Mazowiecki, Janik, Suchocka i Olszewski to największe smutasy polskiej polityki, a najzabawniejsi to Wałęsa i Miller
Co cechuje ludzi obecnej władzy? Bardzo się ona poczuwa do kontroli każdego najmniejszego przejawu życia skrawka planety zwanego Polską. Temu ogólnemu poczuwaniu się towarzyszy poczucie misji, obowiązku i wreszcie ogólnie dobre samopoczucie. W dziedzinie poczuć kuleje władzy jedynie, ale za to na całej linii, poczucie humoru.
Z poczuciem humoru jest tak jak z talentem: albo się je ma, albo nie. Nie jest możliwe, by nauczyć się poczucia humoru czy je wyszkolić. Nie sposób też go nabyć na telezakupach, zdobyć na wyprzedaży w hipermarkecie, kupić na aukcji, wylosować w gazetowej zdrapce czy wyćwiczyć na siłowni. Świat więc dzieli się na tych z poczuciem humoru i na ponuraków. Obiegowe porzekadło mówi, że poczucie humoru jest cechą ludzi inteligentnych. I to może mógłby być jakiś trop, ale niestety to zgrabne powiedzonko nie jest do końca prawdą. Jest cała masa ludzi naszpikowanych wiedzą, którzy za grosz nie mają poczucia humoru. To paradoks, taki sam jak "oczytany dureń". Każdy z nas spotkał w życiu człowieka z tytułem profesorskim, który po bliższym poznaniu okazywał się pospolitym przygłupem.
Poczucie humoru cenimy wysoko. Amerykański komik Woody Allen twierdzi, że poczucie humoru znacznie ułatwia zdobywanie kobiet. Poczucie humoru uszlachetnia. Osoba obdarzona poczuciem humoru wydaje się bardziej ludzka i pełna. Ktoś poczucia humoru pozbawiony to osobnik duchowo kaleki i wysoce niekompletny.
Poważny jak polityka
Zerowe poczucie humoru jest charakterystyczne dla osobników zaczadzonych ideologią. To na ogół beznadziejne przypadki fanatyków, których mózgi przeżarła jedynie słuszna wizja naprawy świata. Z takimi można szturmować posady i barykady, ale nie knajpy. Inny typ osobnika, któremu amputowano poczucie humoru, to chorobliwy ambicjoner. Całe jego życie jest podporządkowane robieniu kariery, zdobywaniu posad i wygryzaniu konkurentów. Taki, jeżeli się w ogóle śmieje, to tylko z dowcipów szefa. Kolejnym typem osobnika ze skasowanym poczuciem humoru jest klasyczny nudziarz, uważający się za pępek świata lub ofiarę układów. Taki potrafi opowiadać tylko o sobie, swoich nieszczęściach i oczywiście o kłopotach z teściową. Tego rodzaju osobowość jest szczególnie męcząca w wydaniu kobiecym. To typ babska, które uważa, że cały świat interesuje się jej problemami. Ludzie tego rodzaju wszystko biorą na serio, łącznie z akcją telewizyjnych seriali. Sporą grupą osobników bez poczucia humoru są ludzie, którzy uwielbiają się wyśmiewać ze wszystkiego dookoła, ale nie z samych siebie. Radykalnie tracą dobry nastrój, gdy wesołość towarzystwa jest związana z czymś, co tym razem ich samych dotyczy.
Dyktatura ciemniaków
Nudziarstwo i brak poczucia humoru to typowa cecha urzędnicza. Grupa społeczna, która niejako z definicji była u nas pozbawiona poczucia humoru, to władza i jej urzędnicze zaplecze. Władza zawsze miała budzić podziw i respekt, a nie wesołość. Niestety, działał tu mechanizm odwrotnie proporcjonalny. Im bardziej władza starała się być poważna, tym większą wzbudzała wesołość. Pomińmy upiorną postać Bolesława Bieruta, za którego czasów opowiadanie dowcipów mogło się skończyć odsiadką w pierdlu, a w najłagodniejszym wydaniu wyrzuceniem z posady czy szkoły. Władysław Gomułka, który na początku budził nadzieje na reformy i polityczną odwilż, później był już tylko kimś w rodzaju gnoma, postaci z kukiełkowego teatrzyku. Charakterystyczny tembr głosu i sposób mówienia stały się obiektem złośliwych kpin i parodii (sztuki Szpotańskiego). Sam partyjny przywódca zaliczał się do osobników śmiertelnie poważnych i zdecydowanie pozbawionych poczucia humoru. Stefan Kisielewski za nazwanie ekipy Władysława Gomułki "dyktaturą ciemniaków" został pobity przez bojówkę SB.
Uśmiech I sekretarza
Chowany na zagranicznych witaminach Edward Gierek, mimo że lgnie do robotników, brata się z ludem i odgrywa rolę troskliwego gospodarza, dalej realizuje model przywódcy zupełnie serio. Gierek dobrze rozumie ideę igrzysk i nie szczędzi grosza na festiwale, festyny czy amerykańskie seriale w telewizji. Jest mniej sztywny niż Gomułka, ale dowcipy z władzy to nadal śliski i zakazany temat.
Generał Wojciech Jaruzelski nawet nie udaje przyjaznego ludziom sekretarza. Od początku realizuje model smętnego typa w czarnych okularach, po którym można się spodziewać tylko najgorszego. W okresie swych rządów z żelazną konsekwencją buduje smutne i nieprzyjazne obywatelom państwo, przypominające kolonię karną na zadupiu. Sam jest postacią nieco kabaretową. I jako taki staje się bohaterem licznych karykatur oraz dowcipów ściganych i tępionych przez władzę.
Szczery śmiech Wałęsy
Na tle nieciekawej galerii typów z PRL Lech Wałęsa jawi się jako osobnik z przeciwległego bieguna. Mówi soczystym językiem, szczerze się śmieje i stać go na celne riposty. To pierwsza postać świata polityki z autentycznym poczuciem humoru. Powiedzonka typu "są plusy ujemne i plusy dodatnie" czy "jestem za, a nawet przeciw" na stałe wchodzą do języka. Wałęsa, zostając prezydentem, nie traci dawnego "związkowego" luzu. Poczucie humoru na kilka lat opuszcza Wałęsę, gdy traci władzę i przegrywa z Kwaśniewskim. Zalewa go przykra żółć, która odpuszcza dopiero po latach.
Osobnicy na szczytach władzy pozbawieni choćby cienia poczucia humoru to inteligent Tadeusz Mazowiecki, mecenas Jan Olszewski i prawniczka Hanna Suchocka. Dwaj pierwsi panowie tragedię narodu wypisaną mieli na twarzach. Olszewski na żarty reagował wręcz alergicznie. Dwa razy zdarzyło mu się wyjść ze studia w trakcie programów nadawanych na żywo: raz, gdy uznał, że reklamy, które emitowano przed programem, były zbyt frywolne, a drugi raz, gdy się okazało, że dyskusja polityczna w telewizji została poprzedzona skeczem kabaretu OT.TO, w którym parodiowano polityków. Twarz Suchockiej nie była już tak "poważnie cierpiąca" jak u Mazowieckiego i Olszewskiego, a momentami wydawała się nawet radosna. Wszyscy zapamiętali ją jednak jako osobę o raczej lodowatym obliczu. Suchocka to ktoś, kto w mediach prezentował się jak surowa księgowa lub królowa paragrafów. Osobnikiem, którego cechowało iście brytyjskie poczucie humoru, był natomiast premier Jan Krzysztof Bielecki. Jako zapalony kibic i piłkarz miewał zabawne boiskowe metafory. Prywatnie potrafił być dowcipnym gawędziarzem. Niestety, jako premier robił wszystko, by tę cechę swego charakteru ukryć przed widownią.
Czerwone smutasy
Pierwszym człowiekiem lewicy, któremu udało się przełamać galerię czerwonych smutasów, był Aleksander Kwaśniewski. Można nawet uznać, że to właśnie on wykształcił absolutnie nowe w Polsce standardy zachowań przywódcy państwa. Kwaśniewski nie odkrył Ameryki, tylko z Ameryki ściągnął. Podpatrując luz amerykańskich prezydentów, gdzie w zwyczaju jest opowiadać dowcipy podczas spotkań z wyborcami, zachowywał się podobnie. Opalony Aleksander na wiecach wyborczych nie tylko obiecywał mieszkania młodym ludziom (później okazało się, że żartował), ale też bosko się uśmiechał, całował dziewczyny i tańczył disco polo. Z czasem okazało się, że Kwaśniewski potrafi nie tylko żartować, ale także robić sobie ostre jaja, na przykład z papieża (po wylądowaniu w Kaliszu podpuszczał Marka Siwca, by sparodiował papieski gest). Kwaśniewski to typowy przykład osobnika, który lubi żarty, ale nie na swój temat. Radykalna utrata poczucia humoru nastąpiła u niego w okresie intensywnej pracy sejmowej komisji ds. Orlenu.
Premier Jerzy Buzek ładnie się uśmiechał i mówił. Sprawiał wrażenie tyleż sympatycznego, ile bezradnego. To człowiek, który - podobnie jak Marcinkiewicz - dobrze wypadał w mediach. I podobnie miał za plecami "wielkiego sternika". Sternikiem premiera Buzka był Marian Krzaklewski, facet obdarzony sztucznym uśmiechem aktora filmowego. Krzaklewski to nieco inna wersja Jarosława Kaczyńskiego. Człowiek z misją walki o lepsze jutro, pogrążający się w walkach frakcyjnych. Krzaklewski sprawiał wrażenie sztywniaka, ale kilka razy dał się poznać jako osoba z poczuciem humoru. Na jednym z koncertów pozwolił się pociągnąć za krawat Justynie Steczkowskiej.
Cięte riposty Millera
Mistrzem dowcipnych metafor, celnych powiedzonek i szybkich ripost był kolejny wódz lewicy - Leszek Miller. Cała ekipa Millera prezentowała się jak mocno wyluzowana grupa towarzyska. Ministrowie, naśladując szefa, nie stronili w wypowiedziach od uśmieszków i erotycznych skojarzeń. W dowcipnych ripostach brylowała szefowa gabinetu premiera Aleksandra Jakubowska. Jedynym smutasem w rządzie poza Nikolskim był Krzysztof Janik, który nawet jak chwalił się policyjnymi sukcesami, brzmiało to tak, jakby podawał informację, że przed chwilą wszyscy więźniowie dali drapaka.
Komik Belka
Kimś w rodzaju showmana był premier Marek Belka, który miał w sobie więcej z komika estradowego niż z polityka. Belka to mistrz robienia min i szokujących wypowiedzi. Geniusz przeginania pały i bajek o Jennifer Lopez.
Obecna ekipa rządząca ma opinię ludzi pozbawionych poczucia humoru. Z tej opinii wyłamuje się premier Marcinkiewicz, który dał się poznać jako znawca slangu młodzieżowego ("cieniasy", "yes, yes, yes!"). Poczucie humoru ma z pewnością także Ludwik Dorn, który lubi cytować Izaaka Babla, pisze bajki dla dzieci o tym, jak zwierzątka robią kupy, no i lubi czasem wsadzić kogoś w kamasze. Człowiekiem dowcipnym wydaje się też Tadeusz Cymański, który poza kamerą potrafi opowiadać świńskie dowcipy. Zagadką jest Przemysław Gosiewski. Widzimy go często, jak siedząc w sejmowych ławach, dowcipkuje z Jarosławem Kaczyńskim, ale w jego oficjalnych wypowiedziach dominuje ton właściwy dla spikera, który ogłasza wybuch III wojny. Zagadką jest sam Jarosław Kaczyński. Krążą opowieści, że w kręgu przyjaciół potrafi być człowiekiem zabawnym, lecz w relacjach ze światem zewnętrznym się usztywnia. Nikt nie podejrzewa o poczucie humoru Zbigniewa Ziobry, który ma wdzięk automatycznej sekretarki, ani Zbigniewa Wassermanna, którego wzrok przywodzi na myśl strzelca z plutonu egzekucyjnego.
Poczucie Leppera
Człowiekiem, który na pewno ma poczucie humoru, jest Andrzej Lepper. Lepper to karykatura Wałęsy. Obok wypowiedzi bełkotliwych i populistycznych miewa celne powiedzonka i dowcipne skojarzenia. Królem dowcipu jest w tej kadencji Stefan Niesiołowski - żarliwe polemiki z pomysłami politycznymi PiS przysparzają mu tyle samo zwolenników, co przeciwników. Mniej ostre i soczyste powiedzonka trafiają się innym liderom opozycji: Bronisławowi Komorowskiemu i Donaldowi Tuskowi. Jan Maria Rokita rzadko szermuje żartobliwymi filipikami, ale gdy już się trafią, przypominają coś, co zwykle określamy jako wisielczy humor. Na siłę dowcipny próbuje być za to Wojciech Olejniczak, ale daleko mu do błyskotliwych metafor Millera.
Roman Giertych i cała ekipa LPR prezentują się w mediach jak uliczni dresiarze, którzy za robienie sobie żartów mogą zabić lub w najłagodniejszym wypadku pobić. Z twarzy Giertycha czy Wierzejskiego, nawet gdy gości na nich uśmiech, kątem przebija źle skrywana nieszczerość. Wygląda to jak służbowy uśmiech kelnera podającego nam zupę, do której przed chwilą napluł. Ma się wrażenie, że ludzie ligi, nawet gdy nie mówią agresywnie, zapraszają nas na szafot. Człowiekiem dożywotnio wyleczonym z poczucia humoru jest lider PSL Waldemar Pawlak, powszechnie uważany za cyborga sterowanego telepatycznie z kosmosu.
Wrodzone poczucie humoru może pomóc przetrwać w polityce. Człowiek z poczuciem humoru łagodniej przyjmuje klęski. Osoba mająca dystans do siebie wzbudza sympatię. Zachowywanie się jak obrażona panienka, ciągłe oskarżanie wszystkich wokół, straszenie układami i tajną siecią powiązań, bicie w siermiężne tony patriotyczne może być dobrą strategią na krótki dystans, lecz na dłuższą metę wyrobi nam opinię ludzi nawiedzonych i tylko nas ośmieszy. Obserwacja sceny politycznej prowadzi do wniosku, że ten proces już się w Polsce zaczął.
Fot: J. Marczewski (Kaczyński, Pawlak); K. Mikuła (Mazowiecki, Miller); M. Stelmach (Giertych, Wałęsa)
Z poczuciem humoru jest tak jak z talentem: albo się je ma, albo nie. Nie jest możliwe, by nauczyć się poczucia humoru czy je wyszkolić. Nie sposób też go nabyć na telezakupach, zdobyć na wyprzedaży w hipermarkecie, kupić na aukcji, wylosować w gazetowej zdrapce czy wyćwiczyć na siłowni. Świat więc dzieli się na tych z poczuciem humoru i na ponuraków. Obiegowe porzekadło mówi, że poczucie humoru jest cechą ludzi inteligentnych. I to może mógłby być jakiś trop, ale niestety to zgrabne powiedzonko nie jest do końca prawdą. Jest cała masa ludzi naszpikowanych wiedzą, którzy za grosz nie mają poczucia humoru. To paradoks, taki sam jak "oczytany dureń". Każdy z nas spotkał w życiu człowieka z tytułem profesorskim, który po bliższym poznaniu okazywał się pospolitym przygłupem.
Poczucie humoru cenimy wysoko. Amerykański komik Woody Allen twierdzi, że poczucie humoru znacznie ułatwia zdobywanie kobiet. Poczucie humoru uszlachetnia. Osoba obdarzona poczuciem humoru wydaje się bardziej ludzka i pełna. Ktoś poczucia humoru pozbawiony to osobnik duchowo kaleki i wysoce niekompletny.
Poważny jak polityka
Zerowe poczucie humoru jest charakterystyczne dla osobników zaczadzonych ideologią. To na ogół beznadziejne przypadki fanatyków, których mózgi przeżarła jedynie słuszna wizja naprawy świata. Z takimi można szturmować posady i barykady, ale nie knajpy. Inny typ osobnika, któremu amputowano poczucie humoru, to chorobliwy ambicjoner. Całe jego życie jest podporządkowane robieniu kariery, zdobywaniu posad i wygryzaniu konkurentów. Taki, jeżeli się w ogóle śmieje, to tylko z dowcipów szefa. Kolejnym typem osobnika ze skasowanym poczuciem humoru jest klasyczny nudziarz, uważający się za pępek świata lub ofiarę układów. Taki potrafi opowiadać tylko o sobie, swoich nieszczęściach i oczywiście o kłopotach z teściową. Tego rodzaju osobowość jest szczególnie męcząca w wydaniu kobiecym. To typ babska, które uważa, że cały świat interesuje się jej problemami. Ludzie tego rodzaju wszystko biorą na serio, łącznie z akcją telewizyjnych seriali. Sporą grupą osobników bez poczucia humoru są ludzie, którzy uwielbiają się wyśmiewać ze wszystkiego dookoła, ale nie z samych siebie. Radykalnie tracą dobry nastrój, gdy wesołość towarzystwa jest związana z czymś, co tym razem ich samych dotyczy.
Dyktatura ciemniaków
Nudziarstwo i brak poczucia humoru to typowa cecha urzędnicza. Grupa społeczna, która niejako z definicji była u nas pozbawiona poczucia humoru, to władza i jej urzędnicze zaplecze. Władza zawsze miała budzić podziw i respekt, a nie wesołość. Niestety, działał tu mechanizm odwrotnie proporcjonalny. Im bardziej władza starała się być poważna, tym większą wzbudzała wesołość. Pomińmy upiorną postać Bolesława Bieruta, za którego czasów opowiadanie dowcipów mogło się skończyć odsiadką w pierdlu, a w najłagodniejszym wydaniu wyrzuceniem z posady czy szkoły. Władysław Gomułka, który na początku budził nadzieje na reformy i polityczną odwilż, później był już tylko kimś w rodzaju gnoma, postaci z kukiełkowego teatrzyku. Charakterystyczny tembr głosu i sposób mówienia stały się obiektem złośliwych kpin i parodii (sztuki Szpotańskiego). Sam partyjny przywódca zaliczał się do osobników śmiertelnie poważnych i zdecydowanie pozbawionych poczucia humoru. Stefan Kisielewski za nazwanie ekipy Władysława Gomułki "dyktaturą ciemniaków" został pobity przez bojówkę SB.
Uśmiech I sekretarza
Chowany na zagranicznych witaminach Edward Gierek, mimo że lgnie do robotników, brata się z ludem i odgrywa rolę troskliwego gospodarza, dalej realizuje model przywódcy zupełnie serio. Gierek dobrze rozumie ideę igrzysk i nie szczędzi grosza na festiwale, festyny czy amerykańskie seriale w telewizji. Jest mniej sztywny niż Gomułka, ale dowcipy z władzy to nadal śliski i zakazany temat.
Generał Wojciech Jaruzelski nawet nie udaje przyjaznego ludziom sekretarza. Od początku realizuje model smętnego typa w czarnych okularach, po którym można się spodziewać tylko najgorszego. W okresie swych rządów z żelazną konsekwencją buduje smutne i nieprzyjazne obywatelom państwo, przypominające kolonię karną na zadupiu. Sam jest postacią nieco kabaretową. I jako taki staje się bohaterem licznych karykatur oraz dowcipów ściganych i tępionych przez władzę.
Szczery śmiech Wałęsy
Na tle nieciekawej galerii typów z PRL Lech Wałęsa jawi się jako osobnik z przeciwległego bieguna. Mówi soczystym językiem, szczerze się śmieje i stać go na celne riposty. To pierwsza postać świata polityki z autentycznym poczuciem humoru. Powiedzonka typu "są plusy ujemne i plusy dodatnie" czy "jestem za, a nawet przeciw" na stałe wchodzą do języka. Wałęsa, zostając prezydentem, nie traci dawnego "związkowego" luzu. Poczucie humoru na kilka lat opuszcza Wałęsę, gdy traci władzę i przegrywa z Kwaśniewskim. Zalewa go przykra żółć, która odpuszcza dopiero po latach.
Osobnicy na szczytach władzy pozbawieni choćby cienia poczucia humoru to inteligent Tadeusz Mazowiecki, mecenas Jan Olszewski i prawniczka Hanna Suchocka. Dwaj pierwsi panowie tragedię narodu wypisaną mieli na twarzach. Olszewski na żarty reagował wręcz alergicznie. Dwa razy zdarzyło mu się wyjść ze studia w trakcie programów nadawanych na żywo: raz, gdy uznał, że reklamy, które emitowano przed programem, były zbyt frywolne, a drugi raz, gdy się okazało, że dyskusja polityczna w telewizji została poprzedzona skeczem kabaretu OT.TO, w którym parodiowano polityków. Twarz Suchockiej nie była już tak "poważnie cierpiąca" jak u Mazowieckiego i Olszewskiego, a momentami wydawała się nawet radosna. Wszyscy zapamiętali ją jednak jako osobę o raczej lodowatym obliczu. Suchocka to ktoś, kto w mediach prezentował się jak surowa księgowa lub królowa paragrafów. Osobnikiem, którego cechowało iście brytyjskie poczucie humoru, był natomiast premier Jan Krzysztof Bielecki. Jako zapalony kibic i piłkarz miewał zabawne boiskowe metafory. Prywatnie potrafił być dowcipnym gawędziarzem. Niestety, jako premier robił wszystko, by tę cechę swego charakteru ukryć przed widownią.
Czerwone smutasy
Pierwszym człowiekiem lewicy, któremu udało się przełamać galerię czerwonych smutasów, był Aleksander Kwaśniewski. Można nawet uznać, że to właśnie on wykształcił absolutnie nowe w Polsce standardy zachowań przywódcy państwa. Kwaśniewski nie odkrył Ameryki, tylko z Ameryki ściągnął. Podpatrując luz amerykańskich prezydentów, gdzie w zwyczaju jest opowiadać dowcipy podczas spotkań z wyborcami, zachowywał się podobnie. Opalony Aleksander na wiecach wyborczych nie tylko obiecywał mieszkania młodym ludziom (później okazało się, że żartował), ale też bosko się uśmiechał, całował dziewczyny i tańczył disco polo. Z czasem okazało się, że Kwaśniewski potrafi nie tylko żartować, ale także robić sobie ostre jaja, na przykład z papieża (po wylądowaniu w Kaliszu podpuszczał Marka Siwca, by sparodiował papieski gest). Kwaśniewski to typowy przykład osobnika, który lubi żarty, ale nie na swój temat. Radykalna utrata poczucia humoru nastąpiła u niego w okresie intensywnej pracy sejmowej komisji ds. Orlenu.
Premier Jerzy Buzek ładnie się uśmiechał i mówił. Sprawiał wrażenie tyleż sympatycznego, ile bezradnego. To człowiek, który - podobnie jak Marcinkiewicz - dobrze wypadał w mediach. I podobnie miał za plecami "wielkiego sternika". Sternikiem premiera Buzka był Marian Krzaklewski, facet obdarzony sztucznym uśmiechem aktora filmowego. Krzaklewski to nieco inna wersja Jarosława Kaczyńskiego. Człowiek z misją walki o lepsze jutro, pogrążający się w walkach frakcyjnych. Krzaklewski sprawiał wrażenie sztywniaka, ale kilka razy dał się poznać jako osoba z poczuciem humoru. Na jednym z koncertów pozwolił się pociągnąć za krawat Justynie Steczkowskiej.
Cięte riposty Millera
Mistrzem dowcipnych metafor, celnych powiedzonek i szybkich ripost był kolejny wódz lewicy - Leszek Miller. Cała ekipa Millera prezentowała się jak mocno wyluzowana grupa towarzyska. Ministrowie, naśladując szefa, nie stronili w wypowiedziach od uśmieszków i erotycznych skojarzeń. W dowcipnych ripostach brylowała szefowa gabinetu premiera Aleksandra Jakubowska. Jedynym smutasem w rządzie poza Nikolskim był Krzysztof Janik, który nawet jak chwalił się policyjnymi sukcesami, brzmiało to tak, jakby podawał informację, że przed chwilą wszyscy więźniowie dali drapaka.
Komik Belka
Kimś w rodzaju showmana był premier Marek Belka, który miał w sobie więcej z komika estradowego niż z polityka. Belka to mistrz robienia min i szokujących wypowiedzi. Geniusz przeginania pały i bajek o Jennifer Lopez.
Obecna ekipa rządząca ma opinię ludzi pozbawionych poczucia humoru. Z tej opinii wyłamuje się premier Marcinkiewicz, który dał się poznać jako znawca slangu młodzieżowego ("cieniasy", "yes, yes, yes!"). Poczucie humoru ma z pewnością także Ludwik Dorn, który lubi cytować Izaaka Babla, pisze bajki dla dzieci o tym, jak zwierzątka robią kupy, no i lubi czasem wsadzić kogoś w kamasze. Człowiekiem dowcipnym wydaje się też Tadeusz Cymański, który poza kamerą potrafi opowiadać świńskie dowcipy. Zagadką jest Przemysław Gosiewski. Widzimy go często, jak siedząc w sejmowych ławach, dowcipkuje z Jarosławem Kaczyńskim, ale w jego oficjalnych wypowiedziach dominuje ton właściwy dla spikera, który ogłasza wybuch III wojny. Zagadką jest sam Jarosław Kaczyński. Krążą opowieści, że w kręgu przyjaciół potrafi być człowiekiem zabawnym, lecz w relacjach ze światem zewnętrznym się usztywnia. Nikt nie podejrzewa o poczucie humoru Zbigniewa Ziobry, który ma wdzięk automatycznej sekretarki, ani Zbigniewa Wassermanna, którego wzrok przywodzi na myśl strzelca z plutonu egzekucyjnego.
Poczucie Leppera
Człowiekiem, który na pewno ma poczucie humoru, jest Andrzej Lepper. Lepper to karykatura Wałęsy. Obok wypowiedzi bełkotliwych i populistycznych miewa celne powiedzonka i dowcipne skojarzenia. Królem dowcipu jest w tej kadencji Stefan Niesiołowski - żarliwe polemiki z pomysłami politycznymi PiS przysparzają mu tyle samo zwolenników, co przeciwników. Mniej ostre i soczyste powiedzonka trafiają się innym liderom opozycji: Bronisławowi Komorowskiemu i Donaldowi Tuskowi. Jan Maria Rokita rzadko szermuje żartobliwymi filipikami, ale gdy już się trafią, przypominają coś, co zwykle określamy jako wisielczy humor. Na siłę dowcipny próbuje być za to Wojciech Olejniczak, ale daleko mu do błyskotliwych metafor Millera.
Roman Giertych i cała ekipa LPR prezentują się w mediach jak uliczni dresiarze, którzy za robienie sobie żartów mogą zabić lub w najłagodniejszym wypadku pobić. Z twarzy Giertycha czy Wierzejskiego, nawet gdy gości na nich uśmiech, kątem przebija źle skrywana nieszczerość. Wygląda to jak służbowy uśmiech kelnera podającego nam zupę, do której przed chwilą napluł. Ma się wrażenie, że ludzie ligi, nawet gdy nie mówią agresywnie, zapraszają nas na szafot. Człowiekiem dożywotnio wyleczonym z poczucia humoru jest lider PSL Waldemar Pawlak, powszechnie uważany za cyborga sterowanego telepatycznie z kosmosu.
Wrodzone poczucie humoru może pomóc przetrwać w polityce. Człowiek z poczuciem humoru łagodniej przyjmuje klęski. Osoba mająca dystans do siebie wzbudza sympatię. Zachowywanie się jak obrażona panienka, ciągłe oskarżanie wszystkich wokół, straszenie układami i tajną siecią powiązań, bicie w siermiężne tony patriotyczne może być dobrą strategią na krótki dystans, lecz na dłuższą metę wyrobi nam opinię ludzi nawiedzonych i tylko nas ośmieszy. Obserwacja sceny politycznej prowadzi do wniosku, że ten proces już się w Polsce zaczął.
Który z polityków ma największe poczucie humoru? |
---|
|
Źródło: Pentor, dane w proc. |
Fot: J. Marczewski (Kaczyński, Pawlak); K. Mikuła (Mazowiecki, Miller); M. Stelmach (Giertych, Wałęsa)
Więcej możesz przeczytać w 14/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.