Między królem Ubu a Edwardem Gierkiem
W Polsce, czyli nigdzie" - stwierdzał francuski dramaturg Alfred Jarry w sztuce "Ubu król, czyli Polacy" (1896 r.). Może by i tak nie napisał, gdyby nie rozpowszechniony wówczas (nie tylko w Niemczech) stereotyp polnische Wirtschaft (polska, czyli kiepska gospodarka). 80 lat po Jarrym Edward Gierek odkrył, że Polska jest dziewiątą potęgą gospodarczą świata. Za tę naszą mocarstwowość wprawdzie drogo zapłaciliśmy, ale po 20 latach (kiedy już jesteśmy w NATO i UE) humory znowu nam się poprawiły. Tak bardzo, że nie chce nam się zastanawiać, jakie naprawdę jest nasze miejsce w świecie.
Biedniejsi od Barbadosu
Ktoś, kto znalazłby idealną miarę bogactwa, w pełni zasłużyłby na najwyższe naukowe zaszczyty. Niestety, naukowcy są zgodni - doskonałej miary nie ma, a z wielu miar kiepskich najlepszym wskaźnikiem jest produkt krajowy brutto (liczony metodą PSN, czyli parytetu siły nabywczej krajowej waluty). Jeżeli weźmiemy jego globalną wielkość, w przybliżeniu zmierzymy rolę kraju w gospodarce światowej, a po przeliczeniu na jednego mieszkańca otrzymamy miarę bogactwa obywateli.
Rolę, jaką Polska odgrywa w gospodarce światowej, pokazuje ranking CIA, najlepszej instytucji wywiadowczej świata, publikującej popularny światowy rocznik statystyczny "The World Factbook". Nasz kraj z PKB wynoszącym trochę ponad pół biliona dolarów (0,83 proc. produktu światowego) był w 2005 r. 23. "potęgą" gospodarczą świata. Na pocieszenie - wszystkie wyprzedzające nas państwa (poza Kanadą) mają więcej ludności. Wyprzedzają nas na przykład Turcja i Iran.
Z kolei miejsce Polski na światowej mapie bogactwa prezentują wyliczenia Economist Intelligence Unit, najbardziej znanej wywiadowni gospodarczej, założonej w 1946 r. przez tygodnik "The Economist". Według EIU, Polska z PKB per capita wynoszącym 12 825 dolarów zajmuje 43. lokatę w światowym rankingu. Przed nami, poza - jak to się kiedyś mawiało - "rozwiniętymi krajami kapitalistycznymi" i arabskimi krajami naftowymi, jest także Barbados (16 632 dolary) oraz sześć państw postsocjalistycznych: Słowenia (21 892 dolary), Czechy (17 600 dolarów), Węgry (16 047 dolarów), Słowacja (15 513 dolarów), Estonia (14 800 dolarów) i Litwa (13 758 dolarów).
Nie należy jednak dawać głowy za to, że Polska naprawdę jest 43. na liście najbogatszych państw świata. PKB dla poszczególnych krajów liczą krajowe urzędy statystyczne, międzynarodowe instytucje statystyczne (np. Eurostat) i finansowe (MFW, Bank Światowy), międzynarodowe organizacje polityczne (ONZ) i gospodarcze (OECD) oraz niezliczone placówki naukowe i badawcze. Za każdym razem są nieco inne. Według CIA, Polska z PKB wyliczonym na 13 300 dolarów (per capita) jest wśród najbogatszych dopiero na 70. miejscu. Różnica bierze się jednak z tego, że Amerykanie w swoim zestawieniu uwzględnili wszystkie byty polityczne świata. Wprowadzenie stosownej korekty do zestawienia z "The World Factbook" awansuje nas o 30 miejsc, czyli na miejsce 40. Z kronikarskiego obowiązku odnotować jednak należy, że bogatsi (niekiedy znacznie) od Polaków są mieszkańcy m.in. Bermudów, Gwinei Równikowej, Guernsey, Jersey, Brytyjskich Wysp Dziewiczych, Kajmanów, wyspy Man, Gibraltaru, Monako, Falklandów, Brunei, Bahrajnu, Wysp Owczych, Makau, Aruby, Bahamów, Grenlandii, Portoryko, Polinezji Francuskiej, Trynidadu i Tobago oraz Barbadosu.
Indeks dobrostanu
PKB jako wskaźnik dobrobytu nie obejmuje tzw. samozaopatrzenia (czyli dóbr wytwarzanych przez gospodarstwa domowe) i produkcji szarej strefy. Istotny problem stwarza także wyliczenie wartości usług publicznych, które w wielu państwach są rozdysponowywane nieodpłatnie, a więc nie ma na nie "dobrej" ceny. Miernik ten nie uwzględnia także takich zmiennych mających wpływ na jakość życia, które w ogóle nie mają swojej ceny (brak zanieczyszczeń ekologicznych, bezpieczeństwo publiczne itd.). Te wady sprawiły, że już przed 40 laty w agendach ONZ zaczęto prace nad konstrukcją takiego miernika "dobrostanu", który uwzględniałby wspomniane czynniki. Tak powstał ONZ-towski HDI (Human Development Index - Indeks Rozwoju Społecznego), który określa jakość życia nie tylko na podstawie rozmiarów PKB, ale także takich mierników, jak długość życia, skala analfabetyzmu, odsetek kształcącej się młodzieży. Najnowszy Human Development Report 2005 klasyfikuje Polskę na 36. miejscu - za Węgrami, a przed Chile.
Zasadniczy kłopot z tego typu indeksami polega na tym, że nie sposób udowodnić, iż wskaźniki cząstkowe przyjęte do obliczeń rzeczywiście są najważniejsze. A dobierać je można dowolnie. Economist Intelligence Unit swój indeks jakości życia (Quality of Life Index) liczy, opierając się na dziewięciu wskaźnikach cząstkowych: PKB na jednego mieszkańca, długość życia, stabilność polityczna, liczba rozwodów, stopień samoorganizacji społecznej, jakość klimatu, stopa bezrobocia, stopień wolności politycznej oraz skala dysproporcji zarobków mężczyzn i kobiet. Wedle wyliczonego na podstawie tych wielkości indeksu Polska jest pod względem jakości życia 48. krajem świata. Wyprzedzają nas m.in.: Kostaryka, Malezja, Brazylia, Tajlandia, Sri Lanka, Filipiny, Urugwaj i Panama. Za nami plasują się znacznie bogatsze od nas Kuwejt i Bahrajn.
Niepełna wolność gospodarcza
Dobrze jest być bogatym i szczęśliwym, ale jeszcze lepiej jest pozostać takim na zawsze. Stąd popyt na następną grupę indeksów mierzących szansę rozwoju w przyszłości. Wymienić tu można: Indeks Wolności Gospodarczej, Indeks Wolności Gospodarczej Świata i Indeks Konkurencyjności Gospodarki, pokazujące pozytywne cechy gospodarek badanych państw, oraz wskazujący negatywy Wskaźnik Percepcji Korupcji. Indeks Wolności Gospodarczej (Index of Economic Freedom - IEF), przygotowywany przez Heritage Foundation i "The Wall Street Journal", ocenia ograniczenia wprowadzane przez aparat władzy w sferze gospodarki. Niestety, według tego wskaźnika Polska nie należy do krajów "wolnych", lecz tylko "w zasadzie wolnych" i zajmuje 41. miejsce.
Z kolei w podobnych indeksach: Indeksie Wolności Gospodarczej Świata (Index of Economic Freedom of the World - EFW), opracowywanym przez kanadyjski The Fraser Institute, i Indeksie Konkurencyjności Gospodarki 2006, liczonym przez World Economic Forum (The Global Competitiveness Report 2006-2007), wypadamy znacznie gorzej. W pierwszym zajmujemy 53., a w drugim 48. miejsce na świecie, będąc zarazem najmniej konkurencyjnym krajem Unii Europejskiej. Jeszcze gorsze są nasze notowania według Indeksu Percepcji Korupcji (Corruption Perceptions Index), wyliczanego przez Transparency International. Tu bowiem zajmujemy miejsce 70.-76. (ex aequo z tak znanymi z urzędniczej uczciwości krajami, jak Burkina Faso, Chorwacja, Egipt, Lesoto i Arabia Saudyjska).
Między czwartą a szóstą dziesiątką
Po przeanalizowaniu indeksów i wskaźników (a przedstawiliśmy tylko najbardziej znane) należałoby zapytać, które w końcu miejsce w świecie zajmuje Polska? Najuczciwsza odpowiedź brzmiałaby: jeśli chodzi o dobrobyt obywateli - gdzieś między czwartą a szóstą dziesiątką państw świata. Ponieważ odpowiedź uczciwa jest zarazem mało konkretna, możemy się pokusić o wyliczenie superindeksu. Wyliczymy po prostu średnią miejsc w rankingach CIA, EIU (dwóch) i ONZ, stwierdzając, że na liście najbogatszych zajmujemy 42. miejsce. Mierząc natomiast perspektywy rozwoju, wynikające ze skali wolności gospodarczej i - krępującej gospodarkę - korupcji, spadamy na miejsce 54. I jeśli coś w tych wyliczeniach jest niedobrego, to właśnie fakt, że nasza "infrastruktura" rozwoju jest gorsza niż miejsce, które już sobie wywalczyliśmy.
Nadzieja w młodych
Jest jeszcze jedno kryterium oceny różnych państw. Niezbyt może precyzyjne, ale za to bardzo doniosłe w skutkach. Mianowicie - jak nas widzą inni. Takie bowiem mamy miejsce w świecie, jak nas postrzegają światowe kręgi opiniotwórcze i jakimi słowami nas opisują. Przypomnijmy, że w przeszłości (od połowy lat 50. do początku 70.) wszystkie kraje dzielono na trzy "światy". Pierwszy - rozwinięte państwa kapitalistyczne, drugi - państwa budujące komunizm, i trzeci - kraje nierozwinięte. Podział ten uwzględniał nie tylko osiągnięty poziom, ale także "drogę rozwoju", którą kraj wybierał: gospodarka rynkowa, państwowa gospodarka planowa i droga trzecia, nie bardzo wiadomo jaka, ale sytuująca się gdzieś między dwiema poprzednimi. Zaliczenie Polski do grupy drugiej mogłoby być dla nas bardzo przyjemne, gdyby nie to, że obok nas były tam: Chiny czasów "wielkich skoków", Kambodża Pol-Pota, Kuba i Albania. Ten podział zmarł jednak śmiercią naturalną jeszcze przed samobójczym zgonem komunizmu.
Termin Trzeci Świat zanikł, zastąpiony przez eufemistyczny zwrot "kraje rozwijające się", ale trychotomiczny podział pozostał. Tyle że teraz mówi się o krajach wysoko rozwiniętych, krajach rozwiniętych i krajach rozwijających się. My wprawdzie dalej pozostajemy w grupie drugiej, ale jej nazwa nie jest już tak imponująca. Zwłaszcza że inwestorzy finansowi traktują nas jeszcze gorzej, przyłączając nas do "rynków rozwijających się". Podobnie traktują nas globalne koncerny. Dla nich Polska leży w CEMEA, czyli Central Europe, Middle East & Africa - najgorszym z możliwych regionów dystrybucji.
Wygląda zatem na to, że na świecie ciągle jesteśmy postrzegani jako kraj zacofany. Problemem jest to, że Polska na świecie - poza papieżem i Lechem Wałęsą - z niczym się nie kojarzy. Pod tym względem znacznie lepszą sytuację mają mniejsze od nas państwa. Finlandia stoi Nokią, SkypeŐm i Linuksem, Czesi mają swoją ákodę i Pilsnera.
Najszybsze efekty zapewne więc osiągnęlibyśmy, dalej konsekwentnie liberalizując gospodarkę i likwidując korupcję. Nadzieję budzi to, że młodzi Polacy zajmują miejsce w środku stawki w międzynarodowym teście edukacyjnym PISA. Daleko nam jeszcze do Finlandii, zajmującej pierwsze miejsce we wszystkich kategoriach, ale pocieszające jest to, że wyprzedzamy Niemców. To właśnie wykształcenie społeczeństwa okazało się największym kapitałem Finlandii, kiedy borykała się z recesją rynkową po zejściu z tego świata ZSRR.
Fot: Z. Furman
Biedniejsi od Barbadosu
Ktoś, kto znalazłby idealną miarę bogactwa, w pełni zasłużyłby na najwyższe naukowe zaszczyty. Niestety, naukowcy są zgodni - doskonałej miary nie ma, a z wielu miar kiepskich najlepszym wskaźnikiem jest produkt krajowy brutto (liczony metodą PSN, czyli parytetu siły nabywczej krajowej waluty). Jeżeli weźmiemy jego globalną wielkość, w przybliżeniu zmierzymy rolę kraju w gospodarce światowej, a po przeliczeniu na jednego mieszkańca otrzymamy miarę bogactwa obywateli.
Rolę, jaką Polska odgrywa w gospodarce światowej, pokazuje ranking CIA, najlepszej instytucji wywiadowczej świata, publikującej popularny światowy rocznik statystyczny "The World Factbook". Nasz kraj z PKB wynoszącym trochę ponad pół biliona dolarów (0,83 proc. produktu światowego) był w 2005 r. 23. "potęgą" gospodarczą świata. Na pocieszenie - wszystkie wyprzedzające nas państwa (poza Kanadą) mają więcej ludności. Wyprzedzają nas na przykład Turcja i Iran.
Z kolei miejsce Polski na światowej mapie bogactwa prezentują wyliczenia Economist Intelligence Unit, najbardziej znanej wywiadowni gospodarczej, założonej w 1946 r. przez tygodnik "The Economist". Według EIU, Polska z PKB per capita wynoszącym 12 825 dolarów zajmuje 43. lokatę w światowym rankingu. Przed nami, poza - jak to się kiedyś mawiało - "rozwiniętymi krajami kapitalistycznymi" i arabskimi krajami naftowymi, jest także Barbados (16 632 dolary) oraz sześć państw postsocjalistycznych: Słowenia (21 892 dolary), Czechy (17 600 dolarów), Węgry (16 047 dolarów), Słowacja (15 513 dolarów), Estonia (14 800 dolarów) i Litwa (13 758 dolarów).
Nie należy jednak dawać głowy za to, że Polska naprawdę jest 43. na liście najbogatszych państw świata. PKB dla poszczególnych krajów liczą krajowe urzędy statystyczne, międzynarodowe instytucje statystyczne (np. Eurostat) i finansowe (MFW, Bank Światowy), międzynarodowe organizacje polityczne (ONZ) i gospodarcze (OECD) oraz niezliczone placówki naukowe i badawcze. Za każdym razem są nieco inne. Według CIA, Polska z PKB wyliczonym na 13 300 dolarów (per capita) jest wśród najbogatszych dopiero na 70. miejscu. Różnica bierze się jednak z tego, że Amerykanie w swoim zestawieniu uwzględnili wszystkie byty polityczne świata. Wprowadzenie stosownej korekty do zestawienia z "The World Factbook" awansuje nas o 30 miejsc, czyli na miejsce 40. Z kronikarskiego obowiązku odnotować jednak należy, że bogatsi (niekiedy znacznie) od Polaków są mieszkańcy m.in. Bermudów, Gwinei Równikowej, Guernsey, Jersey, Brytyjskich Wysp Dziewiczych, Kajmanów, wyspy Man, Gibraltaru, Monako, Falklandów, Brunei, Bahrajnu, Wysp Owczych, Makau, Aruby, Bahamów, Grenlandii, Portoryko, Polinezji Francuskiej, Trynidadu i Tobago oraz Barbadosu.
Indeks dobrostanu
PKB jako wskaźnik dobrobytu nie obejmuje tzw. samozaopatrzenia (czyli dóbr wytwarzanych przez gospodarstwa domowe) i produkcji szarej strefy. Istotny problem stwarza także wyliczenie wartości usług publicznych, które w wielu państwach są rozdysponowywane nieodpłatnie, a więc nie ma na nie "dobrej" ceny. Miernik ten nie uwzględnia także takich zmiennych mających wpływ na jakość życia, które w ogóle nie mają swojej ceny (brak zanieczyszczeń ekologicznych, bezpieczeństwo publiczne itd.). Te wady sprawiły, że już przed 40 laty w agendach ONZ zaczęto prace nad konstrukcją takiego miernika "dobrostanu", który uwzględniałby wspomniane czynniki. Tak powstał ONZ-towski HDI (Human Development Index - Indeks Rozwoju Społecznego), który określa jakość życia nie tylko na podstawie rozmiarów PKB, ale także takich mierników, jak długość życia, skala analfabetyzmu, odsetek kształcącej się młodzieży. Najnowszy Human Development Report 2005 klasyfikuje Polskę na 36. miejscu - za Węgrami, a przed Chile.
Zasadniczy kłopot z tego typu indeksami polega na tym, że nie sposób udowodnić, iż wskaźniki cząstkowe przyjęte do obliczeń rzeczywiście są najważniejsze. A dobierać je można dowolnie. Economist Intelligence Unit swój indeks jakości życia (Quality of Life Index) liczy, opierając się na dziewięciu wskaźnikach cząstkowych: PKB na jednego mieszkańca, długość życia, stabilność polityczna, liczba rozwodów, stopień samoorganizacji społecznej, jakość klimatu, stopa bezrobocia, stopień wolności politycznej oraz skala dysproporcji zarobków mężczyzn i kobiet. Wedle wyliczonego na podstawie tych wielkości indeksu Polska jest pod względem jakości życia 48. krajem świata. Wyprzedzają nas m.in.: Kostaryka, Malezja, Brazylia, Tajlandia, Sri Lanka, Filipiny, Urugwaj i Panama. Za nami plasują się znacznie bogatsze od nas Kuwejt i Bahrajn.
Niepełna wolność gospodarcza
Dobrze jest być bogatym i szczęśliwym, ale jeszcze lepiej jest pozostać takim na zawsze. Stąd popyt na następną grupę indeksów mierzących szansę rozwoju w przyszłości. Wymienić tu można: Indeks Wolności Gospodarczej, Indeks Wolności Gospodarczej Świata i Indeks Konkurencyjności Gospodarki, pokazujące pozytywne cechy gospodarek badanych państw, oraz wskazujący negatywy Wskaźnik Percepcji Korupcji. Indeks Wolności Gospodarczej (Index of Economic Freedom - IEF), przygotowywany przez Heritage Foundation i "The Wall Street Journal", ocenia ograniczenia wprowadzane przez aparat władzy w sferze gospodarki. Niestety, według tego wskaźnika Polska nie należy do krajów "wolnych", lecz tylko "w zasadzie wolnych" i zajmuje 41. miejsce.
Z kolei w podobnych indeksach: Indeksie Wolności Gospodarczej Świata (Index of Economic Freedom of the World - EFW), opracowywanym przez kanadyjski The Fraser Institute, i Indeksie Konkurencyjności Gospodarki 2006, liczonym przez World Economic Forum (The Global Competitiveness Report 2006-2007), wypadamy znacznie gorzej. W pierwszym zajmujemy 53., a w drugim 48. miejsce na świecie, będąc zarazem najmniej konkurencyjnym krajem Unii Europejskiej. Jeszcze gorsze są nasze notowania według Indeksu Percepcji Korupcji (Corruption Perceptions Index), wyliczanego przez Transparency International. Tu bowiem zajmujemy miejsce 70.-76. (ex aequo z tak znanymi z urzędniczej uczciwości krajami, jak Burkina Faso, Chorwacja, Egipt, Lesoto i Arabia Saudyjska).
Między czwartą a szóstą dziesiątką
Po przeanalizowaniu indeksów i wskaźników (a przedstawiliśmy tylko najbardziej znane) należałoby zapytać, które w końcu miejsce w świecie zajmuje Polska? Najuczciwsza odpowiedź brzmiałaby: jeśli chodzi o dobrobyt obywateli - gdzieś między czwartą a szóstą dziesiątką państw świata. Ponieważ odpowiedź uczciwa jest zarazem mało konkretna, możemy się pokusić o wyliczenie superindeksu. Wyliczymy po prostu średnią miejsc w rankingach CIA, EIU (dwóch) i ONZ, stwierdzając, że na liście najbogatszych zajmujemy 42. miejsce. Mierząc natomiast perspektywy rozwoju, wynikające ze skali wolności gospodarczej i - krępującej gospodarkę - korupcji, spadamy na miejsce 54. I jeśli coś w tych wyliczeniach jest niedobrego, to właśnie fakt, że nasza "infrastruktura" rozwoju jest gorsza niż miejsce, które już sobie wywalczyliśmy.
Nadzieja w młodych
Jest jeszcze jedno kryterium oceny różnych państw. Niezbyt może precyzyjne, ale za to bardzo doniosłe w skutkach. Mianowicie - jak nas widzą inni. Takie bowiem mamy miejsce w świecie, jak nas postrzegają światowe kręgi opiniotwórcze i jakimi słowami nas opisują. Przypomnijmy, że w przeszłości (od połowy lat 50. do początku 70.) wszystkie kraje dzielono na trzy "światy". Pierwszy - rozwinięte państwa kapitalistyczne, drugi - państwa budujące komunizm, i trzeci - kraje nierozwinięte. Podział ten uwzględniał nie tylko osiągnięty poziom, ale także "drogę rozwoju", którą kraj wybierał: gospodarka rynkowa, państwowa gospodarka planowa i droga trzecia, nie bardzo wiadomo jaka, ale sytuująca się gdzieś między dwiema poprzednimi. Zaliczenie Polski do grupy drugiej mogłoby być dla nas bardzo przyjemne, gdyby nie to, że obok nas były tam: Chiny czasów "wielkich skoków", Kambodża Pol-Pota, Kuba i Albania. Ten podział zmarł jednak śmiercią naturalną jeszcze przed samobójczym zgonem komunizmu.
Termin Trzeci Świat zanikł, zastąpiony przez eufemistyczny zwrot "kraje rozwijające się", ale trychotomiczny podział pozostał. Tyle że teraz mówi się o krajach wysoko rozwiniętych, krajach rozwiniętych i krajach rozwijających się. My wprawdzie dalej pozostajemy w grupie drugiej, ale jej nazwa nie jest już tak imponująca. Zwłaszcza że inwestorzy finansowi traktują nas jeszcze gorzej, przyłączając nas do "rynków rozwijających się". Podobnie traktują nas globalne koncerny. Dla nich Polska leży w CEMEA, czyli Central Europe, Middle East & Africa - najgorszym z możliwych regionów dystrybucji.
Wygląda zatem na to, że na świecie ciągle jesteśmy postrzegani jako kraj zacofany. Problemem jest to, że Polska na świecie - poza papieżem i Lechem Wałęsą - z niczym się nie kojarzy. Pod tym względem znacznie lepszą sytuację mają mniejsze od nas państwa. Finlandia stoi Nokią, SkypeŐm i Linuksem, Czesi mają swoją ákodę i Pilsnera.
Najszybsze efekty zapewne więc osiągnęlibyśmy, dalej konsekwentnie liberalizując gospodarkę i likwidując korupcję. Nadzieję budzi to, że młodzi Polacy zajmują miejsce w środku stawki w międzynarodowym teście edukacyjnym PISA. Daleko nam jeszcze do Finlandii, zajmującej pierwsze miejsce we wszystkich kategoriach, ale pocieszające jest to, że wyprzedzamy Niemców. To właśnie wykształcenie społeczeństwa okazało się największym kapitałem Finlandii, kiedy borykała się z recesją rynkową po zejściu z tego świata ZSRR.
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.