Gospodarka nierynkowa i pozornie planowa była w istocie podporządkowana zaspokajaniu potrzeb politycznych Gdzie te czasy, proszę Państwa, kiedy towarzysz I sekretarz proklamował kolejny plan roczny czy pięcioletni! Zadania były jasne: wyprodukujemy w tym roku 20 mln ton stali, wydobędziemy 200 mln ton węgla, dostarczymy Związkowi Radzieckiemu za cenne ruble transferowe kolejnych 20 statków z zachodnim wyposażeniem, którego zamówienie uchroniło przed bankructwem duńskie czy francuskie firmy. To były czasy! Teraz rząd, ogłaszając projekt Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007-2013 nie podaje żadnych danych i mami nas jakąś aksjologią, misją, celami strategicznymi i obszarami priorytetowymi! Co nam po takim planie! Co chwilę mowa o monitoringu i ewaluacji, a nic nie ma o produkcji samochodów, ogórków, smalcu itd.
Gospodarka rynkowa zaplanowana
Żarty na bok, proszę Państwa. To dobrze, że rząd zdobył się na przedstawienie dokumentu starającego się odpowiedzieć na pytania wykraczające poza problematykę dnia codziennego. Organa władzy państwowej powinny mieć zdolność do rozszyfrowywania realiów gospodarczych i ich oceny. Powinny dysponować wiedzą o stanie gospodarki, jej zasobach, brakach i sprzecznościach, a także programem działań wspomagających i rokujących makroekonomiczny sukces. Gospodarka rynkowa bynajmniej nie oznacza rezygnacji z analizy i wyboru celów, które warto zrealizować w świetle stanu wiedzy. To właśnie gospodarka scentralizowana, nierynkowa, pozornie planowa, była w istocie gospodarką "na dziś", podporządkowaną zaspokajaniu potrzeb militarnych i politycznych, jak choćby budowa w zachodnich województwach lazaretów obliczonych na "obsługę" frontu w razie wojny z NATO. Była to gospodarka motywowana błędną ideologią, opartą na nienawiści, spychającą na daleki plan zaspokajanie rzeczywistych potrzeb społeczeństwa. W gospodarce rynkowej państwo jest, a przynajmniej powinno być, emanacją społecznej woli wyrażonej przez wyborców. Ci wprawdzie często nie dysponują wiedzą niezbędną do dokonywania racjonalnego wyboru spośród obietnic mniej lub bardziej odpowiedzialnych ugrupowań. Ten prosty fakt uzasadnia istnienie zaplecza studialnego, koncepcyjnego, z jednej strony, ukazującego politykom wyzwania, a z drugiej, granice, w których muszą się poruszać.
Projekt Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007-2013 z wielu punktów widzenia zasługuje na pozytywną ocenę. Odzwierciedla, niekiedy w stopniu niedostatecznym, przekształcenia i wyzwania epoki transformacji i wielkich przemian. Słusznie eksponuje jakościowy, a nie ilościowy aspekt przedsięwzięć. Wskazuje na to, co warunkuje osiągnięcie celów i honorowanie priorytetów. Trafnie podkreślono w nim rolę rozwiązań instytucjonalnych zapewniających realizację zamierzeń. Słusznie uwypuklono konieczność urzeczywistnienia konstytucyjnej zasady pomocniczości państwa, tworzenia warunków dla pozapaństwowych aktorów sceny publicznej. Trafnie postawiono pytanie, co stanie się z polskimi regionami, których przecież dotychczas nie ma.
Suwerenność unijnie osłabiona
Pozytywy planu nie mogą jednak przesłonić wątpliwości i pytań, jakie nasuwa lektura dokumentu. Trudno oprzeć się wrażeniu swoistej sprzeczności między ogólnymi, prorynkowymi deklaracjami ustrojowymi a propozycjami konkretnych ustaleń, eksponującymi rolę aparatu państwowego w zarządzaniu realizacją planu. W wielu miejscach można zauważyć centralistyczno-biurokratyczną orientację autorów, która nawiązuje do sposobu funkcjonowania Unii Europejskiej. Nacisk na podporządkowanie się regułom unii, uzasadniony wprawdzie pozyskiwaniem funduszy, osłabił suwerenność niektórych aspektów planu. Projekt przewiduje zwiększenie uprawnień wojewody jako namiestnika władzy centralnej wobec organów samorządu terytorialnego (punkt 220), choć równocześnie akcentuje konieczność rozwoju samorządności terytorialnej. W wielu miejscach podkreślono znaczenie rozwiązań instytucjonalnych, przy czym nie bardzo wiadomo, czy autorom chodzi o szerokie, ustrojowe rozumienie tego pojęcia, czy o urzędy państwowe.
W głównej kwestii, jaką jest konieczność wzrostu stopy inwestycji, projekt planu jest niejasny. W punkcie 36 z niezrozumiałych powodów przewiduje się spadek stopy inwestycji, by w punkcie 86 wśród najważniejszych wyzwań wymienić jej wzrost. Akcentowana w punkcie 26 konieczność naprawy finansów publicznych nie znalazła się na głównym miejscu. W tym zakresie postulaty zostały sformułowane bardzo ogólnie. Położono natomiast nacisk na realizację programów operacyjnych przez ministerstwa.
Projekt planu prezentuje dobry inwentarz polskich problemów strukturalnych, ale unika wyraźnego opowiedzenia się za zejściem z "trzeciej drogi", która sprowadziła nas na manowce długu publicznego. Autorzy planu nie wyciągają konkretnych wniosków z tego, że jego realizacja za pomocą unijnych funduszy strukturalnych wymaga radykalnego wzrostu udziału pieniędzy krajowych. Wymaga to ostrej sanacji polskich finansów publicznych, a nie ogólnikowych zapowiedzi. Ciekawostką w spisie ekspertyz i autorów jest nieobecność Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów, która opublikowała prawie 50 raportów i analiz dotyczących głównych kwestii polityki gospodarczej.
Żarty na bok, proszę Państwa. To dobrze, że rząd zdobył się na przedstawienie dokumentu starającego się odpowiedzieć na pytania wykraczające poza problematykę dnia codziennego. Organa władzy państwowej powinny mieć zdolność do rozszyfrowywania realiów gospodarczych i ich oceny. Powinny dysponować wiedzą o stanie gospodarki, jej zasobach, brakach i sprzecznościach, a także programem działań wspomagających i rokujących makroekonomiczny sukces. Gospodarka rynkowa bynajmniej nie oznacza rezygnacji z analizy i wyboru celów, które warto zrealizować w świetle stanu wiedzy. To właśnie gospodarka scentralizowana, nierynkowa, pozornie planowa, była w istocie gospodarką "na dziś", podporządkowaną zaspokajaniu potrzeb militarnych i politycznych, jak choćby budowa w zachodnich województwach lazaretów obliczonych na "obsługę" frontu w razie wojny z NATO. Była to gospodarka motywowana błędną ideologią, opartą na nienawiści, spychającą na daleki plan zaspokajanie rzeczywistych potrzeb społeczeństwa. W gospodarce rynkowej państwo jest, a przynajmniej powinno być, emanacją społecznej woli wyrażonej przez wyborców. Ci wprawdzie często nie dysponują wiedzą niezbędną do dokonywania racjonalnego wyboru spośród obietnic mniej lub bardziej odpowiedzialnych ugrupowań. Ten prosty fakt uzasadnia istnienie zaplecza studialnego, koncepcyjnego, z jednej strony, ukazującego politykom wyzwania, a z drugiej, granice, w których muszą się poruszać.
Projekt Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007-2013 z wielu punktów widzenia zasługuje na pozytywną ocenę. Odzwierciedla, niekiedy w stopniu niedostatecznym, przekształcenia i wyzwania epoki transformacji i wielkich przemian. Słusznie eksponuje jakościowy, a nie ilościowy aspekt przedsięwzięć. Wskazuje na to, co warunkuje osiągnięcie celów i honorowanie priorytetów. Trafnie podkreślono w nim rolę rozwiązań instytucjonalnych zapewniających realizację zamierzeń. Słusznie uwypuklono konieczność urzeczywistnienia konstytucyjnej zasady pomocniczości państwa, tworzenia warunków dla pozapaństwowych aktorów sceny publicznej. Trafnie postawiono pytanie, co stanie się z polskimi regionami, których przecież dotychczas nie ma.
Suwerenność unijnie osłabiona
Pozytywy planu nie mogą jednak przesłonić wątpliwości i pytań, jakie nasuwa lektura dokumentu. Trudno oprzeć się wrażeniu swoistej sprzeczności między ogólnymi, prorynkowymi deklaracjami ustrojowymi a propozycjami konkretnych ustaleń, eksponującymi rolę aparatu państwowego w zarządzaniu realizacją planu. W wielu miejscach można zauważyć centralistyczno-biurokratyczną orientację autorów, która nawiązuje do sposobu funkcjonowania Unii Europejskiej. Nacisk na podporządkowanie się regułom unii, uzasadniony wprawdzie pozyskiwaniem funduszy, osłabił suwerenność niektórych aspektów planu. Projekt przewiduje zwiększenie uprawnień wojewody jako namiestnika władzy centralnej wobec organów samorządu terytorialnego (punkt 220), choć równocześnie akcentuje konieczność rozwoju samorządności terytorialnej. W wielu miejscach podkreślono znaczenie rozwiązań instytucjonalnych, przy czym nie bardzo wiadomo, czy autorom chodzi o szerokie, ustrojowe rozumienie tego pojęcia, czy o urzędy państwowe.
W głównej kwestii, jaką jest konieczność wzrostu stopy inwestycji, projekt planu jest niejasny. W punkcie 36 z niezrozumiałych powodów przewiduje się spadek stopy inwestycji, by w punkcie 86 wśród najważniejszych wyzwań wymienić jej wzrost. Akcentowana w punkcie 26 konieczność naprawy finansów publicznych nie znalazła się na głównym miejscu. W tym zakresie postulaty zostały sformułowane bardzo ogólnie. Położono natomiast nacisk na realizację programów operacyjnych przez ministerstwa.
Projekt planu prezentuje dobry inwentarz polskich problemów strukturalnych, ale unika wyraźnego opowiedzenia się za zejściem z "trzeciej drogi", która sprowadziła nas na manowce długu publicznego. Autorzy planu nie wyciągają konkretnych wniosków z tego, że jego realizacja za pomocą unijnych funduszy strukturalnych wymaga radykalnego wzrostu udziału pieniędzy krajowych. Wymaga to ostrej sanacji polskich finansów publicznych, a nie ogólnikowych zapowiedzi. Ciekawostką w spisie ekspertyz i autorów jest nieobecność Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów, która opublikowała prawie 50 raportów i analiz dotyczących głównych kwestii polityki gospodarczej.
Więcej możesz przeczytać w 11/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.