Anna Streżyńska rozbija "układ" w telekomunikacji
Nałożyła na Telekomunikację Polską już ponad 104 mln zł kar i grozi kolejnymi, zmusza tego dominującego na rynku operatora do udostępnienia infrastruktury konkurentom, ściga telekomy za wszelkie praktyki niekorzystne dla użytkowników, a od sieci telefonii GSM wytarguje wkrótce obniżenie o co najmniej 30 proc. cen, jakie płacą operatorzy za połączenia swoich klientów na telefony komórkowe - to tylko krótkie podsumowanie kilkumiesięcznej działalności Anny Streżyńskiej w roli prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej (UKE), odpowiedzialnego za nadzór i regulację rynku teleinformatyki. Ta niepozorna prawniczka ze stażem urzędniczym i w prywatnym biznesie wyrasta na jedną z gwiazd obecnej administracji, zyskując w mediach przydomek "żelaznej damy" i wizerunek trybuna ludowego, zmagającego się z obstrukcją i narzucanymi przez TP SA wysokimi cenami usług. - Nie mam wyjścia w sytuacji, gdy mam do czynienia z uporczywym recydywistą, nie wykazującym chęci poprawy - tak o karach nałożonych na największego w Polsce operatora mówi w rozmowie z "Wprost" Anna Streżyńska.
Czy uda jej przekształcić "papierowe" prawa użytkowników telefonii w rzeczywiste i mniej kosztowne?
Pierwsze starcie
Ostre wypowiedzi i zdecydowane działania zyskują prezes UKE sympatię wielu Polaków, coraz częściej "głosujących nogami" za prawdziwą konkurencją na rynku teleinformatycznym. Tylko z programu Skype, umożliwiającego darmowe lub dużo tańsze rozmowy przez Internet, korzysta u nas 3,5-5 mln osób: jesteśmy dla Skype'a trzecim po Chinach i USA rynkiem na świecie! To miara frustracji klientów rozgoryczonych opieszałością wcześniejszych szefów państwowego regulatora, którzy konserwowali dominację TP i oligopol Orange, Plusa i Ery w telefonii komórkowej, pozwalając im bezkarnie blokować rozwój konkurencji.
Gdy w 1995 r. Streżyńska jako absolwentka prawa i administracji na UW podejmowała pracę w UOKiK, jej pierwszym samodzielnym zadaniem było prowadzenie sprawy prywatnego operatora Netia Telekom Lublin przeciwko TP (UOKiK wygrał w sądzie). To był dopiero początek jej perypetii z największym polskim telekomem. Dziś nawet oponenci prezes UKE przyznają, że jest ona jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie w Polsce. - Anna Streżyńska jako prezes UKE dobrze wpisuje się w PiS-owską poetykę "walki z układem", zwłaszcza że nęka głównie TP. Mimo wszystko to fachowiec, jej nominacja była trafna - ocenia Tadeusz Jarmuziewicz, poseł PO i wiceprzewodniczący Komisji Infrastruktury.
Na barykadzie
W ciągu dwóch lat w UOKiK Streżyńska awansowała na wiceszefa departamentu i odeszła do prywatnego biznesu ("Mąż zajmuje się domem i dziećmi, a pensje urzędnicze nie są kuszące" - wyjaśnia): pracowała w prywatnej kancelarii obsługującej m.in. mniejszych operatorów, była szefową prywatnego instytutu eksperckiego. W 1998 r., gdy w imieniu niewielkiego wówczas gminnego operatora Szeptel negocjowała z Markiem Zdrojewskim, ówczesnym ministrem łączności w rządzie AWS, ten zaproponował jej pół etatu w resorcie. Tak została doradcą trzech kolejnych ministrów łączności (poza Zdrojewskim - Macieja Srebry i Tomasza Szyszki), a potem, do 2001 r., była dyrektorem departamentu w tym resorcie.
Właśnie w tym okresie niektórzy upatrują zarzewie jej ambicjonalnego sporu z TP. W 2000 r. jako pracownik Ministerstwa Łączności Streżyńska uczestniczyła w procesie prywatyzacji TP i sprzeciwiała się zbyt daleko idącym ustępstwom na rzecz zagranicznego inwestora. Jak wspomina, w toku przetargu na TP amerykański koncern SBC uznał opóźnienia w liberalizacji telekomunikacji w Polsce za przeszkodę w swoich interesach, a France Télécom, przeciwnie - za gwarancję zysków na zmonopolizowanym rynku. - Podczas negocjacji po przeciwnej do nas [resortu łączności] stronie zasiadali ludzie z France Télécom, Kulczyk Holding i resortu skarbu. Szalę na forum rządu przeważyła wizja wielkich pieniędzy oferowanych przez inwestora - mówi z goryczą Streżyńska. W lipcu 2000 r. resort skarbu sprzedał konsorcjum France Télécom i Kulczyk Holding 35 proc. akcji TP za rekordowe 18,6 mld zł, a minister łączności pod presją zawarł z Francuzami aneks do umowy prywatyzacyjnej, który gwarantował m.in. zachowanie monopolu na połączenia międzynarodowe do 1 stycznia 2003 r. i międzystrefowe do 1 stycznia 2002 r. Sprzedaż spółki wraz z 10 mln "przywiązanych" do niej siłą prawa klientów była ceną za łatanie dziur w budżecie. - Gdyby nie ta zgoda na podtrzymywanie monopolu, rynek i działania regulatora już dawno doprowadziłyby do obniżki cen rozmów - komentuje prezes UKE.
Pikanterii jej obecnym działaniom dodaje fakt, że Grażyna Piotrowska-Oliwa, dyrektor wykonawczy ds. strategii, rozwoju i oferty hurtowej TP, odpowiedzialna m.in. za kontakty operatora z UKE, wtedy była po przeciwnej stronie - jako naczelnik wydziału w Ministerstwie Skarbu i współautorka (w sensie technicznym) wspomnianego aneksu do umowy prywatyzacyjnej.
Łamanie kołem
Pod kierownictwem Streżyńskiej UKE m.in. ukarał TP grzywną 100 mln zł za niezastosowanie się do nakazu rozdzielenia abonamentu za telefon i Neostradę (w ten sposób klienci Neostrady skazani są też na płacenie za usługi telefoniczne operatora), nakazał jej hurtową sprzedaż abonamentu telefonicznego z dużym rabatem konkurencyjnemu Tele 2, nakazał zapewnienie klientom Neostrady równego dostępu do wszystkich portali internetowych, nałożył kilka kar od 50 tys. zł do 3 mln zł za inne uchybienia.
Nie brakuje też zarzutów wobec Streżyńskiej o to, że kieruje się wendetą i że szuka taniego poklasku. TP wieszczy, że ostatnie decyzje UKE narażą operatora na stratę 160 mln zł i zwolnienie 5 tys. pracowników. - Decyzje prezes UKE, wydawane pod chwytliwym hasłem obniżek dla klientów, nie są oparte o realia biznesowe i techniczne. Wydawanie niewykonalnych w wyznaczonym terminie decyzji, a później straszenie karami za ich niezrealizowanie, może budzić podejrzenie o swoistą krucjatę - mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa. TP narzeka, że urząd oszczędza jej rywali, że faworyzuje tych, którzy nie ponoszą żadnych nakładów na rozbudowę sieci, że wyolbrzymia skalę możliwego wpływu obniżek cen w rozliczeniach między operatorami na ceny dla klientów. - Tele 2 ma kupować od TP abonament z upustem prawie 50-procentowym, ale swoim klientom proponuje ofertę tańszą zaledwie o 15 proc. Nie sprzeciwiamy się liberalizacji, ale sponsorowanie konkurencji jest dla nas nie do przyjęcia - wskazuje Piotrowska-Oliwa.
- To mydlenie oczu. Nie można a priori ocenić, o ile stanieją cenny dla abonentów, ale na pewno stanieją. Zakończyliśmy też kontrolę wszystkich operatorów i będziemy sukcesywnie wymuszali również na innych usuwanie niekorzystnych dla klientów rozwiązań - broni się Streżyńska. Twierdzi, że skupia uwagę na TP, bo to dominujący na rynku podmiot i główny "hamulcowy" liberalizacji. - Mamy formalnie 6029 teleinformatycznych operatorów w Polsce, ale w praktyce nie byli oni w stanie nic zdziałać wobec obstrukcji TP kontrolującej większość infrastruktury - tłumaczy Streżyńska.
- Prezes UKE musi działać pewnie, ale ostrożnie. Zgadzam się ze strategią Anny Streżyńskiej, lecz co do taktyki jestem za działaniem w sposób bardziej wyważony - ocenia Andrzej Piotrowski, ekspert Centrum im. Adam Smitha (był jednym z trójki finalistów w konkursie KRRiT na prezesa UKE). Wskazuje on m.in., że uwolnią rynek rozstrzygnięcia dotyczące wszystkich operatorów, a nie pojedyncze decyzje urzędu na korzyść któregoś z rywali TP.
Myśliwy czy zwierzyna?
Mimo że TP odwołuje się od każdej decyzji do sądu, co wstrzymuje płatność kar do czasu wyroku, aktywność regulatora coraz poważniej niepokoi spółkę. Pojawiają się wręcz pogłoski, że TP zakulisowo naciska na odwołanie Streżyńskiej. - Słyszałem o tym. Mnie samego odwiedzili związkowcy "S" z TP, sugerując spowolnienie procesu liberalizacji rynku - mówi Antoni Mężydło, poseł PiS i wiceszef Komisji Infrastruktury, który mocno popierał kandydaturę Streżyńskiej na prezesa UKE.
Operator próbuje też wnosić o zawieszanie decyzji urzędu do czasu wyjaśnienia, czy Streżyńska w ogóle ma prawo występować w roli szefa UKE (sądy dotychczas tego odmawiają). Wszystko z powodu okoliczności jej nominacji. Streżyńska, którą do kolejnego powrotu do administracji przekonali m.in. Mężydło i obecny szef MSWiA Ludwik Dorn, została w końcu 2005 r. podsekretarzem ds. łączności w Ministerstwie Transportu, potem także p.o. prezesa UKE. Nowego prezesa UKE premier miał powołać spośród trzech kandydatów wyłonionych w konkursie przez KRRiT. Streżyńska wystartowała w nim, lecz mimo poparcia Kazimierza Marcinkiewicza odpadła. Premier za radą prawników uznał, że głos KRRiT ma tylko charakter opinii i 8 maja mianował ją prezesem UKE. - Rada mnie nie przesłuchała, o wyniku konkursu dowiedziałam się z prasy. Chciałam walczyć, ale nie wpływałam na decyzję premiera. Byłam nią zaskoczona - tłumaczy Streżyńska. - Anna Streżyńska dała się poznać jako kompetentny i pracowity urzędnik. Dokonałem więc dobrego wyboru, dziś zrobiłbym to samo - mówi Kazimierz Marcinkiewicz.
Skąd ten upór byłego premiera przy Streżyńskiej, nie należącej nawet do PiS? Niektórzy uważają, że od czasu pracy w rządzie AWS ciągnie się za nią opinia osoby powiązanej ze środowiskiem dawnego ZChN (z tej partii wywodzili się jej dawni szefowie w resorcie łączności), dziś obecnym w PiS właśnie jako "frakcja Marcinkiewicza". Dlatego zaczęto wieszczyć upadek Streżyńskiej przy wymianie przez Jarosława Kaczyńskiego osób związanych z jego poprzednim (co rzecznik rządu zdementował). - Prezes UKE ma silną pozycję i poparcie premiera, bo idealnie sprawdza się w realizacji programu liberalizacji rynku teleinformatycznego - zapewnia Mężydło. Sama Streżyńska uważa, że ma w UKE komfortową swobodę. - Nie odwiedzają mnie wycieczki polityków domagających się interwencji lub spektakularnych działań pod kątem opinii publicznej - mówi.
Dziś szykuje serię następnych decyzji regulacyjnych, chce przyspieszyć m.in. uwolnienie rynków telefonii komórkowej, dostępu do Internetu. Niespełna 40-letnia prezes UKE ("Mam 39 lat i pięć miesięcy" - precyzuje) stawia sobie ambitny cel: Polska w ciągu kilku lat z czołówki państw unii o najdroższych usługach telekomunikacyjnych ma spaść do grupy państw pod tym względem najtańszych. I użyje w tym celu wszelkich uprawnień szefa UKE.
Czy uda jej przekształcić "papierowe" prawa użytkowników telefonii w rzeczywiste i mniej kosztowne?
Pierwsze starcie
Ostre wypowiedzi i zdecydowane działania zyskują prezes UKE sympatię wielu Polaków, coraz częściej "głosujących nogami" za prawdziwą konkurencją na rynku teleinformatycznym. Tylko z programu Skype, umożliwiającego darmowe lub dużo tańsze rozmowy przez Internet, korzysta u nas 3,5-5 mln osób: jesteśmy dla Skype'a trzecim po Chinach i USA rynkiem na świecie! To miara frustracji klientów rozgoryczonych opieszałością wcześniejszych szefów państwowego regulatora, którzy konserwowali dominację TP i oligopol Orange, Plusa i Ery w telefonii komórkowej, pozwalając im bezkarnie blokować rozwój konkurencji.
Gdy w 1995 r. Streżyńska jako absolwentka prawa i administracji na UW podejmowała pracę w UOKiK, jej pierwszym samodzielnym zadaniem było prowadzenie sprawy prywatnego operatora Netia Telekom Lublin przeciwko TP (UOKiK wygrał w sądzie). To był dopiero początek jej perypetii z największym polskim telekomem. Dziś nawet oponenci prezes UKE przyznają, że jest ona jednym z najlepszych specjalistów w swojej dziedzinie w Polsce. - Anna Streżyńska jako prezes UKE dobrze wpisuje się w PiS-owską poetykę "walki z układem", zwłaszcza że nęka głównie TP. Mimo wszystko to fachowiec, jej nominacja była trafna - ocenia Tadeusz Jarmuziewicz, poseł PO i wiceprzewodniczący Komisji Infrastruktury.
Na barykadzie
W ciągu dwóch lat w UOKiK Streżyńska awansowała na wiceszefa departamentu i odeszła do prywatnego biznesu ("Mąż zajmuje się domem i dziećmi, a pensje urzędnicze nie są kuszące" - wyjaśnia): pracowała w prywatnej kancelarii obsługującej m.in. mniejszych operatorów, była szefową prywatnego instytutu eksperckiego. W 1998 r., gdy w imieniu niewielkiego wówczas gminnego operatora Szeptel negocjowała z Markiem Zdrojewskim, ówczesnym ministrem łączności w rządzie AWS, ten zaproponował jej pół etatu w resorcie. Tak została doradcą trzech kolejnych ministrów łączności (poza Zdrojewskim - Macieja Srebry i Tomasza Szyszki), a potem, do 2001 r., była dyrektorem departamentu w tym resorcie.
Właśnie w tym okresie niektórzy upatrują zarzewie jej ambicjonalnego sporu z TP. W 2000 r. jako pracownik Ministerstwa Łączności Streżyńska uczestniczyła w procesie prywatyzacji TP i sprzeciwiała się zbyt daleko idącym ustępstwom na rzecz zagranicznego inwestora. Jak wspomina, w toku przetargu na TP amerykański koncern SBC uznał opóźnienia w liberalizacji telekomunikacji w Polsce za przeszkodę w swoich interesach, a France Télécom, przeciwnie - za gwarancję zysków na zmonopolizowanym rynku. - Podczas negocjacji po przeciwnej do nas [resortu łączności] stronie zasiadali ludzie z France Télécom, Kulczyk Holding i resortu skarbu. Szalę na forum rządu przeważyła wizja wielkich pieniędzy oferowanych przez inwestora - mówi z goryczą Streżyńska. W lipcu 2000 r. resort skarbu sprzedał konsorcjum France Télécom i Kulczyk Holding 35 proc. akcji TP za rekordowe 18,6 mld zł, a minister łączności pod presją zawarł z Francuzami aneks do umowy prywatyzacyjnej, który gwarantował m.in. zachowanie monopolu na połączenia międzynarodowe do 1 stycznia 2003 r. i międzystrefowe do 1 stycznia 2002 r. Sprzedaż spółki wraz z 10 mln "przywiązanych" do niej siłą prawa klientów była ceną za łatanie dziur w budżecie. - Gdyby nie ta zgoda na podtrzymywanie monopolu, rynek i działania regulatora już dawno doprowadziłyby do obniżki cen rozmów - komentuje prezes UKE.
Pikanterii jej obecnym działaniom dodaje fakt, że Grażyna Piotrowska-Oliwa, dyrektor wykonawczy ds. strategii, rozwoju i oferty hurtowej TP, odpowiedzialna m.in. za kontakty operatora z UKE, wtedy była po przeciwnej stronie - jako naczelnik wydziału w Ministerstwie Skarbu i współautorka (w sensie technicznym) wspomnianego aneksu do umowy prywatyzacyjnej.
Łamanie kołem
Pod kierownictwem Streżyńskiej UKE m.in. ukarał TP grzywną 100 mln zł za niezastosowanie się do nakazu rozdzielenia abonamentu za telefon i Neostradę (w ten sposób klienci Neostrady skazani są też na płacenie za usługi telefoniczne operatora), nakazał jej hurtową sprzedaż abonamentu telefonicznego z dużym rabatem konkurencyjnemu Tele 2, nakazał zapewnienie klientom Neostrady równego dostępu do wszystkich portali internetowych, nałożył kilka kar od 50 tys. zł do 3 mln zł za inne uchybienia.
Nie brakuje też zarzutów wobec Streżyńskiej o to, że kieruje się wendetą i że szuka taniego poklasku. TP wieszczy, że ostatnie decyzje UKE narażą operatora na stratę 160 mln zł i zwolnienie 5 tys. pracowników. - Decyzje prezes UKE, wydawane pod chwytliwym hasłem obniżek dla klientów, nie są oparte o realia biznesowe i techniczne. Wydawanie niewykonalnych w wyznaczonym terminie decyzji, a później straszenie karami za ich niezrealizowanie, może budzić podejrzenie o swoistą krucjatę - mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa. TP narzeka, że urząd oszczędza jej rywali, że faworyzuje tych, którzy nie ponoszą żadnych nakładów na rozbudowę sieci, że wyolbrzymia skalę możliwego wpływu obniżek cen w rozliczeniach między operatorami na ceny dla klientów. - Tele 2 ma kupować od TP abonament z upustem prawie 50-procentowym, ale swoim klientom proponuje ofertę tańszą zaledwie o 15 proc. Nie sprzeciwiamy się liberalizacji, ale sponsorowanie konkurencji jest dla nas nie do przyjęcia - wskazuje Piotrowska-Oliwa.
- To mydlenie oczu. Nie można a priori ocenić, o ile stanieją cenny dla abonentów, ale na pewno stanieją. Zakończyliśmy też kontrolę wszystkich operatorów i będziemy sukcesywnie wymuszali również na innych usuwanie niekorzystnych dla klientów rozwiązań - broni się Streżyńska. Twierdzi, że skupia uwagę na TP, bo to dominujący na rynku podmiot i główny "hamulcowy" liberalizacji. - Mamy formalnie 6029 teleinformatycznych operatorów w Polsce, ale w praktyce nie byli oni w stanie nic zdziałać wobec obstrukcji TP kontrolującej większość infrastruktury - tłumaczy Streżyńska.
- Prezes UKE musi działać pewnie, ale ostrożnie. Zgadzam się ze strategią Anny Streżyńskiej, lecz co do taktyki jestem za działaniem w sposób bardziej wyważony - ocenia Andrzej Piotrowski, ekspert Centrum im. Adam Smitha (był jednym z trójki finalistów w konkursie KRRiT na prezesa UKE). Wskazuje on m.in., że uwolnią rynek rozstrzygnięcia dotyczące wszystkich operatorów, a nie pojedyncze decyzje urzędu na korzyść któregoś z rywali TP.
Myśliwy czy zwierzyna?
Mimo że TP odwołuje się od każdej decyzji do sądu, co wstrzymuje płatność kar do czasu wyroku, aktywność regulatora coraz poważniej niepokoi spółkę. Pojawiają się wręcz pogłoski, że TP zakulisowo naciska na odwołanie Streżyńskiej. - Słyszałem o tym. Mnie samego odwiedzili związkowcy "S" z TP, sugerując spowolnienie procesu liberalizacji rynku - mówi Antoni Mężydło, poseł PiS i wiceszef Komisji Infrastruktury, który mocno popierał kandydaturę Streżyńskiej na prezesa UKE.
Operator próbuje też wnosić o zawieszanie decyzji urzędu do czasu wyjaśnienia, czy Streżyńska w ogóle ma prawo występować w roli szefa UKE (sądy dotychczas tego odmawiają). Wszystko z powodu okoliczności jej nominacji. Streżyńska, którą do kolejnego powrotu do administracji przekonali m.in. Mężydło i obecny szef MSWiA Ludwik Dorn, została w końcu 2005 r. podsekretarzem ds. łączności w Ministerstwie Transportu, potem także p.o. prezesa UKE. Nowego prezesa UKE premier miał powołać spośród trzech kandydatów wyłonionych w konkursie przez KRRiT. Streżyńska wystartowała w nim, lecz mimo poparcia Kazimierza Marcinkiewicza odpadła. Premier za radą prawników uznał, że głos KRRiT ma tylko charakter opinii i 8 maja mianował ją prezesem UKE. - Rada mnie nie przesłuchała, o wyniku konkursu dowiedziałam się z prasy. Chciałam walczyć, ale nie wpływałam na decyzję premiera. Byłam nią zaskoczona - tłumaczy Streżyńska. - Anna Streżyńska dała się poznać jako kompetentny i pracowity urzędnik. Dokonałem więc dobrego wyboru, dziś zrobiłbym to samo - mówi Kazimierz Marcinkiewicz.
Skąd ten upór byłego premiera przy Streżyńskiej, nie należącej nawet do PiS? Niektórzy uważają, że od czasu pracy w rządzie AWS ciągnie się za nią opinia osoby powiązanej ze środowiskiem dawnego ZChN (z tej partii wywodzili się jej dawni szefowie w resorcie łączności), dziś obecnym w PiS właśnie jako "frakcja Marcinkiewicza". Dlatego zaczęto wieszczyć upadek Streżyńskiej przy wymianie przez Jarosława Kaczyńskiego osób związanych z jego poprzednim (co rzecznik rządu zdementował). - Prezes UKE ma silną pozycję i poparcie premiera, bo idealnie sprawdza się w realizacji programu liberalizacji rynku teleinformatycznego - zapewnia Mężydło. Sama Streżyńska uważa, że ma w UKE komfortową swobodę. - Nie odwiedzają mnie wycieczki polityków domagających się interwencji lub spektakularnych działań pod kątem opinii publicznej - mówi.
Dziś szykuje serię następnych decyzji regulacyjnych, chce przyspieszyć m.in. uwolnienie rynków telefonii komórkowej, dostępu do Internetu. Niespełna 40-letnia prezes UKE ("Mam 39 lat i pięć miesięcy" - precyzuje) stawia sobie ambitny cel: Polska w ciągu kilku lat z czołówki państw unii o najdroższych usługach telekomunikacyjnych ma spaść do grupy państw pod tym względem najtańszych. I użyje w tym celu wszelkich uprawnień szefa UKE.
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.