III RP była postpeerelem, od konstytucji począwszy,a na systemie sprawowania władzy skończywszy Długotrwały wiatr, wiejący od rana do wieczora przez kilka dni, ma potworny wpływ na psychikę ludzi. Jedni wpadają w szał, stają się agresywni jak rottweiler, innych depresja może doprowadzić do samobójstwa. Podobne skutki wywołuje długotrwały wiatr historii, w czasie którego jednym "rosną skrzydła jak ptakom, a trzęsą się portki pętakom". Konstanty Ildefons G., autor słynnego wiersza, pominął tę smutną grupę, raczej niewielką, której mózg, gdy wieje wiatr historii, odmawia posłuszeństwa.
Aktywność ludzi niezrównoważonych wzrasta w momentach przełomowych w dziejach narodu, co obserwowaliśmy w redakcji wielokrotnie od 1989 r. W tym to czasie przychodziło do redakcji lub pisało listy do naszego tygodnika wiele dziwnych osób. Pewna smutna kobieta odwiedzała nas kilkakrotnie, pokazując zdjęcie zaginionej córki. Twierdziła, że córka została uprowadzona przez Jaruzelskiego, Glempa i Urbana. Według niej, ten dziwny triumwirat porywał młode dziewczyny i zamykał w podwarszawskiej willi, która była domem schadzek dla dygnitarzy. Inna kobieta przychodziła na mój dyżur poselski, informując, że od kilkunastu lat Służba Bezpieczeństwa truje ją gazem. Wpuszcza go bardzo cienkimi rurkami do mieszkania. Nie potrafiła wyjaśnić, z jakiego powodu właśnie ją SB tak prześladuje. Po dłuższej rozmowie poprosiłem ją, by na następne spotkanie przyniosła takie rurki, bo to może ułatwić moją interwencję u ministra spraw wewnętrznych. Od kolegów posłów z Poznania dowiedziałem się, że u nich też była ta biedna kobieta i że też czekają na rurki. Do dzisiaj tych rurek nie otrzymałem.
To smutne i przygnębiające, że dzisiaj, kiedy nieuchronnie kończy się III RP, a wraz z nią kończy się świat Aleksandra Kwaśniewskiego, większość Polaków z odrazą i niesmakiem przygląda się degrengoladzie elit rządzących. Prawdę mówiąc, III RP nie była tak dobra, jak opisują ją apologeci, ani tak zła, jak widzą ją krytycy. Była postpeerelem, od konstytucji począwszy, a na systemie sprawowania władzy skończywszy (vide: "Koniec świata Kwaśniewskiego").
Kolejne przesilenie historyczne, kolejny wiatr historii powodują, że niektórzy wpadają w furię, jakiś obłęd paraliżuje im myślenie i aż strych myśleć, co z tego będzie. W prasie, telewizji, także w radiu widać i słychać niekończącą się polską wersję "Z archiwum X". Oglądam powtórkę "Prosto w oczy" Moniki Olejnik, która rozmawia z przystojnym mężczyzną, do złudzenia przypominającym prezydenta RP. Jegomość ten krzyczy na dziennikarkę, w pewnym momencie zwraca się do mnie i zaprasza na szczerą rozmowę w sądzie. Wynika z tego, że prezydent obraził nas, nazywając ubecką gazetą tylko dlatego, że chciał się ze mną spotkać i szczerze porozmawiać. Żalił się, że ostatnio rozmawiał ze mną 10 lat temu, stąd zapewne ta tęsknota. Gdybym o tym wiedział, przyszedłbym do Pałacu Prezydenckiego bez używania środków przymusu pośredniego. W redakcji zarządziłbym przerwę w obalaniu kolejnych, jak to nazwał Kwaśniewski, wybitnych polskich polityków - od Pawlaka począwszy, a na prezydencie skończywszy. No, może "skończywszy" to nieodpowiednie słowo.
Niestety, moich drogich mutantów z redakcji "Wprost" nie obchodzi, z kim się spotyka główny mutant. Robią swoje, tak jak większość przyzwoitych dziennikarzy, czyli emanują zdobytymi informacjami. Mutant karmiony aferami rośnie - w przeciwieństwie do prezydenta, który topnieje w oczach. Trudno się zatem dziwić, że Pierwszy Obywatel nie zgadza się, by kolejne mutacje Służy Bezpieczeństwa kierowały Polską. Jestem ciekaw, które rządy III RP były mutacją Służby Bezpieczeństwa. Jeżeli z listy polskich rządów wykreślimy te, które obalił "Wprost", to staje się jasne, że emanacją mutacji były te rządy, których tygodnik "Wprost" nie obalał. Tak się dziwnie składa, że były to rządy, w których nie uczestniczyły SLD i PSL. Jako ubek z nominacji prezydenta powiem szczerze, że na szkoleniach w resorcie uczyli nas czegoś innego. Nie wypominając prezydentowi troski, jaką otoczył uposażenia emerytalne byłych funkcjonariuszy policji politycznej, łatwo zauważyć, że lepiej już było. Ale być może ja jestem niedorozwinięty agent i najprostszych spisków nie potrafię rozszyfrować. Może gdybym pił więcej wody, wypił - dajmy na to - litr i dostał skurczu goleni, to może wówczas zmutowałbym Mazowieckiego, Bieleckiego, Suchocką i Buzka, a Polska rosłaby w siłę i ludzie żyli dostatniej.
Niestety, więcej już nic nie napiszę, bo w drzwiach gabinetu stoją płk Gabryel i płk Janecki. Za nimi jacyś pielęgniarze z kaftanem z długimi rękawami. Mówią, że nie jestem pierwszym, po którego przyszli, co mnie uspokaja, bo przyjemniej porozmawiać w Tworkach niż w sądzie. A wiatr historii wieje, że zwariować można.
To smutne i przygnębiające, że dzisiaj, kiedy nieuchronnie kończy się III RP, a wraz z nią kończy się świat Aleksandra Kwaśniewskiego, większość Polaków z odrazą i niesmakiem przygląda się degrengoladzie elit rządzących. Prawdę mówiąc, III RP nie była tak dobra, jak opisują ją apologeci, ani tak zła, jak widzą ją krytycy. Była postpeerelem, od konstytucji począwszy, a na systemie sprawowania władzy skończywszy (vide: "Koniec świata Kwaśniewskiego").
Kolejne przesilenie historyczne, kolejny wiatr historii powodują, że niektórzy wpadają w furię, jakiś obłęd paraliżuje im myślenie i aż strych myśleć, co z tego będzie. W prasie, telewizji, także w radiu widać i słychać niekończącą się polską wersję "Z archiwum X". Oglądam powtórkę "Prosto w oczy" Moniki Olejnik, która rozmawia z przystojnym mężczyzną, do złudzenia przypominającym prezydenta RP. Jegomość ten krzyczy na dziennikarkę, w pewnym momencie zwraca się do mnie i zaprasza na szczerą rozmowę w sądzie. Wynika z tego, że prezydent obraził nas, nazywając ubecką gazetą tylko dlatego, że chciał się ze mną spotkać i szczerze porozmawiać. Żalił się, że ostatnio rozmawiał ze mną 10 lat temu, stąd zapewne ta tęsknota. Gdybym o tym wiedział, przyszedłbym do Pałacu Prezydenckiego bez używania środków przymusu pośredniego. W redakcji zarządziłbym przerwę w obalaniu kolejnych, jak to nazwał Kwaśniewski, wybitnych polskich polityków - od Pawlaka począwszy, a na prezydencie skończywszy. No, może "skończywszy" to nieodpowiednie słowo.
Niestety, moich drogich mutantów z redakcji "Wprost" nie obchodzi, z kim się spotyka główny mutant. Robią swoje, tak jak większość przyzwoitych dziennikarzy, czyli emanują zdobytymi informacjami. Mutant karmiony aferami rośnie - w przeciwieństwie do prezydenta, który topnieje w oczach. Trudno się zatem dziwić, że Pierwszy Obywatel nie zgadza się, by kolejne mutacje Służy Bezpieczeństwa kierowały Polską. Jestem ciekaw, które rządy III RP były mutacją Służby Bezpieczeństwa. Jeżeli z listy polskich rządów wykreślimy te, które obalił "Wprost", to staje się jasne, że emanacją mutacji były te rządy, których tygodnik "Wprost" nie obalał. Tak się dziwnie składa, że były to rządy, w których nie uczestniczyły SLD i PSL. Jako ubek z nominacji prezydenta powiem szczerze, że na szkoleniach w resorcie uczyli nas czegoś innego. Nie wypominając prezydentowi troski, jaką otoczył uposażenia emerytalne byłych funkcjonariuszy policji politycznej, łatwo zauważyć, że lepiej już było. Ale być może ja jestem niedorozwinięty agent i najprostszych spisków nie potrafię rozszyfrować. Może gdybym pił więcej wody, wypił - dajmy na to - litr i dostał skurczu goleni, to może wówczas zmutowałbym Mazowieckiego, Bieleckiego, Suchocką i Buzka, a Polska rosłaby w siłę i ludzie żyli dostatniej.
Niestety, więcej już nic nie napiszę, bo w drzwiach gabinetu stoją płk Gabryel i płk Janecki. Za nimi jacyś pielęgniarze z kaftanem z długimi rękawami. Mówią, że nie jestem pierwszym, po którego przyszli, co mnie uspokaja, bo przyjemniej porozmawiać w Tworkach niż w sądzie. A wiatr historii wieje, że zwariować można.
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.