Ponad 38 proc. mieszkańców meklemburskiej gminy Postlow głosowało na neonazistów
""Ty zasrany Turku, skończymy z tobą!" - usłyszał Giyasettin Sayan, zanim oberwał butelką w głowę. Sayan, syn kurdyjskich imigrantów, absolwent politologii, jest posłem berlińskiej Izby Poselskiej i rzecznikiem ds. integracji cudzoziemców. W szpitalu stwierdzono u niego wstrząs mózgu i pourazowe trudności z mówieniem. To jeden z wielu napadów zorganizowanych przez neonazistów. Na łamy niemieckiej prasy Sayan trafił kilka tygodni temu ze względu na wysokie stanowisko, jakie piastuje. Reszta podobnych ekscesów to statystyka. Tylko w dzielnicy Treptow-Kšpenick zanotowano w tym roku 164 ataki na cudzoziemców, w tym 16 ciężkich pobić. Tuż przed wakacjami Wolfgang Schuble, szef MSW, przedstawił zastraszające dane: w 2005 r. brunatne szeregi wzrosły, zgodnie z terminologią ministerstwa, do 10,4 tys. "skrajnych prawicowców zdolnych do przemocy" i 4,1 tys. neonazistowskich bojówkarzy.
"W Brandenburgii i innych miejscach są miasta, do których nie radzę iść nikomu, kto ma inny kolor skóry niż biały, bo może nie ujść z życiem" - ostrzegał przy okazji mundialu Uwe-Karsten Heye, były rzecznik rządu. Mówiono wtedy, że "sieje panikę" i "kala własne gniazdo". Tymczasem istnienie w Niemczech miejsc, do których cudzoziemcy nie powinni się zapuszczać, nazywanych z angielska no-go-areaŐs, jest faktem znanym od dawna. Sami neonaziści określają te tereny jako "strefy czyste narodowo" (nationalbefreite Zone, dosłownie: narodowo wyzwolone strefy). Prezydent Johannes Rau już sześć lat temu wytykał rodakom, że "narodowo czyste strefy są wstydem dla wszystkich patriotów Niemiec". Łysogłowi bojówkarze zaprowadzają w nich swoje porządki, nierzadko przy aprobacie obywateli, a politycy z federalnego świecznika wciąż starają się relatywizować problem.
Ziemia niczyja
Mieszkańcy Kšnigstein mówią o nim "nasz Uwe". Uwe Leichsenring, radny Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD), jest tak popularny w mieście, że na plakatach wyborczych kazał wydrukować jedynie swoje imię. Jego dom nad Elbą jest nazywany "wilczym szańcem" - jak mazurska kwatera Hitlera. Kšnigstein to jedna ze stref "wyzwolonych" od obcych. Gdy naziści zdemolowali kwiaciarnię Wietnamczyków, ich życzliwi sąsiedzi złożyli się na remont, ale po pobiciu kilku uczniów i pojawieniu się swastyk na szkolnych murach strach o dzieci wygrał - na NPD zagłosowało 21 proc. mieszkańców. Leichsenring nie jest łysym bojówkarzem w podkutych butach i z kijem bejsbolowym w dłoni. Jest elegancko ubranym politykiem, który wie, jak dotrzeć do ludzi. Studiował psychologię na uniwersytecie w Lipsku. Oficjalnie nie popiera przemocy. Ale to właśnie brunatna garda oczyszcza przedpole dla jego partii. Leichsenring skrytykował m.in. policję za "ograniczanie swobód obywatelskich" bojówkarzy SSS (nielegalnej organizacji Skinheads Schsische Schweiz).
Po zdobyciu przez NPD drezdeńskiego landtagu (parlamentu kraju związkowego) i sukcesach siostrzanej Niemieckiej Unii Ludowej (DVU) w Brandenburgii przez Niemcy przelała się fala dyskusji nad rosnącą siłą neonazistów. Neonaziści mogli bez przeszkód powtórzyć swoją taktykę w innych okręgach z jeszcze większym powodzeniem. W meklemburskiej gminie Postlow na NPD głosowało ostatnio aż 38,2 proc. mieszkańców. To efekt "zbliżenia się do ludzi" działaczy tej partii, którzy angażują się w lokalne problemy, włączają w akcje społeczne, m.in. protesty przeciw cięciom socjalnym, otwierają punkty doradcze, organizują festyny i rozgrywki sportowe. Według Urzędu Ochrony Konstytucji, liczba młodych bawiących się na koncertach zespołów neonazistowskich wzrosła w 2005 r. o ponad 40 proc.
Co robią w tym czasie wielkie partie CDU i SPD? Nic, gdyż jak tłumaczą, w wielu gminach nie mają swoich członków. Ziemię niczyją zajmuje NPD. - Ta partia umie dotrzeć do wyborców i dla wielu nie różni się od innych niczym poza tym, że jest bardziej ÝÝtroskliwaÜÜ" - kwituje prof. Oskar Niedermayer, politolog z uniwersytetu w Berlinie. Choć NPD też nie ma członków w okręgu Ostvorpommern i Uecker-Randow, potrafiła zdobyć tam ponad 30 proc. głosów. W wyborczy wieczór Stefan Kšster, szef meklemburskich narodowców, brylował. "Koniec z paplaniną. Nam trzeba działań, a nie próżniactwa na poselskich dietach. Sprawdzimy je zresztą. My jesteśmy głosem ludu, Niemcy potrzebują szkół, a nie hoteli dla azylantów czy utrzymywania na koszt społeczeństwa jakichś urzędów ochrony konstytucji" - mówił rozpromieniony sukcesem partii. Kšster lubi się pokazywać w asyście młodego murarza Tino Mźllera. To łącznik NPD z Nazi-Kameradschaften, bojówkarzami z ugrupowań nazywanych "wolnymi nacjonalistami" (Freie Nationalisten).
Ramię parlamentarne
Gdy pod koniec lat 90. po fali tragicznych zamachów na cudzoziemców rozwiązano kilka organizacji, w tym paramilitarną liczącą pół tysiąca członków Wiking-Jugend w Stolberg-Bźsbach pod Akwizgranem, ich liderzy wymyślili nową strategię: łączenie się w grupy nieformalne. Jednym z twórców struktury "organizacji bez organizacji" jest hamburski nazista Thomas Wulff. Jego nowym miejscem pracy był Ludwigslust, miasto powiatowe w Meklemburgii, gdzie mieści się landowa siedziba NPD. "Steiner", jak nazywają Wulffa koledzy (od nazwiska założyciela SS Feliksa Steinera), walnie przyczynił się do umocnienia pozycji partii na tym terenie. W nagrodę jest dziś przybocznym Udo Voigta, szefa berlińskiej centrali NPD. Jak wyłożył w rozmowie z "Sźddeutsche Zeitung", teraz partia będzie "parlamentarnym ramieniem całego naszego ruchu".
Czym jest "cały ruch?" Można go scharakteryzować liczbą: 15 361 - tyle ekscesów o podłożu nazistowskim odnotowano w ubieg-łym roku. Liczba aktów przemocy wzrosła o 25 proc. Według ekspertów, oficjalne raporty nie oddają dramatyzmu sytuacji, gdyż meldowany jest tylko co dziesiąty wypadek. W Berlinie prawdopodobieństwo napadu na tle rasowym jest pięć razy większe niż w Bawarii. W Święto Wniebowstąpienia policja stoczyła z neonazistami bitwy uliczne, po których aresztowano 14 skinów. Do szpitali trafiło kilku Turków, Norweg, przybysze z Gwinei i Libanu. W Poczdamie pobito inżyniera z Etiopii. Gdy po wielu dniach odzyskał przytomność, stwierdził, że nic nie pamięta. Sprawców ustalono, ale poszkodowany bał się o życie. - Do wiadomości publicznej trafiają najbardziej drastyczne wypadki - podkreśla Jonas Frickmann z poczdamskiej organizacji Opferperspektive (Perspektywa Ofiar). Jak ten z Pšmelte, gdzie pięciu nazistów zmasakrowało dwunastolatka, bo był Niemcem obcego pochodzenia. Chłopiec jest dziś kaleką. Lżejsze napady zdarzają się każdego dnia. Frickmann sypie przykładami jak z rękawa: pobicia uczniów w Henningsdorfie, Wildau, i Rhein-sbergu, napady na azylantów w Neuruppin i Rathenow, gdzie "poluje" Kameradschaft Sturm 27 itd.
Biskup Wolfgang Huber, przewodniczący Rady Kościoła Ewangelickiego, przyznaje, że wrogość do obcokrajowców, choć bardziej widoczna w nowych landach, występuje w całej RFN. Potwierdza to statystyka: w położonej na zachodzie Nadrenii Północnej-Westfalii liczba przestępstw na tle rasowym wzrosła w 2005 r. o 16 proc. Dla polityków dyżurnym uzasadnieniem sukcesów NPD na wschodzie są pozjednoczeniowe trudności i bezrobocie. W "narodowo czystym" Kšnigsteinie pracy szuka 18 proc. ludności. Czy rzeczywiście jest to powód głosowania na NPD? Mieszkańcy Postlow, gdzie neonaziści stali się najsilniejszą partią, narzekają, żeÉ nie mają sklepu.
Szeregi skrajnej prawicy liczą 40 tys. osób. W walce z brunatną ideologią władze RFN ponoszą porażkę po porażce. Gdy w 2003 r. Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe odrzucił wniosek o delegalizację NPD "ze względów formalnych" (na świadka zgłoszono płatnego agenta), Udo Voigt zaczął bezkarnie przygarniać neonazistowskich bojówkarzy i za pieniądze z państwowej kasy wydawać i propagować książki, gazety, płyty, organizować szkolenia wyjaśniające, kto może być prawdziwym Niemcem.
Uśmiech Voigta
Nie może nim być na przykład Gerald Asamoah, piłkarz pochodzący z Ghany. Neonaziści Związku Ochrony Niemiec (Schutzbund Deutschlands) rozlepili plakaty z jego podobizną i podpisem: "Ty nie jesteś Niemcami!"; była to parafraza społecznej akcji pod hasłem: "Ty jesteś Niemcami!" ("Du bist Deutschland!"), krzewiącej patriotyzm w RFN. Inny ciemnoskóry piłkarz, Adebowale Ogunbure, został w Halle obrzucony bananami i wyzwiskami: "Do Afryki, czarna małpo!". Rozzłoszczony Ogunbure wzniósł ku prześladowcom rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Po chwili leżał skopany na ziemi, a lokalni stróże porządku zamierzali go ukarać za zakazany gest. Obiektem ataku był też reprezentant RFN Patrick Owomoyela. NPD wydrukowała plakaty z sylwetką sportowca i numerem 25. oraz podpisem: "Biały nie tylko na trykocie! NPD na rzecz prawdziwej reprezentacji narodowej!". Z numerem 25. gra Owomoyela. Gdy policja zabrała z partyjnej centrali w Berlinie - Kšpenick kartony z tysiącami folderów, rzecznik Klaus Beier poskarżył się na "ograniczanie swobody wyrażania poglądów". Jak twierdzi: "Naród ma już dość multikulti, a NPD mówi to, co myślą miliony Niemców".
Peter Struck, szef frakcji SPD w Bundestagu, postuluje ponowne wystąpienie o delegalizację NPD. Kanclerz Angela Merkel nie widzi w tym jednak sensu, bo "i tak powstanie w jej miejsce nowa partia". Jak zwykle dyskusja kończy się na apelu Sebastiana EdathyŐego, szefa parlamentarnej Komisji Spraw Wewnętrznych, do organizacji społecznych, by zdobyły się na odwagę i pokazały neonazistom "czerwoną kartkę".
Niemcom odwagi cywilnej nie brakuje. Przed rokiem obywatele udaremnili przemarsz "łysych" ulicami Berlina w 60. rocznicę kapitulacji III Rzeszy. Przeciwnicy tej manifestacji tak długo blokowali miejsce zbiórki neonazistów, aż ci zwinęli sztandary i się rozeszli. W stolicy Bawarii pod hasłem: "Rasistowskie świnie, wynoście się z miasta!", manifestowało 6 tys. osób. Na pochód narodowców posypały się jaja. Podczas demonstracji w Wismarze uzbrojeni w kije neonaziści natarli na tłum. Aby powstrzymać atak, policjanci odbezpieczyli pistolety i skierowali lufy w stronę bojówkarzy.
Udo Voigt uśmiecha się: "Po Saksonii wróżono nam koniec. Minęły dwa lata i mamy frakcję w landtagu Meklemburgii. Za dwa lata będziemy je mieli w Bawarii, Hesji i Dolnej Saksonii, a potem w Bundestagu". Voigt podzielił się terenem z Gerhardem Freyem z DVU, która będzie walczyć o mandaty w Saksonii--Anhalt, Bremie, Hamburgu i Turyngii. Przy obecnej indolencji wielkich partii ich plany mogą zostać zrealizowane.
Zamiast spójnej koncepcji walki ze spółką NPD--DVU pojawiają się kuriozalne przykłady nieudolności. Sąd w Stuttgarcie zakazał ostatnio firmie z Winnenden (Badenia-Wirtembergia) dystrybucji naklejek ze skreśloną swastyką i napisem: "Nazistom: nie!", a prokurator wszczął postępowanie przeciw szefowej Zielonych Claudii Roth oraz posłowi SPD Nielsowi Antenowi, którzy pokazali się w podkoszulkach z tymi symbolami. Rzeczniczka prokuratury uzasadniła, że ich "intencje nie grają roli", bo "przyzwyczajają ludzi do faszystowskich symboli".
"W Brandenburgii i innych miejscach są miasta, do których nie radzę iść nikomu, kto ma inny kolor skóry niż biały, bo może nie ujść z życiem" - ostrzegał przy okazji mundialu Uwe-Karsten Heye, były rzecznik rządu. Mówiono wtedy, że "sieje panikę" i "kala własne gniazdo". Tymczasem istnienie w Niemczech miejsc, do których cudzoziemcy nie powinni się zapuszczać, nazywanych z angielska no-go-areaŐs, jest faktem znanym od dawna. Sami neonaziści określają te tereny jako "strefy czyste narodowo" (nationalbefreite Zone, dosłownie: narodowo wyzwolone strefy). Prezydent Johannes Rau już sześć lat temu wytykał rodakom, że "narodowo czyste strefy są wstydem dla wszystkich patriotów Niemiec". Łysogłowi bojówkarze zaprowadzają w nich swoje porządki, nierzadko przy aprobacie obywateli, a politycy z federalnego świecznika wciąż starają się relatywizować problem.
Ziemia niczyja
Mieszkańcy Kšnigstein mówią o nim "nasz Uwe". Uwe Leichsenring, radny Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD), jest tak popularny w mieście, że na plakatach wyborczych kazał wydrukować jedynie swoje imię. Jego dom nad Elbą jest nazywany "wilczym szańcem" - jak mazurska kwatera Hitlera. Kšnigstein to jedna ze stref "wyzwolonych" od obcych. Gdy naziści zdemolowali kwiaciarnię Wietnamczyków, ich życzliwi sąsiedzi złożyli się na remont, ale po pobiciu kilku uczniów i pojawieniu się swastyk na szkolnych murach strach o dzieci wygrał - na NPD zagłosowało 21 proc. mieszkańców. Leichsenring nie jest łysym bojówkarzem w podkutych butach i z kijem bejsbolowym w dłoni. Jest elegancko ubranym politykiem, który wie, jak dotrzeć do ludzi. Studiował psychologię na uniwersytecie w Lipsku. Oficjalnie nie popiera przemocy. Ale to właśnie brunatna garda oczyszcza przedpole dla jego partii. Leichsenring skrytykował m.in. policję za "ograniczanie swobód obywatelskich" bojówkarzy SSS (nielegalnej organizacji Skinheads Schsische Schweiz).
Po zdobyciu przez NPD drezdeńskiego landtagu (parlamentu kraju związkowego) i sukcesach siostrzanej Niemieckiej Unii Ludowej (DVU) w Brandenburgii przez Niemcy przelała się fala dyskusji nad rosnącą siłą neonazistów. Neonaziści mogli bez przeszkód powtórzyć swoją taktykę w innych okręgach z jeszcze większym powodzeniem. W meklemburskiej gminie Postlow na NPD głosowało ostatnio aż 38,2 proc. mieszkańców. To efekt "zbliżenia się do ludzi" działaczy tej partii, którzy angażują się w lokalne problemy, włączają w akcje społeczne, m.in. protesty przeciw cięciom socjalnym, otwierają punkty doradcze, organizują festyny i rozgrywki sportowe. Według Urzędu Ochrony Konstytucji, liczba młodych bawiących się na koncertach zespołów neonazistowskich wzrosła w 2005 r. o ponad 40 proc.
Co robią w tym czasie wielkie partie CDU i SPD? Nic, gdyż jak tłumaczą, w wielu gminach nie mają swoich członków. Ziemię niczyją zajmuje NPD. - Ta partia umie dotrzeć do wyborców i dla wielu nie różni się od innych niczym poza tym, że jest bardziej ÝÝtroskliwaÜÜ" - kwituje prof. Oskar Niedermayer, politolog z uniwersytetu w Berlinie. Choć NPD też nie ma członków w okręgu Ostvorpommern i Uecker-Randow, potrafiła zdobyć tam ponad 30 proc. głosów. W wyborczy wieczór Stefan Kšster, szef meklemburskich narodowców, brylował. "Koniec z paplaniną. Nam trzeba działań, a nie próżniactwa na poselskich dietach. Sprawdzimy je zresztą. My jesteśmy głosem ludu, Niemcy potrzebują szkół, a nie hoteli dla azylantów czy utrzymywania na koszt społeczeństwa jakichś urzędów ochrony konstytucji" - mówił rozpromieniony sukcesem partii. Kšster lubi się pokazywać w asyście młodego murarza Tino Mźllera. To łącznik NPD z Nazi-Kameradschaften, bojówkarzami z ugrupowań nazywanych "wolnymi nacjonalistami" (Freie Nationalisten).
Ramię parlamentarne
Gdy pod koniec lat 90. po fali tragicznych zamachów na cudzoziemców rozwiązano kilka organizacji, w tym paramilitarną liczącą pół tysiąca członków Wiking-Jugend w Stolberg-Bźsbach pod Akwizgranem, ich liderzy wymyślili nową strategię: łączenie się w grupy nieformalne. Jednym z twórców struktury "organizacji bez organizacji" jest hamburski nazista Thomas Wulff. Jego nowym miejscem pracy był Ludwigslust, miasto powiatowe w Meklemburgii, gdzie mieści się landowa siedziba NPD. "Steiner", jak nazywają Wulffa koledzy (od nazwiska założyciela SS Feliksa Steinera), walnie przyczynił się do umocnienia pozycji partii na tym terenie. W nagrodę jest dziś przybocznym Udo Voigta, szefa berlińskiej centrali NPD. Jak wyłożył w rozmowie z "Sźddeutsche Zeitung", teraz partia będzie "parlamentarnym ramieniem całego naszego ruchu".
Czym jest "cały ruch?" Można go scharakteryzować liczbą: 15 361 - tyle ekscesów o podłożu nazistowskim odnotowano w ubieg-łym roku. Liczba aktów przemocy wzrosła o 25 proc. Według ekspertów, oficjalne raporty nie oddają dramatyzmu sytuacji, gdyż meldowany jest tylko co dziesiąty wypadek. W Berlinie prawdopodobieństwo napadu na tle rasowym jest pięć razy większe niż w Bawarii. W Święto Wniebowstąpienia policja stoczyła z neonazistami bitwy uliczne, po których aresztowano 14 skinów. Do szpitali trafiło kilku Turków, Norweg, przybysze z Gwinei i Libanu. W Poczdamie pobito inżyniera z Etiopii. Gdy po wielu dniach odzyskał przytomność, stwierdził, że nic nie pamięta. Sprawców ustalono, ale poszkodowany bał się o życie. - Do wiadomości publicznej trafiają najbardziej drastyczne wypadki - podkreśla Jonas Frickmann z poczdamskiej organizacji Opferperspektive (Perspektywa Ofiar). Jak ten z Pšmelte, gdzie pięciu nazistów zmasakrowało dwunastolatka, bo był Niemcem obcego pochodzenia. Chłopiec jest dziś kaleką. Lżejsze napady zdarzają się każdego dnia. Frickmann sypie przykładami jak z rękawa: pobicia uczniów w Henningsdorfie, Wildau, i Rhein-sbergu, napady na azylantów w Neuruppin i Rathenow, gdzie "poluje" Kameradschaft Sturm 27 itd.
Biskup Wolfgang Huber, przewodniczący Rady Kościoła Ewangelickiego, przyznaje, że wrogość do obcokrajowców, choć bardziej widoczna w nowych landach, występuje w całej RFN. Potwierdza to statystyka: w położonej na zachodzie Nadrenii Północnej-Westfalii liczba przestępstw na tle rasowym wzrosła w 2005 r. o 16 proc. Dla polityków dyżurnym uzasadnieniem sukcesów NPD na wschodzie są pozjednoczeniowe trudności i bezrobocie. W "narodowo czystym" Kšnigsteinie pracy szuka 18 proc. ludności. Czy rzeczywiście jest to powód głosowania na NPD? Mieszkańcy Postlow, gdzie neonaziści stali się najsilniejszą partią, narzekają, żeÉ nie mają sklepu.
Szeregi skrajnej prawicy liczą 40 tys. osób. W walce z brunatną ideologią władze RFN ponoszą porażkę po porażce. Gdy w 2003 r. Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe odrzucił wniosek o delegalizację NPD "ze względów formalnych" (na świadka zgłoszono płatnego agenta), Udo Voigt zaczął bezkarnie przygarniać neonazistowskich bojówkarzy i za pieniądze z państwowej kasy wydawać i propagować książki, gazety, płyty, organizować szkolenia wyjaśniające, kto może być prawdziwym Niemcem.
Uśmiech Voigta
Nie może nim być na przykład Gerald Asamoah, piłkarz pochodzący z Ghany. Neonaziści Związku Ochrony Niemiec (Schutzbund Deutschlands) rozlepili plakaty z jego podobizną i podpisem: "Ty nie jesteś Niemcami!"; była to parafraza społecznej akcji pod hasłem: "Ty jesteś Niemcami!" ("Du bist Deutschland!"), krzewiącej patriotyzm w RFN. Inny ciemnoskóry piłkarz, Adebowale Ogunbure, został w Halle obrzucony bananami i wyzwiskami: "Do Afryki, czarna małpo!". Rozzłoszczony Ogunbure wzniósł ku prześladowcom rękę w hitlerowskim pozdrowieniu. Po chwili leżał skopany na ziemi, a lokalni stróże porządku zamierzali go ukarać za zakazany gest. Obiektem ataku był też reprezentant RFN Patrick Owomoyela. NPD wydrukowała plakaty z sylwetką sportowca i numerem 25. oraz podpisem: "Biały nie tylko na trykocie! NPD na rzecz prawdziwej reprezentacji narodowej!". Z numerem 25. gra Owomoyela. Gdy policja zabrała z partyjnej centrali w Berlinie - Kšpenick kartony z tysiącami folderów, rzecznik Klaus Beier poskarżył się na "ograniczanie swobody wyrażania poglądów". Jak twierdzi: "Naród ma już dość multikulti, a NPD mówi to, co myślą miliony Niemców".
Peter Struck, szef frakcji SPD w Bundestagu, postuluje ponowne wystąpienie o delegalizację NPD. Kanclerz Angela Merkel nie widzi w tym jednak sensu, bo "i tak powstanie w jej miejsce nowa partia". Jak zwykle dyskusja kończy się na apelu Sebastiana EdathyŐego, szefa parlamentarnej Komisji Spraw Wewnętrznych, do organizacji społecznych, by zdobyły się na odwagę i pokazały neonazistom "czerwoną kartkę".
Niemcom odwagi cywilnej nie brakuje. Przed rokiem obywatele udaremnili przemarsz "łysych" ulicami Berlina w 60. rocznicę kapitulacji III Rzeszy. Przeciwnicy tej manifestacji tak długo blokowali miejsce zbiórki neonazistów, aż ci zwinęli sztandary i się rozeszli. W stolicy Bawarii pod hasłem: "Rasistowskie świnie, wynoście się z miasta!", manifestowało 6 tys. osób. Na pochód narodowców posypały się jaja. Podczas demonstracji w Wismarze uzbrojeni w kije neonaziści natarli na tłum. Aby powstrzymać atak, policjanci odbezpieczyli pistolety i skierowali lufy w stronę bojówkarzy.
Udo Voigt uśmiecha się: "Po Saksonii wróżono nam koniec. Minęły dwa lata i mamy frakcję w landtagu Meklemburgii. Za dwa lata będziemy je mieli w Bawarii, Hesji i Dolnej Saksonii, a potem w Bundestagu". Voigt podzielił się terenem z Gerhardem Freyem z DVU, która będzie walczyć o mandaty w Saksonii--Anhalt, Bremie, Hamburgu i Turyngii. Przy obecnej indolencji wielkich partii ich plany mogą zostać zrealizowane.
Zamiast spójnej koncepcji walki ze spółką NPD--DVU pojawiają się kuriozalne przykłady nieudolności. Sąd w Stuttgarcie zakazał ostatnio firmie z Winnenden (Badenia-Wirtembergia) dystrybucji naklejek ze skreśloną swastyką i napisem: "Nazistom: nie!", a prokurator wszczął postępowanie przeciw szefowej Zielonych Claudii Roth oraz posłowi SPD Nielsowi Antenowi, którzy pokazali się w podkoszulkach z tymi symbolami. Rzeczniczka prokuratury uzasadniła, że ich "intencje nie grają roli", bo "przyzwyczajają ludzi do faszystowskich symboli".
Więcej możesz przeczytać w 41/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.