Bieg naszej polityki najnowszej aż się prosi o jakiś artystyczny wyraz. A nawet o wiele wyrazów
To niezwykłe, jak życie polityczne harmonijnie się u nas składa z potrzebami przeciętnego widza telewizyjnego, potwierdzonymi statystyką oglądalności. I dziwne, że ani twórcy, ani szefowie stacji telewizyjnych tego nie dostrzegają i nie wyciągają praktycznych wniosków. Przecież aż się prosi produkcja jakiegoś serialu, który połączyłby, jak dzisiejsza polityka, zaspokojenie potrzeb emocjonalnych widzów z misją edukacyjną.
Gdyby nie to, że jestem leniwy, sam bym się zabrał do takiego scenariusza, ale z braku chęci odstępuję pomysł energiczniejszym pisarzom całkiem za darmo. Akcję wyobrażam sobie mniej więcej tak: ordynat Waldemar Obywatelski i prosta nauczycielka Stefcia Prawa mają się ku sobie. Oboje są piękni i młodzi, choć zdaniem większości otoczenia Stefcia jest trochę ładniejsza od Waldiego. Za to Waldi ma lepsze pochodzenie i obycie. Stefcia wywodzi się z dołów intelektualnych, nie nosi na co dzień mitry, lecz moherowy beret, jest podejrzewana o dokonywanie skoków na kasę oraz o rabunek łupów. Po jej wizycie gospodarze z towarzystwa zawsze liczą więc łyżeczki. Waldi zaś jest arystokratą ducha spokrewnionym z licznymi rodami panującymi, nawet Unia Wolności jest jego ciotką. Toteż choć ordynatowi na widok Stefci zmysły wypełzają na usta, staranne wychowanie salonowe nie pozwala mu rzucić się jej w objęcia i wpić w kibić. Młodzi chodzą z sobą od dawna, nawet trzymali się już za rączki. On jej dawał kwiatki do wianka, a ona mu malin z koszyczka.
Już w czasie emisji pierwszego odcinka widzowie przed telewizorami łkaliby jak Polska długa i szeroka ze wzruszenia. A to dopiero początek. W drugim odcinku serialu zebrani w salonie krewni i przyjaciele Waldiego knują przeciwko Stefci, która dla ich sfery na zawsze powinna pozostać trędowata. Wpadają na pomysł, żeby jak najszybciej wydać niewinną za kogoś innego przy pomocy intrygującego księdza Toruńskiego. Hrabina G. Wyborcza proponuje jako najodpowiedniejszych albo fornala Jędrka, znanego brutala, albo Romana Ligę, ekstremistę obyczajowego. Najlepiej obu naraz, żeby można było oskarżyć Stefcię o niemoralność. Problemem jest, co zrobić z Waldim, żeby się nie rozpił i nie wykoleił z rozpaczy. Ciotki podsuwają rozdartemu jak sosna na rozdrożu ordynatowi stadło z zubożałą, ale postępowo myślącą Sojuzą Obywatelską. Nie musi być nawet małżeństwo, może być konkubinat na kocią łapę, byle chłopina znalazł ulgę i pocieszenie. Waldi, nie rób tego. Nie słuchaj ciotek - krzyczą widzowie przed telewizorami. Stefcia, za kudły wywłokę - wołają kucharki. Wszyscy zamieniają chusteczki do nosa na ręczniki. Tymczasem napięcie rośnie, bo zapowiadany jest kolejny odcinek. Czy Waldi poprosi jednak Stefcię o rękę? Czy posag będzie dla niego wystarczający, żeby odrzucić klasowe przesądy? Czy Stefcia z rozpaczy odda się Jędrkowi? Kogo pobłogosławi ksiądz Toruński? Czy znowu zginie łyżeczka z pałacu udzielnej księżnej Radki Krajowej? Odpowiedzi na te pytania za tydzień w serialu o największej oglądalności, nadawanym zawsze w prime time.
Byłby to kolejny, po "Trędowatej" Mniszkówny oraz "Trędowatym Sedesse" Magdaleny Samozwaniec i Antoniego Słonimskiego, sukces naszej kultury, tym razem politycznej. I nie ma co wydziwiać, że znowu kicz, mimowolny albo zamierzony. W Polsce, jeśli coś nie jest dramatem patriotycznym, zaraz staje się kiczowatą operą mydlaną.
Poważnie mówiąc, bieg naszej polityki najnowszej aż się prosi o jakiś artystyczny wyraz. A nawet o wiele wyrazów. Trzeba się tylko zdecydować na formę. Czy powinna to być elegia, tren, sonet, czy wystarczy fraszka. Sam opowiadam się za serialem, choć może być także aforyzm. Z zastrzeżeniem, że za aforyzm mniej płacą. Prawie wcale. Dlatego nikt już nie chce pisać aforyzmów, a wszyscy (oprócz mnie) chcą robić seriale.
W każdym razie tylko na powieść fantasy nadaje się sytuacja, w której w Sejmie mamy ponoć platformę w twardej opozycji i koalicję PiS z LPR i Samoobroną, a w rządzie rozszerzającą się jak pożar w buszu, zapowiadaną od miesięcy koalicję PO-PiS, z Religą i Gilowską na czele. Na końcu w opozycji zostaną tylko Tusk ze Schetyną i będą sobie mogli zacytować "Wesele": miałeś, polityku, złoty róg. A w serialu Waldi będzie występował nawet z dwoma rogami. Na głowie.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Gdyby nie to, że jestem leniwy, sam bym się zabrał do takiego scenariusza, ale z braku chęci odstępuję pomysł energiczniejszym pisarzom całkiem za darmo. Akcję wyobrażam sobie mniej więcej tak: ordynat Waldemar Obywatelski i prosta nauczycielka Stefcia Prawa mają się ku sobie. Oboje są piękni i młodzi, choć zdaniem większości otoczenia Stefcia jest trochę ładniejsza od Waldiego. Za to Waldi ma lepsze pochodzenie i obycie. Stefcia wywodzi się z dołów intelektualnych, nie nosi na co dzień mitry, lecz moherowy beret, jest podejrzewana o dokonywanie skoków na kasę oraz o rabunek łupów. Po jej wizycie gospodarze z towarzystwa zawsze liczą więc łyżeczki. Waldi zaś jest arystokratą ducha spokrewnionym z licznymi rodami panującymi, nawet Unia Wolności jest jego ciotką. Toteż choć ordynatowi na widok Stefci zmysły wypełzają na usta, staranne wychowanie salonowe nie pozwala mu rzucić się jej w objęcia i wpić w kibić. Młodzi chodzą z sobą od dawna, nawet trzymali się już za rączki. On jej dawał kwiatki do wianka, a ona mu malin z koszyczka.
Już w czasie emisji pierwszego odcinka widzowie przed telewizorami łkaliby jak Polska długa i szeroka ze wzruszenia. A to dopiero początek. W drugim odcinku serialu zebrani w salonie krewni i przyjaciele Waldiego knują przeciwko Stefci, która dla ich sfery na zawsze powinna pozostać trędowata. Wpadają na pomysł, żeby jak najszybciej wydać niewinną za kogoś innego przy pomocy intrygującego księdza Toruńskiego. Hrabina G. Wyborcza proponuje jako najodpowiedniejszych albo fornala Jędrka, znanego brutala, albo Romana Ligę, ekstremistę obyczajowego. Najlepiej obu naraz, żeby można było oskarżyć Stefcię o niemoralność. Problemem jest, co zrobić z Waldim, żeby się nie rozpił i nie wykoleił z rozpaczy. Ciotki podsuwają rozdartemu jak sosna na rozdrożu ordynatowi stadło z zubożałą, ale postępowo myślącą Sojuzą Obywatelską. Nie musi być nawet małżeństwo, może być konkubinat na kocią łapę, byle chłopina znalazł ulgę i pocieszenie. Waldi, nie rób tego. Nie słuchaj ciotek - krzyczą widzowie przed telewizorami. Stefcia, za kudły wywłokę - wołają kucharki. Wszyscy zamieniają chusteczki do nosa na ręczniki. Tymczasem napięcie rośnie, bo zapowiadany jest kolejny odcinek. Czy Waldi poprosi jednak Stefcię o rękę? Czy posag będzie dla niego wystarczający, żeby odrzucić klasowe przesądy? Czy Stefcia z rozpaczy odda się Jędrkowi? Kogo pobłogosławi ksiądz Toruński? Czy znowu zginie łyżeczka z pałacu udzielnej księżnej Radki Krajowej? Odpowiedzi na te pytania za tydzień w serialu o największej oglądalności, nadawanym zawsze w prime time.
Byłby to kolejny, po "Trędowatej" Mniszkówny oraz "Trędowatym Sedesse" Magdaleny Samozwaniec i Antoniego Słonimskiego, sukces naszej kultury, tym razem politycznej. I nie ma co wydziwiać, że znowu kicz, mimowolny albo zamierzony. W Polsce, jeśli coś nie jest dramatem patriotycznym, zaraz staje się kiczowatą operą mydlaną.
Poważnie mówiąc, bieg naszej polityki najnowszej aż się prosi o jakiś artystyczny wyraz. A nawet o wiele wyrazów. Trzeba się tylko zdecydować na formę. Czy powinna to być elegia, tren, sonet, czy wystarczy fraszka. Sam opowiadam się za serialem, choć może być także aforyzm. Z zastrzeżeniem, że za aforyzm mniej płacą. Prawie wcale. Dlatego nikt już nie chce pisać aforyzmów, a wszyscy (oprócz mnie) chcą robić seriale.
W każdym razie tylko na powieść fantasy nadaje się sytuacja, w której w Sejmie mamy ponoć platformę w twardej opozycji i koalicję PiS z LPR i Samoobroną, a w rządzie rozszerzającą się jak pożar w buszu, zapowiadaną od miesięcy koalicję PO-PiS, z Religą i Gilowską na czele. Na końcu w opozycji zostaną tylko Tusk ze Schetyną i będą sobie mogli zacytować "Wesele": miałeś, polityku, złoty róg. A w serialu Waldi będzie występował nawet z dwoma rogami. Na głowie.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 2/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.