Tamę fali przestępczości w Szwecji może położyć skuteczne prawo
Policjant zdążył krzyknąć: "Na podłogę!", zanim na posterunek spadł grad pocisków. Seria piętnastu strzałów z broni maszynowej przygwoździła na kilka minut do ziemi ludzi w mundurach i szukających pomocy cywilów. Incydent zdarzył się nie w Kolumbii czy RPA, lecz w uchodzącej za oazę spokoju Szwecji. Ostrzelany został posterunek policji w miejscowości Soedertaelje niedaleko Sztokholmu. Szukała tu schronienia 17-letnia dziewczyna, uciekając przed grupą miejscowych chuliganów. Napastnicy pochodzący ze środowisk imigrantów poczuli się podobno dotknięci tym, że nękana przez nich nastolatka nazwała ich "czarnuchami". Skończyło się oblężeniem komisariatu.
W dziewięciomilionowej Szwecji żyje niemal milion imigrantów z różnych części świata - od Europy Wschodniej po Amerykę Łacińską i Bliski Wschód czy Afrykę. Wrześniowy incydent wpisuje się jednak nie tyle w napięcia na tle etnicznym, w Szwecji będące raczej wyjątkiem niż regułą, ile w ogólną scenerię coraz liczniejszych tu aktów przemocy, które odbierają skandynawskiemu krajowi idylliczne atrybuty. W końcu sierpnia na autostradzie pod Sztokholmem płonęły samochody, a inne lądowały w rowie z oponami przebitymi kolcami. Nie była to scena z filmu gangsterskiego, lecz napad rabunkowy na opancerzony furgon z milionami koron. Sprawnie zorganizowany, gdyż w tym samym czasie w Sztokholmie wyleciał w powietrze bankomat, dezorientując policję i rozpraszając pościg za przestępcami.
Statystyki są porażające. Według ostatniego raportu policji i firm ochroniarskich, Szwecja bije europejskie rekordy w liczbie i skuteczności napadów na konwoje z pieniędzmi. Od 1998 r. zrabowano tu w ten sposób ponad 100 mln dolarów. Na obszarze wielkiego Sztokholmu przestępcy kradną każdego dnia przeciętnie 33 samochody i dokonują dwóch napadów na banki, kasy, a także sklepy jubilerskie czy spożywcze i stacje benzynowe. W Szwecji codziennie notuje się trzy przestępstwa z użyciem broni palnej. W ubiegłym roku w całym kraju z rąk bandytów zginęło 209 osób. Policja zaczyna przyrównywać Sztokholm i inne miasta szwedzkie do Chicago lat 30. Porównania z USA są jednak mylące, bo miasta USA przestały być symbolami gangsterskiego rozpasania, a po wyjątkowo niebezpiecznym kiedyś nowojorskim Central Parku można dziś spacerować w nocy.
Diabły na motocyklach
Osobliwą szwedzką specjalnością staje się rosnąca samowola gangów motocyklowych, zwanych w skrócie MC. Grupy o malowniczych, tchnących ogniem piekielnym nazwach, jak Hells Angels MC, Bandidos, Red Devils, X-team, Wolfpack, Fucked for Life, oddają się jednak nie tyle dzikim i romantycznym eskapadom na ryczących dwukołowych maszynach, ile handlowi narkotykami, napadom rabunkowym i krwawym porachunkom przestępczym. Z raportów szwedzkiej policji wynika, że większość członków takich grup w wieku od 21 do 39 lat nigdy nie jeździła na motocyklu.
Liczba gangów MC, powiązanych ze zorganizowaną przestępczością, stale rośnie. Stały się one wzorem dla innych grup kryminalnych, które zajmują się zakazanym handlem, od alkoholu i papierosów po amfetaminę i kokainę, rabują banki i sklepy, coraz częściej też szantażują i wymuszają pieniądze od przedsiębiorców. Pod groźbą bomb i zamachów z bronią właściciele restauracji czy firm budowlanych bywają zmuszani do wypłacania wysokich sum bandytom za "ochronę" lub likwidację rzekomych długów. "Bandy trzymają w uścisku Szwecję" - alarmują media. W latach 1995-2005 liczba zorganizowanych gangów wzrosła tu niemal ośmiokrotnie - z sześciu do 46. Jeśli to tempo się utrzyma, do 2015 r. w kraju może być ponad 320 gangów.
Skąd krwawe sceny i gwałt na ulicach w dobrze zorganizowanej, bogatej Szwecji, kraju wyciszonych, szukających samotności i przeżywających co najwyżej konflikty wewnętrzne indywidualistów? Ogólny wysoki poziom zamożności, tradycje egalitaryzmu i brak jaskrawych przepaści społecznych zaprzeczają łatwym teoriom o socjalnym czy etnicznym podłożu tutejszej przestępczości. Do gangów motocyklowych należy zarówno wielu przedstawicieli drugiego pokolenia imigrantów, jak i byłych członków grup neonazistowskich, żyjących w wyraźnej symbiozie. Liczy się nie ideologia, lecz rzucenie wyzwania prawu, kryminalny styl życia - twierdzi policja.
Terroryści w domu
- Skuteczne działania policji to mit - mówi inspektor Niki Ekman zajmująca się m.in. elektroniczną analizą danych. Brakuje sił, środków i sprawnego systemu informacji. "Dawniej gangi na swój sposób specjalizowały się na przykład w okradaniu kas i banków, podczas gdy dzisiaj zajmują się wszystkim, co daje pieniądze, od przemytu ludzi po narkotyki i napady na konwoje. A to bardzo utrudnia działania sił porządku" - dodaje szefowa szwedzkiej policji Therese Mattisson. W Szwecji coraz częstsze są jednak głosy, że na skuteczność walki z przestępczością wpłynie zmiana prawa. Jako przykład wskazuje się sąsiednią Danię, gdzie w końcu lat 90. parlament przyjął pakiet ustaw specjalnych, które zezwoliły policji na bezpardonowe działania wobec gangów, z włamywaniem się do komputerów podejrzanych osób włącznie. W efekcie kraj ten praktycznie pozbył się dziś plagi motocyklowych bandytów. W Szwecji jednak podobne kroki napotykają wciąż opory polityków uważających je za sprzeczne z duchem "humanitarnego państwa prawa", które bardziej niż na kary stawia na resocjalizację przestępców, a w efekcie często bardziej chroni bandytów niż ich ofiary. Policja uskarża się tu na prawne przeszkody w zbieraniu dowodów, m.in. w zakładaniu podsłuchów telefonicznych, grożą jej nawet kary za naruszanie przepisów drogowych podczas pościgu za przestępcami.
"Czy w trwającej akurat debacie o obronie przed międzynarodowym terroryzmem szwedzkie państwo prawa nie zapomniało, że ma już u siebie do czynienia z inną formą działalności terrorystycznej, wewnętrznej, wymierzonej przeciwko przedsiębiorcom czy restauratorom, do których strzela się podczas snu lub pod groźbą bomb żąda okupu?" - zapytywał na początku października dziennik "Dagens Nyheter". Czas więc rozprawić się najpierw z własnymi demonami. I nie z pomocą politycznych egzorcyzmów, lecz skutecznych paragrafów.
W dziewięciomilionowej Szwecji żyje niemal milion imigrantów z różnych części świata - od Europy Wschodniej po Amerykę Łacińską i Bliski Wschód czy Afrykę. Wrześniowy incydent wpisuje się jednak nie tyle w napięcia na tle etnicznym, w Szwecji będące raczej wyjątkiem niż regułą, ile w ogólną scenerię coraz liczniejszych tu aktów przemocy, które odbierają skandynawskiemu krajowi idylliczne atrybuty. W końcu sierpnia na autostradzie pod Sztokholmem płonęły samochody, a inne lądowały w rowie z oponami przebitymi kolcami. Nie była to scena z filmu gangsterskiego, lecz napad rabunkowy na opancerzony furgon z milionami koron. Sprawnie zorganizowany, gdyż w tym samym czasie w Sztokholmie wyleciał w powietrze bankomat, dezorientując policję i rozpraszając pościg za przestępcami.
Statystyki są porażające. Według ostatniego raportu policji i firm ochroniarskich, Szwecja bije europejskie rekordy w liczbie i skuteczności napadów na konwoje z pieniędzmi. Od 1998 r. zrabowano tu w ten sposób ponad 100 mln dolarów. Na obszarze wielkiego Sztokholmu przestępcy kradną każdego dnia przeciętnie 33 samochody i dokonują dwóch napadów na banki, kasy, a także sklepy jubilerskie czy spożywcze i stacje benzynowe. W Szwecji codziennie notuje się trzy przestępstwa z użyciem broni palnej. W ubiegłym roku w całym kraju z rąk bandytów zginęło 209 osób. Policja zaczyna przyrównywać Sztokholm i inne miasta szwedzkie do Chicago lat 30. Porównania z USA są jednak mylące, bo miasta USA przestały być symbolami gangsterskiego rozpasania, a po wyjątkowo niebezpiecznym kiedyś nowojorskim Central Parku można dziś spacerować w nocy.
Diabły na motocyklach
Osobliwą szwedzką specjalnością staje się rosnąca samowola gangów motocyklowych, zwanych w skrócie MC. Grupy o malowniczych, tchnących ogniem piekielnym nazwach, jak Hells Angels MC, Bandidos, Red Devils, X-team, Wolfpack, Fucked for Life, oddają się jednak nie tyle dzikim i romantycznym eskapadom na ryczących dwukołowych maszynach, ile handlowi narkotykami, napadom rabunkowym i krwawym porachunkom przestępczym. Z raportów szwedzkiej policji wynika, że większość członków takich grup w wieku od 21 do 39 lat nigdy nie jeździła na motocyklu.
Liczba gangów MC, powiązanych ze zorganizowaną przestępczością, stale rośnie. Stały się one wzorem dla innych grup kryminalnych, które zajmują się zakazanym handlem, od alkoholu i papierosów po amfetaminę i kokainę, rabują banki i sklepy, coraz częściej też szantażują i wymuszają pieniądze od przedsiębiorców. Pod groźbą bomb i zamachów z bronią właściciele restauracji czy firm budowlanych bywają zmuszani do wypłacania wysokich sum bandytom za "ochronę" lub likwidację rzekomych długów. "Bandy trzymają w uścisku Szwecję" - alarmują media. W latach 1995-2005 liczba zorganizowanych gangów wzrosła tu niemal ośmiokrotnie - z sześciu do 46. Jeśli to tempo się utrzyma, do 2015 r. w kraju może być ponad 320 gangów.
Skąd krwawe sceny i gwałt na ulicach w dobrze zorganizowanej, bogatej Szwecji, kraju wyciszonych, szukających samotności i przeżywających co najwyżej konflikty wewnętrzne indywidualistów? Ogólny wysoki poziom zamożności, tradycje egalitaryzmu i brak jaskrawych przepaści społecznych zaprzeczają łatwym teoriom o socjalnym czy etnicznym podłożu tutejszej przestępczości. Do gangów motocyklowych należy zarówno wielu przedstawicieli drugiego pokolenia imigrantów, jak i byłych członków grup neonazistowskich, żyjących w wyraźnej symbiozie. Liczy się nie ideologia, lecz rzucenie wyzwania prawu, kryminalny styl życia - twierdzi policja.
Terroryści w domu
- Skuteczne działania policji to mit - mówi inspektor Niki Ekman zajmująca się m.in. elektroniczną analizą danych. Brakuje sił, środków i sprawnego systemu informacji. "Dawniej gangi na swój sposób specjalizowały się na przykład w okradaniu kas i banków, podczas gdy dzisiaj zajmują się wszystkim, co daje pieniądze, od przemytu ludzi po narkotyki i napady na konwoje. A to bardzo utrudnia działania sił porządku" - dodaje szefowa szwedzkiej policji Therese Mattisson. W Szwecji coraz częstsze są jednak głosy, że na skuteczność walki z przestępczością wpłynie zmiana prawa. Jako przykład wskazuje się sąsiednią Danię, gdzie w końcu lat 90. parlament przyjął pakiet ustaw specjalnych, które zezwoliły policji na bezpardonowe działania wobec gangów, z włamywaniem się do komputerów podejrzanych osób włącznie. W efekcie kraj ten praktycznie pozbył się dziś plagi motocyklowych bandytów. W Szwecji jednak podobne kroki napotykają wciąż opory polityków uważających je za sprzeczne z duchem "humanitarnego państwa prawa", które bardziej niż na kary stawia na resocjalizację przestępców, a w efekcie często bardziej chroni bandytów niż ich ofiary. Policja uskarża się tu na prawne przeszkody w zbieraniu dowodów, m.in. w zakładaniu podsłuchów telefonicznych, grożą jej nawet kary za naruszanie przepisów drogowych podczas pościgu za przestępcami.
"Czy w trwającej akurat debacie o obronie przed międzynarodowym terroryzmem szwedzkie państwo prawa nie zapomniało, że ma już u siebie do czynienia z inną formą działalności terrorystycznej, wewnętrznej, wymierzonej przeciwko przedsiębiorcom czy restauratorom, do których strzela się podczas snu lub pod groźbą bomb żąda okupu?" - zapytywał na początku października dziennik "Dagens Nyheter". Czas więc rozprawić się najpierw z własnymi demonami. I nie z pomocą politycznych egzorcyzmów, lecz skutecznych paragrafów.
Więcej możesz przeczytać w 43/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.