W Wielkiej Brytanii traktat konstytucyjny został poddany druzgocącej krytyce Zwolennicy ratyfikacji traktatu konstytucyjnego stosują perfidną propagandę, stawiając znak równości między tym dokumentem a akceptacją naszej przynależności do Unii Europejskiej. Jesteśmy chyba jedynym krajem UE, w którym używa się tego argumentu zamiast rzeczowej dyskusji umożliwiającej zapoznanie się społeczeństwa z przedmiotem przyszłego referendum. Kuriozalne jest straszenie nas, że jeśli odrzucimy traktat, wystawimy się na pośmiewisko i niechęć Europy.
Europa nie jest pojęciem abstrakcyjnym ani tym bardziej hasłem propagandowym, jest zbiorem państw i narodów mniej lub bardziej z sobą zaprzyjaźnionych, mających własną tożsamość, tradycje i interesy. Jeśli Europą mamy nazywać Brukselę, Luksemburg, Paryż i Berlin, a resztę uznać za nieważną, musimy się zgodzić, że nie mamy do czynienia z unią równoprawnych państw, ale z tworem imperialnym, w którym silniejsi i bogatsi narzucają wolę słabszym. Przyjmując ten punkt widzenia, powinniśmy się oczywiście poddać zapisom konstytucji europejskiej jako państwo stojące na przegranej pozycji. I wtedy nie będą się z nas śmiać, ale też nie będą nas szanować. Czy będą nas lubić? To akurat nie zależy od paragrafów.
Wyuzdana biurokracja
W publikowanych ostatnio artykułach i analizach zdecydowana większość zwolenników konstytucji europejskiej wykazuje niewielką znajomość jej przepisów, używając ogólnikowych stwierdzeń i sloganów. Mogę zrozumieć, że polski przekład traktatu jest bełkotliwy i pełen błędów, ale są dostępne teksty w innych, znanych ogólnie językach i nic nie stoi na przeszkodzie, by z nich skorzystać. Andrzej Olechowski stwierdził na przykład (na łamach "Rzeczpospolitej"), że dzięki konstytucji unia stanie się bardziej uporządkowana i przejrzysta niż obecnie - bardziej poukładana. Łatwiej będzie koncentrować energię na zadaniach stanowiących sedno unijnego wysiłku. To zdanie nie znaczy absolutnie nic. Równie dobrze autor mógłby napisać: konstytucja jest grzeczna, dobra i kochana.
Na Zachodzie, a przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, traktat konstytucyjny został poddany krytycznej analizie. W wypadku Wielkiej Brytanii ta krytyka jest druzgocąca. Podważa nawet filozoficzne podstawy otwierającej konstytucję karty praw.
Aby nie być posądzona o skrajność, posłużę się analizą przeprowadzoną w połowie ubiegłego roku przez profesora Rolanda Vaubela, wybitnego ekonomisty niemieckiego, doradcy w rządzie RFN, wykładowcy na uczelniach niemieckich i zagranicznych. Niemcy, jak wiadomo, są jedną z dwóch potęg ekonomicznych UE, a tamtejsze społeczeństwo opowiada się za traktatem konstytucyjnym, zatem nie można go posądzić o skrajny eurosceptycyzm. Na łamach gazety "Die Welt" prof. Vaubel przedstawia siedem podstawowych zastrzeżeń wobec konstytucji europejskiej, a towarzyszący jej przedrukowi (z wyjątkiem całej papki złożonej z wzniosłych życzeń i szczegółowych przepisów) specjalny dodatek gazety nosi znamienny tytuł "Wyuzdana biurokracja".
Warto skupić się na tej wyuzdanej biurokracji, która - zdaniem Andrzeja Olechowskiego - powoduje, że "unia jest bardziej uporządkowana". Zacznijmy zatem od głównego komentarza "Die Welt". Jego autor Roger Kšppel pisze m.in.: "Unia Europejska, aczkolwiek stan faktyczny jest w Brukseli w miarę możliwości zamydlany, stała się z prawnego punktu widzenia państwem". Kšppel wskazuje dalej, że konstytucja europejska nadaje UE osobowość prawną i wzmacnia kompetencje centrali, ale traktat nie określa jasno, w którym momencie te kompetencje się kończą. Unia Europejska może rozszerzać działanie swego prawa na kraje członkowskie, nie zwracając uwagi na ich prawo wewnętrzne we wszystkich dziedzinach - od polityki zagranicznej do określania płacy minimalnej, od obowiązku sprawiedliwości socjalnej aż po ochronę moralnej i cielesnej integralności sportowców.
Cały traktat jest aktem samouwolnienia się i rozpasania biurokracji i otwiera jej drogę do pełnej swobody decyzji i wymuszania ich realizacji - stwierdza komentator.
Z góry w dół
Przejdźmy teraz do analizy traktatu przeprowadzonej przez prof. Vaubela. Jego zdaniem, UE, otrzymując dzięki traktatowi konstytucyjnemu tak wiele kompetencji, nie będzie działać na zasadach wzajemności ani w dziedzinie gospodarczej, ani socjalnej. Są to kompetencje jednokierunkowe, z góry w dół. Brak efektu odwrotnego powoduje wzrost władzy centralnej i państwa europejskiego. W ten sposób zasada subsydiaryzmu, czyli polityki bliskiej obywatelom, została poważnie naruszona.
Parlamenty państw członkowskich utracą wszelką kontrolę nad kompetencjami Brukseli, ponieważ mają minimalne pole manewru. Mogą zmienić lub odrzucić dyrektywę jedynie na wniosek konferencji międzyrządowej, ale musi on być przyjęty jednogłośnie. Trudno sobie wyobrazić taką zgodność w rodzinie państw, gdzie każdy myśli o własnych interesach i gdzie solidarność jest pustym sloganem. Prof. Vaubel krytykuje też wprowadzenie zasady przyjmowania decyzji kwalifikowaną większością głosów w 47 przypadkach. Z tego punktu widzenia - dodajmy - Polska, godząc się na system podwójnego liczenia głosów, postawiła się w sytuacji żebraka, który będzie gorączkowo zbierał i liczył głosy ewentualnych sojuszników w sprawach istotnych (m.in. związanych z polityką gospodarczą, podatkową, socjalną, prawną i międzynarodową). Często - obawiam się - z miernym skutkiem.
Centralne sterowanie
Konstytucja ułatwia interwencje centrali w polityce przemysłowej, co - zdaniem Vaubela - osłabi konkurencyjność. Więcej, w polityce finansowej Rada Europejska kwalifikowaną większością głosów może podjąć decyzje nawet wbrew woli Europejskiego Banku Centralnego. W ten sposób rada może decydować o podniesieniu lub obniżeniu przez EBC stóp procentowych. Jest to ewidentne osłabienie kompetencji banku, ponieważ będzie on traktowany jak inne organy UE.
Konstytucja europejska nie tylko umożliwia głęboką ingerencję centrali w politykę finansową państw członkowskich, daje jej też pełną swobodę decyzji w kwestii porządku socjalnego. W ten sposób centrala uzurpuje sobie prawo do regulacji stosunku państwa i przedsiębiorstw do pracowników, m.in. w dziedzinie ochrony przed nieuzasadnionym zwolnieniem z pracy. Nie trzeba wielkiej wyobraźni politycznej, by dostrzec realne zagrożenia dla suwerenności państw członkowskich wypływające z ciągłej penetracji ich poczynań, uchwalanych ustaw i decyzji gospodarczych.
Osłabić NATO
Co się tyczy wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, zapisy konstytucyjne można by nazwać wielkim zadęciem przy małych możliwościach. Powołanie ministra spraw zagranicznych UE nie zmieni tego, że Europa będzie w najbliższych latach, a może nawet dziesięcioleciach, niezdolna do samodzielnego działania militarnego na świecie i będzie zdana - do czego zresztą się przyzwyczaiła - na pomoc i wsparcie Stanów Zjednoczonych i innych sojuszników transatlantyckich. Na polu politycznym zaś Europa musi być stałym oponentem USA. Skutki muszą być opłakane nie tylko dla Europy, ale i dla świata. Taki projekt powinien być postrzegany jako próba osłabienia NATO. Tymczasem Pakt Północnoatlantycki jest jako system obronny nieporównanie lepszy niż jakikolwiek system obronny UE. Poza tym warto się zastanowić, czy chcemy, aby Bruksela albo grupa państw unii dyktowała nam, z kim mamy się przyjaźnić i kogo uważać za sojusznika, a z kim zerwać stosunki. Znów zacytuję profesora Vaubela: w Unii Europejskiej nie ma naturalnego systemu koordynującego jej działania. Kiedy dwa duże państwa się namówią, trzecie będzie miało się z pyszna.
Akademia nowego człowieka
Już nie jest takie pewne, że traktat konstytucyjny zostanie przyjęty przez aklamację. We Francji rośnie liczba eurosceptyków, którzy zapowiadają, iż w referendum zagłosują przeciw traktatowi. To nie paradoks, lecz lęk przed dominacją prawa brukselskiego nad prawem francuskim - zarówno w dziedzinie socjalnej, jak i gospodarczej. Francuzi są dumni ze swojego centralistycznego systemu rządzenia i własny etatyzm przedkładają nad centralizm unijny. Czują się coraz bardziej zagrożeni w swojej niezależności i boją się naruszenia własnej konstytucji. Paradoks tkwi jedynie w tym, że to Francuzi przyrządzili nam ten pasztet, a teraz uznali, że nie wszystkie jego składniki nadają się do jedzenia.
Dla nas konstytucja europejska jest niekorzystna, ponieważ wprowadza rządy rozpasanej biurokracji, która nie ma kresu. Ledwo uwolniliśmy się z pęt innej, komunistycznej biurokracji, a już nęka nas nowa, europejska. Niezależnie jednak od tego, jakie będziemy jej dodawać przymiotniki, biurokracja pozostaje biurokracją i jest w stanie uregulować wszystko, z życiem intymnym włącznie. Musi się tylko postarać. Wmawianie polskiemu społeczeństwu, że konstytucja europejska jest wielkim krokiem na drodze do zjednoczenia kontynentu i że od niej zależy przyszłość jego mieszkańców, jest potężnym nadużyciem, polityczną manipulacją i partyjnym egoizmem. Jest krokiem naprzód w budowie imperialnej Europy, w której będziemy odgrywać zdecydowanie poślednią rolę.
Lewica chce za pomocą dokumentu, którego sama nie zna, ratować swój wizerunek. Ale to lewicowi politycy wiedzą na pewno bez wnikliwej lektury traktatu - zamiast wspólnoty wartości zbuduje on gigantyczną, powszechną akademię wychowywania obywateli. Po prostu tworzenia nowego człowieka, bo istniejący nie bardzo nadaje się do osiągania celów, ku którym zmierza UE. Dla lewicy wszelkich odcieni nie ma nic bardziej pociągającego niż nowy człowiek - odcięty od korzeni, ograniczony, niesamodzielny i posłuszny. Iunctim, według którego wymyślono sobie w Polsce połączenie wyborów z referendum konstytucyjnym: kto będzie za konstytucją, zagłosuje na lewicę, działa raczej w odwrotną stronę. Kto będzie za lewicą i jej konstruktywizmem w traktowaniu ludzi, poprze konstytucję. Niech nas wtedy Bóg ma w swojej opiece, bo będziemy bardzo niedaleko od popychania w stronę euroentuzjazmu siłą.
Wyuzdana biurokracja
W publikowanych ostatnio artykułach i analizach zdecydowana większość zwolenników konstytucji europejskiej wykazuje niewielką znajomość jej przepisów, używając ogólnikowych stwierdzeń i sloganów. Mogę zrozumieć, że polski przekład traktatu jest bełkotliwy i pełen błędów, ale są dostępne teksty w innych, znanych ogólnie językach i nic nie stoi na przeszkodzie, by z nich skorzystać. Andrzej Olechowski stwierdził na przykład (na łamach "Rzeczpospolitej"), że dzięki konstytucji unia stanie się bardziej uporządkowana i przejrzysta niż obecnie - bardziej poukładana. Łatwiej będzie koncentrować energię na zadaniach stanowiących sedno unijnego wysiłku. To zdanie nie znaczy absolutnie nic. Równie dobrze autor mógłby napisać: konstytucja jest grzeczna, dobra i kochana.
Na Zachodzie, a przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, traktat konstytucyjny został poddany krytycznej analizie. W wypadku Wielkiej Brytanii ta krytyka jest druzgocąca. Podważa nawet filozoficzne podstawy otwierającej konstytucję karty praw.
Aby nie być posądzona o skrajność, posłużę się analizą przeprowadzoną w połowie ubiegłego roku przez profesora Rolanda Vaubela, wybitnego ekonomisty niemieckiego, doradcy w rządzie RFN, wykładowcy na uczelniach niemieckich i zagranicznych. Niemcy, jak wiadomo, są jedną z dwóch potęg ekonomicznych UE, a tamtejsze społeczeństwo opowiada się za traktatem konstytucyjnym, zatem nie można go posądzić o skrajny eurosceptycyzm. Na łamach gazety "Die Welt" prof. Vaubel przedstawia siedem podstawowych zastrzeżeń wobec konstytucji europejskiej, a towarzyszący jej przedrukowi (z wyjątkiem całej papki złożonej z wzniosłych życzeń i szczegółowych przepisów) specjalny dodatek gazety nosi znamienny tytuł "Wyuzdana biurokracja".
Warto skupić się na tej wyuzdanej biurokracji, która - zdaniem Andrzeja Olechowskiego - powoduje, że "unia jest bardziej uporządkowana". Zacznijmy zatem od głównego komentarza "Die Welt". Jego autor Roger Kšppel pisze m.in.: "Unia Europejska, aczkolwiek stan faktyczny jest w Brukseli w miarę możliwości zamydlany, stała się z prawnego punktu widzenia państwem". Kšppel wskazuje dalej, że konstytucja europejska nadaje UE osobowość prawną i wzmacnia kompetencje centrali, ale traktat nie określa jasno, w którym momencie te kompetencje się kończą. Unia Europejska może rozszerzać działanie swego prawa na kraje członkowskie, nie zwracając uwagi na ich prawo wewnętrzne we wszystkich dziedzinach - od polityki zagranicznej do określania płacy minimalnej, od obowiązku sprawiedliwości socjalnej aż po ochronę moralnej i cielesnej integralności sportowców.
Cały traktat jest aktem samouwolnienia się i rozpasania biurokracji i otwiera jej drogę do pełnej swobody decyzji i wymuszania ich realizacji - stwierdza komentator.
Z góry w dół
Przejdźmy teraz do analizy traktatu przeprowadzonej przez prof. Vaubela. Jego zdaniem, UE, otrzymując dzięki traktatowi konstytucyjnemu tak wiele kompetencji, nie będzie działać na zasadach wzajemności ani w dziedzinie gospodarczej, ani socjalnej. Są to kompetencje jednokierunkowe, z góry w dół. Brak efektu odwrotnego powoduje wzrost władzy centralnej i państwa europejskiego. W ten sposób zasada subsydiaryzmu, czyli polityki bliskiej obywatelom, została poważnie naruszona.
Parlamenty państw członkowskich utracą wszelką kontrolę nad kompetencjami Brukseli, ponieważ mają minimalne pole manewru. Mogą zmienić lub odrzucić dyrektywę jedynie na wniosek konferencji międzyrządowej, ale musi on być przyjęty jednogłośnie. Trudno sobie wyobrazić taką zgodność w rodzinie państw, gdzie każdy myśli o własnych interesach i gdzie solidarność jest pustym sloganem. Prof. Vaubel krytykuje też wprowadzenie zasady przyjmowania decyzji kwalifikowaną większością głosów w 47 przypadkach. Z tego punktu widzenia - dodajmy - Polska, godząc się na system podwójnego liczenia głosów, postawiła się w sytuacji żebraka, który będzie gorączkowo zbierał i liczył głosy ewentualnych sojuszników w sprawach istotnych (m.in. związanych z polityką gospodarczą, podatkową, socjalną, prawną i międzynarodową). Często - obawiam się - z miernym skutkiem.
Centralne sterowanie
Konstytucja ułatwia interwencje centrali w polityce przemysłowej, co - zdaniem Vaubela - osłabi konkurencyjność. Więcej, w polityce finansowej Rada Europejska kwalifikowaną większością głosów może podjąć decyzje nawet wbrew woli Europejskiego Banku Centralnego. W ten sposób rada może decydować o podniesieniu lub obniżeniu przez EBC stóp procentowych. Jest to ewidentne osłabienie kompetencji banku, ponieważ będzie on traktowany jak inne organy UE.
Konstytucja europejska nie tylko umożliwia głęboką ingerencję centrali w politykę finansową państw członkowskich, daje jej też pełną swobodę decyzji w kwestii porządku socjalnego. W ten sposób centrala uzurpuje sobie prawo do regulacji stosunku państwa i przedsiębiorstw do pracowników, m.in. w dziedzinie ochrony przed nieuzasadnionym zwolnieniem z pracy. Nie trzeba wielkiej wyobraźni politycznej, by dostrzec realne zagrożenia dla suwerenności państw członkowskich wypływające z ciągłej penetracji ich poczynań, uchwalanych ustaw i decyzji gospodarczych.
Osłabić NATO
Co się tyczy wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, zapisy konstytucyjne można by nazwać wielkim zadęciem przy małych możliwościach. Powołanie ministra spraw zagranicznych UE nie zmieni tego, że Europa będzie w najbliższych latach, a może nawet dziesięcioleciach, niezdolna do samodzielnego działania militarnego na świecie i będzie zdana - do czego zresztą się przyzwyczaiła - na pomoc i wsparcie Stanów Zjednoczonych i innych sojuszników transatlantyckich. Na polu politycznym zaś Europa musi być stałym oponentem USA. Skutki muszą być opłakane nie tylko dla Europy, ale i dla świata. Taki projekt powinien być postrzegany jako próba osłabienia NATO. Tymczasem Pakt Północnoatlantycki jest jako system obronny nieporównanie lepszy niż jakikolwiek system obronny UE. Poza tym warto się zastanowić, czy chcemy, aby Bruksela albo grupa państw unii dyktowała nam, z kim mamy się przyjaźnić i kogo uważać za sojusznika, a z kim zerwać stosunki. Znów zacytuję profesora Vaubela: w Unii Europejskiej nie ma naturalnego systemu koordynującego jej działania. Kiedy dwa duże państwa się namówią, trzecie będzie miało się z pyszna.
Akademia nowego człowieka
Już nie jest takie pewne, że traktat konstytucyjny zostanie przyjęty przez aklamację. We Francji rośnie liczba eurosceptyków, którzy zapowiadają, iż w referendum zagłosują przeciw traktatowi. To nie paradoks, lecz lęk przed dominacją prawa brukselskiego nad prawem francuskim - zarówno w dziedzinie socjalnej, jak i gospodarczej. Francuzi są dumni ze swojego centralistycznego systemu rządzenia i własny etatyzm przedkładają nad centralizm unijny. Czują się coraz bardziej zagrożeni w swojej niezależności i boją się naruszenia własnej konstytucji. Paradoks tkwi jedynie w tym, że to Francuzi przyrządzili nam ten pasztet, a teraz uznali, że nie wszystkie jego składniki nadają się do jedzenia.
Dla nas konstytucja europejska jest niekorzystna, ponieważ wprowadza rządy rozpasanej biurokracji, która nie ma kresu. Ledwo uwolniliśmy się z pęt innej, komunistycznej biurokracji, a już nęka nas nowa, europejska. Niezależnie jednak od tego, jakie będziemy jej dodawać przymiotniki, biurokracja pozostaje biurokracją i jest w stanie uregulować wszystko, z życiem intymnym włącznie. Musi się tylko postarać. Wmawianie polskiemu społeczeństwu, że konstytucja europejska jest wielkim krokiem na drodze do zjednoczenia kontynentu i że od niej zależy przyszłość jego mieszkańców, jest potężnym nadużyciem, polityczną manipulacją i partyjnym egoizmem. Jest krokiem naprzód w budowie imperialnej Europy, w której będziemy odgrywać zdecydowanie poślednią rolę.
Lewica chce za pomocą dokumentu, którego sama nie zna, ratować swój wizerunek. Ale to lewicowi politycy wiedzą na pewno bez wnikliwej lektury traktatu - zamiast wspólnoty wartości zbuduje on gigantyczną, powszechną akademię wychowywania obywateli. Po prostu tworzenia nowego człowieka, bo istniejący nie bardzo nadaje się do osiągania celów, ku którym zmierza UE. Dla lewicy wszelkich odcieni nie ma nic bardziej pociągającego niż nowy człowiek - odcięty od korzeni, ograniczony, niesamodzielny i posłuszny. Iunctim, według którego wymyślono sobie w Polsce połączenie wyborów z referendum konstytucyjnym: kto będzie za konstytucją, zagłosuje na lewicę, działa raczej w odwrotną stronę. Kto będzie za lewicą i jej konstruktywizmem w traktowaniu ludzi, poprze konstytucję. Niech nas wtedy Bóg ma w swojej opiece, bo będziemy bardzo niedaleko od popychania w stronę euroentuzjazmu siłą.
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.