państwo coraz częściej przegrywa z firmami oraz klientami indywidualnymi (choć to właśnie państwo nadal gwarantuje bankom bezpieczny zysk).
- Jesteśmy bankiem środka rynku: specjalizujemy się w obsłudze średnich i mniejszych przedsiębiorstw oraz polskiej klasy średniej - tłumaczy Piotr Czarnecki, prezes Raiffeisen Bank Polska, który zwyciężył w tegorocznym zestawieniu "Wprost". Jego zarząd, zamiast inwestować w obligacje rządu, udzielił o połowę więcej kredytów niż w 2003 r. małym i średnim podmiotom gospodarczym. Raiffeisen zarobił w 2004 r. 165 mln zł; o 90 proc. więcej niż rok wcześniej. I w ten sposób osiągnął najwyższą stopę zwrotu z kapitału (przyniósł on bankowi relatywnie najwyższe zyski). - W tym roku bardziej niż dotychczas na sektor małych przedsiębiorstw otworzą się pozostałe banki - uważa prezes Bielecki. Bardzo dobry ubiegłoroczny wynik kierowanej przez niego grupy Pekao SA to zasługa utrzymywania niskich kosztów i dobrych wyników spółek zależnych: Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Pioneer Pekao czy też Centralnego Domu Maklerskiego Pekao SA. Procentowało włączenie Pioneera, największego towarzystwa funduszy inwestycyjnych w Polsce, do grupy Pekao. Dzięki temu pieniądze, które w innych bankach odpłynęły z lokat na zawsze, w wypadku Pekao w większości zostały w tej grupie (w ubiegłym roku aktywa funduszy wzrosły o 2,9 mld zł).
Amerykański standard
- Znakomite wyniki polskich banków to nie tylko efekt zmniejszania podatków i zmiany sposobu księgowania rezerw - uważa Bielecki. To także rezultat trwającej od kilku lat restrukturyzacji sektora bankowego. W 2004 r. banki nadal zwalniały pracowników, a trzeba pamiętać, że koszty pracownicze to ponad połowa wszystkich ich kosztów. W 2004 r. z pracy w bankowości odeszło 1400 osób (obecne zatrudnienie w tym sektorze to około 120 tys. osób, w 1999 r. było o 55 tys. wyższe). - Po zmianach polegających m.in. na przybliżeniu placówek bankowych do klientów przestaliśmy oddawać rynek konkurentom - tłumaczy Andrzej Podsiadło, prezes PKO BP (drugie miejsce w rankingu). - To dzięki restrukturyzacji po raz pierwszy w historii nasz zysk brutto przekroczył miliard złotych - mówi Józef Wancer, prezes Banku BPH. Jacek Kseń, prezes Banku Zachodniego WBK, zwraca uwagę na to, że restrukturyzacja przyniosła korzyści nie tylko klientom, ale też - po raz pierwszy od lat - właścicielom. Akcjonariusze jego banku dostali w tym roku dywidendę w wysokości nie 20 proc. zysku, jak dotychczas, lecz 40 proc. Polski rynek bankowy coraz bardziej zaczyna przypominać amerykański, gdzie akcjonariusze (czyli właściciele) nie mają cierpliwości dla nieudolnych prezesów. W ostatnich dwóch latach posady utracili długoletni prezesi, na przykład Stanisław Pacuk z Kredyt Banku i Cezary Stypułkowski z Banku Handlowego, Maria Wiśniewska z Pekao, a także "cudowne dziecko polskiej bankowości" Wojciech Kostrzewa z BRE Banku. Ten ostatni miał duży kredyt zaufania u niemieckiego właściciela - Commerzbanku, ale i on okazał się niewystarczający wobec złego zarządzania (prowadzony przez niego bank miał jedne z najwyższych kosztów działalności na rynku, sięgały 95 proc. przychodów). Na dodatek Kostrzewa od kilku lat nie miał dobrej ręki do inwestycji. Najlepiej jego pracę ocenił rynek: kiedy 23 listopada 2004 r. ustąpił, kurs akcji BRE wzrósł o 7 proc.
"Niezatapialnym" (15 lat na stanowisku, ale z poparciem politycznym prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego) pozostaje prezes Banku Millennium Bogusław Kott, który jest najlepiej opłacanym polskim menedżerem (z wynagrodzeniem miesięcznym sięgającym nawet 600 tys. zł). - Poprawiliśmy wyniki uzyskane na rynku detalicznym, kilka naszych produktów uznano za najlepsze na rynku - tłumaczy prezes Kott. Jego bank jest jednak ciągle pod kreską. Gdyby nie 292 mln zł, które Bank Millennium zarobił na sprzedaży swoich akcji PZU, miałby w 2004 r. 52 mln zł strat.
- Nasz rynek to wrota do Europy Środkowej. Jeżeli europejscy giganci bankowi chcą się rozwijać, muszą mieć tutaj silną pozycję - komentuje Rafał Antczak, ekspert CASE.
- Teraz wygrywają ci, którzy dostrzegli to na początku lat 90., gdy polski rynek bankowy otworzył się na zagranicznych inwestorów - dodaje Jan Krzysztof Bielecki. Ale w ciągu kilku najbliższych lat ta dość komfortowa sytuacja się zmieni, na polskim rynku pojawi się jeszcze kilku silnych światowych graczy bankowych.
Fot. Z. Furman (K. Bielecki); K. Pacuła (P. Czarnecki); M. Stelmach (A. Podsiadło)
Głośne pohukiwania i prężenie muskułów są rzadko spotykane w ceniącym dyskrecję świecie finansów. Trudno się jednak dziwić. Polski rynek zaczyna wreszcie przynosić spodziewane od lat profity. Nasze banki osiągnęły w 2004 r. najwyższe od ośmiu lat zyski (w porównaniu z 2003 r. łączny zysk wzrósł ponaddwukrotnie). W tym czasie liczba tzw. złych kredytów (czyli nie spłacanych) spadła o jedną czwartą. Aż cztery banki (Pekao SA, PKO BP, BPH i Raiffeisen Bank) z grupy największych, które ocenialiśmy w tegorocznym rankingu, osiągnęły najwyższe zyski w historii. Obniżenie podatku (z 27 proc. do 19 proc.), a także zmniejszenie obowiązkowych rezerw, które banki muszą odprowadzać do NBP, uczyniły polski rynek bardzo atrakcyjnym dla zagranicznych grup bankowych. Ma on, co zauważyli wszyscy zagraniczni inwestorzy, największy potencjał wzrostu w regionie.
Rynek bez dna
Przygotowania do walki o polski rynek, podejmowane w siedzibach UniCredito Italiano, HypoVereinsbanku czy Commerzbanku, wynikają z prostych kalkulacji. Zaledwie 45 proc. dorosłych Polaków ma konta osobiste w bankach (w Europie Zachodniej - 90 proc.). Na dodatek Polacy jako społeczeństwo na dorobku będą się zadłużać. Z roku na rok pożyczamy coraz więcej: wartość kredytów wzrosła z 82,9 mld zł pod koniec 2003 r. do 93,4 mld zł pod koniec września 2004 r. Kolejnym obszarem, gdzie można dużo zarobić, jest u nas rynek nieruchomości. W Polsce brakuje ponad 1,5 mln mieszkań. Dlatego zyskują banki, które agresywnie działają na rynku kredytów mieszkaniowych, takie jak PKO BP, BPH PBK i Pekao SA. Dwa pierwsze preferują kredyty udzielane w walutach obcych, Pekao SA postawił zaś na pożyczki w złotych. - Zdejmujemy w ten sposób z siebie, a przede wszystkim z klientów, ryzyko niekorzystnych zmian kursowych. Tzw. kredyty dewizowe są już ewenementem na rozwiniętych rynkach - tłumaczy Jan Krzysztof Bielecki.
W staraniach o kredyty państwo coraz częściej przegrywa z firmami oraz klientami indywidualnymi (choć to właśnie państwo nadal gwarantuje bankom bezpieczny zysk).
- Jesteśmy bankiem środka rynku: specjalizujemy się w obsłudze średnich i mniejszych przedsiębiorstw oraz polskiej klasy średniej - tłumaczy Piotr Czarnecki, prezes Raiffeisen Bank Polska, który zwyciężył w tegorocznym zestawieniu "Wprost". Jego zarząd, zamiast inwestować w obligacje rządu, udzielił o połowę więcej kredytów niż w 2003 r. małym i średnim podmiotom gospodarczym. Raiffeisen zarobił w 2004 r. 165 mln zł; o 90 proc. więcej niż rok wcześniej. I w ten sposób osiągnął najwyższą stopę zwrotu z kapitału (przyniósł on bankowi relatywnie najwyższe zyski). - W tym roku bardziej niż dotychczas na sektor małych przedsiębiorstw otworzą się pozostałe banki - uważa prezes Bielecki. Bardzo dobry ubiegłoroczny wynik kierowanej przez niego grupy Pekao SA to zasługa utrzymywania niskich kosztów i dobrych wyników spółek zależnych: Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych Pioneer Pekao czy też Centralnego Domu Maklerskiego Pekao SA. Procentowało włączenie Pioneera, największego towarzystwa funduszy inwestycyjnych w Polsce, do grupy Pekao. Dzięki temu pieniądze, które w innych bankach odpłynęły z lokat na zawsze, w wypadku Pekao w większości zostały w tej grupie (w ubiegłym roku aktywa funduszy wzrosły o 2,9 mld zł).
Amerykański standard
- Znakomite wyniki polskich banków to nie tylko efekt zmniejszania podatków i zmiany sposobu księgowania rezerw - uważa Bielecki. To także rezultat trwającej od kilku lat restrukturyzacji sektora bankowego. W 2004 r. banki nadal zwalniały pracowników, a trzeba pamiętać, że koszty pracownicze to ponad połowa wszystkich ich kosztów. W 2004 r. z pracy w bankowości odeszło 1400 osób (obecne zatrudnienie w tym sektorze to około 120 tys. osób, w 1999 r. było o 55 tys. wyższe). - Po zmianach polegających m.in. na przybliżeniu placówek bankowych do klientów przestaliśmy oddawać rynek konkurentom - tłumaczy Andrzej Podsiadło, prezes PKO BP (drugie miejsce w rankingu). - To dzięki restrukturyzacji po raz pierwszy w historii nasz zysk brutto przekroczył miliard złotych - mówi Józef Wancer, prezes Banku BPH. Jacek Kseń, prezes Banku Zachodniego WBK, zwraca uwagę na to, że restrukturyzacja przyniosła korzyści nie tylko klientom, ale też - po raz pierwszy od lat - właścicielom. Akcjonariusze jego banku dostali w tym roku dywidendę w wysokości nie 20 proc. zysku, jak dotychczas, lecz 40 proc. Polski rynek bankowy coraz bardziej zaczyna przypominać amerykański, gdzie akcjonariusze (czyli właściciele) nie mają cierpliwości dla nieudolnych prezesów. W ostatnich dwóch latach posady utracili długoletni prezesi, na przykład Stanisław Pacuk z Kredyt Banku i Cezary Stypułkowski z Banku Handlowego, Maria Wiśniewska z Pekao, a także "cudowne dziecko polskiej bankowości" Wojciech Kostrzewa z BRE Banku. Ten ostatni miał duży kredyt zaufania u niemieckiego właściciela - Commerzbanku, ale i on okazał się niewystarczający wobec złego zarządzania (prowadzony przez niego bank miał jedne z najwyższych kosztów działalności na rynku, sięgały 95 proc. przychodów). Na dodatek Kostrzewa od kilku lat nie miał dobrej ręki do inwestycji. Najlepiej jego pracę ocenił rynek: kiedy 23 listopada 2004 r. ustąpił, kurs akcji BRE wzrósł o 7 proc.
"Niezatapialnym" (15 lat na stanowisku, ale z poparciem politycznym prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego) pozostaje prezes Banku Millennium Bogusław Kott, który jest najlepiej opłacanym polskim menedżerem (z wynagrodzeniem miesięcznym sięgającym nawet 600 tys. zł). - Poprawiliśmy wyniki uzyskane na rynku detalicznym, kilka naszych produktów uznano za najlepsze na rynku - tłumaczy prezes Kott. Jego bank jest jednak ciągle pod kreską. Gdyby nie 292 mln zł, które Bank Millennium zarobił na sprzedaży swoich akcji PZU, miałby w 2004 r. 52 mln zł strat.
- Nasz rynek to wrota do Europy Środkowej. Jeżeli europejscy giganci bankowi chcą się rozwijać, muszą mieć tutaj silną pozycję - komentuje Rafał Antczak, ekspert CASE.
- Teraz wygrywają ci, którzy dostrzegli to na początku lat 90., gdy polski rynek bankowy otworzył się na zagranicznych inwestorów - dodaje Jan Krzysztof Bielecki. Ale w ciągu kilku najbliższych lat ta dość komfortowa sytuacja się zmieni, na polskim rynku pojawi się jeszcze kilku silnych światowych graczy bankowych.
Fot. Z. Furman (K. Bielecki); K. Pacuła (P. Czarnecki); M. Stelmach (A. Podsiadło)
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.