W Polsce funkcjonuje ponadpartyjny sojusz pomocy bezrobotnym politykom
Polacy, głosując w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych na PiS czy PO, w istocie głosowali przeciwko politykom SLD. Cztery lata wcześniej, głosując na SLD, głosowali zaś przeciwko AWS i Unii Wolności. Złudne okazały się jednak nadzieje wyborców, że pozbędą się nieporadnych czy skorumpowanych polityków poprzedniej ekipy. O ile udało się odsunąć ich od wpływu na najważniejsze dla państwa decyzje, o tyle nie powiodła się próba odsunięcia ich od państwowej kasy. W Polsce funkcjonuje bowiem ponadpartyjny sojusz pomocy bezrobotnym politykom. Pod osłoną takich instytucji jak Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej działa de facto pośredniak dla odsuniętych od władzy polityków. Tylko ten fundusz oferuje politykom prawie 500 dobrze płatnych posad. Na większości z nich ulokowali się byli ministrowie, posłowie, wojewodowie. W taki sposób funkcjonują też na przykład terenowe oddziały Narodowego Funduszu Zdrowia, agencje rolne czy rady nadzorcze spółek skarbu państwa.
Antymanifest Marcinkiewicza
"Sprawne państwo może być państwem tanim, to znaczy kosztującym podatników tylko tyle, ile dobrze zorganizowane państwo kosztować musi. Chodzi o stworzenie taniej, efektywnej i przyjaznej dla obywateli administracji. Oznacza to konieczność uproszczenia struktury, wyeliminowania dublujących się kompetencji i zadań, likwidacji instytucji o zbliżonych celach - połączenie Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w jeden Urząd Antymonopolowy, a także konsolidację wielu urzędów i inspekcji państwowych w bardziej sprawne instytucje. To nasza powinność" - ten swego rodzaju manifest wygłosił podczas sejmowego expos� premier Kazimierz Marcinkiewicz. Już dziś wiadomo, że słowa nie dotrzyma. KRRiTV nie zostanie zlikwidowana. Co więcej - w nowej formie prawnej stanie się de facto narzędziem w politycznej grze PiS i instrumentem nagradzania polityków. O likwidacji czy łączeniu innych "biurotworów" mowy w ogóle na razie nie ma. Tym bardziej że premier Marcinkiewicz, idąc na ustępstwa wobec LPR i Samoobrony, daje niedobry przykład mnożenia niepotrzebnych urzędów. By uspokoić polityków ligi, którzy atakowali wiceminister ds. rodziny Joannę Kluzik-Rostkowską (w mediach zadeklarowała, że popiera metodę zapłodnienia in vitro), chce powołać związaną z Radiem Maryja Hannę Wujkowską na stanowisko doradcy premiera ds. rodziny.
Co ciekawe, polityków PiS nie irytuje też, że finansowe konfitury z funkcjonowania pseudourzędów i pseudoagencji szeroko konsumują politycy SLD. Kilkudziesięciu byłych ministrów, posłów, senatorów i wojewodów objęło właśnie dobrze płatne posady w różnego rodzaju zarządach i radach. A ich pensje są wyższe niż te, które pobierali jako ministrowie lub posłowie.
Brachmański i inni
Typowym przykładem przechowalni dla bezrobotnych polityków są wojewódzkie fundusze ochrony środowiska. Jak się dowiedział "Wprost", Andrzej Brachmański, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji oraz poseł SLD, został właśnie wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Zielonej Górze. Fundusz podlega jego koledze z partii, marszałkowi Andrzejowi Bocheńskiemu. Nominację zatwierdziła rada nadzorcza WFOŚiGW. Brachmański przez ostatnie cztery lata - jako najbardziej wpływowy polityk w województwie lubuskim - decydował, kto obejmie lukratywne posady. Teraz ludzie Brachmańskiego spłacają dług. Były minister zarabia 9 tys. zł miesięcznie. Brachmański to nie jedyny minister, który zajął się ekologią. Były minister ochrony środowiska i poseł SLD Czesław Śleziak zasiada w radzie nadzorczej NFOŚiGW.
Fundusze oferują synekury byłym politykom wszystkich opcji - w zależności od tego, jaka partia rządzi w danym województwie. W Warszawie w zarządzie funduszu zasiada Jerzy Dobek, były wojewoda ostrołęcki. We Wrocławiu na czele zarządu funduszu postawiono Ewę Mańkowską, byłą posłankę AWS, a w Rzeszowie w radzie nadzorczej znalazł się Adrian Zbyrowski, syn posłanki Samoobrony, którego policja kilka lat temu przyłapała na hodowli marihuany. Stanowiska oferują też centrala i wojewódzkie oddziały NFZ. Zatrudnienie w radzie NFZ znalazła Małgorzata Okońska-Zaremba, była posłanka SLD i wiceminister gospodarki. Także rady nadzorcze mediów publicznych stały się synekurami dla ludzi związanych z partiami. W Opolu w radzie tamtejszego radia znalazł się Czesław Berkowski, asystent byłej posłanki Aleksandry Jakubowskiej.
Robota dla ministrów
Byli ministrowie i wiceministrowie upodobali sobie posady w radach nadzorczych spółek z udziałem skarbu państwa. Niedawno w radzie nadzorczej KGHM Polska Miedź ulokował się Krzysztof Szamałek, były wiceminister skarbu w rządach SLD i były szef Stowarzyszenia Ordynacka. Szefową rady nadzorczej miedziowej spółki, w której decydujący głos ma skarb państwa, jest Elżbieta Niebisz, jedna z najbliższych współpracowniczek Wiesława Kaczmarka z czasów, kiedy ten kierował resortem skarbu. Niebisz jest też członkiem zarządu kolejnej instytucji zarządzającej ogromnymi pieniędzmi - Agencji Rozwoju Przemysłu. W katowickim Kopeksie, dużej firmie działającej na potrzeby górnictwa, w zarządzie znalazł się Tadeusz Soroka, były wiceminister skarbu. Do rady nadzorczej Pocztowego Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych trafił zaś Zbigniew Kaniewski, były minister skarbu i senator SLD, u którego skorumpowany poseł Andrzej Pęczak wstawiał się za interesami Marka Dochnala.
Lista nietykalnych
Przechowalniami dla polityków i ich rodzin są agencje rolne, przynajmniej od czasu, kiedy po wygranych w 2001 r. przez SLD i PSL wyborach stanowisko prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa objął Aleksander Bentkowski z PSL. Gdy Jerzy Miller składał dymisję ze stanowiska prezesa ARiMR, ujawnił, że przychodząc do agencji, otrzymał listę ponad 100 osób, których nie można zwolnić z pracy.
Według informacji "Wprost", jedyną instytucją, której likwidację w najbliższym czasie rozważają politycy PiS, jest właśnie Agencja Nieruchomości Rolnych. Ma to jednak znaczenie symboliczne, bo tylko w branży rolnej podatnicy opłacają jeszcze posady dla polityków w Agencji Rynku Rolnego, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Głównym Inspektoracie Inspekcji Nasiennej, Głównym Inspektoracie Ochrony Roślin oraz Głównym Inspektoracie Skupu i Przetwórstwa Artykułów Rolnych. Czy zamiast tych sześciu instytucji nie mogłaby powstać jedna? Podobnie jest w wypadku instytucji zajmujących się prywatyzacją. Choć do sprywatyzowania niewiele zostało, utrzymujemy wciąż Ministerstwo Skarbu Państwa, Agencję Mienia Wojskowego, Agencję Nieruchomości Rolnych i Wojskową Agencję Mieszkaniową.
Poszukiwana polska Thatcher
- Od 2002 r. nie zlikwidowano żadnej agencji rządowej. W ciągu ostatniego roku powstało za to 13 nowych funduszy celowych - mówi Elżbieta Malinowska-Misiąg z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. W projekcie budżetu na 2006 r. tylko na administrację publiczną i urzędy centralne przewidziano 10,5 mld zł. To prawie o 20 proc. więcej niż na przykład w 2002 r.
Zanim Margaret Thatcher została premierem Wielkiej Brytanii, powiedziała, że gdyby zwolniono z pracy 30 proc. urzędników, nikt oprócz samych zainteresowanych by tego nie zauważył. Kiedy - już jako premier - tak zrobiła, rzeczywiście nikt tego nie zauważył. W Polsce pewnie mało kto zorientowałby się, że zniknęła połowa urzędników. Problemem jest to, że zorientowaliby się zainteresowani politycy. A tylko oni mogą podjąć decyzję o likwidacji partyjnego pośredniaka.
Antymanifest Marcinkiewicza
"Sprawne państwo może być państwem tanim, to znaczy kosztującym podatników tylko tyle, ile dobrze zorganizowane państwo kosztować musi. Chodzi o stworzenie taniej, efektywnej i przyjaznej dla obywateli administracji. Oznacza to konieczność uproszczenia struktury, wyeliminowania dublujących się kompetencji i zadań, likwidacji instytucji o zbliżonych celach - połączenie Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty, Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w jeden Urząd Antymonopolowy, a także konsolidację wielu urzędów i inspekcji państwowych w bardziej sprawne instytucje. To nasza powinność" - ten swego rodzaju manifest wygłosił podczas sejmowego expos� premier Kazimierz Marcinkiewicz. Już dziś wiadomo, że słowa nie dotrzyma. KRRiTV nie zostanie zlikwidowana. Co więcej - w nowej formie prawnej stanie się de facto narzędziem w politycznej grze PiS i instrumentem nagradzania polityków. O likwidacji czy łączeniu innych "biurotworów" mowy w ogóle na razie nie ma. Tym bardziej że premier Marcinkiewicz, idąc na ustępstwa wobec LPR i Samoobrony, daje niedobry przykład mnożenia niepotrzebnych urzędów. By uspokoić polityków ligi, którzy atakowali wiceminister ds. rodziny Joannę Kluzik-Rostkowską (w mediach zadeklarowała, że popiera metodę zapłodnienia in vitro), chce powołać związaną z Radiem Maryja Hannę Wujkowską na stanowisko doradcy premiera ds. rodziny.
Co ciekawe, polityków PiS nie irytuje też, że finansowe konfitury z funkcjonowania pseudourzędów i pseudoagencji szeroko konsumują politycy SLD. Kilkudziesięciu byłych ministrów, posłów, senatorów i wojewodów objęło właśnie dobrze płatne posady w różnego rodzaju zarządach i radach. A ich pensje są wyższe niż te, które pobierali jako ministrowie lub posłowie.
Brachmański i inni
Typowym przykładem przechowalni dla bezrobotnych polityków są wojewódzkie fundusze ochrony środowiska. Jak się dowiedział "Wprost", Andrzej Brachmański, były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji oraz poseł SLD, został właśnie wiceprezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Zielonej Górze. Fundusz podlega jego koledze z partii, marszałkowi Andrzejowi Bocheńskiemu. Nominację zatwierdziła rada nadzorcza WFOŚiGW. Brachmański przez ostatnie cztery lata - jako najbardziej wpływowy polityk w województwie lubuskim - decydował, kto obejmie lukratywne posady. Teraz ludzie Brachmańskiego spłacają dług. Były minister zarabia 9 tys. zł miesięcznie. Brachmański to nie jedyny minister, który zajął się ekologią. Były minister ochrony środowiska i poseł SLD Czesław Śleziak zasiada w radzie nadzorczej NFOŚiGW.
Fundusze oferują synekury byłym politykom wszystkich opcji - w zależności od tego, jaka partia rządzi w danym województwie. W Warszawie w zarządzie funduszu zasiada Jerzy Dobek, były wojewoda ostrołęcki. We Wrocławiu na czele zarządu funduszu postawiono Ewę Mańkowską, byłą posłankę AWS, a w Rzeszowie w radzie nadzorczej znalazł się Adrian Zbyrowski, syn posłanki Samoobrony, którego policja kilka lat temu przyłapała na hodowli marihuany. Stanowiska oferują też centrala i wojewódzkie oddziały NFZ. Zatrudnienie w radzie NFZ znalazła Małgorzata Okońska-Zaremba, była posłanka SLD i wiceminister gospodarki. Także rady nadzorcze mediów publicznych stały się synekurami dla ludzi związanych z partiami. W Opolu w radzie tamtejszego radia znalazł się Czesław Berkowski, asystent byłej posłanki Aleksandry Jakubowskiej.
Robota dla ministrów
Byli ministrowie i wiceministrowie upodobali sobie posady w radach nadzorczych spółek z udziałem skarbu państwa. Niedawno w radzie nadzorczej KGHM Polska Miedź ulokował się Krzysztof Szamałek, były wiceminister skarbu w rządach SLD i były szef Stowarzyszenia Ordynacka. Szefową rady nadzorczej miedziowej spółki, w której decydujący głos ma skarb państwa, jest Elżbieta Niebisz, jedna z najbliższych współpracowniczek Wiesława Kaczmarka z czasów, kiedy ten kierował resortem skarbu. Niebisz jest też członkiem zarządu kolejnej instytucji zarządzającej ogromnymi pieniędzmi - Agencji Rozwoju Przemysłu. W katowickim Kopeksie, dużej firmie działającej na potrzeby górnictwa, w zarządzie znalazł się Tadeusz Soroka, były wiceminister skarbu. Do rady nadzorczej Pocztowego Towarzystwa Ubezpieczeń Wzajemnych trafił zaś Zbigniew Kaniewski, były minister skarbu i senator SLD, u którego skorumpowany poseł Andrzej Pęczak wstawiał się za interesami Marka Dochnala.
Lista nietykalnych
Przechowalniami dla polityków i ich rodzin są agencje rolne, przynajmniej od czasu, kiedy po wygranych w 2001 r. przez SLD i PSL wyborach stanowisko prezesa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa objął Aleksander Bentkowski z PSL. Gdy Jerzy Miller składał dymisję ze stanowiska prezesa ARiMR, ujawnił, że przychodząc do agencji, otrzymał listę ponad 100 osób, których nie można zwolnić z pracy.
Według informacji "Wprost", jedyną instytucją, której likwidację w najbliższym czasie rozważają politycy PiS, jest właśnie Agencja Nieruchomości Rolnych. Ma to jednak znaczenie symboliczne, bo tylko w branży rolnej podatnicy opłacają jeszcze posady dla polityków w Agencji Rynku Rolnego, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, Głównym Inspektoracie Inspekcji Nasiennej, Głównym Inspektoracie Ochrony Roślin oraz Głównym Inspektoracie Skupu i Przetwórstwa Artykułów Rolnych. Czy zamiast tych sześciu instytucji nie mogłaby powstać jedna? Podobnie jest w wypadku instytucji zajmujących się prywatyzacją. Choć do sprywatyzowania niewiele zostało, utrzymujemy wciąż Ministerstwo Skarbu Państwa, Agencję Mienia Wojskowego, Agencję Nieruchomości Rolnych i Wojskową Agencję Mieszkaniową.
Poszukiwana polska Thatcher
- Od 2002 r. nie zlikwidowano żadnej agencji rządowej. W ciągu ostatniego roku powstało za to 13 nowych funduszy celowych - mówi Elżbieta Malinowska-Misiąg z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. W projekcie budżetu na 2006 r. tylko na administrację publiczną i urzędy centralne przewidziano 10,5 mld zł. To prawie o 20 proc. więcej niż na przykład w 2002 r.
Zanim Margaret Thatcher została premierem Wielkiej Brytanii, powiedziała, że gdyby zwolniono z pracy 30 proc. urzędników, nikt oprócz samych zainteresowanych by tego nie zauważył. Kiedy - już jako premier - tak zrobiła, rzeczywiście nikt tego nie zauważył. W Polsce pewnie mało kto zorientowałby się, że zniknęła połowa urzędników. Problemem jest to, że zorientowaliby się zainteresowani politycy. A tylko oni mogą podjąć decyzję o likwidacji partyjnego pośredniaka.
Więcej możesz przeczytać w 2/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.