Aseksualność jest dziś zjawiskiem tak powszechnym jak homoseksualizm Jest taka anegdota, która w wyjątkowo obrazowy sposób ilustruje, jak łatwo klasyfikujemy seksualność innych ludzi. Zapominając przy tym, że i nas w ten sam sposób mogą oceniać inni. Oto idzie Kowalski w towarzystwie atrakcyjnej kobiety, a za swoimi plecami słyszy "Patrzcie, ale dziwkarz". Na drugi dzień Kowalski przemierza tę samą drogę, tym razem w towarzystwie mężczyzny. "Patrzcie, idzie ten pedał" - rozlega się znajomy głos. Trzeciego dnia Kowalski jest na ulicy sam. Ale i tym razem usłyszy opinię na temat swego życia erotycznego - "O, idzie ten Kowalski onanista".
Dziś do zbioru seksualnych preferencji Kowalskiego można by dodać pedofilę, biseksualizm i ostatni krzyk mody, czyli aseksualizm. Ten dla postronnych jest najtrudniejszy do zidentyfikowania i tym samym budzi największą agresję. Mimo że w naszej szerokości geograficznej nikogo już się nie kamienuje za to, że kocha tak czy inaczej, ciągle największą nieufność wzbudzają ci, którym z erosem w ogóle nie po drodze.
"Nobody knows I'm asexual" - koszulki z takim wyznaniem robią karierę na Wyspach Brytyjskich. Myli się jednak ten, kto sądzi, że tak definiują się ci, którym biologia, religia czy traumatyczne przeżycia w dzieciństwie odebrały ochotę na seks. Tak reklamują się ci, którzy na wzór celibatu ewangelicznego postanowili udoskonalić w sobie inne wartości i środki pomocne w budowaniu emocjonalnych i społecznych relacji z otoczeniem. Dobroć, przyjaźń, serdeczność, solidarność. Przed paroma miesiącami "New Scientist" opublikował badania na temat aseksualności, z których wynika, że taka postawa wobec życia intymnego wydaje się seksuologom równie powszechna jak homoseksualizm. Ponieważ jednak aseksualni nie czują się, w przeciwieństwie do mniejszości seksualnych, ograniczani w swoich prawach, to i nie walczą ze światem o swoje w nim miejsce. Mniej ich widać i słychać. Do głowy im także nie przychodzi, by szukać pomocy u specjalistów, ponieważ czują się doskonale z własnymi wyborami. Howard Jacobs, endokrynolog w jednej z londyńskich klinik, uważa, że ten, kto z własnej i nieprzymuszonej woli nie chce uprawiać seksu, nie jest opóźniony ani w procesie dojrzewania, ani w emocjonalnym rozwoju, ten nigdy nie będzie i nie powinien być jego pacjentem.
Aseksualna kobieta i aseksualny mężczyzna potrafią tak ustawić własną psychikę, że nie odczuwają pożądania na widok obnażonych piersi czy jędrnych pośladków. Nie chodzi tu o wstręt do uprawiania miłości, ale o brak jakiegokolwiek zainteresowania tą sferą życia. Nie są ani odrzuceni, ani porzuceni. Na stronach internetowych aż roi się od ogłoszeń następującej treści: chcę wszystkiego oprócz seksu, mogę dać ci więcej niż tylko seks. Dziwi nas biseksualizm, krzywimy się na heteroseksualną rozwiązłość, a jednak ta dobrowolna rezygnacja z życia erotycznego nie wydaje się nam normalna. Zwłaszcza w rzeczywistości, w której eros jest tak powszechny jak szklanka mleka na śniadanie i nie ma w niej miejsca na tych, którzy po nią nie sięgają. Angielska a zarazem aseksualna pisarka Zoe O'Reilly w eseju "Moje życie jako ameby" pisze: "Zauważyłam, że oddzielenie mego życia od seksualności uczyniło je o wiele prostszym. Wypełniam je tyloma innymi rodzajami aktywności. Sama z sobą nawiązałam o wiele intensywniejsze relacje. Poznałam własne emocje, poznałam siebie". Mimo to aseksualni aktywiści są przekonani, że długo jeszcze nie będą mogli liczyć na tolerancję dla tych, którym seks do życia nie jest potrzebny. Co więcej, długo jeszcze ich otoczenie nie zaakceptuje nawet takiego pomysłu na życie.
Świetnie w propagowaniu idei aseksualności radzą sobie amerykańscy celibatariusze zgromadzeni wokół ruchu Aven - Asexual Visibility and Education Network. Ich sztandarowe hasło to pogląd, że aseksualność to nic innego jak nowy rodzaj celibatu. Nie z konieczności, nie z religijnych czy medycznych ograniczeń, nie z braku burzy hormonalnej, ale z własnego i nieprzymuszonego wyboru. Według dziennikarzy "The Times", bez wątpienia mamy do czynienia z nowym zjawiskiem kulturowo-obyczajowym. Rośnie odsetek młodych ludzi, którzy nie chcą zatruwać sobie dnia codziennego tym, czy z upływem lat stracą w oczach partnera na fizycznej atrakcyjności, czy też nie. Dlatego prawdziwy aseksualny nigdy nie rywalizuje na ciało, ale zawsze na przymioty ducha. Czy w związku z tym można go zdradzić? Czy taki ktoś w ogóle może się poczuć zdradzony? W przyjaźni tak, w seksie nie. Aseksualność prowokuje swych wyznawców do stawiania sobie niewygodnych pytań. Wyrzekam się seksu na zawsze czy na jakiś czas? Co z macierzyństwem? Czy aseksualnym kobietom będzie równie łatwo jak namiętności do mężczyzny wyzbyć się biologicznego instynktu, chęci posiadania dzieci? W ręce wpadł im taki oto cytat autorstwa Ryszarda Wagnera, który z pewnością nie był mężczyzną aseksualnym: "Miłość w swej najpełniejszej rzeczywistości możliwa jest jedynie w ramach płciowości: tylko jako mężczyzna i kobieta ludzie mogą najrzeczywiściej się miłować. Natomiast wszelka inna miłość jest jej odgałęzieniem, wypływem, odbiciem albo też jej sztucznym naśladownictwem. Bowiem błędną jest rzeczą uznawanie tej miłości (to jest miłości seksualnej) za jedyne w ogóle objawienie miłości i mniemanie, jakoby obok niej istniały inne - może nawet wyższe objawienia miłości".
"Nobody knows I'm asexual" - koszulki z takim wyznaniem robią karierę na Wyspach Brytyjskich. Myli się jednak ten, kto sądzi, że tak definiują się ci, którym biologia, religia czy traumatyczne przeżycia w dzieciństwie odebrały ochotę na seks. Tak reklamują się ci, którzy na wzór celibatu ewangelicznego postanowili udoskonalić w sobie inne wartości i środki pomocne w budowaniu emocjonalnych i społecznych relacji z otoczeniem. Dobroć, przyjaźń, serdeczność, solidarność. Przed paroma miesiącami "New Scientist" opublikował badania na temat aseksualności, z których wynika, że taka postawa wobec życia intymnego wydaje się seksuologom równie powszechna jak homoseksualizm. Ponieważ jednak aseksualni nie czują się, w przeciwieństwie do mniejszości seksualnych, ograniczani w swoich prawach, to i nie walczą ze światem o swoje w nim miejsce. Mniej ich widać i słychać. Do głowy im także nie przychodzi, by szukać pomocy u specjalistów, ponieważ czują się doskonale z własnymi wyborami. Howard Jacobs, endokrynolog w jednej z londyńskich klinik, uważa, że ten, kto z własnej i nieprzymuszonej woli nie chce uprawiać seksu, nie jest opóźniony ani w procesie dojrzewania, ani w emocjonalnym rozwoju, ten nigdy nie będzie i nie powinien być jego pacjentem.
Aseksualna kobieta i aseksualny mężczyzna potrafią tak ustawić własną psychikę, że nie odczuwają pożądania na widok obnażonych piersi czy jędrnych pośladków. Nie chodzi tu o wstręt do uprawiania miłości, ale o brak jakiegokolwiek zainteresowania tą sferą życia. Nie są ani odrzuceni, ani porzuceni. Na stronach internetowych aż roi się od ogłoszeń następującej treści: chcę wszystkiego oprócz seksu, mogę dać ci więcej niż tylko seks. Dziwi nas biseksualizm, krzywimy się na heteroseksualną rozwiązłość, a jednak ta dobrowolna rezygnacja z życia erotycznego nie wydaje się nam normalna. Zwłaszcza w rzeczywistości, w której eros jest tak powszechny jak szklanka mleka na śniadanie i nie ma w niej miejsca na tych, którzy po nią nie sięgają. Angielska a zarazem aseksualna pisarka Zoe O'Reilly w eseju "Moje życie jako ameby" pisze: "Zauważyłam, że oddzielenie mego życia od seksualności uczyniło je o wiele prostszym. Wypełniam je tyloma innymi rodzajami aktywności. Sama z sobą nawiązałam o wiele intensywniejsze relacje. Poznałam własne emocje, poznałam siebie". Mimo to aseksualni aktywiści są przekonani, że długo jeszcze nie będą mogli liczyć na tolerancję dla tych, którym seks do życia nie jest potrzebny. Co więcej, długo jeszcze ich otoczenie nie zaakceptuje nawet takiego pomysłu na życie.
Świetnie w propagowaniu idei aseksualności radzą sobie amerykańscy celibatariusze zgromadzeni wokół ruchu Aven - Asexual Visibility and Education Network. Ich sztandarowe hasło to pogląd, że aseksualność to nic innego jak nowy rodzaj celibatu. Nie z konieczności, nie z religijnych czy medycznych ograniczeń, nie z braku burzy hormonalnej, ale z własnego i nieprzymuszonego wyboru. Według dziennikarzy "The Times", bez wątpienia mamy do czynienia z nowym zjawiskiem kulturowo-obyczajowym. Rośnie odsetek młodych ludzi, którzy nie chcą zatruwać sobie dnia codziennego tym, czy z upływem lat stracą w oczach partnera na fizycznej atrakcyjności, czy też nie. Dlatego prawdziwy aseksualny nigdy nie rywalizuje na ciało, ale zawsze na przymioty ducha. Czy w związku z tym można go zdradzić? Czy taki ktoś w ogóle może się poczuć zdradzony? W przyjaźni tak, w seksie nie. Aseksualność prowokuje swych wyznawców do stawiania sobie niewygodnych pytań. Wyrzekam się seksu na zawsze czy na jakiś czas? Co z macierzyństwem? Czy aseksualnym kobietom będzie równie łatwo jak namiętności do mężczyzny wyzbyć się biologicznego instynktu, chęci posiadania dzieci? W ręce wpadł im taki oto cytat autorstwa Ryszarda Wagnera, który z pewnością nie był mężczyzną aseksualnym: "Miłość w swej najpełniejszej rzeczywistości możliwa jest jedynie w ramach płciowości: tylko jako mężczyzna i kobieta ludzie mogą najrzeczywiściej się miłować. Natomiast wszelka inna miłość jest jej odgałęzieniem, wypływem, odbiciem albo też jej sztucznym naśladownictwem. Bowiem błędną jest rzeczą uznawanie tej miłości (to jest miłości seksualnej) za jedyne w ogóle objawienie miłości i mniemanie, jakoby obok niej istniały inne - może nawet wyższe objawienia miłości".
Więcej możesz przeczytać w 13/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.