Polska musi do końca roku obniżyć deficyt budżetowy" - grzmi Joaquin Almunia, unijny komisarz do spraw ekonomicznych i walutowych. - Polska wypełnia rekomendowany przez KE termin zlikwidowania nadmiernego deficytu - ripostuje minister finansów Zyta Gilowska. Kto ma rację i co powoduje, że ocena sytuacji w Polsce jest tak różna?
Deficyt budżetowy wyniósł w 2006 r. 25 mld zł, czyli około 2,4 proc. PKB. To sporo mniej niż zalecane przez KE 3 proc. Licząc deficyt, nie uwzględniamy jednak 14,9 mld zł, które trzeba przetransferować do OFE (dodanie tej kwoty zwiększa deficyt do 3,7 proc. PKB). Czynimy tak, argumentując, że te pieniądze poprzednio trafiały do ZUS, więc przeprowadzenie reformy emerytalnej nie powinno w niekorzystny dla nas sposób zmieniać zasad księgowania. Komisja Europejska natomiast upiera się, że pieniądze te opuszczają sektor publiczny i trafiają na rynek finansowy, a więc powinny powiększać deficyt. Rozstrzygnięcie, które rozwiązanie jest poprawniejsze (stosowane przez nas, zalecane przez KE, czy kompromisowe, powiększające deficyt o część przekazu do OFE) jest niemożliwe. Tak jak rozstrzygnięcie sporu o to, czy zebra jest biała w czarne paski, czy czarna w paski białe. Istotniejsze są dwa inne argumenty: ministerstwa, przekonującego, że sytuacja Polski jest i tak lepsza niż Francji, Holandii, Portugalii, Grecji, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Węgier (w 2006 r. deficyt wyniósł 10 proc. PKB) i Komisji Europejskiej, twierdzącej, że wysokie tempo wzrostu PKB stwarza okazję do większej poprawy. W tym sporze więcej racji jest po stronie komisji. Deficyt opłaca nam się zmniejszać nie dlatego, że unia tak każe, ale dlatego, że jest to w interesie przyszłych pokoleń, które poniosą mniejsze koszty obsługi długu. A przy szybkim rozwoju jest to rzeczywiście łatwiejsze. Wystarczy nie wydawać dodatkowych pieniędzy na cele niekoniecznie potrzebne.
Michał Zieliński
Deficyt budżetowy wyniósł w 2006 r. 25 mld zł, czyli około 2,4 proc. PKB. To sporo mniej niż zalecane przez KE 3 proc. Licząc deficyt, nie uwzględniamy jednak 14,9 mld zł, które trzeba przetransferować do OFE (dodanie tej kwoty zwiększa deficyt do 3,7 proc. PKB). Czynimy tak, argumentując, że te pieniądze poprzednio trafiały do ZUS, więc przeprowadzenie reformy emerytalnej nie powinno w niekorzystny dla nas sposób zmieniać zasad księgowania. Komisja Europejska natomiast upiera się, że pieniądze te opuszczają sektor publiczny i trafiają na rynek finansowy, a więc powinny powiększać deficyt. Rozstrzygnięcie, które rozwiązanie jest poprawniejsze (stosowane przez nas, zalecane przez KE, czy kompromisowe, powiększające deficyt o część przekazu do OFE) jest niemożliwe. Tak jak rozstrzygnięcie sporu o to, czy zebra jest biała w czarne paski, czy czarna w paski białe. Istotniejsze są dwa inne argumenty: ministerstwa, przekonującego, że sytuacja Polski jest i tak lepsza niż Francji, Holandii, Portugalii, Grecji, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Węgier (w 2006 r. deficyt wyniósł 10 proc. PKB) i Komisji Europejskiej, twierdzącej, że wysokie tempo wzrostu PKB stwarza okazję do większej poprawy. W tym sporze więcej racji jest po stronie komisji. Deficyt opłaca nam się zmniejszać nie dlatego, że unia tak każe, ale dlatego, że jest to w interesie przyszłych pokoleń, które poniosą mniejsze koszty obsługi długu. A przy szybkim rozwoju jest to rzeczywiście łatwiejsze. Wystarczy nie wydawać dodatkowych pieniędzy na cele niekoniecznie potrzebne.
Michał Zieliński
Więcej możesz przeczytać w 7/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.