8 mld euro rocznie przynosi kalabryjskim mafiosom handel bronią i prostytucja oraz haracze i lichwa
Waldemar Kedaj
Kobieta w zaawansowanej ciąży, z trzyletnim chłopcem i trojgiem znajomych wyglądali na uczestników sielskiej wycieczki za miasto. Policja zatrzymała ich w listopadzie pod Bari. Wycieczka była jednak nietypowa, bo jej uczestnicy jechali po odbiór kolejnej raty haraczu - 5 tys. euro (cały wynosił 50 tys. euro) - od jednego z lokalnych przedsiębiorców. Biznesmen nie powiadomił policji, ale ta przypadkiem podsłuchała telefoniczne rozmowy miejscowej mafii. Jej członkami byli wszyscy uczestnicy rodzinnej wycieczki.
Włoskie organizacje przestępcze spycha w cień działająca głównie w Kalabrii Ndrangheta - mniej dotychczas znana niż inne grupy, choć nie mniej okrutna. Sycylijska cosa nostra liże rany po rozbiciu w latach 90. mafijnej wierchuszki i osadzeniu za kratami capo di tutti capi - Toto Riiny.
Neapolitańską camorrę nękają aresztowania i konfiskaty majątków bossów.
Ndrangheta dała o sobie znać w październiku zabójstwem wiceprezydenta regionalnej administracji Kalabrii - Francesco Fortugna. Centrolewicowy polityk, z zawodu chirurg, zginął w biały dzień przed lokalem wyborczym w miasteczku Locri, trafiony czterema strzałami z pistoletu kaliber 9 mm. Dwóch zamaskowanych napastników zniknęło bez śladu. Było to dwudzieste piąte w 2005 r. zabójstwo na tle mafijnym w prowincji Locri, ale pierwsze od 16 lat morderstwo polityka tej rangi. Mobilizacja sił policji i karabinierów nie zapobiegła kilkanaście dni później kolejnej mafijnej egzekucji.
Milcząca ziemia
Locri ma dużo starożytnych zabytków, mniej miejsc pracy. Młodzi spędzają czas w barach, potem wielu nagle znika. Miejscowi dają do zrozumienia, że wiedzą gdzie. Kalabryjski pisarz Corrado Alvaro widział w całym regionie ziemię "najbardziej tajemniczą i niezbadaną". W górach słynący z okrucieństwa pasterze pilnowali kiedyś ofiar porwań. Porwaniami zajmowały się całe kalabryjskie wioski. Przestępczość była traktowana jako sposób na życie. Nakaz milczenia stanowił zawsze główne prawo Ndranghety, egzekwowane z bezwzględną surowością. Tak pozostało do dziś, choć mafia przestawiła się na bardziej intratny biznes - głównym źródłem jej wpływów stał się handel narkotykami. Ndrangheta wyrosła na jedno z centrów światowego narkobiznesu, zarabiając na sprzedaży "białej śmierci" ponad 22 mld euro rocznie. Pasterzy w górach zastąpili osobnicy w szybkich samochodach, komunikujący się z kartelami narkotykowymi z Kolumbii via Internet i telefony komórkowe trzeciej generacji. Ta dziedzina przestępczości najszybciej dziś rośnie, szlaki Ndranghety wiodą na północ Włoch, a także do Francji, Niemiec, a nawet Australii.
Około 8 mld euro rocznie przynosi kalabryjskiej mafii handel bronią i prostytucja oraz haracze i lichwa. Walkę z tą szczególną przedsiębiorczością utrudnia struktura Ndranghety, którą tworzą małe, rodzinne klany - ndriny. Każda ndrina obrasta nowymi komórkami, których członkowie są z reguły złączeni więzami krwi, każda działa autonomicznie na swoim terytorium, a jej szef nie jest podporządkowany innym bossom. Dzięki tej strukturze Ndrangheta przetrwała policyjną ofensywę, która na początku lat 90. obcięła macki mafii sycylijskiej, neapolitańskiej kamorrze czy działającej w Apulii organizacji Sacra Corona Unita. Niewielu kalabryjskich mafiosów zdecydowało się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, bo wiązało się to z narażeniem na niebezpieczeństwo rodziny.
Ndrangheta okazała się skuteczna także w innych częściach Włoch, zwłaszcza na północy, w Piemoncie i Lombardii, gdzie stała się najsilniejszą organizacją mafijną, w dodatku łatwo wchodzącą w sojusze z innymi bandami, włoskimi i zagranicznymi, ostatnio zwłaszcza albańskimi z Kosowa.
Zły smok i dobry lud
Na co dzień nieprzenikniona lub pokazująca swojskie oblicze Ndrangheta przypomina co jakiś czas o swojej bezwzględności. Podczas niedawnej wojny między klanami śmierć poniosło 700 osób, regularnie wykonywane są egzekucje ludzi, którzy zdradzili lub stali się niewygodni. Mafiosi wolą się jednak wcisnąć w kostium pragmatycznych biznesmenów, unikających konfrontacji i rozgłosu. Ich ideałem jest sytuacja, kiedy ludzie uwierzą, że mafia nie istnieje - mówi Pierluigi Vigna, do niedawna główny prokurator antymafijny Włoch. Po nauczce lat 90., gdy próba otwartej wojny z państwem, m.in. przez zabójstwa prokuratorów Giovanniego Falcone i Paola Borsellino, zakończyła się zdziesiątkowaniem mafijnych szeregów, zorganizowana przestępczość spuściła z tonu. Nie zrezygnowała jednak z dążenia do władzy. W Kalabrii Ndrangheta uczestniczy w lokalnych wyborach. Kontroluje około 20 proc. głosów, co wystarczy do obalania miejscowych władz - twierdzi Nicola Gratteri, antymafijny prokurator w Reggio Calabria, stolicy regionu. Wpływy polityczne są potrzebne do wygrywania przetargów na kontrakty komunalne, budowę domów i szkół na zakazanych terenach czy uzyskiwanie intratnych zleceń na utylizację śmieci, przejmowanie hipermarketów, restauracji, wchodzenie do zarządów spółek, z których wiele nie zdaje sobie nawet sprawy, że wśród swoich członków ma ludzi z mafii.
Na południu trudno jest robić politykę - przyznaje Agazio Loiero, szef regionalnej administracji Kalabrii. Od kiedy w swoim domu znalazł dwa pociski i własną fotografię z napisem: "Skazany na śmierć", po Reggio Calabria porusza się w opancerzonym aucie z eskortą. Zabójstwo jego zastępcy pozostaje tajemnicą. Wiadomo, że Fortugno, chirurg związany ze szpitalem w Locri, miał przejąć kontrolę nad tamtejszym sektorem zdrowia, rynkiem wartym 2,5 mld euro, który pochłania 70 proc. regionalnych wydatków. Podobno nie chciał dopuścić do przejęcia przez jeden z klanów Ndranghety kontroli nad rozbudową szpitala w Locri i przeznaczonymi na ten cel 14 mln euro. Policja odkryła jednak jego liczne kontakty telefoniczne z ludźmi Ndranghety. Padł jej ofiarą czy był wspólnikiem? Wysunięcie takiej hipotezy, zakrawającej na absurdalną, skłoniło włoskiego historyka i dyplomatę Sergio Romano do smętnej konkluzji o fałszywości tezy, którą przez lata wyznawało wielu polityków i sędziów, o podziale włoskiego południa na złych mafiosów i dobry lud. Niestety - twierdzi Romano - w Kalabrii i na Sycylii istnieje szeroka strefa, przekraczająca podziały polityczne i ideologiczne, w której ukształtowała się sieć wspólnictwa, współwiny, dyktowanych osobistym interesem przemilczeń, wzajemnych przysług. Nie oznacza to, że wszyscy Kalabryjczycy i Sycylijczycy są mafiosami, ale są bardziej niż inni narażeni na ryzyko nacisków, szantażu czy wątpliwych moralnie wyborów, od których może zależeć kariera zawodowa czy pomyślność firmy.
Środek na zarazę
Nie umniejsza to odpowiedzialności państwa, któremu wielu we Włoszech zarzuca złagodzenie ustaw antymafijnych sprzed kilkunastu lat. Minister transportu Pietro Lunardi wywołał kilka lat temu skandal wypowiedzią, że "z mafią trzeba jakoś współżyć, a problemy przestępczości każdy powinien rozwiązywać po swojemu". Sycylijski pisarz Leonardo Sciascia nakreślił swego czasu pesymistyczną wizję włoskiego południa, które zaraża mafijną chorobą resztę Włoch, a te Europę. Nosicielami tej zarazy - według Sciasci - są najbardziej podatne na mafijną mentalność banki i sektor finansowy, a po nich biurokratyczny aparat państwowy i związkowy. Na szczęście nie wszyscy. W Locri dzień po zabójstwie wiceprezydenta regionu zebrało się kilkuset protestujących licealistów, dzień później już kilka tysięcy, przy aplauzie całych Włoch. "Bella Calabria to nie bella mafia - krzyczeli. - Co nam zrobicie? Zabijecie nas wszystkich?" To w takich sytuacjach mafia naprawdę traci twarz.
Waldemar Kedaj
Kobieta w zaawansowanej ciąży, z trzyletnim chłopcem i trojgiem znajomych wyglądali na uczestników sielskiej wycieczki za miasto. Policja zatrzymała ich w listopadzie pod Bari. Wycieczka była jednak nietypowa, bo jej uczestnicy jechali po odbiór kolejnej raty haraczu - 5 tys. euro (cały wynosił 50 tys. euro) - od jednego z lokalnych przedsiębiorców. Biznesmen nie powiadomił policji, ale ta przypadkiem podsłuchała telefoniczne rozmowy miejscowej mafii. Jej członkami byli wszyscy uczestnicy rodzinnej wycieczki.
Włoskie organizacje przestępcze spycha w cień działająca głównie w Kalabrii Ndrangheta - mniej dotychczas znana niż inne grupy, choć nie mniej okrutna. Sycylijska cosa nostra liże rany po rozbiciu w latach 90. mafijnej wierchuszki i osadzeniu za kratami capo di tutti capi - Toto Riiny.
Neapolitańską camorrę nękają aresztowania i konfiskaty majątków bossów.
Ndrangheta dała o sobie znać w październiku zabójstwem wiceprezydenta regionalnej administracji Kalabrii - Francesco Fortugna. Centrolewicowy polityk, z zawodu chirurg, zginął w biały dzień przed lokalem wyborczym w miasteczku Locri, trafiony czterema strzałami z pistoletu kaliber 9 mm. Dwóch zamaskowanych napastników zniknęło bez śladu. Było to dwudzieste piąte w 2005 r. zabójstwo na tle mafijnym w prowincji Locri, ale pierwsze od 16 lat morderstwo polityka tej rangi. Mobilizacja sił policji i karabinierów nie zapobiegła kilkanaście dni później kolejnej mafijnej egzekucji.
Milcząca ziemia
Locri ma dużo starożytnych zabytków, mniej miejsc pracy. Młodzi spędzają czas w barach, potem wielu nagle znika. Miejscowi dają do zrozumienia, że wiedzą gdzie. Kalabryjski pisarz Corrado Alvaro widział w całym regionie ziemię "najbardziej tajemniczą i niezbadaną". W górach słynący z okrucieństwa pasterze pilnowali kiedyś ofiar porwań. Porwaniami zajmowały się całe kalabryjskie wioski. Przestępczość była traktowana jako sposób na życie. Nakaz milczenia stanowił zawsze główne prawo Ndranghety, egzekwowane z bezwzględną surowością. Tak pozostało do dziś, choć mafia przestawiła się na bardziej intratny biznes - głównym źródłem jej wpływów stał się handel narkotykami. Ndrangheta wyrosła na jedno z centrów światowego narkobiznesu, zarabiając na sprzedaży "białej śmierci" ponad 22 mld euro rocznie. Pasterzy w górach zastąpili osobnicy w szybkich samochodach, komunikujący się z kartelami narkotykowymi z Kolumbii via Internet i telefony komórkowe trzeciej generacji. Ta dziedzina przestępczości najszybciej dziś rośnie, szlaki Ndranghety wiodą na północ Włoch, a także do Francji, Niemiec, a nawet Australii.
Około 8 mld euro rocznie przynosi kalabryjskiej mafii handel bronią i prostytucja oraz haracze i lichwa. Walkę z tą szczególną przedsiębiorczością utrudnia struktura Ndranghety, którą tworzą małe, rodzinne klany - ndriny. Każda ndrina obrasta nowymi komórkami, których członkowie są z reguły złączeni więzami krwi, każda działa autonomicznie na swoim terytorium, a jej szef nie jest podporządkowany innym bossom. Dzięki tej strukturze Ndrangheta przetrwała policyjną ofensywę, która na początku lat 90. obcięła macki mafii sycylijskiej, neapolitańskiej kamorrze czy działającej w Apulii organizacji Sacra Corona Unita. Niewielu kalabryjskich mafiosów zdecydowało się na współpracę z wymiarem sprawiedliwości, bo wiązało się to z narażeniem na niebezpieczeństwo rodziny.
Ndrangheta okazała się skuteczna także w innych częściach Włoch, zwłaszcza na północy, w Piemoncie i Lombardii, gdzie stała się najsilniejszą organizacją mafijną, w dodatku łatwo wchodzącą w sojusze z innymi bandami, włoskimi i zagranicznymi, ostatnio zwłaszcza albańskimi z Kosowa.
Zły smok i dobry lud
Na co dzień nieprzenikniona lub pokazująca swojskie oblicze Ndrangheta przypomina co jakiś czas o swojej bezwzględności. Podczas niedawnej wojny między klanami śmierć poniosło 700 osób, regularnie wykonywane są egzekucje ludzi, którzy zdradzili lub stali się niewygodni. Mafiosi wolą się jednak wcisnąć w kostium pragmatycznych biznesmenów, unikających konfrontacji i rozgłosu. Ich ideałem jest sytuacja, kiedy ludzie uwierzą, że mafia nie istnieje - mówi Pierluigi Vigna, do niedawna główny prokurator antymafijny Włoch. Po nauczce lat 90., gdy próba otwartej wojny z państwem, m.in. przez zabójstwa prokuratorów Giovanniego Falcone i Paola Borsellino, zakończyła się zdziesiątkowaniem mafijnych szeregów, zorganizowana przestępczość spuściła z tonu. Nie zrezygnowała jednak z dążenia do władzy. W Kalabrii Ndrangheta uczestniczy w lokalnych wyborach. Kontroluje około 20 proc. głosów, co wystarczy do obalania miejscowych władz - twierdzi Nicola Gratteri, antymafijny prokurator w Reggio Calabria, stolicy regionu. Wpływy polityczne są potrzebne do wygrywania przetargów na kontrakty komunalne, budowę domów i szkół na zakazanych terenach czy uzyskiwanie intratnych zleceń na utylizację śmieci, przejmowanie hipermarketów, restauracji, wchodzenie do zarządów spółek, z których wiele nie zdaje sobie nawet sprawy, że wśród swoich członków ma ludzi z mafii.
Na południu trudno jest robić politykę - przyznaje Agazio Loiero, szef regionalnej administracji Kalabrii. Od kiedy w swoim domu znalazł dwa pociski i własną fotografię z napisem: "Skazany na śmierć", po Reggio Calabria porusza się w opancerzonym aucie z eskortą. Zabójstwo jego zastępcy pozostaje tajemnicą. Wiadomo, że Fortugno, chirurg związany ze szpitalem w Locri, miał przejąć kontrolę nad tamtejszym sektorem zdrowia, rynkiem wartym 2,5 mld euro, który pochłania 70 proc. regionalnych wydatków. Podobno nie chciał dopuścić do przejęcia przez jeden z klanów Ndranghety kontroli nad rozbudową szpitala w Locri i przeznaczonymi na ten cel 14 mln euro. Policja odkryła jednak jego liczne kontakty telefoniczne z ludźmi Ndranghety. Padł jej ofiarą czy był wspólnikiem? Wysunięcie takiej hipotezy, zakrawającej na absurdalną, skłoniło włoskiego historyka i dyplomatę Sergio Romano do smętnej konkluzji o fałszywości tezy, którą przez lata wyznawało wielu polityków i sędziów, o podziale włoskiego południa na złych mafiosów i dobry lud. Niestety - twierdzi Romano - w Kalabrii i na Sycylii istnieje szeroka strefa, przekraczająca podziały polityczne i ideologiczne, w której ukształtowała się sieć wspólnictwa, współwiny, dyktowanych osobistym interesem przemilczeń, wzajemnych przysług. Nie oznacza to, że wszyscy Kalabryjczycy i Sycylijczycy są mafiosami, ale są bardziej niż inni narażeni na ryzyko nacisków, szantażu czy wątpliwych moralnie wyborów, od których może zależeć kariera zawodowa czy pomyślność firmy.
Środek na zarazę
Nie umniejsza to odpowiedzialności państwa, któremu wielu we Włoszech zarzuca złagodzenie ustaw antymafijnych sprzed kilkunastu lat. Minister transportu Pietro Lunardi wywołał kilka lat temu skandal wypowiedzią, że "z mafią trzeba jakoś współżyć, a problemy przestępczości każdy powinien rozwiązywać po swojemu". Sycylijski pisarz Leonardo Sciascia nakreślił swego czasu pesymistyczną wizję włoskiego południa, które zaraża mafijną chorobą resztę Włoch, a te Europę. Nosicielami tej zarazy - według Sciasci - są najbardziej podatne na mafijną mentalność banki i sektor finansowy, a po nich biurokratyczny aparat państwowy i związkowy. Na szczęście nie wszyscy. W Locri dzień po zabójstwie wiceprezydenta regionu zebrało się kilkuset protestujących licealistów, dzień później już kilka tysięcy, przy aplauzie całych Włoch. "Bella Calabria to nie bella mafia - krzyczeli. - Co nam zrobicie? Zabijecie nas wszystkich?" To w takich sytuacjach mafia naprawdę traci twarz.
Więcej możesz przeczytać w 2/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.