Rychły koniec Stanów Zjednoczonych wróży w swoim bestsellerze "Schyłek imperium" i w wywiadach prasowych francuski demograf Emmanuel Todd. Chiny zepchną Stany Zjednoczone z pozycji supermocarstwa - idą dalej w swoich prognozach niektórzy europejscy politycy i ekonomiści. Historycy, politycy i wielcy wodzowie przewidywali wzrost potęgi Chin już od czasów Napoleona, który wysoko oceniał możliwości tego kraju i ostrzegał przed obudzeniem się śpiącego smoka. Część ekspertów twierdzi, że państwo to jest już o krok od zdegradowania USA i zdobycia statusu światowego supermocarstwa. W grudniu 2003 r. Chiny wysłały wszak swego pierwszego człowieka w kosmos, dołączając do elitarnego klubu Amerykanów i Rosjan. W ostatnim też czasie Chiny podjęły wysiłki, by zapewnić sobie bezpośredni dostęp do złóż ropy naftowej na Środkowym Wschodzie, w Afryce, w Ameryce Łacińskiej, a nawet w Kanadzie. Najwyżej rozwinięte kraje, głównie Stany Zjednoczone, zostały dotknięte efektem "wysysania" przez Chiny miejsc pracy w przemyśle przetwórczym i zalewane są tanim chińskim eksportem.
Zgodnie z definicją, za supermocarstwo można uznać kraj, który ma "wpływy w każdym miejscu na świecie, także w tym samym czasie w różnych miejscach". Supermocarstwo to globalny hegemon. Supermocarstwami w przeszłości były na przykład Wielka Brytania i Związek Radziecki. Teraz jest tylko jedno supermocarstwo - Stany Zjednoczone. A jak będzie w najbliższej przyszłości? Chiny Stanami Zjednoczonymi świata? Nie tak szybko, a właściwie nigdy.
Gospodarka - długi marsz
Chiny istotnie gonią świat w fenomenalnym tempie, lecz Pekin ma jeszcze przed sobą bardzo długą drogę do osiągnięcia politycznego, strategicznego i ekonomicznego statusu supermocarstwa. Chiny co prawda już odcisnęły piętno na gospodarce świata - choćby dlatego, że gwałtowny wzrost popytu w tym państwie odbił się na cenach benzyny, a więc uderzył po kieszeniach konsumentów, głównie amerykańskich. Nadwyżka Chin w handlu ze Stanami Zjednoczonymi jest nawet większa niż Japonii. Czołowe miejsce Chin w przemyśle ciężkim, głównie w przetwórstwie stali i budowie statków, odzwierciedla ogromny postęp, jaki dokonał się w tym kraju w ciągu ostatnich 20 lat. Niskie koszty robocizny spowodowały, że Chiny stały się gigantycznym ośrodkiem produkcyjnym świata, a tym samym jednym z głównych graczy w globalnej gospodarce. To nie oznacza jednak, że przeradzają się w ekonomiczne supermocarstwo. A to z prostego powodu. Wielkość dochodu narodowego Chin umieszcza co prawda ten kraj w grupie państw rozwiniętych, ale mają one jeszcze długą drogę do osiągnięcia statusu gospodarczego porównywalnego choćby z krajami Europy Zachodniej. W roku 2003 PKB Chin wyniósł 1,159 bln USD i był szósty co do wielkości - po Stanach Zjednoczonych (10,065 bln USD), Japonii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji. W 2003 r. Chiny stały się dziewiątym eksporterem świata (ale miały tylko 3,5-procentowy udział w światowym eksporcie; dla porównania, udział USA to aż 14,7 proc.). Ponadto Chiny bardzo mało inwestują za granicą, a to oddala je od uzyskania statusu światowego centrum finansowego.
Chińskie sukcesy gospodarcze oczywiście robią wrażenie i zasługują na uwagę. Są one jednak wynikiem bardzo późnego włączenia się tego kraju do gospodarki światowej; od czasu rzeczywistego rozpoczęcia reform Deng Xiaopinga minęło wszakże zaledwie 25 lat. Ekonomiści zachłystują się 10-procentowymi rocznymi wskaźnikami wzrostu chińskiego smoka. Zasadniczym pytaniem (na razie bez odpowiedzi) jest, jak długo to jeszcze może trwać? Być może krócej, niż wydaje się ekspertom - większość chińskiej gospodarki jest bowiem zależna od eksportu, który jest wrażliwy na wahania gospodarki światowej. W znacznym stopniu zależy też od amerykańskiej "maszyny konsumpcyjnej".
Brak prawdziwego banku centralnego i jednolitego systemu bankowego oraz wzrastająca zależność od zewnętrznych dostawców energii, głównie ropy naftowej, stawia pod znakiem zapytania dalszy wzrost gospodarczy.
Armia - marsz dłuższy
Chiński kompleks militarny w ostatnich latach znacznie się zmodernizował. Armia jest jednak słaba; to efekt słabości bazy przemysłowej. Chińska siła militarna opiera się na ogromnym imporcie, a na to nie pozwala sobie żadne supermocarstwo. Po dwóch dekadach wielkiego wysiłku zbrojeniowego w Chinach stworzono coś, co sekretarz obrony USA w raporcie dla Kongresu nazwał zaledwie "wysepkami nowoczesności". Chiny są gotowe do udziału w konfliktach, ale tylko bezpośrednio na swoich peryferiach. Nie mają możliwości osiągnięcia strategicznych globalnych zdolności reagowania militarnego. Nie dysponują bowiem siłami strategicznymi, takimi jakie mają Stany Zjednoczone. Dla przykładu, w latach 80. Chiny chwaliły się okrętem podwodnym zdolnym do wystrzeliwania rakiet balistycznych. Jak się później okazało, było z nim tyle problemów technicznych, że nigdy nie wypłynął z macierzystego portu. To swoisty symbol chińskiej armii.
Nie ulega wątpliwości, że wpływy polityczne Chin znacznie wzrosły w ciągu ostatnich trzech dekad. Drastycznie osłabły jednak po 1989 r., gdy doszło do brutalnej rozprawy ze studentami na placu Tiananmen. Chiny nie są więc również pod względem politycznym supermocarstwem i nie będą nim szybko. Są natomiast mocarstwem porównywalnym z Wielką Brytanią, Rosją, Japonią i być może z Indiami. Są oczywiście poważnym graczem politycznym, ale tylko w regionie azjatyckim.
Napoleon, gdy straszył Chinami, miał tylko trochę racji. Ani Chiny, ani jakikolwiek inny kraj nie przegoni w najbliższych dekadach USA - ani pod względem gospodarczym, ani militarnym, ani politycznym. A tylko kumulacja tych trzech czynników pozwoliłaby na detronizację dotychczasowego hegemona globalnego, czyli Stanów Zjednoczonych.
Zgodnie z definicją, za supermocarstwo można uznać kraj, który ma "wpływy w każdym miejscu na świecie, także w tym samym czasie w różnych miejscach". Supermocarstwo to globalny hegemon. Supermocarstwami w przeszłości były na przykład Wielka Brytania i Związek Radziecki. Teraz jest tylko jedno supermocarstwo - Stany Zjednoczone. A jak będzie w najbliższej przyszłości? Chiny Stanami Zjednoczonymi świata? Nie tak szybko, a właściwie nigdy.
Gospodarka - długi marsz
Chiny istotnie gonią świat w fenomenalnym tempie, lecz Pekin ma jeszcze przed sobą bardzo długą drogę do osiągnięcia politycznego, strategicznego i ekonomicznego statusu supermocarstwa. Chiny co prawda już odcisnęły piętno na gospodarce świata - choćby dlatego, że gwałtowny wzrost popytu w tym państwie odbił się na cenach benzyny, a więc uderzył po kieszeniach konsumentów, głównie amerykańskich. Nadwyżka Chin w handlu ze Stanami Zjednoczonymi jest nawet większa niż Japonii. Czołowe miejsce Chin w przemyśle ciężkim, głównie w przetwórstwie stali i budowie statków, odzwierciedla ogromny postęp, jaki dokonał się w tym kraju w ciągu ostatnich 20 lat. Niskie koszty robocizny spowodowały, że Chiny stały się gigantycznym ośrodkiem produkcyjnym świata, a tym samym jednym z głównych graczy w globalnej gospodarce. To nie oznacza jednak, że przeradzają się w ekonomiczne supermocarstwo. A to z prostego powodu. Wielkość dochodu narodowego Chin umieszcza co prawda ten kraj w grupie państw rozwiniętych, ale mają one jeszcze długą drogę do osiągnięcia statusu gospodarczego porównywalnego choćby z krajami Europy Zachodniej. W roku 2003 PKB Chin wyniósł 1,159 bln USD i był szósty co do wielkości - po Stanach Zjednoczonych (10,065 bln USD), Japonii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Francji. W 2003 r. Chiny stały się dziewiątym eksporterem świata (ale miały tylko 3,5-procentowy udział w światowym eksporcie; dla porównania, udział USA to aż 14,7 proc.). Ponadto Chiny bardzo mało inwestują za granicą, a to oddala je od uzyskania statusu światowego centrum finansowego.
Chińskie sukcesy gospodarcze oczywiście robią wrażenie i zasługują na uwagę. Są one jednak wynikiem bardzo późnego włączenia się tego kraju do gospodarki światowej; od czasu rzeczywistego rozpoczęcia reform Deng Xiaopinga minęło wszakże zaledwie 25 lat. Ekonomiści zachłystują się 10-procentowymi rocznymi wskaźnikami wzrostu chińskiego smoka. Zasadniczym pytaniem (na razie bez odpowiedzi) jest, jak długo to jeszcze może trwać? Być może krócej, niż wydaje się ekspertom - większość chińskiej gospodarki jest bowiem zależna od eksportu, który jest wrażliwy na wahania gospodarki światowej. W znacznym stopniu zależy też od amerykańskiej "maszyny konsumpcyjnej".
Brak prawdziwego banku centralnego i jednolitego systemu bankowego oraz wzrastająca zależność od zewnętrznych dostawców energii, głównie ropy naftowej, stawia pod znakiem zapytania dalszy wzrost gospodarczy.
Armia - marsz dłuższy
Chiński kompleks militarny w ostatnich latach znacznie się zmodernizował. Armia jest jednak słaba; to efekt słabości bazy przemysłowej. Chińska siła militarna opiera się na ogromnym imporcie, a na to nie pozwala sobie żadne supermocarstwo. Po dwóch dekadach wielkiego wysiłku zbrojeniowego w Chinach stworzono coś, co sekretarz obrony USA w raporcie dla Kongresu nazwał zaledwie "wysepkami nowoczesności". Chiny są gotowe do udziału w konfliktach, ale tylko bezpośrednio na swoich peryferiach. Nie mają możliwości osiągnięcia strategicznych globalnych zdolności reagowania militarnego. Nie dysponują bowiem siłami strategicznymi, takimi jakie mają Stany Zjednoczone. Dla przykładu, w latach 80. Chiny chwaliły się okrętem podwodnym zdolnym do wystrzeliwania rakiet balistycznych. Jak się później okazało, było z nim tyle problemów technicznych, że nigdy nie wypłynął z macierzystego portu. To swoisty symbol chińskiej armii.
Nie ulega wątpliwości, że wpływy polityczne Chin znacznie wzrosły w ciągu ostatnich trzech dekad. Drastycznie osłabły jednak po 1989 r., gdy doszło do brutalnej rozprawy ze studentami na placu Tiananmen. Chiny nie są więc również pod względem politycznym supermocarstwem i nie będą nim szybko. Są natomiast mocarstwem porównywalnym z Wielką Brytanią, Rosją, Japonią i być może z Indiami. Są oczywiście poważnym graczem politycznym, ale tylko w regionie azjatyckim.
Napoleon, gdy straszył Chinami, miał tylko trochę racji. Ani Chiny, ani jakikolwiek inny kraj nie przegoni w najbliższych dekadach USA - ani pod względem gospodarczym, ani militarnym, ani politycznym. A tylko kumulacja tych trzech czynników pozwoliłaby na detronizację dotychczasowego hegemona globalnego, czyli Stanów Zjednoczonych.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.