Przyczyną porażek twórców jest przecenianie talentu i niedocenianie ciężkiej pracy oraz warsztatu - twierdzi John Irving Sławny, bogaty, uwielbiany przez czytelników i szanowany przez krytykę literacką - taki chciałby być każdy pisarz. I taki jest John Irving, dziś 63-letni amerykański twórca. Najlepiej świadczy o Irvingu to, że od lat jest pupilem kapryśnego Hollywood.
Przychylność fabryki snów zaczęła się od ekranizacji powieści "Świat według Garpa" z Robinem Williamsem - inteligentnej kpiny z feminizmu i życia amerykańskiego kampusu. Hollywood kocha pisarza za tragikomiczne ujęcie problemów seksu i wszelkich mód intelektualnych. Do polskich kin wchodzi właśnie piąta adaptacja powieści Irvinga. "Drzwi w podłodze" (na podstawie "Jednorocznej wdowy") z Kim Basinger i Jeffem Bridgesem w reżyserii Toda Williamsa. Właściwie jest to ekranizacja jednej trzeciej wielowątkowej powieści o poplątanych losach pisarskiej rodziny w Ameryce.
Tragifarsa z seksem w tle
Wszystkie postacie Irvinga, nie tylko bohaterowie "Jednorocznej wdowy", cierpią na psychiczne lub fizyczne skazy, mają kłopoty z własnymi emocjami, żyją w cieniu mrocznej przeszłości. Dramat (często tragifarsa) postaci Irvinga nadaje tajemniczy ton jego powieściom. Jest w nich coś z okrutnej ironii amerykańskich pisarzy Williama Styrona i Flannery OŐConnor oraz z tajemniczości europejskich mistrzów w rodzaju Hermanna Hessego, Hermanna Brocha i Gźntera Grassa. A do tego dochodzi gorzkie poczucie humoru rodem z kampusowej literatury angielskiej w rodzaju "Jima szczęściarza" Kingsleya Amisa. Niestety, film Toda Williamsa nawet w części nie oddaje klimatu powieści Irvinga. Co więcej, losy bohaterów są niezrozumiałe i nielogiczne dla widza, który nie zna powieściowego pierwowzoru. Postać pięknej Marion, w którą wciela się wciąż bardzo zmysłowa Kim Basinger, bardziej przypomina bezwolną mimozę niż kobietę decydującą się porzucić czteroletnie dziecko i dotychczasowe życie, która wcześniej przez całe lato uprawia namiętny seks z szesnastolatkiem. W adaptacji Williamsa nie ma w ogóle irvingowskiego poczucia humoru - ten film jest po prostu melodramatem.
"Drzwi w podłodze" to nie pierwsza nieudana próba przeniesienia prozy Irvinga na ekran. Wystarczy wspomnieć film "Simon Birch" (1998 r.) Marka S. Johnsona - na podstawie "Modlitwy za Owena". Z prozą Irvinga przegrał też Tony Richardson, który zekranizował "Hotel New Hampshire" (1984). Może Irving powinien - śladami Stephena Kinga - zaprzyjaźnić się z telewizją, bo jego skomplikowane i wielowątkowe powieści idealnie pasują na seriale?
Uciekinier z Europy
Literacka biografia Irvinga powinna być obowiązkową lekturą dla europejskich pisarzy. Bo Irving - co sam wielokrotnie podkreślał - czuje się bardzo związany z europejską tradycją literacką, a jednocześnie potrafił przekroczyć wszystkie jej ograniczenia: niewyraziste postacie, mętność narracji, egzaltację czy psychologiczną łatwiznę. - W młodości pochłaniałem tony książek, ale nigdy nie lubiłem literatury amerykańskiej i jej czołowych postaci w rodzaju Hemingwaya, Faulknera czy F. Scotta Fitzgeralda - opowiada Irving. I deklaruje się jako miłośnik wiktoriańskich powieści oraz takich europejskich pisarzy, jak Charles Dickens i Graham Greene.
Irving mawia o sobie, że jest staroświeckim pisarzem. - Piszę XIX-wieczne powieści, w których zawsze obowiązywało wiele reguł. Wierzę w dobrą intrygę, rozwój postaci, w efekt upływającego czasu. Po prostu wierzę w dobrą historię - lepszą nawet od tych, które znajdujemy dziś w gazetach - wyznaje John Irving.
Najbardziej europejski pisarz amerykański - mówią o Irvingu krytycy. Nic dziwnego, że autor "Świata według Garpa" w Niemczech sprzedaje więcej swoich książek niż łącznie w USA i Kanadzie. Jednocześnie wie, jak zdobyć amerykańskiego czytelnika. Po tym, jak jego trzy pierwsze książki nie odniosły sukcesu, napisał powieść z myślą o ekranizacji - "Świat według Garpa". I rzeczywiście, po tym filmie Amerykanie zwrócili uwagę na pisarza. Ukoronowaniem jego kariery w kinie był Oscar za scenariusz (który powstawał czternaście lat!) do filmu "Wbrew regułom", na podstawie powieści "Regulamin tłoczni win".
Siłą powieści Irvinga są wątki autobiograficzne. Opisuje on New Hampshire, gdzie się urodził, Exeter - miasto dzieciństwa, przywołuje dziadka - pioniera amerykańskiego położnictwa. Wreszcie, w powieściach Irvinga bardzo często pojawia się Wiedeń, w którym pisarz jest częstym gościem i gdzie w latach 60. studiował pod okiem literackiego idola - Gźntera Grassa.
John Irving twierdzi, że nie miał ciekawego życia (dwie żony, trzech synów), a wszystko zawdzięcza ciężkiej pracy. I fascynacji zapasami, który to sport nauczył go waleczności. Lubi powtarzać, że w jego życiu liczą się writing and wrestling, czyli pisanie i zapasy - przez wiele lat sam był trenerem. Twierdzi, że przyczyną wielu porażek jest przecenianie talentu i niedocenianie ciężkiej pracy oraz warsztatu. - Mając dysleksję i marną formę fizyczną, wiedziałem, że nie jestem ani urodzonym pisarzem, ani zapaśnikiem. Wziąłem swój brak talentu na serio. Skoro byłem słaby, musiałem się z tego podnieść - opowiada pisarz.
Tragifarsa z seksem w tle
Wszystkie postacie Irvinga, nie tylko bohaterowie "Jednorocznej wdowy", cierpią na psychiczne lub fizyczne skazy, mają kłopoty z własnymi emocjami, żyją w cieniu mrocznej przeszłości. Dramat (często tragifarsa) postaci Irvinga nadaje tajemniczy ton jego powieściom. Jest w nich coś z okrutnej ironii amerykańskich pisarzy Williama Styrona i Flannery OŐConnor oraz z tajemniczości europejskich mistrzów w rodzaju Hermanna Hessego, Hermanna Brocha i Gźntera Grassa. A do tego dochodzi gorzkie poczucie humoru rodem z kampusowej literatury angielskiej w rodzaju "Jima szczęściarza" Kingsleya Amisa. Niestety, film Toda Williamsa nawet w części nie oddaje klimatu powieści Irvinga. Co więcej, losy bohaterów są niezrozumiałe i nielogiczne dla widza, który nie zna powieściowego pierwowzoru. Postać pięknej Marion, w którą wciela się wciąż bardzo zmysłowa Kim Basinger, bardziej przypomina bezwolną mimozę niż kobietę decydującą się porzucić czteroletnie dziecko i dotychczasowe życie, która wcześniej przez całe lato uprawia namiętny seks z szesnastolatkiem. W adaptacji Williamsa nie ma w ogóle irvingowskiego poczucia humoru - ten film jest po prostu melodramatem.
"Drzwi w podłodze" to nie pierwsza nieudana próba przeniesienia prozy Irvinga na ekran. Wystarczy wspomnieć film "Simon Birch" (1998 r.) Marka S. Johnsona - na podstawie "Modlitwy za Owena". Z prozą Irvinga przegrał też Tony Richardson, który zekranizował "Hotel New Hampshire" (1984). Może Irving powinien - śladami Stephena Kinga - zaprzyjaźnić się z telewizją, bo jego skomplikowane i wielowątkowe powieści idealnie pasują na seriale?
Uciekinier z Europy
Literacka biografia Irvinga powinna być obowiązkową lekturą dla europejskich pisarzy. Bo Irving - co sam wielokrotnie podkreślał - czuje się bardzo związany z europejską tradycją literacką, a jednocześnie potrafił przekroczyć wszystkie jej ograniczenia: niewyraziste postacie, mętność narracji, egzaltację czy psychologiczną łatwiznę. - W młodości pochłaniałem tony książek, ale nigdy nie lubiłem literatury amerykańskiej i jej czołowych postaci w rodzaju Hemingwaya, Faulknera czy F. Scotta Fitzgeralda - opowiada Irving. I deklaruje się jako miłośnik wiktoriańskich powieści oraz takich europejskich pisarzy, jak Charles Dickens i Graham Greene.
Irving mawia o sobie, że jest staroświeckim pisarzem. - Piszę XIX-wieczne powieści, w których zawsze obowiązywało wiele reguł. Wierzę w dobrą intrygę, rozwój postaci, w efekt upływającego czasu. Po prostu wierzę w dobrą historię - lepszą nawet od tych, które znajdujemy dziś w gazetach - wyznaje John Irving.
Najbardziej europejski pisarz amerykański - mówią o Irvingu krytycy. Nic dziwnego, że autor "Świata według Garpa" w Niemczech sprzedaje więcej swoich książek niż łącznie w USA i Kanadzie. Jednocześnie wie, jak zdobyć amerykańskiego czytelnika. Po tym, jak jego trzy pierwsze książki nie odniosły sukcesu, napisał powieść z myślą o ekranizacji - "Świat według Garpa". I rzeczywiście, po tym filmie Amerykanie zwrócili uwagę na pisarza. Ukoronowaniem jego kariery w kinie był Oscar za scenariusz (który powstawał czternaście lat!) do filmu "Wbrew regułom", na podstawie powieści "Regulamin tłoczni win".
Siłą powieści Irvinga są wątki autobiograficzne. Opisuje on New Hampshire, gdzie się urodził, Exeter - miasto dzieciństwa, przywołuje dziadka - pioniera amerykańskiego położnictwa. Wreszcie, w powieściach Irvinga bardzo często pojawia się Wiedeń, w którym pisarz jest częstym gościem i gdzie w latach 60. studiował pod okiem literackiego idola - Gźntera Grassa.
John Irving twierdzi, że nie miał ciekawego życia (dwie żony, trzech synów), a wszystko zawdzięcza ciężkiej pracy. I fascynacji zapasami, który to sport nauczył go waleczności. Lubi powtarzać, że w jego życiu liczą się writing and wrestling, czyli pisanie i zapasy - przez wiele lat sam był trenerem. Twierdzi, że przyczyną wielu porażek jest przecenianie talentu i niedocenianie ciężkiej pracy oraz warsztatu. - Mając dysleksję i marną formę fizyczną, wiedziałem, że nie jestem ani urodzonym pisarzem, ani zapaśnikiem. Wziąłem swój brak talentu na serio. Skoro byłem słaby, musiałem się z tego podnieść - opowiada pisarz.
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.