Dwa razy bardziej niż sędziom ufamy sprzedawcom!
Polskie sądy, zamiast bronić obywateli przed państwem, bronią państwo przed obywatelami - uważa dr Janusz Kochanowski, prezes fundacji Ius et Lex. Na początku lat 90. Polacy obdarzali sądy zaufaniem sięgającym 80 proc. W ostatnich 15 latach sędziowie roztrwonili dwie trzecie tego kapitału (zaufanie do sądów deklaruje dziś 29 proc. pytanych). Doszło do tego, że obywatele III RP dwa razy bardziej ufają sprzedawcom w sklepie niż sędziom. W ubiegłym tygodniu sąd (na razie pierwszej instancji) usankcjonował odebranie 1,5 mln zł Romanowi Klusce, który trzy lata temu został bezprawnie zatrzymany. Aby wyjść wówczas na wolność, Kluska musiał zapłacić prokuraturze 8 mln zł kaucji. Pieniądze oddano mu po 16 miesiącach. Gdyby trzymał je w banku, zarobiłby około 1,5 mln zł. Odsetki naliczone od 8 mln zł znajdujących się na koncie prokuratury wyniosły 30 tys. zł i zostały zatrzymane przez skarb państwa. Sąd za dwa dni niesłusznie spędzone przez Kluskę w areszcie jednocześnie przyznał mu 5 tys. zł zadośćuczynienia.
Święte prawo własności
Ogólnonarodowy skandal, wielotysięczne demonstracje, wreszcie trwałe zmiany w prawie. Tak w skrócie wyglądała Ameryka po wyroku Sądu Najwyższego w czerwcu 2005 r. w sprawie Susette Kelo przeciwko miastu Nowy Londyn w stanie Connecticut w USA.
W 2000 r. władze miasta postanowiły za wszelką cenę sprawić, by firma farmaceutyczna Pfizer zbudowała centrum badań naukowych właśnie w Nowym Londynie. Dzięki temu miasto miało otrzymywać większe wpływy z podatków. To, zdaniem włodarzy, było wystarczającym powodem, aby Susette Kelo pozbawić (za odszkodowaniem!) domu. Sprawa oparła się o Sąd Najwyższy, który stosunkiem głosów 5:4 uznał wywłaszczenia za słuszne. Po wyroku rozpoczęły się protesty obywateli, którzy wymusili wprowadzenie zakazu tego typu wywłaszczeń. Pierwsza 4 sierpnia, czyli niespełna miesiąc po wyroku, zrobiła to Alabama. W kolejce czekają już 23 kolejne stany.
Tymczasem w Polsce wyroki o wiele bardziej naruszające prawa obywatelskie przechodzą bez echa. Uchodzący za elitę sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, uznając wadliwość niektórych aktów prawnych ustanawiających różne opłaty, odmawiają obywatelom prawa do żądania zwrotu wpłaconych już państwu albo samorządom pieniędzy (na przykład nielegalnych opłat za parkowanie w miastach), uchylają się od podjęcia decyzji szkodzących budżetowi (szokująca odmowa rozpatrzenia zgodności z Konstytucją dekretu o reformie rolnej z 1944 r.). Co więcej, sędziowie Trybunału Konstytucyjnego oficjalnie przyznali, że własność publiczna jest więcej warta niż prywatna (podobnie za czasów PRL, kiedy kodeks karny surowiej karał za przestępstwo przeciwko tzw. mieniu społecznemu). W lipcu 2004 r. trybunał oddalił skargę spółki BIMS Plus, którą gmina Poznań wywłaszczyła w 1998 r. z wybudowanej przez firmę drogi, a odszkodowanie wypłaciła po czterech latach bez odsetek, nie uwzględniając tego, że z powodu inflacji jego wartość spadła o jedną czwartą. Zdaniem sędziów trybunału, jest to zgodne z prawem, ponieważ rekompensata nie musi oznaczać zwrotu pełnej wartości zabranego przez gminę mienia! Wyrok, który w USA wywołałby z pewnością liczne protesty, w Polsce przemknął nie zauważony.
Służba ochrony budżetu
- W Polsce nie ma sprawiedliwości, jest za to sprawiedliwość społeczna - ocenia Roman Kluska. Kierowanie się sprawiedliwością społeczną sprawia, że wyroki wydawane przez polskie sądy są często aspołeczne. Dość wspomnieć sprawę dwóch młodych mężczyzn z Jeleniej Góry, porażonych prądem z winy państwowych sieci energetycznych. Obaj stracili nogi, a sąd przyznał im po 700 tys. zł odszkodowania (dwukrotnie mniej, niż żądali), twierdząc, że "nie może działać w oderwaniu od warunków ekonomicznych w kraju".
Zgodnie z tzw. oczekiwaniami społecznymi wydano również wyrok w sprawie odszkodowania dla byłego szefa Bezpiecznej Kasy Oszczędności Lecha Grobelnego. Przypomnijmy: Grobelny spędził w więzieniu ponad pięć lat, aby się dowiedzieć, że z braku dowodu winy jego sprawa zostaje umorzona. Sąd nie zasądził mu jednak ani złotówki odszkodowania, bowiem jego zatrzymanie "nie było niewątpliwie niesłuszne". O wyroku zadecydowało nie prawo, lecz tzw. odczucie społeczne, zgodnie z którym Grobelny był i jest aferzystą (jego firma splajtowała, a ludzie stracili pieniądze), więc odszkodowanie mu się nie należy.
- Pięć lat pozbawienia wolności to bardzo surowy "wyrok". Niewinnemu w świetle prawa Grobelnemu należy się wysokie odszkodowanie - komentuje dr Kochanowski. Gdyby taki wyrok zapadł, to może wreszcie polscy prokuratorzy i sędziowie (którzy często z ochotą wyrażają zgodę na przedłużanie aresztowania) przestaliby traktować areszt jako przechowalnię podejrzanych. W cywilizowanym państwie takie sytuacje jak Grobelnego czy byłego prezesa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka (spędził w areszcie ponad 3 lata, akt oskarżenia po ujawnieniu kompromitujących błędów został zwrócony do prokuratury) są trudne do pomyślenia. W USA obowiązuje Speedy Trial Act, który mówi, że akt oskarżenia musi wpłynąć do sądu najpóźniej w ciągu 30 dni od aresztowania podejrzanego. W Polsce ponad tysiąc osób przebywa w areszcie dłużej niż dwa lata, podczas gdy zgodnie z kodeksem karnym można aresztować człowieka na trzy miesiące, a w wyjątkowej sytuacji przedłużyć areszt do 12 miesięcy.
Wielu polskich sędziów nie wymierza sprawiedliwości, lecz zachowuje się jak urzędnicy państwowi, których obowiązkiem jest ochrona budżetu państwa. Najlepszym przykładem łamania prawa przez sądy są sprawy właścicieli przedwojennych obligacji. Mimo wyroków Sądu Najwyższego, który stwierdził, że ważne przedwojenne papiery dłużne polskiego rządu powinny być spłacone, kolejne sądy oddalają pozwy. Jeszcze ciekawiej wygląda sprawa odszkodowań za mienie zabużańskie. Nawet Sąd Najwyższy kilkakrotnie zajmował w niej różne stanowiska, raz broniąc Zabużan, raz skarbu państwa. Zdaniem Romana Nowosielskiego, adwokata specjalizującego się w bojach z aparatem państwowym, skarb państwa jest uprzywilejowany nie tylko w sprawach reprywatyzacyjnych czy zabużańskich. - Zdarzyło się nawet, że sąd pierwszej instancji oddalił powództwo dotyczące odszkodowania za oczywisty błąd polegający na wydaniu wadliwego wypisu z księgi wieczystej - mówi Nowosielski.
Egzekucja przed sądem
To sprawia, że zaufanie do sądów deklaruje dziś tylko 29 proc. Polaków. Windykacja długów przez sąd trwa w Polsce 980 dni. Daje nam to 151. miejsce na świecie na 155 klasyfikowanych państw. Gorsze od nas są pod tym względem tylko Timor Wschodni, Angola, Włochy i Gwatemala. Świadomość obecnego stanu rzeczy zachęca firmy do łamania prawa. Na przykład działające w naszym kraju firmy ubezpieczeniowe (w tym największa z nich PZU) celowo nie wypłacają należnych odszkodowań, licząc, że na przewlekłą batalię sądową zdecyduje się niewielu poszkodowanych.
Opóźnienia w pracy sądów nie są spowodowane brakami kadrowymi. W Polsce na 100 tys. mieszkańców przypada aż siedemnastu sędziów, podczas gdy na przykład w USA i Szwecji - czterech, a w Wielkiej Brytanii - dwóch. Tyle że polscy sędziowie są - wedle słów prof. Andrzeja Rzeplińskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - "niezawiśli od pracy". Od naszych sędziów nikt nie wymaga efektywności. W Wielkiej Brytanii Ministerstwo Sprawiedliwości negocjuje na przykład z prezesami sądów, ile spraw mają rozstrzygnąć w każdym roku. Później sądy rozliczane są z efektów swojej pracy.
Napoleon twierdził, że wolność obywatelska istnieje tylko tam, gdzie sądy są silne i niezależne. Jeżeli tak, to Polska cały czas jest zniewolona.
Święte prawo własności
Ogólnonarodowy skandal, wielotysięczne demonstracje, wreszcie trwałe zmiany w prawie. Tak w skrócie wyglądała Ameryka po wyroku Sądu Najwyższego w czerwcu 2005 r. w sprawie Susette Kelo przeciwko miastu Nowy Londyn w stanie Connecticut w USA.
W 2000 r. władze miasta postanowiły za wszelką cenę sprawić, by firma farmaceutyczna Pfizer zbudowała centrum badań naukowych właśnie w Nowym Londynie. Dzięki temu miasto miało otrzymywać większe wpływy z podatków. To, zdaniem włodarzy, było wystarczającym powodem, aby Susette Kelo pozbawić (za odszkodowaniem!) domu. Sprawa oparła się o Sąd Najwyższy, który stosunkiem głosów 5:4 uznał wywłaszczenia za słuszne. Po wyroku rozpoczęły się protesty obywateli, którzy wymusili wprowadzenie zakazu tego typu wywłaszczeń. Pierwsza 4 sierpnia, czyli niespełna miesiąc po wyroku, zrobiła to Alabama. W kolejce czekają już 23 kolejne stany.
Tymczasem w Polsce wyroki o wiele bardziej naruszające prawa obywatelskie przechodzą bez echa. Uchodzący za elitę sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, uznając wadliwość niektórych aktów prawnych ustanawiających różne opłaty, odmawiają obywatelom prawa do żądania zwrotu wpłaconych już państwu albo samorządom pieniędzy (na przykład nielegalnych opłat za parkowanie w miastach), uchylają się od podjęcia decyzji szkodzących budżetowi (szokująca odmowa rozpatrzenia zgodności z Konstytucją dekretu o reformie rolnej z 1944 r.). Co więcej, sędziowie Trybunału Konstytucyjnego oficjalnie przyznali, że własność publiczna jest więcej warta niż prywatna (podobnie za czasów PRL, kiedy kodeks karny surowiej karał za przestępstwo przeciwko tzw. mieniu społecznemu). W lipcu 2004 r. trybunał oddalił skargę spółki BIMS Plus, którą gmina Poznań wywłaszczyła w 1998 r. z wybudowanej przez firmę drogi, a odszkodowanie wypłaciła po czterech latach bez odsetek, nie uwzględniając tego, że z powodu inflacji jego wartość spadła o jedną czwartą. Zdaniem sędziów trybunału, jest to zgodne z prawem, ponieważ rekompensata nie musi oznaczać zwrotu pełnej wartości zabranego przez gminę mienia! Wyrok, który w USA wywołałby z pewnością liczne protesty, w Polsce przemknął nie zauważony.
Służba ochrony budżetu
- W Polsce nie ma sprawiedliwości, jest za to sprawiedliwość społeczna - ocenia Roman Kluska. Kierowanie się sprawiedliwością społeczną sprawia, że wyroki wydawane przez polskie sądy są często aspołeczne. Dość wspomnieć sprawę dwóch młodych mężczyzn z Jeleniej Góry, porażonych prądem z winy państwowych sieci energetycznych. Obaj stracili nogi, a sąd przyznał im po 700 tys. zł odszkodowania (dwukrotnie mniej, niż żądali), twierdząc, że "nie może działać w oderwaniu od warunków ekonomicznych w kraju".
Zgodnie z tzw. oczekiwaniami społecznymi wydano również wyrok w sprawie odszkodowania dla byłego szefa Bezpiecznej Kasy Oszczędności Lecha Grobelnego. Przypomnijmy: Grobelny spędził w więzieniu ponad pięć lat, aby się dowiedzieć, że z braku dowodu winy jego sprawa zostaje umorzona. Sąd nie zasądził mu jednak ani złotówki odszkodowania, bowiem jego zatrzymanie "nie było niewątpliwie niesłuszne". O wyroku zadecydowało nie prawo, lecz tzw. odczucie społeczne, zgodnie z którym Grobelny był i jest aferzystą (jego firma splajtowała, a ludzie stracili pieniądze), więc odszkodowanie mu się nie należy.
- Pięć lat pozbawienia wolności to bardzo surowy "wyrok". Niewinnemu w świetle prawa Grobelnemu należy się wysokie odszkodowanie - komentuje dr Kochanowski. Gdyby taki wyrok zapadł, to może wreszcie polscy prokuratorzy i sędziowie (którzy często z ochotą wyrażają zgodę na przedłużanie aresztowania) przestaliby traktować areszt jako przechowalnię podejrzanych. W cywilizowanym państwie takie sytuacje jak Grobelnego czy byłego prezesa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka (spędził w areszcie ponad 3 lata, akt oskarżenia po ujawnieniu kompromitujących błędów został zwrócony do prokuratury) są trudne do pomyślenia. W USA obowiązuje Speedy Trial Act, który mówi, że akt oskarżenia musi wpłynąć do sądu najpóźniej w ciągu 30 dni od aresztowania podejrzanego. W Polsce ponad tysiąc osób przebywa w areszcie dłużej niż dwa lata, podczas gdy zgodnie z kodeksem karnym można aresztować człowieka na trzy miesiące, a w wyjątkowej sytuacji przedłużyć areszt do 12 miesięcy.
Wielu polskich sędziów nie wymierza sprawiedliwości, lecz zachowuje się jak urzędnicy państwowi, których obowiązkiem jest ochrona budżetu państwa. Najlepszym przykładem łamania prawa przez sądy są sprawy właścicieli przedwojennych obligacji. Mimo wyroków Sądu Najwyższego, który stwierdził, że ważne przedwojenne papiery dłużne polskiego rządu powinny być spłacone, kolejne sądy oddalają pozwy. Jeszcze ciekawiej wygląda sprawa odszkodowań za mienie zabużańskie. Nawet Sąd Najwyższy kilkakrotnie zajmował w niej różne stanowiska, raz broniąc Zabużan, raz skarbu państwa. Zdaniem Romana Nowosielskiego, adwokata specjalizującego się w bojach z aparatem państwowym, skarb państwa jest uprzywilejowany nie tylko w sprawach reprywatyzacyjnych czy zabużańskich. - Zdarzyło się nawet, że sąd pierwszej instancji oddalił powództwo dotyczące odszkodowania za oczywisty błąd polegający na wydaniu wadliwego wypisu z księgi wieczystej - mówi Nowosielski.
Egzekucja przed sądem
To sprawia, że zaufanie do sądów deklaruje dziś tylko 29 proc. Polaków. Windykacja długów przez sąd trwa w Polsce 980 dni. Daje nam to 151. miejsce na świecie na 155 klasyfikowanych państw. Gorsze od nas są pod tym względem tylko Timor Wschodni, Angola, Włochy i Gwatemala. Świadomość obecnego stanu rzeczy zachęca firmy do łamania prawa. Na przykład działające w naszym kraju firmy ubezpieczeniowe (w tym największa z nich PZU) celowo nie wypłacają należnych odszkodowań, licząc, że na przewlekłą batalię sądową zdecyduje się niewielu poszkodowanych.
Opóźnienia w pracy sądów nie są spowodowane brakami kadrowymi. W Polsce na 100 tys. mieszkańców przypada aż siedemnastu sędziów, podczas gdy na przykład w USA i Szwecji - czterech, a w Wielkiej Brytanii - dwóch. Tyle że polscy sędziowie są - wedle słów prof. Andrzeja Rzeplińskiego z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - "niezawiśli od pracy". Od naszych sędziów nikt nie wymaga efektywności. W Wielkiej Brytanii Ministerstwo Sprawiedliwości negocjuje na przykład z prezesami sądów, ile spraw mają rozstrzygnąć w każdym roku. Później sądy rozliczane są z efektów swojej pracy.
Napoleon twierdził, że wolność obywatelska istnieje tylko tam, gdzie sądy są silne i niezależne. Jeżeli tak, to Polska cały czas jest zniewolona.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.