Na szczęście Zachód ma nam do zaoferowania nie tylko Geremka, Sikorskiego i Dorna
Dlaczego Pan, Panie Premierze, nie potrafi publicznie powiedzieć tego, co wydaje się zupełnie oczywiste: że Bronisław Geremek jako minister spraw zagranicznych jest zbyt wielkim atutem Polski, byśmy mogli go stracić tylko dlatego, że koalicjanci poróżnili się w sprawach polityki wewnętrznej". Taki dramatyczny apel do premiera Jerzego Buzka skierował w czerwcu 2000 r. na łamach "Gazety Wyborczej" Jacek Żakowski. Stało się to tuż po rozpadzie koalicji Akcji Wyborczej Solidarność z Unią Wolności. Buzek posłuchał apelu Żakowskiego i choć unia z rządu odeszła, poprosił Geremka, by pozostał na stanowisku jeszcze kilka tygodni i poprowadził konferencję ministrów spraw zagranicznych w Warszawie.
Od tego czasu minęło niemal siedem lat. Geremek nie jest od dawna ministrem, a Unia Wolności i jej mutacje nigdy nie weszły już nie tylko do rządu, ale nawet do Sejmu. W polskiej polityce wydarzyły się zmiany epokowe, ale - jak się okazuje - nie wszyscy je zauważyli. "Radek Sikorski i Stefan Meller weszli do PiS-owskiego rządu, by uspokoić Zachód" - przypomniał w "Gazecie Wyborczej" Bartosz Węglarczyk, niezadowolony z dymisji szefa resortu obrony narodowej i zaniepokojony tym, co powie Zachód.
Na szczęście zmiany w Polsce zauważył premier Jarosław Kaczyński, który nie poszedł w ślady Buzka i nie prosił Sikorskiego o pozostanie na stanowisku, choć nieubłaganie zbliżał się ważny dla Zachodu szczyt NATO w Sewilli (vide: "Drugie wejście szeryfa"). Wbrew przewidywaniom wielu obserwatorów Zachód nie przejął się, że w Hiszpanii nie było Sikorskiego. Co więcej - Zachód przełknął nawet to, że do Sewilli nie pojechał nowy szef MON Aleksander Szczygło, a Polska posłała tam jedynie wiceministra.
Prawdopodobnie Zachód podpowiedział też wielu komentatorom ton, który dominował w publicystyce minionego tygodnia. Otóż zbiorowo okrzyknięto, że "premier Kaczyński wyrzuca z rządu najlepszych ministrów", a zmiany w rządzie "kompromitują nas w oczach świata". Ciekawe, że ci sami publicyści jeszcze kilkanaście dni temu uważali Ludwika Dorna za "trzeciego bliźniaka", który nie zna się na policji, a Radkowi Sikorskiemu zarzucali, że nie potrafił przygotować polskiej misji w Afganistanie.
Wzlotem politologicznej analizy antycypującej nastroje poza Polską był komentarz, który wygłosił publicysta i od niedawna profesor Janusz Majcherek. Jego zdaniem, sytuacja w polskim rządzie jest niepokojąca, bo "[bracia Kaczyńscy] nie tolerują niesubordynacji i rozbieżności opinii. Władza ma dla nich strukturę hierarchiczną (...). Tu nie ma mowy o ścieraniu się różnych poglądów". Dla Majcherka pewnie oczywiste jest, że to wszystko dzieje się w opozycji do tego, co wyprawiają szefowie rządów na Zachodzie. Tam - jak wszyscy wiedzą - premierzy tolerują konflikty między ministrami i innymi urzędnikami. Co więcej, by podnieść demokratyczne standardy Zachodu, sami je prowokują, podsyłając na przykład ministrom spraw wewnętrznych komendantów policji wskazanych przez opozycję.
Na szczęście Zachód ma nam do zaoferowania nie tylko Geremka, Sikorskiego i Dorna. W 2007 r. w dużej mierze dzięki zachodnim koncernom czeka nas boom samochodowy. Dilerzy wprowadzą na polski rynek aż 60 nowych modeli - najwięcej w historii (vide: "Ósmy bieg"). Gdy do tego dodamy, że dzięki zachodniej tradycji walentynek Polacy stali się bardziej uczuciowi i - co wynika z badań Pentora dla "Wprost" - nie boją się okazywać uczuć publicznie (vide: "Generacja I love you"), to Zachód może być już o Polaków i Polskę całkiem spokojny. Damy radę spełnić jego standardy bez Geremka i innych posłańców zachodniej cywilizacji. A nawet tym bardziej damy radę.
Od tego czasu minęło niemal siedem lat. Geremek nie jest od dawna ministrem, a Unia Wolności i jej mutacje nigdy nie weszły już nie tylko do rządu, ale nawet do Sejmu. W polskiej polityce wydarzyły się zmiany epokowe, ale - jak się okazuje - nie wszyscy je zauważyli. "Radek Sikorski i Stefan Meller weszli do PiS-owskiego rządu, by uspokoić Zachód" - przypomniał w "Gazecie Wyborczej" Bartosz Węglarczyk, niezadowolony z dymisji szefa resortu obrony narodowej i zaniepokojony tym, co powie Zachód.
Na szczęście zmiany w Polsce zauważył premier Jarosław Kaczyński, który nie poszedł w ślady Buzka i nie prosił Sikorskiego o pozostanie na stanowisku, choć nieubłaganie zbliżał się ważny dla Zachodu szczyt NATO w Sewilli (vide: "Drugie wejście szeryfa"). Wbrew przewidywaniom wielu obserwatorów Zachód nie przejął się, że w Hiszpanii nie było Sikorskiego. Co więcej - Zachód przełknął nawet to, że do Sewilli nie pojechał nowy szef MON Aleksander Szczygło, a Polska posłała tam jedynie wiceministra.
Prawdopodobnie Zachód podpowiedział też wielu komentatorom ton, który dominował w publicystyce minionego tygodnia. Otóż zbiorowo okrzyknięto, że "premier Kaczyński wyrzuca z rządu najlepszych ministrów", a zmiany w rządzie "kompromitują nas w oczach świata". Ciekawe, że ci sami publicyści jeszcze kilkanaście dni temu uważali Ludwika Dorna za "trzeciego bliźniaka", który nie zna się na policji, a Radkowi Sikorskiemu zarzucali, że nie potrafił przygotować polskiej misji w Afganistanie.
Wzlotem politologicznej analizy antycypującej nastroje poza Polską był komentarz, który wygłosił publicysta i od niedawna profesor Janusz Majcherek. Jego zdaniem, sytuacja w polskim rządzie jest niepokojąca, bo "[bracia Kaczyńscy] nie tolerują niesubordynacji i rozbieżności opinii. Władza ma dla nich strukturę hierarchiczną (...). Tu nie ma mowy o ścieraniu się różnych poglądów". Dla Majcherka pewnie oczywiste jest, że to wszystko dzieje się w opozycji do tego, co wyprawiają szefowie rządów na Zachodzie. Tam - jak wszyscy wiedzą - premierzy tolerują konflikty między ministrami i innymi urzędnikami. Co więcej, by podnieść demokratyczne standardy Zachodu, sami je prowokują, podsyłając na przykład ministrom spraw wewnętrznych komendantów policji wskazanych przez opozycję.
Na szczęście Zachód ma nam do zaoferowania nie tylko Geremka, Sikorskiego i Dorna. W 2007 r. w dużej mierze dzięki zachodnim koncernom czeka nas boom samochodowy. Dilerzy wprowadzą na polski rynek aż 60 nowych modeli - najwięcej w historii (vide: "Ósmy bieg"). Gdy do tego dodamy, że dzięki zachodniej tradycji walentynek Polacy stali się bardziej uczuciowi i - co wynika z badań Pentora dla "Wprost" - nie boją się okazywać uczuć publicznie (vide: "Generacja I love you"), to Zachód może być już o Polaków i Polskę całkiem spokojny. Damy radę spełnić jego standardy bez Geremka i innych posłańców zachodniej cywilizacji. A nawet tym bardziej damy radę.
Więcej możesz przeczytać w 7/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.