Idąc ramię w ramię z Giertychem i Lepperem, PO może zdobyć większość w Sejmie, ale nie w sercach wyborców
Tuż przed końcem starego roku rząd poniósł dotkliwą porażkę w Sejmie. Przegrał ważne głosowania w sprawie becikowego i wydłużenia komisarycznych rządów w warszawskim samorządzie.
Opozycja triumfowała. Wielka radość jaśniała zwłaszcza na twarzach liderów Platformy Obywatelskiej, której w końcu udało się dopiec niedoszłemu, a teraz coraz bardziej znienawidzonemu sprzymierzeńcowi. Wymierzony mu cios rzeczywiście był bardzo bolesny. Przegłosowane ustawy nie tylko spowodowały ponadmiliardową dziurę w budżecie, ale także brutalnie uświadomiły rządowi Marcinkiewicza, jak niewielkie ma pole manewru.
Przegrana PiS-owskiej mniejszości w Sejmie była oczywista, ale tak naprawdę dla Platformy Obywatelskiej było to pyrrusowe zwycięstwo. By je odnieść, musiała bowiem podeptać wszystko, co do tej pory uznawała w polityce za świętość. W pierwszej kolejności poczucie odpowiedzialności za państwo. Nie do pogodzenia z taką postawą było przecież przegłosowanie podwójnego becikowego, w oczywisty sposób naruszające stabilność budżetu. Co jeszcze smutniejsze, za zamachem na publiczne finanse krył się ordynarny polityczny handel. Platforma poparła becikowe w zamian za LPR-owskie głosy pozwalające zablokować wydłużenie PiS-owskich, komisarycznych rządów w warszawskim samorządzie. Marzeniem PO są bowiem jak najszybsze wybory prezydenta Warszawy. Platforma wierzy, że wygra je Hanna Gronkiewicz-Waltz, co zapewni partii nie tylko spektakularny sukces polityczny, ale i korzyści płynące z rządzenia miastem posiadającym ośmiomiliardowy budżet i dającym zatrudnienie 6 tys. urzędników i 88 tys. osób w instytucjach zależnych od ratusza.
Na aliansie z LPR platforma może jednak wyjść jak Zabłocki na mydle. Podejmując moherowy flirt, partia Tuska pozbywa się swego najważniejszego atutu, jakim było blokowanie organizowanej przez PiS moherowej koalicji. Wielu Polaków obawiało się takiej większości i obrony przed nią szukało właśnie w PO. Jeśli teraz wyrzeka się tego atutu, może popaść w kłopoty i zacząć tracić zwolenników, którzy przeniosą swoje sympatie na przykład na lewicę. Rozmycie wizerunku PO będzie szczególnie niebezpieczne, jeśli bracia Kaczyńscy zdecydują się na szybkie skrócenie kadencji. A to jest coraz bardziej realne. PiS cieszy się sporą popularnością, pozwalającą bez lęku myśleć o kolejnym sprawdzianie wyborczym. Może chcieć zdyskontować tę sytuację, zwłaszcza jeśli PO, współdziałającej z LPR i Samoobroną, dalej udawałyby się sejmowe nokauty. Wchodząc w moherowe alianse, PO może doprowadzić do wyborów, których chyba nie powinna sobie życzyć. Idąc ramię w ramię z Giertychem i Lepperem, można zdobywać większość w kombinacjach sejmowych, ale nie w sercach wyborców, razem z którymi pogardzało się demagogią i populizmem.
Fot. Z. Furman
Opozycja triumfowała. Wielka radość jaśniała zwłaszcza na twarzach liderów Platformy Obywatelskiej, której w końcu udało się dopiec niedoszłemu, a teraz coraz bardziej znienawidzonemu sprzymierzeńcowi. Wymierzony mu cios rzeczywiście był bardzo bolesny. Przegłosowane ustawy nie tylko spowodowały ponadmiliardową dziurę w budżecie, ale także brutalnie uświadomiły rządowi Marcinkiewicza, jak niewielkie ma pole manewru.
Przegrana PiS-owskiej mniejszości w Sejmie była oczywista, ale tak naprawdę dla Platformy Obywatelskiej było to pyrrusowe zwycięstwo. By je odnieść, musiała bowiem podeptać wszystko, co do tej pory uznawała w polityce za świętość. W pierwszej kolejności poczucie odpowiedzialności za państwo. Nie do pogodzenia z taką postawą było przecież przegłosowanie podwójnego becikowego, w oczywisty sposób naruszające stabilność budżetu. Co jeszcze smutniejsze, za zamachem na publiczne finanse krył się ordynarny polityczny handel. Platforma poparła becikowe w zamian za LPR-owskie głosy pozwalające zablokować wydłużenie PiS-owskich, komisarycznych rządów w warszawskim samorządzie. Marzeniem PO są bowiem jak najszybsze wybory prezydenta Warszawy. Platforma wierzy, że wygra je Hanna Gronkiewicz-Waltz, co zapewni partii nie tylko spektakularny sukces polityczny, ale i korzyści płynące z rządzenia miastem posiadającym ośmiomiliardowy budżet i dającym zatrudnienie 6 tys. urzędników i 88 tys. osób w instytucjach zależnych od ratusza.
Na aliansie z LPR platforma może jednak wyjść jak Zabłocki na mydle. Podejmując moherowy flirt, partia Tuska pozbywa się swego najważniejszego atutu, jakim było blokowanie organizowanej przez PiS moherowej koalicji. Wielu Polaków obawiało się takiej większości i obrony przed nią szukało właśnie w PO. Jeśli teraz wyrzeka się tego atutu, może popaść w kłopoty i zacząć tracić zwolenników, którzy przeniosą swoje sympatie na przykład na lewicę. Rozmycie wizerunku PO będzie szczególnie niebezpieczne, jeśli bracia Kaczyńscy zdecydują się na szybkie skrócenie kadencji. A to jest coraz bardziej realne. PiS cieszy się sporą popularnością, pozwalającą bez lęku myśleć o kolejnym sprawdzianie wyborczym. Może chcieć zdyskontować tę sytuację, zwłaszcza jeśli PO, współdziałającej z LPR i Samoobroną, dalej udawałyby się sejmowe nokauty. Wchodząc w moherowe alianse, PO może doprowadzić do wyborów, których chyba nie powinna sobie życzyć. Idąc ramię w ramię z Giertychem i Lepperem, można zdobywać większość w kombinacjach sejmowych, ale nie w sercach wyborców, razem z którymi pogardzało się demagogią i populizmem.
Fot. Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 2/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.