W co Urząd Ochrony Państwa grał teczką obecnego prezydenta RP?
Gdy kończyła się PRL, esbek z Trójmiasta ukrył w swym gdyńskim domu teczki czołowych opozycjonistów Wybrzeża. W 1993 r. funkcjonariusze Urzędu Ochrony Państwa te teczki mu odebrali. Tyle że podczas nielegalnej operacji. Wśród przejętych dokumentów była, jak ustalił "Wprost", teczka skonfliktowanego wówczas z Belwederem Lecha Kaczyńskiego, obecnego prezydenta. Dokumenty bezpieki miały być wykorzystane do inwigilacji prawicy. Aby przejąć teczki, UOP zorganizował gigantyczną prowokację, fingując międzynarodową transakcję sprzedaży uranu. Śledztwo w sprawie handlu materiałami radioaktywnymi nadzorował obecny szef MSWiA Janusz Kaczmarek, wówczas prokurator rejonowy w Gdyni. - Przyznaję, że padliśmy wtedy ofiarą prowokacji służb specjalnych - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek. - Wszystko wskazuje na to, że sprawa przerzutu uranu była fikcyjna, choć wówczas wydawało mi się, że dowody są mocne - dodaje.
Prowokacja uranowa
Teczki bezpieki "sprywatyzował" w 1989 r. Jerzy Frączkowski, były szef Wydziału Studiów i Analiz gdańskiego WUSW. Wśród nich były materiały dotyczące przywódców opozycji: Lecha Wałęsy, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa oraz Lecha Kaczyńskiego. Na początku lat 90. informacja o posiadanych przez byłego esbeka materiałach trafiła do Urzędu Ochrony Państwa, związanego wówczas z Belwederem.
Pod koniec lutego 1993 r. do Frączkowskiego, wtedy biznesmena i współwłaściciela spółki Atom, przyszedł klient zainteresowany kupnem materiałów promieniotwórczych. Towar udało się znaleźć zaskakująco szybko: już po kilku dniach do Frączkowskiego zgłosił się niejaki Aleksander Ogrodnik, oferując sprowadzenie uranu z byłego Związku Sowieckiego. Frączkowski połknął haczyk. Nie wiedział, że transakcja to teatr zmontowany przez służby specjalne tylko w jednym celu: by wejść do jego mieszkania i wykraść ukryte teczki czołowych opozycjonistów. - Wszystko było wyreżyserowane. Służby wiedziały, jak podejść Frączkowskiego, a do uranowych negocjacji wysyłali zaprzyjaźnionych z nim byłych funkcjonariuszy SB. Wszystko było uważnie przez nas obserwowane i fotografowane - opowiada były funkcjonariusz UOP.
Do sfinalizowania transakcji z Frączkowskim miało dojść 5 marca 1993 r. w gdyńskim mieszkaniu Ogrodnika przy ulicy Morskiej. Kupiec poinformował, że ekspertyza laboratoryjna próbki towaru potwierdziła autentyczność uranu. Materiał umieścił w plastikowym wiadrze. Potem wyszedł, mówiąc, że wróci za 10 minut. Po kilku minutach do mieszkania wkroczyli funkcjonariusze UOP. Kupiec zniknął - śledczym nigdy nie udało się ustalić, kim był. Jeszcze tego samego dnia funkcjonariusze UOP przeszukali mieszkanie Frączkowskiego i znaleźli teczki opozycjonistów. Esbeckie dokumenty nigdy jednak nie dotarły do prokuratury. W zalakowanej kopercie trafiły najpierw do gdańskiej delegatury UOP, a stamtąd - w konwoju jednostki specjalnej GROM - do Warszawy. Od tej pory ślad po nich zaginął.
- Gdy zorientowaliśmy się, że UOP bezprawnie przejął dokumenty, postanowiliśmy interweniować. Pisma do MSW nie przynosiły jednak żadnych efektów. Kontaktowałem się nawet z ministrem Andrzejem Milczanowskim, ale bezskutecznie - mówi Leszek Lackorzyński, ówczesny prokurator wojewódzki w Gdańsku. Okoliczności tamtej sprawy doskonale zapamiętał Janusz Kaczmarek, obecny szef MSWiA. - Gdy zorientowałem się, że UOP zabrał dokumenty, napisałem pismo interwencyjne do szefa gdańskiej delegatury UOP. Odpowiedź nigdy nie nadeszła - mówi "Wprost" Kaczmarek.
Prowokacja uranowa
Teczki bezpieki "sprywatyzował" w 1989 r. Jerzy Frączkowski, były szef Wydziału Studiów i Analiz gdańskiego WUSW. Wśród nich były materiały dotyczące przywódców opozycji: Lecha Wałęsy, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa oraz Lecha Kaczyńskiego. Na początku lat 90. informacja o posiadanych przez byłego esbeka materiałach trafiła do Urzędu Ochrony Państwa, związanego wówczas z Belwederem.
Pod koniec lutego 1993 r. do Frączkowskiego, wtedy biznesmena i współwłaściciela spółki Atom, przyszedł klient zainteresowany kupnem materiałów promieniotwórczych. Towar udało się znaleźć zaskakująco szybko: już po kilku dniach do Frączkowskiego zgłosił się niejaki Aleksander Ogrodnik, oferując sprowadzenie uranu z byłego Związku Sowieckiego. Frączkowski połknął haczyk. Nie wiedział, że transakcja to teatr zmontowany przez służby specjalne tylko w jednym celu: by wejść do jego mieszkania i wykraść ukryte teczki czołowych opozycjonistów. - Wszystko było wyreżyserowane. Służby wiedziały, jak podejść Frączkowskiego, a do uranowych negocjacji wysyłali zaprzyjaźnionych z nim byłych funkcjonariuszy SB. Wszystko było uważnie przez nas obserwowane i fotografowane - opowiada były funkcjonariusz UOP.
- Gdy zorientowaliśmy się, że UOP bezprawnie przejął dokumenty, postanowiliśmy interweniować. Pisma do MSW nie przynosiły jednak żadnych efektów. Kontaktowałem się nawet z ministrem Andrzejem Milczanowskim, ale bezskutecznie - mówi Leszek Lackorzyński, ówczesny prokurator wojewódzki w Gdańsku. Okoliczności tamtej sprawy doskonale zapamiętał Janusz Kaczmarek, obecny szef MSWiA. - Gdy zorientowałem się, że UOP zabrał dokumenty, napisałem pismo interwencyjne do szefa gdańskiej delegatury UOP. Odpowiedź nigdy nie nadeszła - mówi "Wprost" Kaczmarek.
Więcej możesz przeczytać w 7/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.